Stos
Opublikowano:
13 lipca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Tłumy przyszły na rynek we Wrześni w 1720 roku. W jednym z ostatnich tego typu aktów w nowożytnej Europie, Kunegundę i Katarzynę – żonę owczarza i ich córkę – po publicznym procesie spalono za czary. Oskarżono je o to, że dosiadając koguta, podróżują na cmentarz, by spółkować z diabłem. Po interwencji arcybiskupa sprawę rozpatrzono ponownie, a w procesie ustalono, że pogłoski o rzekomych czarownicach były fałszywe, rozpuszczały je dwie inne kobiety. Je również spalono.
W 1727 roku tłumy na wrzesińskim rynku zadbały, by sprawiedliwości stało się zadość. Tłumy przyszły na rynek we Wrześni również w roku 2021, by przełknąć gorzką pigułkę. Najnowsza książka z cyklu Kolekcji Wrzesińskiej jest jak najdalsza od albumowej pamiątki. Historia stosów sprzed trzystu lat staje się dla Magdaleny i Maksymiliana Rigamontich pretekstem, by zadać mieszkańcom niewygodne pytania: o prawa, status i sprawczość kobiet w tej społeczności. Pytają o postawy, jakie mogą być tu zaakceptowane, i te, które stawiają bohaterki poza marginesem właściwej, stonowanej normalności. „Stos” staje się miejscem, w którym to my, czytelnicy, poddamy pod sąd cztery wrzesińskie bohaterki.
Oprawa
Zdjęcia Maksymiliana Rigamonti mają w tej książce specyficzne zadanie. Nie narzucają się. Są raczej oprawą tekstu, jaki zaraz uderzy z pełną siłą. Fotograficzna narracja nie próbuje się wybić na samodzielność, raczej portretuje wrzesińskie przestrzenie, inwentaryzuje teatralne rekwizyty i scenografię, służące za tło dla właściwych zdarzeń. Tu rynek, tu zwały węgla, kilka postaci, pusta ulica. Spokojne, czarno-białe kadry są poszukiwaniem duchów, pozostałości złej energii z 1720 roku, magii miasta, które w swojej przeszłości ma epizod palenia na stosie kobiet wymykających się systemowi. Czytam te zdjęcia jak próbę wycofanego opisu miejsca zdarzeń. Mówią też bardzo jasno – nie do fotografa należy ta historia, nie on powinien grać w niej pierwszą rolę.
Czarownice
„Myślę o Danusi, Ani, Elżbiecie i Małgosi – one nie są czarownicami. One robią swoją świetną robotę, mają jasno wyznaczony cel i działają. Wymykają się opisowi, nie dają się wrzucić w sztywną ramę małej szufladki. Wybraliśmy cztery bohaterki, ale takich kobiet, we Wrześni i na świecie, są tysiące. Kobiet niesamowitych, których chce się słuchać. Przeczytajcie, jak opowiadają o sobie, a jestem pewna, że się zanurzycie w ich świat” – mówiła Magdalena Rigamonti podczas wrzesińskiej premiery „Stosu”.
Bohaterki tej książki dyktują warunki. To ich pierwszoosobowe wypowiedzi, ich ogląd sytuacji, stają się centralną dla książki perspektywą. Nie ma tu dialogu, nie ma miejsca na zdania odrębne. Z jakiego rodzaju oceną się zmierzą, mówiąc, co myślą, dopiero się okaże.
Małgorzata – prowadzi, zdawałoby się przegraną z góry, batalię przeciw budowie przemysłowych kurników w Kawęczynie, gdzie już teraz smród ferm norek nie pozwala normalnie funkcjonować. Pomału, konsekwentnie, przekonuje sąsiadów, że opór ma sens, że nie są bezsilni, i że trwające od lat spychanie interesów mieszkańców na margines da się skutecznie zatrzymać. Danuta – porzuciła doktorat z medycyny i internistyczną praktykę na rzecz homeopatii, by za jej pomocą wcielać w czyn leczenie oparte na autorskich modelach oddziaływania na ludzki organizm. Elżbieta – prowadząca grupy teatralne, w których mogą się rozwinąć i dojrzeć emocje, dla jakich próżno szukać przestrzeni w akceptowalnych na co dzień wzorach zachowań. I Anna – otwarcie i wprost mówiąca o seksualnej przemocy z jej psychicznymi konsekwencjami, o dramatach, jakich doświadczyła ona sama i kobiety, którym stara się zapewnić podstawowe wsparcie.
Te portrety są zbudowane z intymnych szczegółów; o chorobie męża Małgorzaty, uniemożliwiającej im ucieczkę z Kawęczyna. Z opowieści o karierze, jaka legła w gruzach po zderzeniu z bezdusznym systemem państwowej szkoły aktorskiej.
Z opowieści o braku zrozumienia i systemowej pomocy dla kobiet, które doświadczyły nadużyć. Składają się z relacji o ostracyzmie, presji, pomówieniach, społecznym dystansie, napiętnowaniu, lekceważeniu…
Każdy z tych wywiadów jest oskarżeniem otoczenia tych kobiet. Magdalena Rigamonti ani na moment nie pozwala zapomnieć, że mamy do czynienia z trójwymiarowymi, skomplikowanymi postaciami, które zmuszone są zaprotestować. Nijak nie dadzą się przywołać do szeregu. Nie ugną się pod presją oceny tłumu, roszczącego sobie święte prawo do definiowania tego, co właściwe.
Odkupienie
W trzecim rozdziale książki na wrzesiński rynek ponownie wyjdą mieszkańcy, z tym że nie po to, by oceniać, ale by wesprzeć. Moment rozgrzeszenia może przyjść dopiero, gdy my sami, jako czytelnicy tej książki, zorientujemy się, że Rigamonti nas właśnie sytuują pośród tłumu. Dopełnieniem trzyczęściowej kompozycji tej opowieści jest więc wybuchowy potencjał ogólnopolskiego kobiecego protestu, który przetoczył się również przez Wrześnię i który może w każdej chwili rozpalić się na nowo, obracając w perzynę aktualne układy władzy. Maksymilian Rigamonti w czasie premiery:
„Ta część książki daje wam szansę na odkupienie win. Tak jak trzysta lat temu na rynek przychodziliście skandować do aktu spalenia czarownic, tak tu dostaliście szansę, by stanąć w obronie praw kobiet i zrelacjonować ich strajk, który na tym samym rynku się odbył. Tak się stało. Rozdział trzeci zawiera piętnaście zdjęć nadesłanych przez was, mieszkańców Wrześni”.
Stosy
Cztery bohaterki występujące z imienia i nazwiska podważyły publicznie istniejący ład. Zaproponowały równoległy, samodzielny, alternatywny projekt tego, jak może wyglądać ich najbliższe otoczenie – projekt groźny dla obowiązującego status quo, bo niemieszczący się w tradycyjnych ramach. Swoje idee wprowadzają w życie – nie wymaga to nic więcej poza determinacją i prostym kręgosłupem.
Portretując z troską swoje bohaterki, Rigamonti jednocześnie poddają próbie czytelników. Pytają, czy podejmiemy grę, polegającą na ocenie tych czterech kobiet? Czy uniesiemy się oburzeniem w obliczu lekarki, która porzuciła naukową praktykę na rzecz homeopatii?
A może pozwolimy im litościwie na to, by dalej robiły swoje? Staniemy po stronie walki o przestrzeń do życia na wsi wolnej od smrodu przemysłowego kurnika? Jak zareagujemy na stawiane wokół stosy?
Jak w antywesternie, to my, osądzająca ten dramat społeczność, jesteśmy zbiorowym, czarnym charakterem. Moment oceny, którego nie sposób uniknąć w pułapce, jaką zastawia na nas „Stos” – jest aktem przemocy, bo do tej oceny nie powinniśmy mieć przecież najmniejszego prawa. Stajemy po stronie tłumu, w którego rękach jest wyrok na nauczycielce, mieszkance podwrzesińskiej wsi, lekarce i aktywistce. To uczucie trudne do przełknięcia.
I chociaż do działania zaprzęgnięty jest w „Stosie” reporterski detal – Rigamonti zdają szczegółową relację z lokalnej, społecznej praktyki, obnażając interesy ludzi żyjących tu teraz – to cała ta kolorystyka i biograficzne szczegóły podbijają tylko uniwersalny wydźwięk społecznego procesu czarownic.
Uczestniczymy w nim wszyscy.
Od bohaterek to reporterskie działanie musiało wymagać imponującej odwagi. Zostały poddane podwójnej próbie – jak co dzień, lawirują na granicy tego, co tolerowane w ich własnej społeczności – obnażają jej niesprawiedliwości i utarte schematy myślenia. Ale i czytelnicy niemający z Wrześnią nic wspólnego stają się ich sędziami.
Tłumy przyszły na rynek we Wrześni
Książka wyszła spod prasy drukarskiej. Tłumy przyszły na rynek, gdzie odsłonięto plenerową wystawę. Warto na koniec usytuować premierę tegorocznej Kolekcji Wrzesińskiej wobec większych wydarzeń fotograficznych. Na festiwalach w Łodzi i Krakowie miały w tym roku miejsce nieudane próby wykorzystania przestrzeni sztuki do tego, by aktualne napięcia społeczne poddać, podobnej w swoim charakterze, krytycznej refleksji. Próby nieudane, bo przerwane przez urzędników, dbających o drobnomieszczański spokój swój i swoich mocodawców. Natalia Zarzecka, dyrektorka Cricoteki, w akcie prewencyjnej cenzury zażądała usunięcia z wystawy „Powaga sytuacji” instalacji Krzysztofa Powierży, prezentującej bannery używane podczas Strajku Kobiet. Podczas Fotofestiwalu w Łodzi prokuratura pochyliła się z empatią nad podrażnionymi patriotyczno-religijnymi uczuciami i zamknęła wystawę „Wagina polska”. Działania artystyczne wykraczające poza funkcję kolorowej laurki nie wytrzymały konfrontacji z bigoterią krakowskich i łódzkich urzędników. W obliczu strachu przed tematem kobiet obecnym w dyskursie politycznym, z instytucji sztuki zniknęła możliwość publicznego dyskutowania kwestii autentycznie palących.
Co się stało we Wrześni, gdzie sztandarowa książkowa Kolekcja posłużyła do tego, by wytrącić mieszkańców Wrześni z ich dobrego samopoczucia? Otóż – nic. I to warto podkreślić.
Publiczna przestrzeń pozostała tutaj publiczna, a gorzki komentarz, jaki niesie ze sobą zaangażowany reportaż, stał się częścią rzeczywistości. By Rigamonti mogli przed mieszkańcami Wrześni (i przed nami wszystkimi) postawić lustro, potrzeba było elementarnego szacunku dla społecznej funkcji artystycznej wypowiedzi. Tego we Wrześni nie zabrakło, a rynek stał się faktycznie miejscem publicznej konfrontacji. To czwarty akt dramatu – rynek znów zapełnił się ludźmi. Przeszedł próbę, której w tym roku nie sprostała niejedna instytucja kultury.
Książkę można nabyć w Muzeum Regionalnym im. Dzieci Wrzesińskich, ul. Dzieci Wrzesińskich 13, 62-300 Września oraz poprzez stronę internetową maksymilianrigamonti.com
„Stos”, Kolekcja Wrzesińska 2020, Magdalena i Maksymilian Rigamonti
Fotografie: Maksymilian Rigamonti, teksty: Magdalena Rigamonti, kurator: Karol Szymkowiak, projekt: Honza Zamojski, fotoedycja: Ewa Meissner, prepress: Tomek Kubaczyk, tłumaczenie: Agnieszka Piskorz, korekta: Iwona Maciszewska
Zdjęcia zamieszczone w rozdziale trzecim wykonali mieszkańcy Wrześni: Paulina Grobelna, Jakub Goc, Piotr Nowak, Justyna Pawlak, Patrycja Roszak, Michał Sobczak, Maciej Sznek, Natalia Świerczyńska, Tomasz Wiatr, Małgorzata Wyderkiewicz.
Wydawnictwo: Muzeum Regionalne im. Dzieci Wrzesińskich we Wrześni, 2021
Mecenas projektu Kolekcja Wrzesińska: Burmistrz Miasta i Gminy Września