Pulteram, czyli pożegnanie singla
Opublikowano:
8 lipca 2017
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Kiedyś na dzień przed weselem, obecnie zwykle na tydzień przed, pod dom panny młodej przychodzili sąsiedzi, dalsza rodzina i znajomi. I tłukli szkło przed domem. Państwo młodzi mieli za zadanie pozbierać to szkło. Udowadniali tym, że będą zgodnym i pracowitym małżeństwem – o pulteramie, ciekawym zwyczaju weselnym, opowiada dr Arkadiusz Jełowicki.
DAINA KOLBUSZEWSKA: Od jak dawna praktykowany jest pulteram?
DR ARKADIUSZ JEŁOWICKI: To stosunkowo świeży zwyczaj. Ale w ten sposób możemy powiedzieć też o choince, która także jest stosunkowo świeżym zwyczajem, bo z drugiej połowy XIX w. Sam pulteram pochodzi z przełomu XIX i XX w. To zwyczaj już zakorzeniony, żywy, ale nie należy do tych bardzo, bardzo starych. Co ważne – to zwyczaj, a nie obrzęd, bo jest fakultatywny, nie jest konieczny, żeby wesele się odbyło. Ale w regionach, które odwiedzamy jest wręcz obowiązkowo praktykowany.
O jakich regionach mówimy?
Jesteśmy w trakcie badań. Oczywiście, zanim je rozpoczęliśmy mieliśmy wiedzę na temat tego zwyczaju – jak wygląda i gdzie występuje. Pulteram znany jest w całej zachodniej Polsce, czyli na Kaszubach, Kujawach, Pomorzu, Wielkopolsce i Górnym Śląsku. W Wielkopolsce występuje w tzw. niemieckiej Wielkopolsce, im bardziej na zachód, tym bardziej powszechny. We wschodniej Wielkopolsce jest właściwie nieznany, budzi zdziwienie i zaskoczenie, ludzie o nim nawet nie słyszeli. Przygotowuję się do ankiety, którą będziemy wysyłać do ponad 50 instytucji kulturalnych w Wielkopolsce – chcemy zobaczyć jak daleko ten zwyczaj sięga współcześnie.
Czy pulteram był już wcześniej badany?
Nie. Dość często jest wspominany w literaturze etnograficznej, mówię oczywiście o Wielkopolsce. Ale kończy się to najczęściej na dwóch, trzech zdaniach. Wszyscy dotychczasowi badacze traktują pulteram jako oczywistość i jeden z pomniejszych zwyczajów. Nie jest to, rzecz jasna, zwyczaj wyjątkowo ważny, pojawia się tylko przy okazji. Ale jeśli popatrzymy na niego z perspektywy dzisiejszej, zobaczymy, że wiele, wiele zwyczajów ważniejszych, religijnie czy tożsamościowo, przestało istnieć, zostały zapomniane, albo kultywowane są w sposób instytucjonalny, wymuszane przez administrację czy muzea. A pulteram jest jednym z nielicznych, a może jedynym, który istnieje, jest żywy i lekko ekspansywny, czyli nadal się rozwija.
Na czym polega ten zwyczaj?
Jest to zwyczaj weselny, bo wesele to zespół różnych wydarzeń. Dawniej to były zaręczyny, zrękowiny, zapowiedzi itd. Te zwyczaje nie kończyły się na ślubie i weselu, potem było jeszcze kilka innych ważnych wydarzeń. To wszystko razem trwało dość długo.
Weselne obrzędy zostały tak rozbudowane, ponieważ ślub jest jednym z ważniejszych momentów życia. Trochę jak narodziny, czy śmierć. Każdemu z tych momentów towarzyszyły specjalne obrzędy, które miały za zadanie wprowadzić osobę, która podlegała tym zwyczajom, w nowy świat, zupełnie inny niż poprzednie. Wesele wprowadzało w świat dorosłych, w którym status człowieka zmieniał się radykalnie i nieodwołalnie. Jeden z etnologów francuskich Arnold van Gennep nazwał to rytuałami przejścia. Gdybyśmy przeszli ten etap życia w sposób prosty, niezauważalny, moglibyśmy się nie odnaleźć w nowym świecie, ulec stresowi, nie spełniać nowych ról. To ważne, a dziś o tym zapominamy.
Jakie miejsce w tym zespole wydarzeń weselnych zajmuje pulteram?
Rytuał przejścia składa się z wielu elementów, które powoli przygotowują nas do nowej roli. Jednym z takich elementów jest pożegnanie się ze starym życiem. Mamy dwa takie zwyczaje.
Najbardziej znany jest wieczór kawalerski i wieczór panieński. I mamy także trochę konkurencyjny, a trochę uzupełniający zwyczaj zwany pulteramem, polterem czy butelkami. Polega na tym, że, kiedyś na dzień przed weselem, obecnie zwykle na tydzień przed weselem, pod domy panny młodej – kiedyś to była reguła, teraz jest różnie – przychodzą sąsiedzi, dalsza rodzina i znajomi. Generalnie osoby, które nie są zapraszane na wesele. I tłuką szkło przed domem. Niegdyś tuż przed drzwiami, a państwo młodzi (lub panna młoda) mieli za zadanie pozbierać to szkło. Udowadniali tym, że będą zgodnym i pracowitym małżeństwem. Teraz szkło bije się w specjalnej beczce czy pojemniku.
Praktycznie!
Bardzo. To jest jedna z tych cech, które powodują, że ten zwyczaj jest taki żywy – jego elastyczność. Ale o tym powiem za chwilę.
Szkło bije się na szczęście, potem znajomi składają życzenia przyszłej parze młodej. Kiedyś od razu byli częstowani alkoholem i plackiem drożdżowym. Placek jest jednym z takich podstawowych i niezmiennych elementów. Dziś jest tak, że alkohol pije się później, a całość zamieniła się w grilla. W zależności od bogactwa osób, które organizują pulteram, może być kilkanaście dań, kilkanaście różnych alkoholi. Do tego mamy orkiestrę, DJ-a, albo muzykę puszczaną z komputera przez specjalnie przygotowane głośniki.
Coraz bardziej pulteram formą zbliża się do wesela. Najpierw się je, pije, rozmawia, a kiedy towarzystwo poczuje się swobodniej – także tańczy. Tańce trwają długo, czasem do rana. Co odróżnia pulteram od wesela to to, że trwa on całą noc, można w dowolnym momencie na niego przyjść i w dowolnym wyjść. Przy składaniu życzeń zdarzają się kwiaty i koperty, także z pieniędzmi.
Mówił Pan o elastyczności tego zwyczaju…
Nowe formy zwyczaju splotły się ze starymi. Wieczór kawalerski przyszedł z zewnątrz – trochę był praktykowany, ale ta forma, którą znamy, jest odbiciem kultury masowej. Wszyscy znamy komedię „Wieczór kawalerski”, nie chcę jej oceniać artystycznie, bo to dość trudne… Tego typu popkultura trochę wymusza, trochę nadaje ton wieczorom kawalerskim. Wiele osób odczuwa potrzebę obchodzenia i wieczoru kawalarskiego i pulteramu. Ale jest wiele regionów, gdzie wieczoru kawalerskiego nie obchodzi się.
Pulteram bierze pełnymi garściami z tego, w czym żyjemy. Po pierwsze, mówimy o przesunięciu na tydzień przed weselem, żeby można było w niedzielę wypocząć, żeby zabawa trwała do rana. Bierze też z formy grilla. Kiedyś był placek i wódka, ludzie stali przed domem. Teraz mamy stoliki, ławy, namioty, saturatory z piwem, jest toi-toika. Istnieją firmy cateringowe, które specjalizują się w organizowaniu pulteramów, w niektórych regionach pracują co tydzień! Pulteramy rzadko zbierają poniżej 50 osób, zwykle to jest 100 osób, słyszeliśmy o takich na 300 osób i zamykaniu uliczki.
Zwyczaj połączył masowego, sąsiedzko-przyjacielskiego grilla, z tym co jest kultywowane od dawna i ludzie się z tym dobrze czują. Dziś jest formą para-wesela. Zdarzają się pulteramy większe niż wesela. Ma też jedną ważną cechę – jest on trochę rozrabiacki, obowiązuje na nim mniej formalny strój i może na niego przyjść każdy. No i jest darmowy alkohol i jedzenie.
Kto jest organizatorem pulteramu?
Powinien być u rodziny panny młodej. Ale tak, jak z weselami bywa różnie, tak i tutaj można to zmienić. Byliśmy na pulteramie u pana młodego, bo panna młoda mieszkała w mieście.
W regionach, do których jeździliśmy, obchodzą go prawie wszyscy. To miejscowy zwyczaj czy skądś przywędrował?
Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale większość zwyczajów, jeśli nie przywędrowała skądś, to forma, w jakiej są dziś obchodzone, została zapożyczona z innych kultur. Tak samo jest z pulteramem, który przyszedł z zachodu. W okolicach Wolsztyna nazywają ten zwyczaj „westfalczycy”. Na przełomie XIX i XX w. wiele Polaków jeździło do pracy do Niemiec i stamtąd przywieźli ten zwyczaj. Mnóstwo Polaków z Wielkopolski w czasach zaborów służyło w armii i gdzieś podpatrzyło ten zwyczaj. Wreszcie – w naszym regionie mieszkało mnóstwo Niemców, część pewnie ten zwyczaj praktykowała. I w ten sposób, drogą podpatrywania, pojawił się w Polsce zachodniej. Wiele osób, które go praktykują myśli, że to jest lokalny, stary zwyczaj.
Kiedy pojawiły się najwcześniejsze wzmianki o pulteramie?
Z dużą precyzją możemy powiedzieć, że w latach 80., 90. XIX w. Skąd to wiemy? Oskar Kolberg, którego informacje z tych terenów pochodzą z lat 70. XIX w., o tym zwyczaju w ogóle nie wspomina. Natomiast chwilę potem – już jest. To jeden z nielicznych zwyczajów, którego moment „przybycia” możemy aż tak dokładnie określić.
To zwyczaj wyłącznie wiejski?
Nie. Mamy informacje, że był praktykowany w Poznaniu. Nadal można go zobaczyć w małych miasteczkach. Byliśmy np. na badaniach w Rakoniewicach, gdzie jest praktykowany, w Wolsztynie na blokowiskach – także. Ciekawie było w należącym do Wielkopolski powiecie czarnkowsko-trzcianecki, Czarnków leżał w starej Wielkopolsce, a Trzcianka po II wojnie została zasiedlona przez Polaków. Pulteram przeniósł się z Czarnkowa do Trzcianki i kultywują go tam ludzie o różnych korzeniach, nawet kresowych.
Od kiedy prowadzą Państwo badania nad pulteramem?
Od kilku lat prowadzimy badania w ramach „Atlasu niematerialnego dziedzictwa kulturowego wsi wielkopolskiej”. W trakcie badań okazało się, że pulteram jest nadal żywy, a nawet ekspansywny – co było dla nas bardzo interesujące. Sam pulteram badamy od maja tego roku. Dostaliśmy wsparcie od Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego. Wygraliśmy też konkurs Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na wsparcie tych badań. Efektem będzie książka, poświęcona wyłącznie pulteramowi. Chcemy, żeby znalazł się w niej, prócz części opisowej i interpretacji andrologów, także fotoreportaż, złożony ze zdjęć Adriana Wykroty i Mariusza Foreckiego.
Organizatorem badań nad pulteramem jest Muzeum Narodowe Rolnictwa w Szreniawie oraz Instytut Etnologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Dr ARKADIUSZ JEŁOWICKI – doktor etnologii; kustosz w Muzeum Narodowym Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie; badacz terenowy, badacz dziedzictwa kulturowego Wielkopolski. Komisarz wielu wystaw poświęconych folklorowi polskiemu. Współautor „Atlasu niematerialnego dziedzictwa kulturowego wsi wielkopolskiej” (tom 1, 2015) oraz licznych artykułów poświęconych kulturze tradycyjnej Wielkopolski.