Recenzja: „Avant-Drag!”
Opublikowano:
23 maja 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Dziesięć drag person oprowadza nas po ulicach Aten, swoją obecnością pokazując, że Grecja to nie kraj z pocztówek z wakacji. Warto!
W opublikowanym w tym roku rankingu ILGA-Europe 2023, sprawdzającym poziom równouprawnienia osób LGBTQ+, Grecja uplasowała się na 12. miejscu. Tym razem na tak satysfakcjonujący wynik, który zresztą z roku na rok jest coraz lepszy, wpłynęło wprowadzenie przez kraj równości małżeńskiej, umożliwienie parom jednopłciowym adopcji dzieci, a także dodatkowe wzmocnienie przepisów antydyskryminacyjnych, żeby lepiej chronić osoby LGBTQ+. Z punktu widzenia polskiej społeczności niehetero (mieszkającej w kraju, który piąty rok z rzędu jest homofobicznym liderem w UE), Grecja jawi się jako, jeśli nie raj na Ziemi, to przynajmniej państwo z oczekiwanym i u nas prawodawstwem. W kontekście godnego pozazdroszczenia wyniku bardzo interesująco wypada dokument „Avant-Drag!” o greckich queerowych osobach w dragu, które dzielą się zupełnie innym, bo homofobicznym/transfobicznym/ksenofobicznym doświadczeniem.
Grecki konserwatyzm
Film w reżyserii Fila Ieropoulosa (i, co ciekawe, współprodukowany przez pochodzącego z Polski Sebastiana Strakowicza) zabiera nas do greckiej stolicy, której uliczkami kluczymy za dziesięcioma drag personami o różnej ekspresji płciowej i seksualności. Przysłuchujemy się snutym przez nie opowieściom. Zanim jednak je poznamy, z offu słyszymy słowa lektorki: „Witamy w Atenach, mieście rzeźb, policji, landlordów, terrorystów, faszystów i karierowiczów”.
Zupełnie odmienny obraz niż ten widziany na pocztówkach z wakacji, z Akropolem skąpanym w słońcu.
Odmienny podwójnie, bo przecież naszymi przewodnikami i przewodniczkami są osoby w dragu, queerowe, nieprzystające do (hetero)normatywnej większości, których ta najchętniej zepchnęłaby w czeluście krainy Hadesa. Kroczymy m.in. z Kangelą Tromokratisch w jaskrawych ciuchach, peruce pełnej loków, kozakach na obcasie jak z klubu disco, makijażu smutnego klauna. Opowiada o konserwatyzmie Grecji, zacietrzewieniu w już nieprzystających do rzeczywistości wartościach i o tym, że drag jest polityczny. Dlaczego? Bo podważa płciowe normy społeczne. Już od początków tworzenia się tego zjawiska ekspresja płciowa mieszała się z tożsamością i nieustanną walką z homofobią i/lub rasizmem.
Drag persony
Ta walka trwa nadal, o czym informują nas kolejne drag persony. Na przykład Aurora Paola Morado, nosząca blond perukę i bardziej klasycznie rozumiany makijaż, w sfilmowanym performansie przemalowuje flagę Grecji na Albanii, skąd pochodzi jej ojciec. Chciałaby „zalbanizować” kraj swojego zamieszkania w kontrze do hellenizacji obcokrajowców. Jej ojciec był zmuszony do zmiany swojego albańskiego imienia Astrid na Vasilis. Nikt nie zapytał, czy ma na to ochotę.
To bardzo częsta praktyka.
Podobnie ER Libido, osoba AFAB [z ang. assigned female at birth, ktoś, komu przypisano płeć żeńską przy porodzie – red.], pochodząca z Uzbekistanu, od małego stykała się z rasizmem wśród rówieśników_czek, jak również z przymusem religijności, co dla wychowanki postsowieckiego kraju było czymś zaskakującym i nowym. Dziś ER Libido ubrana w habit, skórzany stanik i kabaretki przemierza zakorkowane ulice i zatłoczone kawiarenki, rozdając ulotki proaborcyjne. Wierzy w siebie. Mówi, że ciało to jej świątynia.
Natomiast Veronique wierzy w siłę sztuki.
Tylko ona jest w stanie obudzić naród z zaborczej religijności, ksenofobii, nienawiści. Drag queen jest niczym mieszanina hollywoodzkich kreskówek – wielka, kolorowa, przaśna, w tanich perukach i ciuchach z lumpeksów. Lubi kłaść się w miejscach publicznych i, niczym dziewczynka w przedszkolu, pisakami malować na kartkach bloku rysunkowego. Jej drag jest klinem wbitym w społeczeństwo, które przecież lubuje się w binarnym podziale płciowym i przypisanym im rolom. Dorosły mężczyzna w kieckach i perukach nie pasuje do tej układanki. Na obrazach Veronique świat jest zupełnie inny, bo kolorowy i otwarty.
W kontekście przynależności narodowej ciekawie wypada też duet Paraktynova i Sergay Paraktynv, para artystyczna i w życiu.
W swoim dragu czerpią z narodowych strojów greckich i pieśni. Przekręcają płciowe oczekiwania, tak w ubiorze, jak i na scenie. Aktywistyczne z ducha występy krytykują m.in. działania rządu, który z Aten czyni bezpieczną przystań dla mieszkań na wynajem krótkoterminowy kosztem Greków i Greczynek.
Hermetyzacja dragu
Najciekawsza w „Avant-Drag!” jest różnorodność postaci. Drag jest zjawiskiem bardzo szerokim, nieograniczającym się jedynie do drag queen i drag king. Mam przecież drag queerów. Tu performowana płeć jest drugorzędna. Nie do końca przekonuje mnie jednak podział filmu na rozdziały – każdy przedstawia opowieść konkretnej osoby performerskiej (i raz wspomnianego duetu).
Tworzy to wrażenie osamotnienia i braku queerowej społeczności w Atenach.
Pozbawienie szerszego kontekstu hermetyzuje nie tylko zjawisko greckiego dragu, ale też sam „Avant-Drag!”. Co prawda na koniec niemal wszystkie osoby spotykają się na kolacji (która sama w sobie jest performansem) u Kangeli, gdzie rozmawiają m.in. o tym, co daje im drag, jak czują się na ulicy, czy problematyzują sytuację osób trans w kraju. Natomiast ten fragment jest jakby na siłę doklejony, by stworzyć wrażenie wspomnianej społeczności, ale też domknąć wątki, których nie udało się zakończyć w poszczególnych rozdziałach. Mimo tych niedociągnięć „Avant-Drag!” to obraz interesujący, bo dokłada kolejną cegiełkę do dragowej mapy świata. Nie zapominajmy, że reprezentacja dla queerowej społeczności ma ogromne znaczenie. Dopuszczenie jej do głosu samo w sobie jest działaniem politycznym.
Film miał swoją premierę na 21. Millennium Docs Against Gravity Film Festival