Tchumburidze, precyzyjna i refleksyjna
Opublikowano:
18 października 2017
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Rok po zakończeniu XV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego, do Poznania powróciła jego zwyciężczyni – Veriko Tchumburidze. Na nowo oczarowała publiczność swoją techniką. Jednak wirtuozeria, którą tak silnie eksponowała w czasie konkursu, została przekuta w efekt towarzyszący jej grze, a nie dominujący nad nią.
Veriko Tchumburidze w trakcie Konkursu Wieniawskiego uchodziła za uczestniczkę kontrowersyjną, trochę nieokiełznaną, której temperament czasami brał górę nad stroną formalną wykonywanych utworów. Jedno jest pewne, niezależnie od tego, czego mogliśmy słuchać rok temu, dziś widzimy w Tchumburidze wciąż młodą artystkę, ale już znacznie bardziej dojrzałą. Osobiście w trakcie konkursu kibicowałem Bomsori Kim, jednak niedzielny koncert przekonał mnie, że wybór dokonany przez grono jurorów był jak najbardziej słuszny.
Niedzielny koncert został zorganizowany przez Towarzystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu, a jego charakter był wybitnie kameralny. Skrzypaczce towarzyszyła pianistka Hanna Holeksa, którą publiczność mogła poznać w trakcie ubiegłorocznego konkursu. Obie panie dały popis niesamowitych umiejętności muzycznych, ale nade wszystko wzajemnego zrozumienia. Repertuar koncertu był mocno zróżnicowany i wymagający.
Veriko Tchumburidze powróciła do Poznania jako skrzypaczka o bardzo pogłębionej refleksyjności, a jednocześnie nie straciła swojego temperamentu. Czynnik wirtuozowski, który artystka tak silnie eksponowała w czasie konkursu, został przekuty w efekt towarzyszący jej grze, a nie dominujący nad nią.
Tchumburidze wciąż pozostaje niespokojnym duchem, a jeśli jej kariera toczyć będzie się równie ciekawie i intensywnie jak obecnie, może stać się dla wiolinistyki tego rodzaju osobowością, jaką dla pianistyki jest Ivo Pogorelich.
W jej grze słychać nie tylko precyzję techniczną i wyszlifowany każdy detal gry, ale także głęboki walor intelektualny, nastawienie na poszukiwanie formy całościowej.
W trakcie niedzielnego koncertu było to zauważalne zwłaszcza w pierwszej części, kiedy wspólnie z Hanną Holeksą skrzypaczka wykonała „Mity” op.30 Karola Szymanowskiego. Przyznam, że do tej pory jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak ciekawą interpretacją. Szymanowski spod smyczka Tchumburidze staje się szalenie zmysłowy i hipnotyzujący. Jej „Narcyz” to jeden z najpiękniejszych erotyków muzycznych, jakie słyszałem w swoim życiu. Piękny i równy dźwięk, a przy tym fraza prowadzona potoczyście, akcentowana umiejętnie wplecionymi zawieszeniami, wszystko to dawało wiele satysfakcji.
Warto również podkreślić, jak znakomicie partnerowała Hanna Holeksa przy fortepianie, pianistka jest prawdziwą mistrzynią nastroju. Odnoszę wrażenie, że Holeksa z prostej gamy C-dur jest w stanie uczynić uroczy kawałek muzyki. Ważne, że pianistka nie nadużywa pedalizacji, przez co towarzyszy partii skrzypiec, nie przykrywając jej. Interpretacja muzyki Szymanowskiego w wykonaniu duetu Tchumburidze i Holeksa pozostanie we mnie na bardzo długi czas.
Niesamowicie wypadła także Sonata na skrzypce solo „Obsession” Eugene Ysaye. Tu Tchumburidze z jednej strony dała upust swoim emocjom, z drugiej – zbudowała bardzo głęboki nastrój, który udzielił się słuchaczom bez reszty.
Niewątpliwie muzyka Szymanowskiego i Ysaye były najmocniejszymi punktami wieczoru. Po przerwie zabrzmiał pełen humoru, ale i trudnej wirtuozerii utwór Paula Sarasata „Zapateado” oraz liryczna „Melodia” Piotra Czajkowskiego. Wieczór zwieńczyło wykonanie „Sonaty na skrzypce i fortepian a-moll” Griega. Nie obyło się bez bisu. Dodatkowo usłyszeliśmy „Kaprys” Elgara.