Gniew wymierzony w automatyzm
Opublikowano:
13 lipca 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Tab_s” to najnowszy tom Justyny Kulikowskiej, poetki, którą szersza publiczność miała okazję wysłuchać zeszłorocznego maja na festiwalu Poznań Poetów, w panelu poetyckich debiutantów. Druga książka pozostawia jednak pierwszą daleko w tyle. Jest tylko lepiej.
Między mechanizmem a mechanizmem
Pewna dwuznaczność zawiera się już w tytule – interpretacyjny algorytm podąża w dwie strony: 1) komputerowych tabulatorów i 2) tabletek, choroby, pewnego stanu, który jest zachwianiem przyjętej normy. „Tab_s” Kulikowskiej nie jest książką debiutancką. Po dobrze przyjętym, bardzo ciekawym, ale kipiącym od nieposkromionych emocji „Hejcie i innych bangerach” z krakowskiego wydawnictwa Ha!art, poetka najmłodszej fali autorek trafia do poznańskiej oficyny. Drugi tom jest bez wątpienia formą bardziej dopracowaną, jeżeli nie wycyzelowaną, o uspokojonej frazie i – dzięki temu – mocnym głosie.
A dzieje się tu dużo i dobrze. Dwutorowość odczytań zaznaczona w tytule jest tylko punktem wyjścia. Skoro porządek systemu komputerowego i systemu języka jest w pewnej mierze wspólna, choćby tylko w sferze wyobrażenia czy pojemnej metafory, kolejne teksty Kulikowskiej korzystają z podobnego, konceptualnego chwytu.
Jeżeli tabsy – tabletki, to i „monety, idealne cycki”. Poetka rozpędza się z wersu na wers, wciągając czytelnika w szybką i pozornie bezrefleksyjną podróż rollercoasterem przenośni i metafor właśnie: od skojarzenia do skojarzenia, śladem podobnych brzmień, kształtów. Ale i w tym szaleństwie jest metoda. My, czytelnicy, zostajemy wyrwani z bezpiecznych słów, które odkrywają swoją dwuznaczność. Język jest podejrzany, język nie jest mechaniczny.
skanowanie danych mi danych
ten mechanizm musi działać, jak push-up.
piszę o rzeczach, które są równe i okrągłe:
tabsy, monety, idealne cycki.
mechanizm musi
działać,
jak weekendowy ciąg,
jak ciąg przyczynowo-skutkowy.
wiedziałam, że ten mechanizm musi działać,
jest klatką na pokazie Alexandra McQueena
(zastanawiam się, jakie uszyję ostatnie słowo.
czy będzie chude i wątłe, niczym kolana
najlepiej zarabiających modelek?).
piszę o rzeczach, które są równe i okrągłe.
skanowanie_1.2
ten mechanizm musi działać, jak folder
ukryty na pulpicie. piszę o rzeczach,
które są chropowate i kanciaste: gruda
substancji, piryt, kość miednicza.
mechanizm musi
działać,
jak cyklofreniczny ciąg,
jak ciąg przyczynowo-skutkowy.
wiedziałam, że ten mechanizm musi działać,
jest niespójnym kolorem tęczówek Davida Bowiego
(zastanawiam się, czy jeśli prawe oko kłamie,
to lewe mówi prawdę?).
piszę o rzeczach, które są chropowate i kanciaste.
skanowanie_1.3
ten mechanizm musi działać, jak wydęty brzuch
Katarzyny W. na pokazie mody marki MMC.
piszę o rzeczach, które są: rozwiązanie, brak
rzeczowników łamiący mi frazę (czy jeśli powiem,
że nie jem litu, wybaczysz ten błąd porządkowania?).
ha, ha
ha, ha, hajs.
wiedziałam, że ten mechanizm musi działać, jest
snem o świnkach skarbonkach, które trzeba rozbić lub nakarmić, więc
Mechanizm u Kulikowskiej nie funkcjonuje tylko w jednym, maszynowym kontekście. A raczej: jego zakres działania jest tu bardzo szeroki; tak bardzo, że często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo jesteśmy mu przyporządkowani.
Poetka wręcz wskazuje palcem, punktując te sytuacje, kiedy postępujemy mechanicznie: reprodukując wzorce zachowań, ulegając stereotypom, wdrukowanym przez kulturę wizerunkom nazbyt idealnych kobiet, powielając myślowe kalki, markując gesty, rezygnując z krytycznego oglądu rzeczywistości.
A Kulikowska w celnych puentach jest dosadna, sięgając po krótkie, dosadne frazy, jak choćby w tekście „żryj to, jak żre ciebie”:
żryj to, jak żre ciebie
moment, w którym farbujesz włosy na blond, by zostać nową
Sharon Tate (tak postąpiła twoja matka, a przed nią jej matka).
czy istniały wtedy filmy, z kobiecym lektorem, których
nienawidzisz.
wstydzisz się przyznać. wczoraj na chujowej randce deklarowałaś:
feminizm, pacyfizm i resztę gamy pojęć.
moment, w którym wyciszasz dźwięk, by dokręcać w sobie
śrubkę za śrubką, aż zapłaczesz: czy wiedziałaś, że ten mechanizm
musi działać
Od ironii do ironii
Jest w tym wszystkim też sporo autotematyzmu. Kulikowska w audycji live, wprost z autorskiego pliku, komentuje pisanie tekstu niemal na bieżąco; kiedy sięga po obrazowanie pogrzebu, prawie natychmiast dołącza obronny komentarz: „(choć przerzutnia jest formą kurestwa. Nie wypada by na traumie rolować frazę)” (wiersz „elegia dla chłopca z Podlasia, jego bluzy Elmo”). Podobnie ironicznie odnosi się do własnego nawyku językowego, który każdorazowo zaznaczać będzie kursywą, żebyśmy nie zdążyli o nim zapomnieć:
patrz:
tak długo próbowałam wygrzebać spod paznokci brud
chłopskiego pochodzenia. gruda po grudzie,
oduczyć się mówić: dla.
teraz możesz skanować mój język i dłonie: patrz,
jak mi się nie udało
Ale ironia nie jest wymierzona tylko do poetyckiego wewnątrz; niektóre wiersze są bliskie hymnicznym manifestom straconego pokolenia tych młodych, którzy muszą odnaleźć się w świecie korporacji, kredytów na mieszkanie (a raczej: przymusowych obciążeń na całe życie), balansując życie zawodowe z błąkaniem się po scenach techno, przerywając przytłaczającą monotonię impulsywnymi zrywami, momentami buntu i ciągłości egzystencjalnego niepokoju.
Część wierszy jest za to szalenie ekspiacyjna. Nad tomem unosi się piętno śmierci, choroby, wstrętu, nienawiści: powrotów do wspomnień z dzieciństwa, gdzie dziecko „zasłania dłonią usta, bo zobaczyło coś wstydliwego”. Wspomniana nienawiść pozostaje blisko poetki, idzie z nią krok w krok, rozszerzając pole rażenia; nienawiść tyczy się nie tylko okolic domu rodzinnego czy minionego czasu, ale ekonomicznych prawideł, absurdalnie drogich mieszkań, wszechobecnej mizoginii.
Dużo przy tym również zabaw językowych: gier ukośnikami, płaszczyzną kartki, kursywą, pogrubieniem, zbieżnością dźwięków i znaczeń. Lingwistyczne zagrania równoważą się właśnie w metaforze systemu: i językowego, i komputerowego.
Nowe znaczy lepsze?
Jak w debiutanckiej książce Justyny Kulikowskiej, tak i w „Tab_s” pod powierzchnią kipi od gniewu.
Wiersze są dynamiczne, w stanie przed wybuchem, który swoją siłą mógłby zmieść Polskę z każdej mapy. Od emocjonalnego przeciążenia drugi tom poetki broni jednak forma, czy lepiej: konceptualny rygor.
Naczelna metafora systemu, rozdwojenia zawartego w tytule, jest na tyle nośna, że staje się doskonałym szkieletem, dzięki któremu nie zawala się całość konstrukcji, nawet pomimo nagromadzenia eksperymentów stylistycznych czy graficznych. Jest już naprawdę nieźle, a skok jakościowy Kulikowskiej jest imponujący. Bójmy się gniewu poetki, a raczej: wyciągnijmy z niego konsekwencje.