fot. materiały prasowe filmu „Śmierć frajera”

Nastroje niewyssane z palca

„Niestety anty-LGBT-owski front jest w Polsce silny. Niby świat się zmienia, ale jak wejdziesz na jedno czy drugie podwórko, obok figurki Maryjki zobaczysz homofobiczny napis” – mówi Krzysztof Grudziński, reżyser „Śmierci frajera”.

Jakub Wojtaszczyk: Czy „Śmierć frajera” to twoje działanie aktywistyczne?

Reżyser Krzysztof Grudziński, fot. materiały prasowe

Krzysztof Grudziński: Raczej nie, bo w filmie znajdziesz autobiograficzne tropy. Gdy bliski mi mężczyzna z rodziny skończył siedemdziesiąt parę lat, okazało się, że jest biseksualny, ale z ukierunkowaniem na facetów. Starał się ten fakt ukrywać przez całe życie. Nie do końca mu się to udawało. Pamiętam, że od małego znajdowałem u niego gejowskie pisemka, a w jego domu od czasu do czasu wybuchały awantury, kiedy on był po alkoholu, a jego żona miała dość.

 

Mimo że spędzałem z nim dość dużo czasu, do końca nie miałem pewności co do jego orientacji. Zresztą wiele mu też zawdzięczałem, pewnie nie chciałem wiedzieć.

Kluczowy był lipiec 2019 roku. Akurat byłem z córką na wakacjach, a przez Białystok przechodził pierwszy Marsz Równości, który był pełen przemocy ze strony pseudokibiców. Działy się tam straszne rzeczy. Czytałem o tym, siedząc na plaży. Moje kilkuletnie dziecko bawiło się w piasku. Wtedy też dowiedziałem się, że wspomniany mężczyzna jest gejem. Zrozumiałem, że wiedziałem o tym od dawna. Jego żona przyłapała go z facetem w łóżku. Zarówno ta sytuacja, jak i przerażające doniesienia z Białegostoku mną wstrząsnęły.

 

Stoją za pomysłem na „Śmierć frajera”.

Z tyłu głowy miałem też cytat z Bismarcka, który w końcu nie wszedł do filmu, że „największym wrogiem Polaka jest drugi Polak”. Seksualność jest czymś bardzo prywatnym, bardzo intymnym. Nikogo nie powinna obchodzić! Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego przez orientację możesz stać się czyimś wrogiem.

 

JW: Fuzja prywatnej historii i polskiej homofobii spowodowała, że „Śmierć frajera” ujrzała światło dzienne?

KG: Był jeszcze trzeci element – małe miasta. Swojego czasu mieszkałem w Koluszkach, 13-tysięcznej miejscowości w województwie łódzkim. Chciałem do filmu dorzucić zaobserwowane mentalność i problemy, z którymi ludzie się tam mierzą.

 

„Śmierć frajera”, fot. materiały prasowe

JW: Przenieśmy się do tej małej miejscowości, w której dzieje się główna akcja filmu. „Małolat”, główny bohater, zmaga się z konsekwencjami coming outu swojego brata. Walczy wręcz o przetrwanie. Nie demonizujesz rzeczywistości?

KG: Twoje pytanie wynika z perspektywy człowieka z dużego miasta (śmiech). Teraz, jeżdżąc na różne pokazy do małych miejscowości rozsianych po całej Polsce, wielokrotnie słyszałem: „Krzysiek, totalnie tak u nas jest”. W warszawskich czy poznańskich wielkomiejskich bańkach może wydawać się, że nasz kraj tak nie wygląda – nie jest aż tak niebezpieczny, ludziom nie grożą pobicia, szantaże itd. Tymczasem mój producent Kuba Kosma wspomniał, że słyszał o dwóch braciach, jeden był neonazistą, drugi gejem. Mieszkali pod jednym dachem. Ten pierwszy szukał w internecie gejów, aby ich pobić, wyżyć się za „domową sytuację”. Czytałem też o parze z Lublina, która była tak homofobiczna, że chciała zdetonować bombę na Paradzie Równości!

 

Miałem też wrażenie, że nieheteronormatywna orientacja członka rodziny może być odbierana w Polsce jako klątwa, tym bardziej było tak za czasów PiS-u, kiedy kręciliśmy „Śmierć frajera”.

Niestety anty-LGBT-owski front jest w Polsce silny. Mieszkam teraz na ulicy Brzeskiej na warszawskiej Pradze. Niby świat się zmienia, ale jak wejdziesz na jedno czy drugie podwórko, obok figurki Maryjki zobaczysz homofobiczny napis. Nastrojów pokazanych w filmie nie wyssaliśmy z palca.

 

JW: Miejscowość rządzona jest przez klikę facetów, od dresików z siłki, przez policjanta i księdza, po kierownika marketu. Prowincja porzucona?

„Śmierć frajera”, fot. materiały prasowe

KG: Zdecydowanie! Mam wrażenie, że w naszym kraju większość miejscowości, prócz tych kilku „pokazowych”, odremontowanych, z centrami kultury, została zapomniana. Wystarczy wybrać się na wschód Polski, by trafić do Polski D, w której, mam wrażenie, konflikty się pielęgnuje. Nawet nowa władza…

 

JW: Czyli osoby porzucone przez system potrzebują kozła ofiarnego?

KG: Wydaje mi się, że tak. Potrzeba nam, Polakom, możliwości przejrzenia się w filmie. Dlatego takie społeczne obrazy najbardziej mnie interesują.

 

JW: W „Śmierci frajera” w tle pokazujesz kryzys ekonomiczny. Czy myślisz, że to on po części jest winny „brunatnieniu” lokalnej społeczności?

KG: Zdecydowanie! To proces, który jest nam znajomy z lekcji historii. Daleko nie trzeba szukać – przecież dojście Hitlera do władzy odbywało się podczas ekonomicznego upadku Niemiec. Niedawno Kaczyński i PiS wmawiali niektórym w Polsce, że są nowymi tzw. „żołnierzami wyklętymi”, muszą się radykalizować, by chronić kraj przed „zgniłym Zachodem”.

 

Mają być lepsi od innych, bo wierzą w „polskie wartości”. To najczęściej nie są osoby, które zarabiają 10 czy 15 tys. złotych. Wręcz przeciwnie, są na samym dole piramidy zarobkowej.

Mechanizm zarządzania ludźmi jest dość prosty i od lat, na takim podstawowym poziomie, niezmienny. Wydawało się, że po II wojnie światowej będziemy mądrzejsi. Demokracja nie daje takiej ochrony przed nienawiścią, jakiej byśmy oczekiwali.

 

JW: Kończysz film, gdy grupa nacjonalistyczna chce zdetonować bombę podczas Parady Równości. Czy potrzeba zdarzenia o sile terrorystycznej, by zwrócić uwagę na podział społeczny w Polsce?

„Śmierć frajera”, fot. materiały prasowe

KG: Mnie było ono potrzebne do wskazania problemu. Czy brak zaufania do Polski wśród młodych jest czymś pozytywnych? Wiele osób ucieka z kraju lub zamierza to zrobić. Panująca tu atmosfera jest nie do zniesienia, co pokazuję w „Śmierci frajera”. Moi bohaterowie też, co jest charakterystyczne dla pokolenia millenialsów, zauważają, że zrobili coś źle, gdy jest już za późno. Nie da się cofnąć eksplozji bomby, nie da się cofnąć skatowana kogoś. W filmie podział na czarne i białe jest prosty. Ale to celowe zagranie, bo motywowane konkretnymi powodami.

 

JW: Jakimi?

KG: Wielkomiejska bańka nie zdaje sobie sprawy, że taki świat istnieje. Albo nie chce tego świata przyjąć do wiadomości. Osoby z prowincji powiedzą odwrotnie: „To mój świat, żyję w nim”. Chciałem zwrócić na to uwagę.

 

„Śmierć frajera”, 2024, 21 min

Reżyseria: Krzysztof Grudziński

Obsada: Julian Świeżewski, Grzegorz Palkowski, Paweł Tomaszewski, Jowita Budnik, Maciej Nawrocki

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
1