Zepsucie jest jak wirus
Opublikowano:
29 lipca 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Wraz z rozwojem cywilizacji rośnie destrukcyjny wpływ człowieka na planetę, co dzieje się w zastraszającym tempie – mówią V. i O., członkowie poznańskiego zespołu blackmetalowego Above Aurora, który właśnie wydał nowy album pod tytułem „The Shrine of Deterioration”.
Sebastian Gabryel: Chciałem zapytać, jak to jest żyć w krainie ognia i lodu, ale podobno określanie Above Aurora jako zespołu islandzkiego wcale nie jest uzasadnione. Jak właściwie do tego doszło, że wszyscy zaczęli was tak opisywać?
V.: Obecnie tylko ja mieszkam w Reykjaviku, reszta zespołu rezyduje w Poznaniu, chociaż faktycznie był czas, kiedy wszyscy znajdowaliśmy się na wyspie. Nigdy nie staraliśmy się być tak określani, jesteśmy zespołem z Polski i podpinanie się pod scenę, której nie jesteśmy częścią jest lekkim nieporozumieniem. Być może w przyszłości każdy z nas będzie mieszkał w zupełnie innym miejscu i nie widzę powodu, dlaczego miałoby to wpłynąć na postrzeganie zespołu.
O.: Powody wyjazdu V. na Islandię, czy mój czasowy pobyt tam, nie były związane stricte z muzyką. Były to bardziej osobiste i życiowe decyzje. Oczywiście będąc tam współpracowaliśmy z ludźmi związanymi z tamtejszą sceną (np. ze Stephenem Lockheartem z Emmissary Studio), jednak nigdy nie próbowaliśmy stać się jej częścią. Łatka „islandzkości” przez chwilę do nas przylgnęła, a następnie była powielana, mimo że prawda jest zupełnie inna.
S.G.: Jakby nie patrzeć, z Islandią macie jednak wiele wspólnego – również z uwagi na fakt, że to właśnie tam powstaje spora część waszej muzyki. Na ile niewątpliwa specyfika tego kraju przekłada się na wasze inspiracje?
V.: Jasne, jest to bardzo specyficzny kraj, pomimo tego, że jest niewielu mieszkańców, odbywa się tu mnóstwo koncertów, festiwali i innych wydarzeń artystycznych, muzyka i sztuka są tam obecne dosłownie wszędzie. Dodatkowym paliwem są niewątpliwie niesamowite widoki, których nie doświadczysz nigdzie indziej, zresztą nasza nazwa (która swoją drogą powstała zanim którykolwiek z nas postanowił wybrać się do Islandii) nawiązuje do zjawiska, które jest absolutnie magiczne i jednym z niewielu miejsc na Ziemi, gdzie można je zobaczyć jest właśnie Islandia.
Na pewno życie tutaj przekłada się w jakiś sposób na to, co tworzymy, jednak jest to bardziej podświadome niż celowe.
S.G.: „Islandia to dość ponure miejsce. To w żadnym razie nie jest magiczna kraina rodem z baśni fantasy. Miasta są zaniedbane i brudne. Zamiast lasów i elfów, mamy narkomanię i przemoc. I to jest prawdziwe oblicze tego kraju” – powiedział Kjartan Harðarson, perkusista Draugsól, w wywiadzie dla „Noise Magazine”. Z waszej obserwacji ma rację?
V.: Islandia wygląda inaczej dla turysty, który przyjechał zwiedzać wyspę, a inaczej dla kogoś, kto się tam wychował. Z perspektywy osoby z zewnątrz uważam, że jest to kraj dużo bardziej bezpieczny i czysty niż większość zachodnich państw.
Oczywiście ma swoje ciemne strony – korupcja, alkoholizm, wiele osób cierpi na depresję, są to rzeczy, o których na ogół się nie mówi, ale dostrzega po jakimś czasie funkcjonowania wewnątrz społeczeństwa. W ostatecznym rozrachunku ludzie i miejsca są raczej przyjazne i można tu się łatwo odnaleźć, jeśli się tylko chce.
O.: To prawda. Ładne widoki, wodospady i gejzery to jedno. Problemy wewnątrz społeczeństwa, alkoholizm czy problem narkotyków to druga strona medalu. Jednak to zauważa się dopiero przy dłuższym pobycie. Można zwiedzić całą Islandię w parę dni i nie mieć o tym bladego pojęcia.
S.G.: Przynajmniej od dobrych kilku lat wieść gminna niesie, że „islandzki black metal jest jedyny w swoim rodzaju”, w czym osobiście – przynajmniej po części – mogę się zgodzić. Czy potraficie wskazać, co najbardziej zdecydowało o tym, że zrobiło się o nim tak głośno?
V.: Mieszka tutaj wielu świetnych muzyków, którzy są szczerzy w tym co robią, fakt, że na przestrzeni ostatnich lat powstało tyle bardzo dobrych zespołów w kraju, w którym mieszka około 300 tysięcy mieszkańców jest na pewno zjawiskiem szczególnym. Większość z nich używa w tekstach rodzimego języka, który brzmi bardzo ciekawie w połączeniu z blackmetalowymi melodiami. Islandzkie zespoły mają swój unikalny charakter, często porównywany do muzyki Deathspell Omega czy Funeral Mist, co rzeczywiście słychać.
O.: Wydaje mi się, że jednym z powodów jest to, że często sami muzycy mają problemy, o których pisaliśmy wyżej, dlatego ich muzyka jest związana z bardzo silnymi i bardzo negatywnymi emocjami. Islandzki black metal jest do bólu szczery.
S.G.: Minimalizm, transowe brzmienie, chłód – to często wymieniane cechy islandzkiego black metalu, ale jak na moje ucho – również fundamenty waszej nowej płyty. Jakie zdarzenia, miejsca, emocje zbudowały „The Shrine of Deterioration”?
V.: Pisząc utwory nie chcemy, aby były przekombinowane, staramy się przekazać jak najwięcej emocji w jak najprostszy sposób. Nie jest to płyta, która po przesłuchaniu wprawi cię w pozytywny nastrój, a raczej skłoni do zadumy – przynajmniej ja ją tak odbieram. Źródłem inspiracji są głównie te ciemne aspekty życia, ból, popełniane błędy, porażki jednostki, jak i ogółu, dlatego muzyka jest odpowiednio stonowana i dopasowana do tematu.
Ta stylistyka oddaje najlepiej to, co chcemy przekazać, starając się jednocześnie pracować nad doskonaleniem każdego kolejnego materiału i korzystając z nowych narzędzi, jeśli oczywiście ma to konkretny cel i miejsce w utworze czy albumie.
O.: Każdy z nas nosi w sobie osobiste tragedie i porażki. Z mojej strony emocje związane z okresem, w którym tworzyliśmy były właśnie taką negatywną spiralą w głąb siebie, z której bardzo trudno było się wyrwać.
S.G.: W zapowiedzi albumu napisaliście, że „ludzkość zawzięcie kroczy w stronę własnej klęski”. Co jest przyczyną jej postępującej degradacji? I… czy kiedykolwiek było inaczej? (śmiech)
V.: Jest to krytyka działań człowieka, oczywiście nie z pozycji kogoś ponad tym wszystkim, a z pozycji uczestnika zdarzeń i zdania sobie sprawy również z własnych błędów. Wraz z rozwojem cywilizacji postępuje destrukcyjny wpływ człowieka na planetę, co możemy obserwować w zastraszającym tempie.
Chodzi tu również o wewnętrzne zepsucie i sposób w jaki ludzie zmieniają swoje cele i wartości w życiu, a także o ideach, które przeszkadzają w rozwoju i wręcz cofają nas jako gatunek – jak choćby religia.
O.: Polityka, pieniądze, religia… Im głośniejsze hasła niesiemy na ustach, tym niżej upadamy.
S.G.: Tekst kawałka „Virus” trochę trudno mi postrzegać inaczej niż w kontekście tego, co wydarzyło się w tym roku na świecie. O czym tak naprawdę jest ten kawałek? I jeśli nie ma nic wspólnego z obecną epidemią, to – przy okazji – co o niej myślicie?
V.: O ile dobrze pamiętam, jest to pierwszy utwór, który napisaliśmy po wydaniu „Path to Ruin”, a zaczęliśmy go grać na żywo jeszcze w 2018 roku, także zbieżność z wydarzeniami z tego roku jest przypadkowa. Tekst traktuje o wcześniej wspomnianym zepsuciu, które zdaje się zachowywać jak wirus i pojawia się w społeczeństwie zarażając coraz więcej jednostek. Ciężko powiedzieć, co myślimy o tej sytuacji, jest to coś nowego z czym jeszcze nie mieliśmy do czynienia.
Świat stanął do góry nogami, a zasady gry zmieniają się z dnia na dzień. Z czysto muzycznego punktu widzenia uniemożliwia nam to koncerty, sama premiera płyty również została przełożona ze względu na obecną sytuację.
O.: Epidemia bardziej wpłynęła na nasze życie osobiste niż muzyczne. Skupiliśmy się w tym okresie bardziej na pracy, rodzinie, ogólnym bezpieczeństwie, a do muzyki wrócimy, gdy będą ku temu warunki. Mamy nadzieję, że sytuacja się ustabilizuje i restrykcje będą znoszone.
S.G.: Above Aurora to twór trzyosobowy – jak działa to w blackmetalowej praktyce? Nigdy nie myśleliście o rozszerzeniu kapeli do kwartetu?
V.: Tak naprawdę przez długi czas Above Aurora była tworem dwuosobowym i do dziś po części tak jest – cała muzyka jest tworzona przez dwie osoby, trzeci członek uzupełnia zespół w warunkach koncertowych. Jest to wyzwanie, utwory na płytach często różnią się w jakiś sposób od wersji granych na żywo przez 3 osoby. Część aranży jest zmieniona tak, aby dało się to zagrać na tylko jedną gitarę.
Pisząc utwory, nie myślimy o tym jak to zabrzmi w warunkach koncertowych, dlatego zdarza się, że w części utworu zamiast jednej gitary grają 3 lub 4. Możliwość rozszerzenia składu do czterech osób jest przez nas rozważana, ale dopóki obecność dodatkowego muzyka nie będzie niezbędna, staramy się wykorzystać w pełni nasze możliwości w obecnej konfiguracji.
O.: Z V. i D. znamy się bardzo dobrze, więc współpraca na odległość, pomimo że jest dużym wyzwaniem, przychodzi nam dość łatwo. Na razie rozszerzenie składu nie jest to konieczne.
S.G.: Jesteście z Poznania, dlatego na koniec nie mogę was nie zapytać, do jakich zespołów z naszego regionu macie największy sentyment. Dla niektórych historia tutejszego metalu zawsze zaczynała i kończyła się na Turbo (śmiech).
V.: Z poznańskich załóg metalowych warto wspomnieć o Impure Declaration, In Twilight’s Embrace oraz o zespole Martwa Aura. Z tym ostatnim mieliśmy przyjemność zagrać trasę w zeszłym roku, a którego od jakiegoś czasu perkusistą jest O. Spoza gatunku słucham na przykład Słonia lub Deszcz.
O.: Slums Attack.
Above Aurora – zespół blackmetalowy z Poznania, którego skład tworzy trzech muzyków: V., O. i D. Muzyka kapeli jest zakorzeniona w tradycji kształtowanej przez takie grupy jak Burzum, Funeral Mist, Mgła czy Watain, oferując hipnotyczną podróż przez rozmaite wymiary pesymizmu. W 2020 roku zespół wydał nową płytę zatytułowaną „The Shrine of Deterioration”.