Zyski nie wyleczą traumy
Opublikowano:
10 maja 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
To nie jest spektakl o gazie łupkowym ani o szkodach dla środowiska. Przynajmniej nie w najważniejszej warstwie. To rzecz o bolesnych relacjach, niespełnionych ambicjach, wyniszczającej walce i wszechobecnym braku. Przyroda jest tu na ostatnim miejscu, a pieniądze niczego nie załatwiają.
„Gaz!”, to najnowsza propozycja Teatru Fredry, która zdążyła wybrzmieć na scenie w bezpośredniej interakcji z widzami, co – przed ponownym zwiększeniem pandemicznych obostrzeń – było szczególną ucztą. Choć ten premierowy spektakl w reżyserii Marcina Wierzchowskiego i przy scenariuszowej współpracy z Justyną Bilik oraz Danielem Sołtysińskim, nie jest sztuką łatwą i przyjemną. Przynosi natomiast jeszcze więcej cierpkich refleksji na dzisiejsze trudne czasy.
Co w rodzinie
Pomysł, żeby o rodzinnych i osobistych ludzkich traumach opowiedzieć przez pryzmat „zewnętrznej szansy” na ich rychłe zniesienie – nie jest nowy.
Zaskakuje za to jego interpretacja, która zamiast choćby pozornej poprawy, pogłębia cierpienie.
Z jednej strony można to odnieść do popularnego powiedzenia, że „pieniądze szczęścia nie dają”. Natomiast z drugiej każe zastanowić się nad kondycją polskiej rodziny, którą tak trafnie opisał już ponad 100 lat temu filozof i pisarz Stanisław Brzozowski zauważając, że:
„Póki człowiek utrzymuje się przeważnie z tego, co w ten czy inny sposób innym ludziom wydrze, rodzina nie przestanie być tym laboratorium uczuciowym, w którym najdrapieżniejsze, najbardziej egoistyczne, zaborcze, antyludzkie instynkty przetwarzane są na modłę sielankową, nie zmieniając swej zasadniczej treści. W imię rodziny popełnia się najwięcej podłości. Ona dostarcza największej ilości usprawiedliwień.”
I właśnie to okołorodzinne „szarpanie się” bohaterek i bohaterów przedstawienia oglądamy do końca, czyli stanowczo za długo, bo cała sztuka trwa blisko 3 godziny.
Przy okazji warto dodać, że kanwą dla „Gazu!”, stała się autentyczna historia mieszkańców lubelskiego Żurawlowa, którzy w przeciwieństwie do postaci wykreowanych przez Wierzchowskiego, sprzeciwili się wydobyciu „łupków” przez koncern Chevron w swojej miejscowości i tę walkę wygrali! Tych ludzi przypomniała wystawa fotografii Andrzeja Bąka w foyer teatru.
Galeria postaci
Tymczasem na scenie akcja dzieje się w małej podgnieźnieńskiej wsi i zaczyna od typowych konsultacji społecznych, podczas których ujawnia się cały wachlarz ludzkich postaw i emocji. Kogóż tu mamy?
Rodzeństwo, czyli neurotyczną i mającą swe ambicje Agatę (bardzo sugestywnie oddająca zmienność postaci Joanna Żurawska), oraz jej braci: Michała z niepełnosprawnością, który od czasu do czasu wygłasza drażliwe, lecz pobudzające do dyskusji sądy (wiarygodny w swym wcieleniu Marcin Bikowski) i Łukasza – geja, który skorzystał z szansy wyjazdu do Anglii i którego opinie, być może przez zazdrość, głównie denerwują siostrę (doskonale ważący ironię i dystans do swej roli Marcin Bartnikowski).
Będące już dawno w rozpadzie małżeństwo Beaty i Zbyszka (fantastycznie apodyktyczna Iwona Sapa, która świetnie oddaje też moment „złamania” swej bohaterki oraz kreujący cynicznego alkoholika Roland Nowak) wraz synem „Dzikim”, który stał się kimś w rodzaju anarchizującego ekologa (pomijając nie do końca prawdziwą konstrukcję postaci aktywisty – wcielenie Michała Karczewskiego).
Kolejną parę u progu swego związku, czyli marzącą o życiu gdzie indziej Werę (kapitalnie wyrazista Anna Stela) oraz jej rezolutnego partnera Adama (bardzo dobry w kreacji małomiasteczkowego karierowicza Paweł Dobek).
I wreszcie na plan pierwszy w tym wszystkim wybija się opiekuńcza i depresyjna Olga (ważna rola Martyny Rozwadowskiej pokazująca w pełnej krasie jej fantastyczny talent dramatyczny) wraz ze swym stanowczym oraz upartym i na swój sposób ideowym ojcem Bogdanem (bardzo dobry i w tym przypadku pięknie refleksyjny Wojciech Kalinowski).
Jest wreszczie ona, czyli „Grażyna od brudnej wody”, jak słusznie określił jej postać jeden z recenzentów – Zuzanna Czerniejewska-Stube. Wyrachowana, skrywająca pogardę pod słodkim uśmiechem i kłamstwa za okrągłymi słówkami, przedstawicielka międzynarodowej korporacji o złowrogiej nazwie Redemption Resources Unlimited.
Z rodziną – tylko na zdjęciach
Poznajemy bohaterów oraz ich relacje przez scenki rodzinne, które tylko pozornie zdają się wyrwane z kontekstu. Bo tak naprawdę to nasz codzienny język niewolny od stereotypów, generalizacji, nierówności czy uprzedzeń.
Takie małe rodzinne piekiełko, które nie pozwala spojrzeć poza jego granice ani się wyzwolić, nie mówiąc już o szerszej solidarności.
Dobrym przykładem będzie tu jedna z pierwszych rozmów pomiędzy Michałem, a Agatą, w czasie której chłopak wypomina siostrze, że jest sama i nie ma męża, tak jakby nie widział, że poświęciła życie opiece nad nim.
Kolejną, świetną ilustracją familijnych podłości jest pełna wzajemnych pretensji i nienawiści relacja Beaty i Zbyszka, która jest szczególnie przykra, bo jeśli zdamy sobie sprawę, że te osoby niegdyś ślubowały sobie miłość, to trudno o gorszy obraz tego uczucia. Natomiast ich syn „Dziki” zdaje się „przewrotnym wybrykiem”, co szczególnie widać w scenie, kiedy matce-nauczycielce wręcza koszulkę z napisem „Chwała Wam Dzielni Pedagodzy”, którego skrót można rozwinąć w bardzo obraźliwy sposób.
Relacja Wery i Adama zaś to kwintesencja lęków i strachów młodych Polaków „na dorobku”, którzy utkwili na prowincji, lecz marzą o światowym życiu, dobrobycie mierzonym póki co ilością kupowanych „Zdrapek”. Wera jest w nieplanowanej ciąży, która zostaje skomentowana ze sceny bardzo znamiennymi słowami:
„W Polsce? Tu się nie da mieć dzieci!”
Z kolei relacja Olgi z jej ojcem Bogdanem to wręcz mikrokosmos stosunków na linii: osuwający się w starość rodzice i dorosłe, pragnące pełnej samodzielności dzieci. Olga bowiem to postać do bólu pragmatyczna jeśli chodzi o najbliższe cele oraz przekonująca dla innych (wszak to ona sprawia, że reszta sąsiadów zgadza się na wydobycie gazu), ale pozbawiona idealistycznych wartości. Jej ojciec natomiast to idealista, który – nie ważne jakim kosztem – zamierza przenieść podmywany przez wodę grób swej małżonki i skupiony na tym fakcie nie zauważa drugiej bliskiej mu osoby – córki.
Za długi
Nie jest więc „Gaz!” sztuką o katastrofie ekologicznej, choć ona staje się faktem, gdy bohaterowie ulegają materialnej recepcie na szczęście. Trudno też powiedzieć, że to rzecz o wspólnocie w rozpadzie, choć prawdą jest, jak pisze inny recenzent, że gazowa rura jak wbity w ziemię klin, rozrywa więzi międzyludzkie – dodałabym, że do końca. I wreszcie nie da się zaprzeczyć tezie, że „zyski nie wyleczą traumy”, zarówno w neoliberalnym i coraz mniej wiarygodnym kapitalizmie w Polsce XXI wieku jak i w państwach dobrobytu na Zachodzie.
Tutaj bowiem „piłeczka jest po stronie jednostki”, która sama musi przepracować relacje z najbliższymi, bo ani państwo, ani społeczeństwo ani nawet najlepsza edukacja antydyskryminacyjna nie zrobią tego za nią. To trochę, jak z alkoholikiem, który najpierw musi sam przed sobą przyznać się, że jest chory.
Spektakl zrealizowany we współpracy z Teatrem Malabar Hotel, urzeka scenografią Kasi Minkowskiej, w tym szczególnie makietą wioski z domami bohaterów i wszelkimi detalami, które wspaniale wizualizują widzom przedstawiony świat.
Bardzo dobrze wypadają też pojawiające się w sztuce piosenki („syreni śpiew” przedstawicielki korpo w wykonaniu Zuzanny Czerniejewskiej-Stube to rzecz wybitna, zarówno pod względem treści jak i talentu wokalnego aktorki), które trafnie dopełniają rozgrywającego się dramatu, ale… jest ich zdecydowanie za dużo, wskutek czego irytują.
Podobnie zresztą jak niesynchroniczny taniec postaci, który z jednej strony uwydatnia chaos jaki się rodzi po podpisaniu antyekologicznego cyrografu, ale z drugiej sprawia wrażenie lekkiego nieprofesjonalizmu.
Jednak najmniej przemyślana zdaje się długość całego przedstawienia, wątki stają się przegadane i męczące, a ostatni postapokaliptyczny akt – zaznaczony mógł być jedynie symbolicznie. Bez dłużących się monologów, dialogów, duchów i snucia się postaci, po skądinąd świetnie oddającej realia rzeczywistości po zagładzie scenie. Bo i bez tego widz z XXI wieku niepewny swych relacji z innymi i światem, podobnie jak bohaterowie spektaklu – zrozumie.