Ul Edyty Jabłońskiej
Opublikowano:
10 czerwca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z Edytą Jabłońską, autorką ekspozycji „Ul. Dom. Wspólnota.”, rozmawia Michał Sita. To pierwszy z cyklu tekstów o wybranych wystawach dyplomowych studentów Uniwersytetu Artystycznego, prezentowanych w przestrzeni Poznania.
Michał Sita: Jaki piękny ogród! W ogóle go nie widać z ulicy.
Edyta Jabłońska: Pani, która tu mieszkała, nadal dba o kwiaty i karmi koty, chociaż musiała się wyprowadzić siedem lat temu. Budynek grozi zawaleniem. Eksmitowali ją, ale nigdy się z tym miejscem nie pożegnała, ono pozostanie jej domem. Podlewa konwalie, sprząta, pieli. Wchodzisz do jej ogrodu i masz wrażenie, jakby normalne życie toczyło się tu na co dzień, chociaż budynek od lat niszczeje niezamieszkały.
MS: W jej na wpół opuszczonym, na wpół utrzymywanym przy życiu domu umieściłaś swoją pracę.
EJ: Pierwsza część to dzienniki. Uzupełniałam je przez trzy lata. Początkowo były zapisem wędrówki po północy Europy, szybko się jednak okazało, że dotyczą czegoś innego – emocjonalnej i wizualnej podróży do przeszłości, a dokładniej do mojej relacji z tatą.
Był pszczelarzem i zielarzem uzależnionym od alkoholu. Pod koniec życia pił bardzo dużo. Jeszcze zanim umarł, jego dom zaczął się rozpadać.
Odpadał tynk z sufitu, kruszyły się ściany. Pszczoły, którymi przez całe życie się zajmował bardzo troskliwie, które były celem naszych wspólnych spacerów do pasieki, umarły na jakiś czas przed nim. Nie był już w stanie im poświęcić uwagi.
Pojawiają się więc na kartkach notesu rysunki, kwiaty, rozlany miód, pszczelarskie atrybuty. W trakcie procesu twórczego pisałam listy do taty. Miały moc oczyszczającą.
Część z nich paliłam, wyrzucałam do rzeki, inne znalazły się w notesach. Wszystkie wynikały z impulsu wewnętrznego. Lepsze lub gorsze emocje temu towarzyszyły.
Kiedy zmarł dziesięć lat temu, nie czułam żalu, nie nosiłam żałoby. Trudno mi było tęsknić za kimś, kogo za życia nie było obok. Dopiero razem z tymi szkicownikami zaczęłam podchodzić do jego straty inaczej.
MS: Trafiam w tym szkicowniku co chwila na coś, czego nie chcę dotknąć. Na lepkie od miodu kartki, na brudne od wosku strony. Jakbyś pozbywała się tu najgorszych wspomnień.
EJ: Są tu też lepsze momenty, ale w pierwszej fazie pracy faktycznie było trudniej. Drugi, nowszy notatnik jest inny pod wieloma względami. Po trzech latach myślenia o tacie emocje się zmieniły i inne obrazy zaczęły im towarzyszyć. Notowałam je na bieżąco.
MS: Co dalej?
EJ: Ramki pszczelarskie. A dalej leży 3083 pszczół. Zebrałam je u znajomego taty i u znajomych jego znajomych. To pszczoły, które po śnie zimowym się nie obudziły. Wiosną z ula zawsze wyjmuje się martwe owady. Zimowy osyp pszczół jest zjawiskiem naturalnym – giną wtedy najczęściej słabe lub stare osobniki. Starałam się o te martwe pszczoły dbać jak to możliwe. W nieodpowiedniej temperaturze zaczęłyby pleśnieć.
Tu woskowy odlew mojej twarzy – może działać jak maska pośmiertna, nadająca emocje komuś, kto już ich nie może przeżywać. Jest symbolem przejścia, narodzin.
Taka maska pozwala na odczuwanie złości czy bezsilności – emocji, których za życia taty nie mogło być w domu, po prostu nie miały prawa się tam pojawiać.
I działania dokamerowe. Studio traktowałam jak scenę. Nie było tu żadnych prób, zależało mi na autentyczności.
Wylewam na siebie miód, próbuję się go pozbyć z włosów, wideo się zapętla. Nałożyłam miód na ciało mamy i wykonałam najważniejszy dla tej wystawy portret.
Bo cały „ul” nie dotyczy tylko mnie i mojej pamięci taty, ale i relacji z rodzicami. One nie były wymarzone. Bardzo długo nie godziłam się na to, co się między nami wydarzyło. I dopiero teraz, dzięki tej całej, kilkuletniej pracy wokół „ula, zaczynam je akceptować takimi, jakie były.
MS: Z tyłu, za tymi wszystkimi działaniami, cały czas stoi zmieniające się wspomnienie o konkretnym człowieku.
EJ: Tak, to projekt o mnie, o chęci przerobienia zdarzeń z przeszłości, o potrzebie bezwarunkowej miłości do rodziców, o śmierci, ale też o tacie. To wokół niego pojawiają się emocje, jakich wcześniej nie było. Przestałam go jednoznacznie oceniać. Dowiedziałam się dzięki przygotowywaniu tych wszystkich prac związanych z ulem, że tata był wrażliwym człowiekiem.
Kochał mnie i moje rodzeństwo tak, jak umiał, chociaż kiedy byliśmy mali, ani tego nie rozumieliśmy, ani to nam nie wystarczało.
Gloryfikuję go. Tworzę z niego dobrego, czułego człowieka. Umieszczam tatę w pięknej, poetyckiej, wzruszającej historii, kiedy realnie wcale nie musiało być tak, jak mi się dzisiaj wydaje.
Na ile to wszystko prawda, a na ile wymysł mojej wyobraźni i szczerej chęci, żeby tak było? Nie wiem. Cały obraz taty mógł przecież powstać tylko w mojej głowie, odpowiedzieć na moje aktualne potrzeby. Może być wykreowany tak, jak podpowiada mi dzisiaj pamięć, a tą staram się aktywnie kształtować.
To mogą być pobożne życzenia.
A może właśnie ten obraz jest bardziej prawdziwy – przepracowany, przemyślany i pozbawiony żalu? Nie znam odpowiedzi na te pytania. Uruchomiłam po prostu pewien trwający kilka lat proces, w jakim przyglądałam się swoim własnym emocjom dotyczącym taty. I takie są jego wyniki. Z drobiazgowo opracowanym projektem mogę powiedzieć – mój tata był uzależniony, ale przecież mimo wszystko był cudownym, wrażliwym człowiekiem.
MS: Dopiero po latach taki obraz taty zaczyna być wiarygodny?
EJ: Tak. Gdy umarł, nawet nie umiałam udawać, że wydarzyło się coś ważnego. Pogrzeb to był najwyżej motyw, wokół którego się spotkaliśmy. Zrobiliśmy bigos, na stypie żartowaliśmy. Na pogrzebie nikt z naszej rodziny nie płakał.
„Ul. Dom. Wspólnota.”
Dworek przy ul. Szyperskiej 9 (przy Starej Drukarni), Poznań
Wystawa dyplomowa otwarta była między 28 a 30 maja.
Edyta Jabłońska – urodzona w 1987 roku w Lubaczowie artystka wizualna. Absolwentka pedagogiki na Uniwersytecie Jagiellońskim, edukacji artystycznej na Uniwersytecie Pedagogicznym oraz fotografii na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym. W 2018 roku zrealizowała makietę dokumentalnej książki fotograficznej „Kraj(obraz)”, opowiadającej o Stasicy (37 l.), Marianicy (44 l.) i Andrejku (65 l.), kawalerach mieszkających w jej rodzinnej wsi. Wystawiała swoje prace między innymi w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, w ramach sekcji OPEN wrocławskiego festiwalu TIFF. Uczestniczka wystaw w Pradze, Rzymie, Barcelonie, Budapeszcie. W 2021 roku uznana przez Joannę Kinowską za jedną z najciekawszych debiutantek wśród 25 wybranych fotografek w Polsce. Jej projekt „Ul. Dom. Wspólnota.” prezentowany przez kilka majowych dni w Starej Papierni jest fotograficzną pracą dyplomową wykonaną w VI Pracowni Fotografii pod kierunkiem prof. dr. hab. Andrzeja Florkowskiego. Mieszka i pracuje w Krakowie.