Listopad 1918 – listopad 2020
Opublikowano:
25 listopada 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Sto dwa lata temu zadekretowano w odradzającej się Polsce przyznanie praw wyborczych kobietom. Czy to zdanie ma właściwą konstrukcję? Z pewnością odpowiada prawidłom gramatyki. Język to jednak nie tylko gramatyka.
Po napisaniu tego zdania moją uwagę przyciągnęło słowo „przyznanie”. Pojawiło się spontanicznie przy werbalizowaniu myśli. W ten sposób, niejako odruchowo, większość z nas mogłaby opisać, co się wówczas stało. Język podsuwa nam to słowo. Mógłby też kilka innych: nadać, obdarzyć, udzielić.
Ale w każdym z nich ukryte jest założenie o władzy, którą ktoś nad kimś sprawuje.
Mocy, którą dysponuje. Przyznać przecież jakieś prawa konkretnej osobie czy grupie osób może jedynie ten, który dzierży władzę i może nią szafować w sposób suwerenny. To akt łaski, ujmując to innymi słowami.
Listopad 1918
Chciałbym to jednak ująć inaczej. 18 listopada 1918 roku zdobyto się na oddanie Polkom praw wyborczych.
Sens ten sam, ale jednak trochę inaczej w podtekście są rozłożone akcenty. Zdobyć się na coś – choć to sformułowanie z rzadka dzisiaj używane – oznacza dokonanie czegoś przez pokonanie wewnętrznych oporów: można zdobyć się na odwagę mimo strachu. Można zdobyć się na przyznanie komuś racji, choć czynimy to niechętnie, uznając swoją pomyłkę.
Posiada się władzę (mimo wszystko tego elementu nie jesteśmy chyba w stanie usunąć – władza w tej czy innej formie jest elementem ludzkiej rzeczywistości, kwestia, jak ją dzielić i sprawować), jednak uznaje się jej ograniczoność i zmienność.
Oddać można coś, co było kiedyś czyjąś własnością.
Gdyby iść w tę stronę, należałoby chyba odwołać się do przypuszczeń na temat istniejącego przed dzisiejszym porządkiem matriarchatu i stwierdzić, że w minimalnym choćby stopniu jest to zdobycie się na przyznanie, że kiedyś, w czasach, których historycznie nie jesteśmy w stanie precyzyjnie ulokować, doszło do zagarnięcia przez mężczyzn władzy posiadanej wcześniej przez kobiety.
Powracający tutaj motyw władzy potwierdza wcześniejsze założenie o jej nieusuwalnej obecności w naszej rzeczywistości.
A jednocześnie problem z takim postawieniem sprawy jest taki, że można zapytać wtedy o prawa mężczyzn w takim porządku. Czy posiadali je? W jakim zakresie?
Dyskusje bez możliwości odwołania się do jakichkolwiek śladów mogłyby jedynie ugrzęznąć w koleinach uznawanych przez siebie za pewniki opiniach. Nie zmienia tego fakt istnienia dzisiaj jeszcze kilku przynajmniej społeczności o matriarchalnym bardziej charakterze.
Oddać sprawiedliwość
Oddać jednak można też komuś sprawiedliwość i ten trop wydaje mi się bardziej interesujący. Oznacza to bowiem przyznanie, że istniała wcześniej nierównowaga, którą należy zniwelować.
I w tym przypadku zadekretowanie praw wyborczych Polek (a tak samo kobiet w innych krajach) byłoby efektem starań samych zainteresowanych poprzez działania ruchów emancypacyjnych, domaganie się przez nie uznania aktywnej roli kobiet w tworzeniu rzeczywistości.
Domagały się kobiety uznania siebie za podmioty, nie za przedmioty westchnień (w najlepszym przypadku) mężczyzn, którzy mogli, bądź nie, spełniać prośby swych matek, żon, sióstr, córek, a nawet je uprzedzać, dawać im kwiaty, pisać dla nich wiersze.
Uznania, że to nie prośby, a istotne prawa powinny być udziałem kobiet – odpowiednio do ich udziału w pracy społecznej (zwykle niedostrzeganego i lekceważonego). I że one same mogą spełniać swoje marzenia i dążenia, pisać swoje wiersze.
Dlatego właśnie uznaję, że fortunniejszym określeniem tego, co się zdarzyło 28 listopada 1918 roku, jest zdanie: Zdobyto się na oddanie Polkom praw wyborczych.
Mogły od tego czasu współdecydować o kształcie politycznym i instytucjonalnym kraju, którego były i są mieszkankami i obywatelkami.
Posiadanie jakiegoś prawa nie oznacza jednak, że łatwo będzie z niego korzystać.
Zmiana prawa jako akt stanowienia nowych standardów ściera się w rzeczywistości z inercją obyczaju, przyjmowanych powszechnie założeń (co do obecności i roli kobiet w życiu społecznym w tym przypadku), stereotypów.
Prawo wreszcie może być martwe. Może deklarować i jednocześnie nie stwarzać warunków, by owe deklaracje można było urzeczywistnić.
Listopad 2020
Choć minął wiek, wciąż dużo jest w tej kwestii do zrobienia. Wielu mężczyzn (i niewiele zapewne mniej kobiet) uznaje za występek przeciwko naturalnemu porządkowi rzeczy domaganie się realnego udziału w stanowieniu prawa nie jedynie w momencie oddawania głosu w wyborach, a w działaniach określających dążenia i aspiracje i domagających się ich respektowania jako mających znaczenie.
Wielu wciąż chciałoby widzieć w kobietach ozdoby świata, opiekunki domowego ogniska, zrodzone do rodzenia, a nie spełniania swoich wyobrażeń o godnym, ciekawym – własnym – życiu.
Stąd dla niejednego mężczyzny i kobiety dzisiejsze protesty kobiet przeciw orzeczeniu Trybunału Julii Przyłębskiej są skandalem. Twierdzą oni, że protestujące powinny w tym czasie zajmować się wychowaniem dzieci, praniem, gotowaniem, sprzątaniem – bo taka jest rola kobiet. Nie potrafią sobie wyobrazić, że to, co się dzieje teraz w setkach większych i mniejszych miast i miejscowości, to właśnie realizacja tych praw, które w geście oddania im sprawiedliwości kobiety sto lat temu uzyskały.
Zapewne wielu będzie robić (i robi), co tylko można, by umniejszyć znaczenie wszystkich tych wystąpień, sprowadzić je do chuligańskich wybryków, wrzasków rozhisteryzowanych bab, groźnej nieodpowiedzialności w czas pandemii.
Co bez żadnych osłonek pokazuje, że dla osób przeciwnych protestom prawo ma jedynie werbalny charakter. W istocie jednak prawo głosu teraz dopiero rozbrzmiewa wyraźnie i jednoznacznie: to nasze prawo stanowić o sobie.
Jeśli wątpliwości w kimś mogłoby wzbudzać, że powyższe słowa pisze mężczyzna, odpowiem krótko na dwa sposoby.
Po pierwsze, jestem przekonany, że mężczyzna może być feministą. Po drugie, używając słów wypowiedzianych przez Jacka Lemmona w finale Wilderowskiego klasyka „Pół żartem, pół serio”: Nikt nie jest doskonały.