Co robi krytyczka? Część VIII: zastanawia się, po co wydawać pandemiczną powieść w 2024 roku
Opublikowano:
20 sierpnia 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
"Piąta pora roku" Ali Smith (przeł. J. Kozłowski) wybija się na tle innych pandemicznych historii, skupiając rozpadającą się na naszych oczach rzeczywistość jak w pryzmacie. Opublikowana w 2022 roku w języku angielskim, powieść autorki cyklu o czterech porach roku trafia do rąk polskich czytelników dwa lata później, bo w kwietniu 2024. Dlaczego jeszcze, zapytam być może przewrotnie, zajmować się tematem pandemii?
Piąta po „Lecie”
Przede wszystkim, sam status „Piątej pory roku” nie jest do końca jasny. Owszem, z jednej strony to samodzielne dzieło, ale z drugiej to tematyczne przedłużenie tetralogii. Akcja powieści toczy się w zdewastowanej, post-brexitowej Wielkiej Brytanii. W typowej dla siebie metodzie literackiej, Smith łączy współczesne problemy społeczno-polityczne z tym, co ponadlokalne. Struktura powieści, przypominająca jej wcześniejsze dzieło „How to Be Both” (polską premierę przewidziano na 2025 rok), jest podzielona na dwie części, tworząc narrację oscylującą między teraźniejszością a przeszłością, osobistym a uniwersalnym.
W centrum historii znajduje się Sandy, artystka zmagająca się z realiami życia w lockdownie. Hospitalizacja jej ojca po zawale serca konfrontuje ją z samotnością. Pozostaje jedynie w towarzystwie psa ojca, nie mogąc odwiedzić bliskiej osoby w szpitalu bez lęku o jej życie. Powieść przybiera intrygujący obrót wraz z telefonem Martiny Pelf, postaci z przeszłości Sandy, która zwraca się do malarki z prośbą o pomoc.
Tajemnicze spotkanie Martiny z fikcyjnym (a trochę się w tej kwerendzie naszukałam, proszę mi wierzyć) artefaktem zwanym zamkiem Boothby’ego uruchamia narrację łączącą współczesność z historią, codzienność z magią. Zagadkowe zdanie „Curlew or Curfew. You choose” (nietłumaczone w powieści na j. polski z konkretnych powodów, o których więcej w przedmowie pisał tłumacz) staje się lejtmotywem, zataczającym coraz szersze kręgi przez całą powieść i zachęcającym czytelników do zastanowienia się nad wyborami, które podejmujemy w obliczu niespodziewanego zagrożenia.
Kowal/Smith
Charakterystyczna dla Smith gra słów i językowa zręczność są w pełni widoczne w najnowszej powieści. Autorka rozkoszuje się etymologią, kalamburami i homonimami, tworząc bogato inkrustowaną warstwę językową, która dodaje głębi i złożoności narracji. Pewną trudnością jest tu nieprzekładalność pewnych elementów wspomnianych gier, choć władający językiem angielskim mogą poniekąd cieszyć się z dodatkowej warstwy znaczeń. Wyróżniający się rozdział poświęcony badaniu pochodzenia i wielorakich znaczeń słowa „hello” to na przykład mikrokosmos szerszych tematów powieści, które sprowadzają się do podkreślania znaczenia kontaktu w erze izolacji.
Historyczna część powieści, osadzona w czasach czarnej śmierci, śledzi losy młodej uczennicy kowala. Ten wątek narracyjny pozwala Smith (a jej nazwisko to w prostym przekładzie nikt inny, a „kowal”) na snucie paraleli między historycznymi i współczesnymi kryzysami, badając zagadnienie twórczości, kreatywności i kobiecej niezłomności w sytuacjach granicznych. Zestawienie tych dwóch okresów podkreśla cykliczny charakter ludzkich doświadczeń i wyzwań, oferując perspektywę zarówno pocieszającą, jak i co najmniej niepokojącą.
Sztuka i kreatywność jako środki przetrwania i taktyki oporu zasługują na nieco szerszy komentarz. Praktyka Sandy polegająca na, jak sama to określa, malowaniu warstwowym wierszy służy za metaforę techniki narracyjnej Smith. Pisarka, podobnie jak malarka w powieści, buduje sceny i historie na sobie, warstwa po warstwie, aby stworzyć rozległy i skomplikowany literacki krajobraz. Bo w którym momencie opowieść się zaczyna, a gdzie kończy? I czy ostatnie słowo nie jest aby dopiero początkiem?
Warto przy tym podkreślić, że „Piąta pora roku” została napisana i opublikowana w samym sercu pandemicznej zawieruchy, co zgadza się z założeniami tetralogii. W cyklu tym Smith podjęła się pewnego eksperymentu, zadając sobie pytanie, czy pisarze są w stanie reagować wystarczająco szybko, artystycznie sprawnie i wnikliwie na ważne wydarzenia, które są ich udziałem? Każdą część kwartetu powieściowego publikowano więc w rok po poprzedniej, w odpowiadającej jej tytułem porze roku.
Smith uchwyciła zniekształcone poczucie czasowości doświadczane przez wielu podczas lockdownów, gdzie dni zlewają się ze sobą, a przyszłość wydaje się niepewna. Odniesienia do Szekspira, literatury średniowiecznej i współczesnej popkultury tworzą siatkę aluzji, które zachęcają czytelników i czytelniczki do rysowania połączeń w poprzek czasów i gatunków. Sama postać Sandy przypomina teleskop czy lornetkę, przez które można spojrzeć na całe doświadczenie pandemii. Jej zmagania z izolacją, troska o hospitalizowanego ojca i interakcje z enigmatyczną Martiną Pelf odzwierciedlają różne aspekty życia w erze (a może właśnie piątej porze roku) COVID-19.
Czy warto?
Powieść nie kończy się konkluzją, choć jak w przypadku wcześniejszych tekstów, pisarka nakładania do znajdowania piękna i sensu w chaosie. Liryczne opisy przyrody, sztuki i relacji międzyludzkich służą jako kontrapunkt do ponurego pandemicznego tła. Struktura „Piątej pory roku”, z jej narracyjnym dwugłosem i temporalnymi przesunięciami, odzwierciedla fragmentaryczną naturę naszego pandemicznego – i chyba każdego już – doświadczenia.
Tak jak musieliśmy dostosować się do nowych sposobów życia i pracy, Smith dostosowuje formę narracyjną, aby odzwierciedlić rozbity charakter życia w lockdownie. Ta strukturalna innowacja plasuje, jak sądzę, „Piątą porę roku” na dość wysokiej lokacie powieści tematyzujących pandemię. Ale przecież to nie tylko o tym: fundamentalnie ludzkie doświadczenia miłości, straty i przyjaźni nie pozwalają „Piątej porze roku” osiąść w niszy literatury koronawirusowej.
I właśnie dlatego, po dwóch latach od premiery anglojęzycznej, wciąż warto.