Zafascynowała mnie lokalność
Opublikowano:
27 sierpnia 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z Michałem Adamskim o fotograficznych rowach, nasadzeniach śródpolnych, patriotyzmie, wodzie i generale Chłapowskim rozmawia Adrian Wykrota.
Adrian Wykrota: Michał, gdzie się spotkaliśmy?
Michał Adamski: Spotkaliśmy się w mojej pracowni. Niegdyś była to stodoła przynależąca do gospodarstwa rolnego, które prowadziłem i które prowadził również mój ojciec oraz dziadek.
AW: Czy temat zmian, jakie zachodzą na wsi, od dawna cię interesuje?
MA: Z wykształcenia jestem rolnikiem i przez kilkanaście lat samodzielnie prowadziłem gospodarstwo rolne. Ten temat interesował mnie od dawna również jako fotografa. Bardzo chciałem go eksplorować, ale cały czas szukałem sposobu na to, w jaki sposób mogę opowiedzieć o wsi i o współczesnym rolnictwie.
AW: Przerobiłeś stodołę, czyli miejsce ważne z rolniczego punktu widzenia, ale też istotne dla ciebie ze względu na to, czym przez lata się zajmowałeś i czym zajmowała się twoja rodzina. Czy można powiedzieć, że fotografia wygrała z rolnictwem?
MA: Wygląda na to, że tak. Jeszcze kilka lat temu wsiadałem na ciągnik, jeździłem po polach i uprawiałem ziemię, a równocześnie rozwijałem swoją pasję do fotografii. W pewnym momencie stwierdziłem, że nie chcę już zajmować się rolnictwem, zwłaszcza że nigdy nie czułem się dobrze w tej roli, i poświęcę się tylko fotografii i tworzeniu.
AW: Wszystko się w twoim przypadku niezwykle przeplata – z jednej strony fotografia wygrała z rolnictwem, ale z drugiej strony rolnictwo, wieś i twoja najbliższa okolica są ważnym tematem twoich fotografii. Zrealizowałeś przecież projekt „Blisko ziemi, daleko od nieba”, portretowałeś także wielkopolskich sołtysów.
MA: Tak, faktycznie! Krążę wokół tego tematu i mimo że uciekam od pracy w rolnictwie, to jednak temat jest dla mnie ważny.
Nie potrafię się od niego uwolnić.
Myślę, że to jest naturalna i wewnętrzna potrzeba, żeby opowiadać o tym, co się zna i co próbuje się jeszcze bardziej poznać. W projekcie „Blisko ziemi, daleko do nieba” opisywałem ojczyznę jako mikrokosmos. Portrety sołtysów były opowieścią o ludziach, dla których ważna jest praca dla swoich małych ojczyzn. Pracownia w stodole jest kolejnym rozdziałem w opowiadaniu o rolnictwie. Tym razem przyjmuję osobistą perspektywę i próbuję zmierzyć się z tym, że jestem ostatnią osobą, która pracowała w tym gospodarstwie. Przerywam tę pokoleniową rolniczą sztafetę.
AW: Czym zajmujesz się w swojej nowej pracowni?
MA: W czasie pandemii sprzedałem większe maszyny rolnicze, ciągniki i to była dla mnie trudna decyzja. Jednocześnie szukałem sposobu, aby o tym fotograficznie opowiedzieć. W 2021 roku wpadłem na pomysł, żeby wykorzystać rzeczy, które zostały po zlikwidowanym gospodarstwie. Były to części maszyn, różne narzędzia, śrubki oraz rodzinne pamiątki.
Postanowiłem tworzyć obiekty/instalacje, które następnie fotografuję.
Nadaję tym rzeczom inną, tym razem ważną dla mnie funkcję. Sam proces tworzenia jest dla mnie bardzo ciekawy i sprawia mi wielką przyjemność, dodatkowo przepracowuję swoje rozterki.
AW: Mam wrażenie, że to jest bardzo charakterystyczne w twoim podejściu do fotografii: często zajmujesz się projektami, które dotyczą bezpośrednio ciebie lub procesu przepracowywania traum. Interesuje cię także dziedzictwo.
MA: Interesują mnie tematy, które czy to bezpośrednio, czy pośrednio, dotyczą mnie i mają na mnie wpływ. Właściwie tworząc instalacje w pracowni/stodole, wracam do historii, od której zaczęła się moja poważna przygoda z fotografią – dokumentowałem wtedy odejście moich rodziców. Podskórnie wiedziałem, że wrócę do tematu w innej formie, a teraz nadszedł odpowiedni czas na stworzenie kolejnego rozdziału tej osobistej opowieści.
AW: Czy są artystki lub artyści, którzy cię inspirują? Może taką osobą jest Władysław Hasior?
MA: Na pewno! Nie sposób uciec od takich wpływów jak Hasior czy współcześnie Daniel Rycharski. Nieprzerwaną inspiracją jest dla mnie Filip Ćwik, z którym się przyjaźnię i bardzo często otwiera mi różne klapki w głowie – również te spoza bańki fotograficznej. Uczę się też czerpać z innych dziedzin sztuki oraz muzyki czy filmu.
AW: No właśnie! Ostatnio odwiedziłem twoją stronę internetową i pojawiły się w twoim portfolio także montaże fotograficzne. Mam nieodparte wrażenie, że to twój kolejny etap poszukiwań.
MA: Tak, to są poszukiwania. Cały czas mam wielką frajdę i zabawę z samego procesu fotografowania, nawet jeśli są to trudne tematy – tak było przy pracy dla Archiwum Protestów Publicznych. Natomiast ta forma eksperymentu z kolażem wynika z naturalnej potrzeby poszukiwania. W wolnym czasie siedzę, tworzę i wycinam.
AW: Wracając do Archiwum Protestów Publicznych i do strajków kobiet, które dokumentowałeś, to mam takie wrażenie, że tutaj też interesowała cię lokalność – fotografowałeś przecież protesty w małych miejscowościach.
MA: Tak, to prawda. Niedawno uświadomiłem sobie, że przez ostatnie dziesięć lat bardzo często fotografowałem lokalnie, na terenie Wielkopolski, i uzbierało się całkiem spore archiwum naszego regionu. Przy okazji strajku kobiet jeździłem po wielkopolskich zakamarkach, gdzie portretowałem protestujące osoby. Ten ruch osiągnął taką masowość głównie dzięki temu, że wyciągnął z domów osoby w małych miejscowościach. To im chciałem oddać głos. Często sięgam po tematy lokalne, bo one mnie ciekawią.
AW: Myślę, że to niezwykle wartościowe podejście i po czasie stworzysz bardzo przekrojowy zestaw zdjęć próbujący opisywać uniwersalność lokalności. Z drugiej strony fotografowałeś również na wyjazdach, między innymi na Węgrzech. Czy łatwiej jest ci fotografować w zupełnie obcym miejscu, czy raczej lepiej czujesz się z aparatem na własnym podwórku?
MA: W przypadku Węgier największa była bariera językowa. Fotografowałem w Budapeszcie, ale także dużo zdjęć powstało na prowincji.
AW: Ale czasy zasadniczo się zmieniły! Wtedy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz staliśmy się wrogami Węgier, a właściwie wrogami machiny propagandowej Viktora Orbana.
MA: Dokładnie! Zmienił się u nas rząd i jesteśmy już po drugiej stronie barykady. Wracając do wyjazdów, to czysto technicznie nie ma to dla mnie wielkiego znaczenia, gdzie robię zdjęcia. Chociaż możliwe, że do fotografowania za granicą podchodzę z lekkim dystansem, a fotografując w Polsce, mam do tego pewien stosunek emocjonalny.
AW: Przejdźmy do tematów, nad którymi obecnie pracujesz. Chodzi mi o projekty „Sen o wodzie”, „Krajobrazy rolnicze” i „Syzyf”. Czy one są w jakiś sposób ze sobą powiązane?
MA: Zacznijmy od tego, że to są robocze nazwy projektów – po raz pierwszy pracując nad czymś, nie mam wymyślonego na początku tytułu, a zawsze tak było! Wracając do twojego pytania, to tak, projekty są ze sobą powiązane.
Zacznę może od „Syzyfa”. Zostałem zaproszony przez organizatorów Wielkopolskiego Festiwalu Fotografii im. Ireneusza Zjeżdżałki do zrealizowania wystawy o wodzie. Zacząłem pracować nad tematem w miejscowości Mężyk znajdującej się w Puszczy Noteckiej, gdzie w latach 80. i 90. pewien rolnik, Paweł Jechalik, przez 10 lat kopał rów mający na celu odwodnienie jego pól uprawnych.
Rów ten połączył dwa jeziora. Punktem wyjścia do pracy nad tym zestawem była dla mnie książka Jana Mencwela „Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę i jak ją odzyskać”, która właśnie zaczyna się opowieścią o tym człowieku. To temat ważny w kontekście zmian klimatycznych i suszy panującej na świecie, w Polsce i w Wielkopolsce również.
AW: A przecież Wielkopolska zmaga się z suszą od wielu, wielu lat.
MA: Dokładnie. Paweł Jechalik został nazwany Syzyfem z Mężyk. Chodziło o to, że on przez dziesięć lat kopał ten rów własnoręcznie, głównie łopatą. Po czasie i w związku ze zmianami klimatycznymi cała jego idea odwodnienia tej ziemi już nie ma totalnie sensu – na tym terenie teraz również panuje susza. Zacząłem się zastanawiać, jak sfotografować ten rów i opowiedzieć historię.
AW: To chyba bardzo trudne zadanie!
MA: Wyszedłem z założenia, że opowiadam o tej miejscowości i o jej mieszkańcach. Są tam dwa duże jeziora, które ze względu na zanieczyszczenie nie mogą być używane rekreacyjnie – można ewentualnie popływać kajakiem. Pomimo tego jest to teren wykorzystywany do celów wypoczynkowych.
Latem przyjeżdżają tam wczasowicze i często mieszkają tam kilka miesięcy.
Mieszkańcy Mężyka przez długie lata mierzyli się z problemem braku wody pitnej, dopiero w zeszłym roku doprowadzono wodociągi, więc przynajmniej problem z wodą pitną zniknął. Ale susza została. Ten historyczny syzyfowy rów i ten brak wody – to wszystko się ze sobą spina.
AW: Pracujesz jednocześnie nad drugim tematem, o bardzo symbolicznym tytule „Sen o wodzie”.
MA: Tak! Fotografuję także gospodarstwo rodzinne w Snowidowie, które leży na drugim końcu Wielkopolski. Ono jest nastawione na intensywną hodowlę krów mlecznych. Jednocześnie dzięki jednemu z członków rodziny, Patrykowi (z wykształcenia biolog) właściciele są zaangażowani w ochronę środowiska i tamtejszej bioróżnorodności.
Sadzą np. kilkaset drzew śródpolnych rocznie, stosują małą retencję.
Wykorzystując istniejący system rowów, budują zastawki, które w bardzo korzystny sposób wpływają na wilgotność ziemi i na uprawy. Stosują wszystkie zalecenia, które są związane z tzw. zielonym ładem, przeciwko któremu wielu rolników protestuje. Wprowadzili te zmiany właściwie już jakiś czas temu i widzą pozytywne statystyki wpływające na jakość produkcji rolnej.
AW: Można na tym przykładzie wysnuć wniosek, że nie należy bać się zmian i innowacji?
MA: Patryk opowiadał mi, że jego dziadek pamięta czasy, kiedy na wsi było więcej drzew śródpolnych i dopiero w ostatnich kilku dekadach zaczęły znikać z krajobrazu. Teraz następuje powrót do holistycznego patrzenia na ziemię i uprawy. Uważam, że rolnicy i rolnictwo w ogóle stoi na rozdrożu. Grabieżczy system przemysłowy powinien się zmienić. Niestety ciężko jest to zrozumieć rolnikom, dla których często jest to od pokoleń rodzinny biznes. Do tego jest to też grupa, która ciężko przyjmuje zmiany.
AW: Od kiedy realizujesz ten temat?
MA: Od dłuższego czasu chodził za mną temat rolnictwa, ale nie chciałem pokazywać wsi w sposób stereotypowy – praca w polu, przy zwierzętach albo z drugiej strony przemysłowe rolnictwo. Szukałem pierwiastka pozytywnego i tego, że można mieć na współczesne wyzwania dobre rozwiązania. Dwa lata temu znalazłem wywiad z Patrykiem i zacząłem fotografować.
AW: Kim był Dezydery Chłapowski?
MA: Generał Chłapowski był wojskowym, ziemianinem, prekursorem pracy organicznej, który posiadał majątek w Wielkopolsce, a konkretnie w Turwi w gminie Kościan. Oprócz tego, że był
wielkim patriotą – walczył o niepodległość Polski, m.in. brał udział w powstaniu listopadowym oraz w kampanii napoleońskiej – to wprowadził również na te tereny nowoczesne gospodarowanie.
Po zakończeniu służby wojskowej wyjechał na rok do Anglii, gdzie zdobył praktyczną i teoretyczną wiedzę rolniczą, którą następnie wprowadził w życie w swoim gospodarstwie.
Były to nowinki techniczne, np. nowy rodzaj pługa, ale też płodozmian i zadrzewienia śródpolne, które bardzo korzystnie wpływały na jakość upraw i na środowisko.
AW: Czyli można powiedzieć, że to, co robi Patryk Kokociński w Snowidowie, łączy się z tym, czym zasłynął Chłapowski?
MA: Tak, dokładnie. Dlatego zainteresowałem się dokonaniami generała i parkiem krajobrazowym jego imienia, który powstał w latach 80. dla zachowania bioróżnorodności ekosystemu. Patryk – który nie ukrywa, że Chłapowski jest dla niego wzorem – założył m.in. stowarzyszenie „Życie na pola”.
Poprzez nie propaguje zrównoważony styl gospodarowania. Jest dla mnie takim współczesnym Chłapowskim, a ja chciałem w swojej opowieści fotograficznej odnieść się także do warstwy historycznej.
Dzięki stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury mogę pracować z Parku Krajobrazowym. Pokazuję współczesny krajobraz rolniczy, którego częścią jest system zadrzewień Chłapowskiego i następców, co sprawia, że jego duch ciągle unosi się nad tym miejscem.
AW: A pośrodku wszystkich twoich opowieści jest symboliczny rów…
MA: A pośrodku wszystkiego jest rów w Puszczy Noteckiej. Chociaż obecnie nie jest to już najlepszy przykład do naśladowania.
AW: Wiemy już, że szykuje się wystawa. Kiedy i gdzie się odbędzie?
MA: Wystawę projektu „Syzyf” w ramach Wielkopolskiego Festiwalu Fotografii otwieramy w Poznaniu, w galerii Pix.house 19 października 2024 roku. Serdecznie na nią zapraszam!