fot. M. Lapis

Zaginiony odkrywca

Tytuł książki „Gaspar da Gama” Radosława Nawrota słusznie kojarzy się z odkryciami geograficznymi w XVI wieku. W jaki sposób postać ta wiąże się z Poznaniem – mówi autor powieści, jeden z tegorocznych laureatów Nagrody PTPN za najlepszą publikację o Wielkopolsce.

 

Barbara Kowalewska: Jak pan natrafił na Gaspara da Gamę, postać współcześnie prawie nieznaną?

Radosław Nawrot: Jako dziecko chorowałem i sporo czasu spędzałem w łóżku. Nie mogąc bawić się z rówieśnikami, czytałem dużo książek, co pozwalało mi przetrwać ten okres. W jednej z tych książek, autorstwa Jerzego Pertka, marynisty z Poznania, natrafiłem na wzmiankę o Gasparze da Gama. Faktycznie niewiele o nim wiadomo. Tylko tyle, że istniał, że uratował wyprawę Vasco da Gamy i że z dużą pewnością pochodził z Poznania. Zastanawiałem się więc, dlaczego nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Przecież wyprawy zamorskie w XV i XVI wieku miały ogromne znaczenie historyczne – całkowicie zmieniły świat.

Uświadomiłem sobie, że w Poznaniu wspominamy wiele osób o znanych nazwiskach, ale nie ma wśród nich Gaspara da Gamy, chociaż był poznaniakiem. Oczywiście są wątpliwości, czy na pewno stąd pochodził. Istnieją źródła, że może jednak z Wenecji czy z Aleksandrii, ale w czasie tortur Gaspar wypowiedział słowa „Posna” lub „Bosna” (co mogłoby wskazywać na Bośnię), a potem wyznał, że był poddanym króla polskiego i że był Żydem. Nie widzę powodu, żeby na torturach miał sobie coś takiego wymyślić. W tym czasie, gdy Hiszpania i Portugalia prześladowały, a potem wygnały Żydów ze swoich terenów, Polska wyróżniała się na tle Europy. To między innymi do nas trafiali sefardyjscy uchodźcy z Półwyspu Iberyjskiego, w Poznaniu mieszkało dużo Żydów, mieliśmy statut kaliski regulujący ich prawa na naszych ziemiach.

 

BK: Co pana zafascynowało w postaci Gaspara? Czy właśnie ta aura tajemnicy, która go otacza?

RN: Przewertowałem skąpe źródła na temat Gaspara, zarówno w Polsce, jak i w Portugalii.  Więcej jest na jego temat mitów niż pewnych faktów. I faktycznie, dla mnie fascynująca jest tajemnica. A tajemnica może stać się pożywką dla powieści. Tam gdzie naukowcy nie mogą uzupełnić białych plam, wchodzi pisarz i wypełnia tę lukę swoją wyobraźnią. Na jednej z ceremonii wręczania nagród któryś z historyków zagadnął mnie, czy to nie ryzykowne pisać o takiej postaci, o której niewiele wiadomo. Tyle że w mojej książce ta postać jest mitem, nie  jest namacalna, odnoszę się do tajemnicy.

 

fot. M. Lapis

Rozpoczynam powieść w momencie, gdy  Gaspar rozpłynął się w powietrzu i słuch o nim zaginął. Znamy jego życiorys od spotkania w Indiach w 1498 roku z Vasco da Gamą aż do powrotu do Portugalii. Ok. 1505 roku już go nie ma i nikt nie wie, co się z nim stało. Wiemy, że był jednym z największych nawigatorów tamtych czasów, że uratował wyprawę Vasco da Gamy i że sam odkrył Brazylię. To, że potem znika, mogło mieć dwie przyczyny: albo przypadek, albo stało się coś ważnego, no chyba że nagle stracił na znaczeniu aż do takiego stopnia.

I to był fascynujący pretekst do opowiedzenia o tamtym świecie, Polsce i Poznaniu z czasu jego niekwestionowanego rozkwitu w XVI wieku. Był wówczas bramą na handel zza oceanu, tu widać było także skutki reformacji w postaci zmian światopoglądowych. Nie ma ciekawszego miasta w XVI wieku w Polsce niż Poznań.

 

BK: W pana książce ikonografię stanowią w dużej mierze stare mapy. Fascynują pana mapy? W powieści czyni pan Gaspara  autorem jednej z takich map. Co było w niej szczególnego?

RN: Słabość do map miałem zawsze, atlas był moją ulubioną lekturą od dzieciństwa, miałem także globus. Mapy dają poczucie bezpieczeństwa. W powieści – poza tym, że stanowią ramy, zakreślając terytorium zdarzeń – są one również bohaterami. Na mapach widać, jak świat się wówczas zmieniał i był coraz to inaczej postrzegany. Studiowałem mapy i informacje o nich, bo na tym bazowali ówcześni żeglarze. Większość map w książce jest  prawdziwa, a część musiałem sobie wyobrazić. Mapa Gaspara to wytwór mojej wyobraźni, ale związana jest z faktami. Po powrocie Vasco da Gamy z Indii Gaspar naciskał, żeby popłynąć tam ponownie i wyjednał u króla portugalskiego tę wyprawę, chociaż nie dano mu dowództwa.

W trakcie podróży doszło do tajemniczego zdarzenia – gdy na środku Atlantyku pojawił się sztorm, Gaspar naciskał kapitana statku na zmianę kursu, co w efekcie pozwoliło na odkrycie Brazylii, którą dołączono potem do kolonii portugalskich. Z jakiegoś tajemniczego powodu Gaspar wiedział, że tam, dokąd chciał płynąć, jest ląd. Są na ten temat różne hipotezy: być może wyczytał to w źródłach arabskich lub fenickich, co tłumaczyłoby jego niezwykłe umiejętności nawigacyjne. W tym sensie mój pisarski manewr z mapą miał dać do zrozumienia, że Gaspar wiedział więcej o żegludze, bo wychował się w krajach Orientu. To burzy nasze przekonanie, że Europa była liderem w zamorskich wyprawach.  

 

 

BK: W powieści Gaspar nam się wciąż wymyka, ale jak to się dzieje w wielu podróżach, nie zawsze dostajemy to, czego szukamy, za to doświadczamy tego, czego się nie spodziewaliśmy. Czy tak przebiegała również pana praca nad książką: Gaspar się panu także wymykał, ale po drodze pan wciąż dowiadywał się czegoś nowego?

RN: To nawet mało powiedziane. To, co mi sprawia frajdę podczas pisania, to fakt, że w zasadzie fabuła i bohaterowie wymykają się moim oczekiwaniom. Ja buduję ramy świata, w którym rozgrywa się historia, ale od pierwszego zdania moi bohaterowie żyją swoim życiem. Kocham improwizację i kiedy coś zmierza w inną stronę, niż zamierzałem pierwotnie,  pozwalam na to. W książce przywołuję na przykład osobę lekarza Józefa Strusia, jeszcze wówczas młodego chłopaka u progu kariery. W założeniu miał być postacią epizodyczną, ale w trakcie pisania okazało się, że jest potrzebny, jakby ta postać mówiła: „daj mi szansę”.

 

fot. M. Lapis

Samego Gaspara nawet nie próbowałem gonić. Nie chciałem tworzyć nowego życiorysu, dotyczy to także innych postaci. Zastanawiałem się, na ile mam prawo przypisać różne  zachowania, słowa czy cechy charakteru prawdziwym postaciom historycznym, bo staram się, tworząc tło, by znalazło się tu dużo postaci rzeczywistych. I chociaż staram się zbytnio nie odchodzić od faktów, w jakiś sposób interpretuję życiorysy moich bohaterów. 

Wsparli mnie czytelnicy, którzy potwierdzili, że dzięki takim interpretacjom postaci historycznie prawdziwe nabierają życia i wiarygodności. W mojej książce takich postaci jest bardzo wiele, może nawet większość. Pojawia się tu dwór Bony, prawdziwa jest cała rada Poznania, większość kupców, Faust, który jako zbieg poszukiwany w całej Europie przebywał także w Poznaniu.

 

BK: Czytelnik pana książki zobaczy, jak wyglądała Europa, w tym Polska i Poznań w XVI wieku, ale też będzie zaskoczony wieloma szczegółami. Czym się pan kierował, tworząc tło i złożone konteksty historyczne?

RN: Musiałem zdecydować, o czym chcę napisać i wyszło mi, że wcale nie o Gasparze, ale w gruncie rzeczy o Poznaniu. To miasto jest zbiorowym bohaterem. Książka ma konstrukcję lejka, na początku zarysowuję tło europejskie, krążę po świecie, potem pole widzenia stopniowo się zawęża, aż wszystkie drogi prowadzą do Poznania i to on jest w centrum uwagi, a nie Portugalia czy Indie. To w naszym mieście dochodzi do rozwiązań wątków.

W jakimś sensie jest to książka drogi. Podróż bohaterów śladami Gaspara jest pretekstem do opisu Poznania tamtego okresu. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak inne było wówczas to miasto, że np. plac Wolności wtedy znajdował się poza murami miejskimi. Albo ile tu było szynków piwnych, ilu tu przyjeżdżało zagranicznych gości, że mieliśmy dzielnicę grecką. Nie tylko osoba Gaspara, ale sam Poznań zazdrośnie strzegł swoich tajemnic. Zaskakujące jest na przykład, że Golem  powstał właśnie tu, a nie w Pradze.

 

BK: Gaspara razem z panem szuka w powieści wiele osób: wysłannicy hiszpańskiego i portugalskiego króla, ci z kolei śledzeni są przez szpiega królowej Bony. Czytelnik zostaje wciągnięty w te poszukiwania, zwodzi go pan, potęgując ciekawość.  Mam wrażenie, że jest w tym nuta ironii, a nawet czytam to jako pastisz takich historii jak ta. Czy ta hipoteza jest bliska prawdzie?

RN:  Nie mam nic przeciwko takiej interpretacji. Dla mnie to wszystko jest raczej wyrazem  obłędu czy histerii, która zapanowała w Europie w okresie zamorskich wypraw. Dzięki nagromadzeniu śledzących się nawzajem postaci powieść zyskuje walor szpiegowski. Musimy pamiętać, że odkrycia geograficzne to nie tylko poznanie świata, ale także puszka Pandory, wyścig zbrojeń i pogoń za bogactwem, które się z tym wiązało. To złożone procesy.

 

fot. M. Lapis

Jest na przykład taki moment w książce, gdy żeglarze lubeccy z Hanzy narzekają, że odkrywający nowe lądy Portugalczycy i Hiszpanie zrujnowali nasz handel; napływ złota, kruszcu zmienił europejski rynek. To dzięki tym wyprawom także w Poznaniu można było dostać nieznane dotąd jarzyny, owoce i przyprawy. To z kolei – nie uświadamiamy sobie, jak bardzo – spowodowało także przełom kulinarny. Europejski, w tym również polski stół zaczął wyglądać inaczej, nie było przedtem na nim tego wszystkiego, co dziś uważamy za oczywiste.

Te wszystkie zmiany powodowały, że czas odkryć geograficznych, za którymi stał między innymi Gaspar, był ciekawym, ale i bardzo niebezpiecznym momentem w dziejach świata. Dlatego właśnie papież przydzielał prawa do poszczególnych ziem, żeby nie doszło do wojny na skalę światową. Dlatego ta historia to też opowieść o szpiegach, którzy podążają za Gasparem, bo wszyscy chcą uszczknąć z tego tortu coś dla siebie. I w tym uczestniczyła  także Polska,  odkrycia geograficzne jej też dotyczyły. Dlatego to historia pewnego obłędu, bo wszyscy w tym pędzie za pieniądzem i interesami zachowują się dziwnie, czasem śmiesznie.

 

BK: Czy przy pisaniu konkurował w panu duch pisarza i dziennikarz, którym przecież jest  pan od lat? Co daje szlif dziennikarski? Jak wpływa na podejście do tworzenia powieści?

RN: Różnica między podejściem dziennikarza i pisarza jest taka, że duch dziennikarski mówi: „trzymaj się faktów”, a duch pisarski: „nie musisz”. Wolę tę drugą opcję. W dziennikarstwie  nie ma miejsca na konfabulację, a nawet więcej – jest ona przestępstwem. W pisarstwie  odwrotnie – mogę fakty historyczne opisać dowolnie. Owszem, te dwa duchy walczą we mnie, ale ten dziennikarski nie ma szans, bo w porównaniu z pisarstwem to zajęcie  śmiertelnie nudne. Dlatego pisanie powieści jest dla mnie kapitalną odskocznią. Mogę przy tym oddychać pełną piersią, korzystając z własnej wyobraźni. To trochę tak, jakbym zaprosił czytelnika do swojego domu. Z drugiej strony to, że jestem dziennikarzem, sprawia, że chcę się trzymać faktów tam, gdzie to konieczne lub istotne dla fabuły.

 

BK: Nad czym pan teraz pracuje? Będzie kolejna publikacja?

RN: W tej chwili kończę poprawki do książki o Strzeleckim, jej akcja toczy się w latach 1839–1840 podczas tej wyprawy, która doprowadziła podróżnika do odkrycia Góry Kościuszki. Ta historia bardzo mnie wciągnęła i bardzo polubiłem wiek XIX, chociaż dotąd nie był mi bliski. A kolejną chciałbym napisać o II wojnie światowej, mam już plan i pomysł, przeprowadzam pierwsze rozmowy na ten temat. A w zanadrzu mam jeszcze plany na powieść o Poznaniu z okresu, gdy miasto podupadło, o najgorszym dla Poznania wieku XVIII.

 

 

Radosław Nawrot –  rocznik 1973. Wieloletni dziennikarz Radia Afera (od 1992 roku), „Gazety Wyborczej” (od 1995 roku) i Interii (od 2021 roku). Pisarz i autor takich książek jak „Okoń” (o piłkarzu Mirosławie Okońskim), „Najsłynniejsze mecze Lecha Poznań”, „Szachownica” (o powstaniu wielkopolskim), „Gaspar da Gama” (o XVI wieku), „W nogi, panie prezydencie” (o wystawie PeWuKa i 1929 roku), komiksów o polskich olimpijczykach i meczach Lecha Poznań z FC Barcelona. Miłośnik sportu, historii, zoologii i podróży. Konsultant książek i filmów przyrodniczych. Odwiedził ponad 100 krajów świata. Laureat teleturnieju „Wielka gra”.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
6
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0