fot. Dawid Tatarkiewicz

Szybko wracamy do normalności

Trwałym elementem postpandemicznej rzeczywistości będzie większy użytek z nowych technologii, większe ich oswojenie i częstsze korzystanie. A oznacza to nie tylko filmy, czy muzykę w streamingu, ale też zdalne zakupy, zdalne załatwianie spraw urzędowych. Co najważniejsze może – zdalną pracę." - mówi Ariel Modrzyk, socjolog który badał życie codzienne Polaków w czasie pandemii.

Maciej Kijko: Jesteś członkiem zespołu, który jako jeden z pierwszych zaczął przeprowadzać badania społeczne na temat życia codziennego w czasie pandemii. Nie mylę się, że w Polsce byliście pionierami?

Ariel Modrzyk: Tak, to był jeden z pierwszych projektów badawczych prowadzonych przez przedstawicieli nauk społecznych. Jeden też z pierwszych tak dużych projektów – nasz zespół to osiem osób. Przy tym, i to wydaje mi się dość istotne, zwykle przygotowanie badań zajmuje sporo czasu.

 

Zebranie się zespołu, opracowanie metodologii, określenie zakresu problemowego badań, następnie pozyskanie dofinansowania – to wszystko trwa czasami kilka miesięcy.

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

W tym wypadku wszystko zadziało się niemalże z dnia na dzień. Był to szybki zryw, natychmiastowa mobilizacja i z tego względu te nasze badania dzisiaj w obiegu naukowym funkcjonują dość szeroko.

 

MK: Cała Polska została zamknięta około 10 marca, a wy zaczęliście rozsyłać ankiety już kilka dni później i zbieraliście je do 9 kwietnia.

AM: Tak. Po opracowaniu pierwszych ankiet poprosiliśmy naszych respondentów o wypełnienie kolejnej ankiety, a później rozszerzyliśmy nasze badania o dokumentację wizualną.

 

MK: Jaki było odzew na tę ankietę? Czas był ciężki, niecodzienna sytuacja. Ile osób chciało się podzielić swoimi doświadczeniami?

AM: Odzew był bardzo duży. Byliśmy tym nawet zdumieni. I ucieszeni oczywiście. Pierwsza ankieta, stanowiąca podstawę dla pierwszego etapu badań, objęła ok. 2,5 tysiąca osób.

 

MK: A wszelkie sondaże to zwykle około tysiąca respondentów.

AM: Tak, chociaż w naszym przypadku nie dało się zachować reguł sondażowych. Nasza próba nie jest próbą reprezentatywną. Z racji chociażby tej, że badanie było dobrowolne, opierało się na ankiecie internetowej, a w przypadku sondaży to wygląda inaczej. Próbę dobiera się losowo w ten sposób, by odwzorować układ społeczny. Do tego czas na wypełnianie ankiet był ograniczony do kilkunastu dni. Gdyby był dłuższy, zapewne i odzew byłby większy, i większa reprezentatywność.

 

Nie zmienia to faktu, że to, co uzyskaliśmy daje podstawę po pewnych wniosków, diagnoz i przypuszczeń. W kontekście sytuacji o dość istotnym znaczeniu.

Druga ankieta to około 1200 odpowiedzi. Ona, co warto podkreślić, wymagała większego wysiłku. Były to pytania otwarte, respondenci mieli możliwość swobodnej wypowiedzi na podsuwane tematy. Daje to rzecz jasna więcej swobody, ale i wymaga więcej zaangażowania. I dlatego tych prawie dwa tysiące ankiet wypełnionych osobistymi refleksjami respondentów uznaję za naprawdę duży sukces.

 

MK: Wasz projekt jest zatytułowany „Życie codzienne w czasach pandemii”, tak też zatytułowane raporty z kolejnych etapów badań można znaleźć w internecie. W jaki sposób określiliście to życie codzienne, o co pytaliście, co was interesowało?

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

AM: Interesowało nas to, co jest najbliższe codziennemu doświadczeniu ludzi: gospodarstwo domowe, relacje rodzinne, kontakt z mediami, czas wolny, czas pracy.

 

MK: Nie pytaliście o preferencje wyborcze, politykę i tym podobne.

AM: Nie, kwestie polityczne nas nie interesowały. Chociaż w drugiej ankiecie, w odpowiedziach na pytania otwarte nasi respondenci sami podejmowali czasami tematy polityczne. Były one sformułowane bardzo ogólnie, więc jeśli kogoś coś frustrowało i była to akurat bieżąca sytuacja polityczna, to mógł temu dać wyraz. Bezpośrednio polityka nas jednak nie interesowała.

 

MK: Użyłeś formułowania „kogoś coś frustrowało”. W ogólnym oglądzie sytuacja pandemiczna jest po prostu frustrująca. Co było wynikiem waszych badań? Jakie elementy owej codzienności najbardziej doskwierały, w największym stopniu były rozpoznawane jako dolegliwe? Czy dla wszystkich były to te same rzeczy?

AM: Wydźwięk emocjonalny tych ankiet był zdecydowanie negatywny. W drugiej ankiecie prosiliśmy o podanie słów określających obecną sytuację i tymi, które pojawiały się najczęściej były niepewność, niepokój. Gdy idzie o szczegółowe sprawy, co ten niepokój wzbudzało, to na przykład zachowania jednostek.

 

Duże kontrowersje wzbudzało przestrzeganie obostrzeń: noszenia maseczek, ograniczenia wychodzenia z domu, unikania kontaktów społecznych.

Tu objawia się rzecz dla mnie kluczowa, która wynikła z tych badań – ambiwalencja. Wiele spraw związanych z tymi zaostrzonymi regułami życia społecznego wzbudzało różnorakie skrajne reakcje. Na przykład zachowania osób starszych – z jednej strony doceniano je ze względu na ich pomocniczość, tak to nazwijmy. Z drugiej były głosy oburzenia, że starsi nie przestrzegają reguł dystansu – jako najbardziej narażeni na konsekwencje zarażenia, nie dbają wystarczająco, aby unikać sprzyjających zarażeniu sytuacji.

Ambiwalencja pojawiała się w wypowiedziach na temat służby zdrowia. Gloryfikowano rolę pielęgniarek, lekarek, lekarzy jako tych, którzy pracowali na pierwszej linii frontu, najbardziej zagrożonych.

 

Jednocześnie krytykowano sam system opieki zdrowotnej jako wadliwy, źle funkcjonujący i nie przygotowany na takie wyzwanie.

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ale warto też zauważyć, że chociaż w mediach mówiono o sytuacjach gróźb wobec personelu medycznego, odmowach obsługiwania jako klientów, to w naszych badaniach w ogóle tego rodzaju postaw nie stwierdziliśmy. Media działają na zasadzie nagłaśniania pojedynczych, szokujących przypadków zachowań, ale z badań można wywieść wniosek, że miały one faktycznie incydentalny charakter, w większości ludzi bezpośrednio pracujących z chorymi otaczał szacunek.

Tematem kontrowersyjnym, była polityka, która jak wspomniałem pojawiała się w wypowiedziach, choć badanie postaw politycznych w czasie pandemii nie było naszym zamiarem. I tu widać dwoistość. Był to okres przedwyborczy.

 

Dyskutowano, czy wybory powinny się odbyć, czy nie i respondenci w wielu przypadkach uznawali, że politycy w większej mierze myślą o swoim politycznym interesie, a nie o dobru społecznym. Ale poczytywano za zasługę obostrzenia mające zmniejszyć zagrożenie.

Podobnie z mediami – z jednej strony są źródłem informacji, a w ten wyjątkowy przecież czas poszukiwano ich usilnie, by zrozumieć coś z tego, co się wydarzało dokoła, z drugiej strony mówiono o przeciążeniu informacjami i niepotrzebnym wzbudzaniu paniki.

 

MK: A w jaki sposób ludzie radzili sobie z tą sytuacją, która, jak mówiłeś, wzbudzała ambiwalentne reakcje?

AM: Sposoby były różne. Próbowano sytuację przedefiniować: w tej ocenianej jako dojmująca sytuacji próbowano poszukiwać pozytywów. Podobnie jak w przypadku traumatycznych przeżyć, próbowano jej nadać sens – co można mimo wszystko osiągnąć.

W sposób konkretny wskazywano też na nowe praktyki codzienne, nowe rutyny, dzięki którym próbowano podtrzymać poczucie normalności.

 

Na przykład reżim czasowy – żeby wstawać i kłaść się spać o podobnej porze, by nie rozchwiać poczucia czasu.

Ubiór – mówiono, że mimo pracy zdalnej uznawano, że warto się ubrać „jak do pracy”, by nie spędzać czasu w ubiorze domowym, odróżniając jednocześnie różne obszary aktywności, nie doprowadzając do powstania jednolitej magmy.

 

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

MK: To już anegdotyczne sytuacje, w których oficjalna marynarka sąsiadowała ze spodniami dresowymi, co się czasami w niezamierzony sposób ujawniało.

AM: Tego rodzaju sytuacje zdarzały się faktycznie, ale nasi respondenci podkreślali rolę zmiany ubioru jako utrzymującą poczucie normalności.

 

MK: Można też chyba powiedzieć, że mogło mieć to wpływ na redukcję niepokoju – ubieram się jak do pracy, więc wprawiam się w nastrój pracy i niepokój odchodzi na dalszy plan.

AM: Tak. Robię, coś podobnego co robiłem, robiłam przed pandemią. Przypominam sobie wcześniejszy rytm i go powtarzam. W chaosie pozwala to znaleźć coś stałego. Na przykład stała pora wstawania, rytm posiłków. Takie drobnostki, które jednak mocno trzymają przy ziemi, pozwalają uchronić się przed popadnięciem w panikę. Utrzymują w poczuciu normalności.

Taki też wymiar miało wzmożenie relacji. Respondenci częściej kontaktowali się – wprawdzie zdalnie – z rodziną, znajomymi. Wspominali o zacieśnieniu więzi wewnątrz rodziny. Nie jestem w stanie oddać bogactwa postaw, ale i tu odzywała się ambiwalencja.

 

Bo oprócz tego, że mówiono o zbliżeniu w ramach małej wspólnoty, to jednocześnie też wspominano o potrzebie samotności, zmęczeniu kontaktem z innymi.

Należy też uwzględnić kontakt z mediami. Nie jednak ten wzbudzający tyle intensywnych emocji, a związany z oglądaniem filmów i seriali, czy słuchaniem muzyki. Uspokajający charakter miało też czytanie książek, oddanie się własnemu hobby.

 

MK: Jak mocno te kwestie odzwierciedlały się w odpowiedziach? Można było przecież usłyszeć i przeczytać, że pandemię da się wykorzystać jako czas nadrabiania różnorakich zaległości. Jesteście w domu, zajmijcie się sobą.

AM: To wybrzmiało dość wyraźnie, ale znowu nie było to takie proste. Ten czas przecież trudno było definiować jako urlop, czy czas wolny – od pracy, od obowiązków. Ja interpretowałbym to jako formy ucieczki, zapomnienia o zupełnie niecodziennej i przygnębiającej sytuacji. Wprost zresztą niektórzy uczestnicy badań wspominali o tym, że częściej sięgali po alkohol i inne używki w tym czasie. Unikałbym więc stwierdzenia, że był to czas relaksu, bo w tle kryło się wiele stresu, który często próbowano po prostu zagłuszyć.

 

MK: Czy wskazywano coś jako jednoznaczny pozytyw wynikający z sytuacji?

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

AM: Chyba można potraktować jako taki czynnik relacje. Ten temat pojawiał się w kontekście najczęściej. To, że można było więcej czasu spędzać ze sobą. Ale też na innym poziomie uznawano, że sytuacja pozwoli wyciągnąć jakieś wnioski systemowe. Wskaże konieczne kierunki zmian i korekt. Uczyni nas uważniejszymi.

 

MK: Inaczej mówiąc traktowano pandemię jako lekcję na przyszłość.

AM: To może zresztą było efektem postawionego bezpośrednio pytania: jakie pozytywne strony sytuacji dostrzegasz? Więc odpowiedzi były trochę wywołane, sprowokowane przez nas. Część zresztą respondentów była wręcz oburzona tym pytaniem – jak można szukać czegoś pozytywnego w takich okolicznościach? Ale część doszukała się jasnych stron.

 

MK: Można powiedzieć nieco żartobliwie, że w pewnej mierze wsparliście uczestników badań w niwelowaniu niepokoju. Mimowolnie.

AM: Rzeczywiście, można powiedzie, że w pewnym sensie pomogliśmy im, ukierunkowując na myślenie o dobrych stronach lockdownu. Dodam też, że dało się wyczuć, iż nasze ankiety odegrały rolę konfesyjną. Potraktowano ją jako przestrzeń wyznań, refleksji. A przy tym pozwoliły naszym respondentom poczuć własną sprawczość.

 

Wielu z nich bowiem żywiło przekonanie, że ich głos nie ma odzwierciedlenia w mediach, nie liczy się, nie jest brany pod uwagę.

Dzięki uczestnictwu w ankiecie poczuli, że jednak jest ważny, liczy się. Widać to w obszerności niektórych odpowiedzi i bogactwie poruszanych w nich kwestii. Gdybyśmy dzisiaj przeprowadzali taką ankietę, być może wyglądało to inaczej, bo emocje opadły. W tamtym czasie jednak była przestrzenią dla wyrażenia własnych emocji i myśli.

 

MK: A czy poszukiwano przyczyn zdarzeń? Próbowano odpowiedzieć sobie na pytanie: skąd to wszystko? Kto winien, ewentualnie?

AM: Oczywiście. Zdarzyło się coś niespodziewanego, nikt tego ani nie oczekiwał, ani nie był na to przygotowany, więc poszukiwanie przyczyn wydaje się dość zrozumiałe.

 

To strategia związana z tak zwanym bezpieczeństwem poznawczym: jeśli nie potrafimy zinterpretować czegoś, co dzieje się wokół nas, jeśli nie potrafimy tego zdefiniować, to odczuwamy ten niepokój, o którym już mówiliśmy.

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Drogą do jego zniwelowania jest więc poszukiwanie przyczyn. Osadzenie zdarzeń w czymś, co jesteśmy w stanie pojąć, w ciągu zdarzeń, który jesteśmy w stanie zrekonstruować, pozwala przywrócić wspomniane bezpieczeństwo poznawcze. Wiedza daje poczucie, mniej czy bardziej rzeczywistej, kontroli nad zdarzeniami. A faktycznie wyjaśnień było wiele. Od ekologicznych – efekt egoizmu gatunku ludzkiego, religijnych – to nauczka dla rodzaju ludzkiego, po polityczne – pandemia jako skutek zaniedbań administracyjnych, ekonomicznych, czy ogólnie systemowych.

 

MK: A czy w jakiś sposób znalazły w tych poszukiwaniach swoje przedłużenie przedpandemiczne jeszcze spory, konflikty, podziały, stereotypy, obsesje i kontrowersje? Czyli na przykład jeśli kilka lat temu w jednej z kampani wyborczych używano jako straszaka imigrantów, którzy mieliby przywieźć do Polski zarazki i pasożyty, to czy i w tej sytuacji coś podobnego się pojawiło?

AM: Nie. Ale też, jak już wspomniałem, nasza ankieta dotyczyła życia codziennego, nie była nakierowana na badanie przekonań politycznych. Gdybyśmy jednak wprost o to zapytali, niewykluczone, że mogłyby się tego rodzaju kwestie ujawnić. O to jednak nie pytaliśmy.

 

MK: Jeżeli otrzymaliście tak dużo obszernych wypowiedzi na temat pandemii, czy jako zespół myślicie o ich publikacji, przy zachowaniu oczywiście anonimowości? Mogłoby to przecież być ważne i interesujące świadectwo czasu.

AM: W pełnej wersji drugiego raportu po części zrealizowaliśmy to, o co pytasz. Obszernie w nim przywołujemy wypowiedzi z ankiet; staramy się oddać głos ludziom, sami zostawiając sobie rolę komentatorów i interpretatorów. Teraz też, kontynuując badania, prosiliśmy naszych respondentów o wykonanie kilku zdjęć i opisanie ich. Otrzymaliśmy kilkaset fotografii dokumentujących pandemiczną codzienność i to będzie kolejny obszerny fantastyczny materiał badawczy i archiwalny.

 

MK: A czy pojawiło się w tych ankietach coś zaskakującego. Przystępowaliście do badań z pewnymi założeniami, czy one się spełniły?

AM: Przewrotnie odpowiem, że zaskakujący był brak zaskoczeń, brak reakcji, których nie moglibyśmy przewidzieć. Okazało się, że podczas pandemii ulegliśmy daleko posuniętej uniformizacji. Reakcje mające swój wyraz w ankietach były doskonale przewidywalne. Reagowaliśmy na sytuację na te same sposoby. Dla naszego pokolenia to pierwsza chyba sytuacja globalnego doświadczenia o pokoleniowym właśnie charakterze.

 

Widziałem materiały z badań z innych krajów i w zasadzie rezultaty były identyczne z naszymi. Sprawi to zapewne, że jeśli spotkamy się z kimś spoza Polski, to będziemy mieć na pewno pandemię jako wspólny temat i doświadczenie.

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Wszyscy nosiliśmy maseczki. Wszyscy byliśmy zamknięci. Wszyscy staliśmy w kolejkach przed sklepami. Wszyscy odczuwaliśmy niepokój. Jako różnicujące można byłoby jednak uznać wychodzenie z pandemii. Jednym udaje się to szybko i łatwo. Inni z trudnościami radzą sobie w tej sytuacji i jej skutki – głównie ekonomiczne – będą odczuwać przez lata.

 

MK: Szczególnie widoczne było to w statystykach uwidaczniających odtwarzanie się podziałów społecznych w czasie pandemii.

AM: Tak, dostępność do służby zdrowia, możliwości w miarę satysfakcjonującego przeżycia zamknięcia, ale i podział ról społecznych. Okazało się w wyniku naszych badań, że obowiązkami domowymi mimo wszystko w większej mierze obarczone były kobiety. Nawet tam, gdzie deklarowano równościowy podział obowiązków.

 

W naszym raporcie piszemy o retradycjonalizacji, czyli powrocie do tradycyjnych schematów. Tego rodzaju tendencja była bardzo wyraźna.

Przy tym bardziej niż o zdrowie, przy drugiej ankiecie, nasi respondenci lękali się o ekonomiczne podstawy swojej egzystencji. Kwestia przewidywanego kryzysu gospodarczego zaprzątała więcej uwagi i rodziła więcej obaw niż sam wirus. Czy utrzymam swoją pracę? Czy sobie poradzę? Czy będę w stanie wyżywić rodzinę? I tu nierówności reprodukują się zdecydowanie.

 

MK: Po realizacji już dwóch etapów badań, czy mógłbyś pokusić się o odpowiedź na pytanie, co pandemia zmieniła w naszym życiu codziennym? Jak interpretujecie wasze badania – co się dokonało?

AM: Moja odpowiedź w dużej części będzie opierała się na własnych refleksjach. Badania stwierdzają stan rzeczy, a to dotyczy też przyszłości i skutków. I wydaje mi się, że zmiany, które na pewno nastąpią nie będą głębokie. Ich charakter będzie powierzchowny. Weźmy pod uwagę na przykład praktyki higieniczne.

 

Na samym początku, przy pierwszej ankiecie, bardzo dużo i wyraźnie mówiono o konieczności dezynfekcji rąk, ich właściwym myciu, unikaniu kontaktów, teraz jest już względem tego większy dystans.

Trwałym elementem postpandemicznej rzeczywistości będzie większy użytek z nowych technologii. To przymusowe „szkolenie” spowoduje większe ich oswojenie i przełoży się na częstsze z nich korzystanie. A oznacza to nie tylko filmy, czy muzykę w streamingu, ale też zdalne zakupy, zdalne załatwianie spraw urzędowych. Co najważniejsze może – zdalną pracę. Moim zdaniem jednak fundamentalnych zmian jednak nie będzie.

 

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

Ariel Modrzyk, fot. Dawid Tatarkiewicz

MK: Czyli te nadzieje, o których wspomniałeś, wyrażane przez samych uczestników badań, że pandemia będzie czasem refleksji nad podstawami naszej rzeczywistości i powoli na zmianę, są raczej płonne?

AM: Tak mi się wydaje. Ten czas był stanem kryzysu, wymagającym dużej mobilizacji. W takich przypadkach często pojawiają się głosy, że należy go wykorzystać, jako motor zmian w nas samych, w społeczeństwie, że stanie się ich przyczyną. Tymczasem dość szybko zapominamy. Pragniemy raczej powrotu normalności niż stanu mobilizacji, który także wiąże się ze zmianami. I teraz tak to właśnie chyba wygląda. Minęło już trochę czasu od lokdownu, a funkcjonujemy tak, jakby to miało miejsce kilka lat temu.

 

MK: Krótka pamięć?

AM: Tak. Szybko zapominamy o kryzysie i szybko na powrót odnajdujemy się w stanie normalności, gdy jest on zażegnany. Dodatkowo oswoiliśmy ryzyko zdrowotne i mamy większy dystans do obostrzeń.

 

Pozostaje też kwestia okresu mobilizacji – jak długo można żyć w napięciu i poczuciu zagrożenia?

Chociaż wszystko trwa jeszcze, zmęczenie jest tak duże, że pragniemy powrotu do zwyczajności nawet wbrew zaleceniom i opiniom. Było to na tyle trudne do zniesienia, że wywołało reakcję – trzeba się oswoić i wrócić do codziennego, dobrze znanego życia. Można też powiedzieć, że po prostu koronawirus stał się kolejnym z licznych egzystencjalnych ryzyk towarzyszących naszemu społecznemu życiu. Początkowo popadliśmy w panikę, choćby ze względu na globalny charakter zdarzeń, ale teraz już uznaliśmy sytuację za nową normalność. I być może odczuwamy nawet zbyt duży spokój wobec zagrożenia.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0