Wszystkie nasze tęsknoty
Opublikowano:
13 września 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Czuję wielką satysfakcję, kiedy ktoś odnajduje swoje osobiste przesłanie w tym, co napisałem, a co nie zawsze dokładnie zgrywa się z tym, co miałem na myśli” – mówi mieszkający w Poznaniu songwriter i multiinstrumentalista Massel, który niedawno wydał nowy album „Tęskno mi”.
Sebastian Gabryel: „Tęskno mi” – tymi słowami witasz nas na swojej nowej, niedawno wydanej płycie. Za czym tęsknisz najbardziej? I czy obiekty tej tęsknoty należą już tylko do przeszłości?
Massel: Oj, tęsknię za wieloma rzeczami. Pewnie mógłbym wymieniać je bardzo długo, ale nie chcę wyjść na boomera (śmiech). Wiesz co, ja po prostu tęsknię za tym, do czego nie da się już wrócić – za sytuacjami, których nie odzyskam ani nie powtórzę. Brzmi to bardzo nijako, ale nie bardzo wiem, jak to inaczej powiedzieć… Całą tę tęsknotę starałem się opisać na płycie, odwołując się do różnych sytuacji ze swojego życia.
SG: Jednym z najbardziej poruszających utworów na twoim albumie jest dla mnie „Ostatni potwór z szafy”, który, jak śpiewasz, ukradkiem na ciebie zerka. Co kryje się pod jego postacią? I jak zamierzasz się z nim zmierzyć?
M: Tu nawet nie do końca chodzi o to, by się z nim mierzyć, ale właśnie by nigdy nie pozwolić mu odejść. Bo to jest trochę taki symbol tej dziecięcej wyobraźni, która z biegiem lat gdzieś w nas zanika, nadpisana innymi zmartwieniami, choćby obawą, czy będę wystarczająco dobrym rodzicem. Można też spojrzeć na to z innej strony i stwierdzić, że ten potwór nie tyle zanika, co ewoluuje.
SG: No właśnie, w „Pokrzywionym niebie” malujesz obraz swojego dzieciństwa – z połamanymi latawcami w sadach i plastikowymi żołnierzami w piaskownicach. O czym tak naprawdę opowiada ta piosenka?
M: Tam nie ma drugiego dna. Pierwsza część utworu opowiada o relacji międzyludzkiej, trochę dopełniając to, co można było usłyszeć we wcześniejszym utworze „Lukier”, a druga część zabiera słuchacza do wspomnień mojego dzieciństwa. Wiele osób, które pochodzą z Czaplinka, czyli miasteczka, w którym się wychowywałem, słuchając tego utworu, wzrusza się, bo one również pamiętają te „pola dzikich truskawek”.
Ubrałem to w format takiego niewysłanego listu do mojego przyjaciela z tamtych lat, z którym dzisiaj niestety nie mam już kontaktu.
Myślę, że mimo bardzo osobistej treści tej piosenki każdy z nas znajdzie w swojej pamięci miejsca wywołujące w nim podobną nostalgię.
SG: „Za dużo w nas pomysłów, na to jak być szczęśliwym / Za mało czasu, aby te pomysły pchać” – kiedy po raz pierwszy usłyszałem ten wers, zacząłem się zastanawiać nad modelem życia, który często praktykujemy, wchodząc w dorosłość. Chcemy wszystko, wszędzie, naraz. Co o tym sądzisz?
M: Cieszę się, że znalazłeś własny sens tych wersów, bo czuję wielką satysfakcję, kiedy ktoś odnajduje swoje osobiste przesłanie w tym, co napisałem, a co nie zawsze dokładnie zgrywa się z tym, co miałem na myśli. Bezpośrednio ten wers z pierwszej części „Pokrzywionego nieba” po prostu dotyczy związku, w którym, gdy przychodzi gorszy moment, zawsze szuka się jakiegoś rozwiązania, co zrobić, by to znów grało tak, jak powinno. I niestety nie zawsze się to udaje.
SG: „Tęskno mi” to z jednej strony organiczny hip-hop, z drugiej – songwriterskie ballady. Skąd takie połączenie? Na polskim rynku jest ono jednak dość nietuzinkowe.
M: Ja wyrastałem na hip-hopie, pierwsze „nielegale” nagrywałem już między 2006 a 2010 rokiem. Nigdy też nie potrafiłem śpiewać, więc niejako zmuszony byłem nauczyć się do muzyki mówić.
I to nie tak, że miałem jakiś konkretny plan od a do z, jak ta płyta będzie brzmieć – po prostu grałem to, co czułem i co mi się podobało.
Komponując jakiś utwór, zupełnie nie zastanawiam się, czy on jest bardziej rockowy czy rapowy. Fakt, czasami mam taką chwilę, że mówię sobie: „O, dzisiaj zrobię coś bardziej boom bapowego”, a ostatecznie i tak kończy się to jakąś pijaną gitarą na 3/4 (śmiech).
SG: Na płycie nie brakuje gości. Jak wspominasz współpracę z dziewczynami i Biszem? I skoro już o nim mowa, to czy macie plan zrobić razem coś więcej?
M: Kiedyś nawet nie pomyślałbym, by zapraszać kogoś do solowego projektu, choć z biegiem lat doszedłem do wniosku, że czasem trzeba komuś zaufać. Maria i Oliwia uzupełniły to, czego mi brakowało – to, czego nigdy nie potrafiłem zrobić – czyli pięknie zaśpiewały, dodając tej płycie nieco eteryczności i miękkości. Swoją drogą, z dziewczynami będziemy teraz pracować nad EP-ką. Tymczasem sytuacja z Jarkiem była nieco inna, bo siedziałem po koncercie, gdzie miałem okazję zagrać przed nim suport i Bisz zaproponował, że jeśli będę miał taką ochotę, to on z chęcią dogra się do jakiegoś utworu – niekoniecznie na tę płytę, ale po prostu w przyszłości.
Ale los chciał, że podczas tego samego posiedzenia wyskoczył „Plac zawód” i już wiedziałem, że muszę zrobić z tego numer, i że napiszę do Jarka, że to będzie właśnie ten.
Wiesz, dla mnie to było spełnienie jednego z marzeń, bo od kiedy usłyszałem „Wilka chodnikowego” Bisza, on już zawsze był u mnie na playliście. Jest wspaniałym tekściarzem, świetnym artystą, a do tego dobrym człowiekiem.
SG: Mówi się o tobie różnie – Massel śpiewający swoje teksty, Massel-multiinstrumentalista, Massel-producent muzyczny. Kim najbardziej czujesz się dzisiaj? A może inaczej – która praktyka muzyczna jest ci najbliższa, którą stosujesz niemal odruchowo?
M: Chyba pisanie tekstów, bo mam już taki odruch, że nawet jak słyszę czyjąś piosenkę, to myślę o tym, jak można byłoby inaczej bądź ciekawiej skończyć jakiś wers. Czasem dzięki temu udaje mi się wpaść na jakieś zostające w pamięci frazy. A co do reszty, to wiesz – wszystko po trochu (śmiech).
SG: Rozmawiamy w samym środku lata, ale mam wrażenie, że twoja muzyka najlepiej sprawdza się jesienią. Jakie masz plany koncertowe na najbliższe miesiące po wakacjach?
M: Na pewno jeszcze nieogłoszony koncert w Poznaniu, który odbędzie się 26 października. Czekam też na potwierdzenie kilku terminów w innych miejscach Polski. Niestety, mój dział promocji i bookingu nie działa jak powinien – w sumie nie działa wcale, bo bardzo nie lubię tego robić. W ogóle mam problem z robieniem rzeczy, które nie sprawiają mi przyjemności, a wysyłanie maili i dzwonienie po klubach to raczej nie jest moja mocna strona (śmiech).
*Massel – multiinstrumentalista, tekściarz i producent, tworzący solowo od 2022 roku. Zagrał m.in. na festiwalach Fama i Next Fest. Laureat głównej nagrody Połczyn FEST oraz Festiwalu Ulicy 2024. Podczas trasy koncertowej Bisza (Dekada Wilka Live Band) występował jako support. W ramach warsztatów tekściarskich Sklejam Słowa stworzył studio nagrań, w którym współpracował m.in. z Natalią Grosiak, Łoną i Skubasem. Ma na koncie cztery single zarejestrowane w formie live session „Tęskno mi do świata baśni”, „Powrót na B-612”, „Ostatni potwór z szafy” i „Krótka opowieść o dorastaniu”, a także wydaną w 2024 roku płytę „Tęskno mi”. Na scenie oraz w studio towarzyszą mu Maria Jurczyńska (piano/wokal), Paweł Kosicki (bas), Maksymilian Minczykowski i Mateusz Brzostowski (obaj na perkusji).