Najlepsze seriale (drugiej połowy) 2020 roku
Opublikowano:
30 grudnia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Chyba nie było jeszcze roku, w którym nasz, widzów i widzek, stosunek do telewizji uległby takiej zmianie. Oglądamy więcej, nie tylko seriali, ale też filmów, bo te, zamiast do kina, trafiają na platformy streamingowe. W pierwszym półroczu wiele seriali (mój ulubiony „The Last Game”; tak, tak, dokument o Michaelu Jordanie i Chicago Bulls) skutecznie odciągało nas od szerzącej się pandemii. Ekrany komputerów i telewizorów były (i nadal są) uspokajaczem nerwów, które tak skutecznie szargał 2020 rok.
Jednocześnie mam wrażenie, że pierwsza połowa roku wydarzyła się bardzo dawno temu. Ledwie pamiętam emocje, które towarzyszyły mi przy wspomnianym odcinkowym dokumencie o najsławniejszym koszykarzu lat 90. czy podczas oglądania zmagań Cynthii Erivo z nadprzyrodzonymi siłami w (dobrym) „Outsiderze”, czy w czasie śledzenia prozy życia bohaterki granej przez Pamelę Adlon w (rewelacyjnym) „Lepszym życiu”.
Dlatego poniżej postanowiłem przedstawić moją topkę najlepszych seriali drugiej połowy 2020 roku.
Na liście nie ma „Małego topora” Steve’a McQueena (4 z 5 części naprawdę wymiatają). Mimo że produkcja reklamowana jest jako miniserial, to jest to jednak antologia około godzinnych filmów (pisałem o nich w poprzednim tekście). Warto zapoznać się z tym tytułem, bo jest jednym z najlepszych w 2020 roku.
A teraz ruszajmy!
4. „A Teacher” sezon 1 (twórczyni: Hannah Fidell)
Oto Claire Wilson (świetna Kate Mara), trzydziestoparoletnia nauczycielka w niewielkiej miejscowości w Texasie, nawiązuje romans ze swoim nastoletnim uczniem, Erikiem Walkerem. Kobieta ryzykuje swoją karierę, ale też swoje małżeństwo i reputację. Serial eksploruje zawiłość tej relacji. Obie strony wyrażają na nią zgodę, lecz Claire wychodzi z pozycji władzy.
Akcja nieprzypadkowo dzieje się w 2013 roku, jeszcze przed erą Me Too; kiedy przypadki wykorzystywania seksualnego nie były tak nagłośnione.
Najczęściej słyszymy podobne historie z męskiego punktu widzenia. To faceci miewają romanse z młodszymi kobietami, są to ich szefowie, przełożeni, koledzy z pracy itp. Twórczyni, Hannah Fidell, zmienia ten paradygmat. Co ciekawe, przez pierwszą połowę miniserialu widzowie i widzki są łudzeni „normalnością” związku głównej bohaterki z Erikiem. Jednak stopniowo produkcja odkrywa karty…
3. „The Boys” sezon 2 (twórca: Eric Kripke)
Kolejna odsłona hitu Amazon Prime Video, która skupia się na grupie samozwańczych stróżów prawa w świecie niemal wyciągniętym z komiksów Marvela i DC. Wyobraźcie sobie rzeczywistość, w której obecność superbohaterów to chleb powszedni. Niemal każdy „Supe” (czyli osoba posiadająca moce) chce dostać się pod skrzydła korporacji Vought International, która zarządza specjalnie stworzoną (głównie przez dział PR) drużynę Siedmiu (w jej skład wchodzą najlepsi z najlepszych superbohaterów). Ale jak to często z korporacjami bywa, nikomu wcale nie zależy na ochronie uciśnionych, tylko na gromadzeniu miliardów dolarów i poszerzaniu własnych wpływów. W drugim sezonie twórcy w dalszym ciągu w wyśmienity sposób zajmują się cienką granicą między dobrem a złem, mówią o rasizmie, mobbingu czy wykorzystywaniu seksualnym. A wszystko pod płaszczykiem świetnej rozrywki na wysokim poziomie.
2. „The Crown” sezon 4 (twórca: Peter Morgan)
Tego serialu chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Kolejna odsłona opowieści o rządach brytyjskiej królowej Elżbiety II. Czwarty sezon obejmuje czas między 1977 a 1990 rokiem. Nazywany jest też sezonem kobiet, bo prócz Elżbiety na ekranie oglądamy rządy premier Margaret Tatcher, a także – a może przede wszystkim – pojawia się Diana Spencer.
To zdecydowania najlepsza odsłona kultowej „Korony”.
Przepełniona wybitnymi kreacjami aktorskimi – nie tylko mistrzyni Olivii Colman (Elżbieta), ale przede wszystkim Gillian Anderson w roli wspominanej wspomnianej kontrowersyjnej premier i Emmy Corrin w roli Lady Di. Pisano, że poprzedni sezon dobrze robił PR-owi rodziny królewskiej. To za sprawą fantastycznego Josha O’Connora, który sprawił, że jego książę Karol stał się postacią godną współczucia, którą… aż chciało się przytulić, pogłaskać po głowie i powiedzieć: „Stary, wszystko będzie dobrze”. Sezon 4 jest tej postawy zupełnym przeciwieństwem.
1. „Gambit królowej” sezon 1 (twórcy: Scott Frank, Allan Scott)
Chyba największa niespodzianka tego półrocza. Serial o mistrzyni szachowej nie tylko utrzymuje się w czołówce najchętniej oglądanych produkcji Netflixa, ale też za jego sprawą odrodziła się (?) moda na szachy. W rozgrywającej się w czasie zimnej wojny opowieści śledzimy losy Beth Harmon, sieroty, której miłość do wspomnianej gry budzi woźny z sierocińca. To dopiero początek drogi bohaterki do zostania arcymistrzynią i pokonania Marcina Dorocińskiego (który gra rosyjskiego czempiona szachów). Po drodze Beth będzie zmagać się m.in. z klasizmem i seksizmem, uzależnieniami od alkoholu i narkotyków.
„Gambit królowej” jest rewelacyjnie napisany i zagrany.
W główną rolę wcieliła się młoda brytyjska aktorka Anya Taylor-Joy (znana z horroru „Czarownica” i kostiumowego filmu „Emma” na podstawie powieści Jane Austen). Wszyscy rozpisują się o jej hipnotyzujących oczach. Mnie się po prostu wydaje, że jest świetną aktorką. Warto też zwrócić uwagę na Marielle Heller. Heller to przede wszystkim reżyserka, jednak w roli Almy Wheatley, przybranej matki Harmon, kradnie każdą scenę. „Gambit królowej” to według mnie tegoroczny hit. Jeżeli nie znacie – w co wątpię – koniecznie nadróbcie zaległości.