„Rewizje”. Dyba i Adam Lach.
Opublikowano:
27 lipca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Wydane w ubiegłym roku „Rewizje” Dyby i Adama Lachów to podróż po prowincjonalnej Polsce w poszukiwaniu współczesnego Narodu. Opowieść o tożsamościowych mitach i uprzedzeniach, zyskująca nominacje do najbardziej prestiżowych nagród w świecie książek fotograficznych, w Arles i Paryżu. Recenzja Michała Sity.
Badawcze zadanie reportera
„Rewizje” to reporterska książka oparta na próbie dialogu z rzeczywistością przerośniętą dziesiątkami radykalizujących się postaw. Wywiady i dzienniki pisane przez Dybę w czasie trzyletniej podróży, uzupełnione są równoległą fotograficzną opowieścią Adama Lacha. Wspólnie szkicują mapę narodowych mitów:
„Podróżowaliśmy przez przestrzeń i czas, przez polskie mity, polski fantazmat, przez pojęcia i symbole przekazywane z pokolenia na pokolenie. Pokonywaliśmy kolejne granice. Rewidowaliśmy przeszłość, starając się jednocześnie nie tracić z oczu dnia dzisiejszego – i to o nim opowiadać. W ciągu trzech lat przejechaliśmy 16 tysięcy kilometrów, zrealizowaliśmy ponad 200 tematów, przeprowadziliśmy 70 wywiadów. Uczestniczyliśmy w wydarzeniach lokalnych i ogólnopolskich, obserwowaliśmy społeczności, przestrzenie, rejestrując zachowania i przyzwyczajenia, niezmienne w naszej kulturze od setek lat (…)”.
[Dyba Lach]
„Rewizje” zdają sprawę z wyprawy w teren, wypełniając klasyczne reporterskie zadanie weryfikacji. Rewidowane są tu deklarowane wartości, wyniesione na ołtarze świętości, skonstruowane naprędce wyznaczniki polskości. Lachowie proponują procedurę, jaka może podważyć populistyczne definicje narodowej tożsamości: proponują reporterską podróż. Pytają w niej o patriotyzm, o tożsamości, o to, co nas spaja.
„Kiedy byłem dzieckiem, ojciec zabierał mnie na wyspę. Pośrodku jeziora, w sercu Kaszub. Na tej wyspie urodził się mój dziadek, a po latach sprowadził tam babcię. Babcia mówiła, że została tam uwięziona, bo dziadek jeździł na ryby i polował, a ona tylko rodziła dzieci. Tam też urodził się mój ojciec. Przez osiemnaście lat po wojnie żyli bez prądu, właściwie odcięci, wszędzie wokół tylko woda (…)”.
[R., Kościerzyna, woj. pomorskie]
By w ogóle możliwe było przyjrzenie się uprzedzeniom czy przyjmowanym bezrefleksyjnie łatkom, jakie nadajemy sobie nawzajem, na jakiś czas trzeba zawiesić własną ocenę sytuacji.
Ten etos dziennikarskiej neutralności jest w książce narzędziem używanym bardzo świadomie i w określonych granicach. Adam i Dyba starają się zachować dystans, wysłuchując z uwagą kolejnych opowieści, pozwalają bohaterom budować własne obrazy Polski, wymykające się przyjętym z góry założeniom.
Stereotypy miasta i wsi, napiętnowane wizerunki Ukraińców UP-owców i ideał prawdziwych Polaków katolików, podziały na Żydów, gejów, beneficjentów 500+, emigrantów powracających do kraju, Kaszubów, uciekinierów z Wołynia, neopogan, muzułmanów – konfrontowane są z detalami lokalnych zdarzeń, z osobistymi doświadczeniami konkretnych ludzi, dla których te kategorie nie są pustymi słowami.
„Ja? Ja się czuję obywatelem Warmii. Stanowczo. Mogę się bić za Warmię i Mazury, za wszystko, co jest po tej stronie Wisły, ale to, co się dzieje u was, w stolicy, mnie nie obchodzi. Na pewno nie mogę powiedzieć, że czuję się w stu procentach obywatelem Polski. Obywatel Polski powinien być wspierany przez Polskę, a tak nie jest. Nie czuję się również Łemkiem. Czuję się spadkobiercą obu tych kultur (…)”.
[G., woj. warmińsko-mazurskie, 15 km do granicy z Rosją]
Pytanie, jakie towarzyszy tej reporterskiej pracy jest bardzo ważne: może na mitycznej prowincji uda się podważyć fałszywe diagnozy, jakimi karmią nas polityczni ideolodzy i telewizyjne nagonki? Być może perspektywa reporterskiej rewizji pozwoli dostrzec bardziej prawdziwy obraz rzeczywistości? Jeśli przyjrzeć się tej zróżnicowanej codzienności z bliska, może znajdziemy w niej jakieś funkcjonalne rozwiązania?
„Nienawiść bierze się z lęku i poczucia misji. Ludzie biją innych na ulicach nie dlatego, że doraźnie odczuwają niechęć albo nienawiść. Oni odczuwają obecność tych innych jako atak na ich świat. Bijąc mnie, bijąc geja, lesbijkę, migranta, wierzą, że ratują świat. Biją po to, żeby Polska istniała. Biją, żeby rodzina istniała. Żeby Polska była silna. Żeby wszyscy wiedzieli, że my tu jesteśmy bliską, rodzinną jednością”.
[Przemysław, Wrocław]
A może jest mniej optymistycznie – może realia prowincji nie różnią się od wykrzykiwanych z ekranu telewizora deklaracji wiary? Może głośne, jednoznaczne, nieznoszące sprzeciwu okrzyki trafnie określają charakter polskiej współczesności?
Taka Polska może się okazać mozaiką złożoną z nieprzystających projektów tożsamości, rozwijających się w swoich własnych, zamkniętych bańkach.
Bo jak inaczej mieliby reagować na narodowy populizm ludzie, którzy nie mieszczą się w granicach polskości definiowanej w ten sposób? Kto zresztą się w nim mieści? Bohaterowie uwikłani w świat „Rewizji” mogą nie mieć innego wyjścia, jak tylko okopać się na pozycjach swoich własnych, prywatnych, świętych racji. Może się okazać, że również tu, w peryferyjnych obszarach, niewiele pozostaje przestrzeni dla otwartego dialogu.
Komentarze
Między pierwszoosobowymi opowieściami zdającymi sprawę z prywatnych polskości kolejnych bohaterów tego reportażu pojawiają się fragmenty osobistego dziennika podróży. Trzyletni okres zbierania materiałów do książki nie polegał na prostym, beznamiętnym kolekcjonowaniu relacji ludzi odnoszących się w ten czy inny sposób do projektu polskiego narodu. Ta podróż była wybitnie osobista. Introspekcje nie są jej ozdobą, ale integralną, kluczową częścią. To one, podobnie jak zdjęcia, otwierają zupełnie nowy rozdział opowieści. Jak w tej notatce Dyby:
„Mieszają się miejsca, ludzie, historie, dalekie od siebie, niepołączalne, w innych wymiarach. Jak daleko jest z Nabroża do Krasnegostawu? Godzina drogi równym asfaltem? A mentalnie? Jaki dystans jest między kobietą, która jako ośmiolatka przeczekała w piwnicy na Wołyniu rzeź rodziców i przez lata trzymała to w sobie, a osiemnastolatkami, które wchodzą w życie w innej Polsce, w Europie, podłączone do sieci, w markowych ciuchach, pewne siebie i swojej autonomiczności? Czy istnieje jakikolwiek język, którym można się porozumieć?”.
Podobna rzecz dzieje się w fotografiach. Można oczywiście próbować odczytać je dosłownie – książka stanie się wtedy dokumentalnym inwentarzem symboli i atrybutów narodowych, od brzozy po orła bielika, od megalomańskiego zamku w Stobnicy po pomnik smoleński. Ale na poziomie obrazu dzieje się tu coś jeszcze.
Gdy przyjrzeć się fotografiom Adama Lacha, ta prosta, reporterska relacja zaczyna się komplikować.
Gesty nacjonalistycznego tłumu, miecze Wojowników Maryi podnoszone w trakcie mszy w Niepokalanowie, ćwiczenia z padania na kolana i wznoszenia okrzyków. Na spokojnych, czarno-białych obrazach pełne patosu pozy nie wytrzymują konfrontacji z otaczającą je codziennością. Pomiędzy trawnikiem, fiatem seicento i kostką brukową tłum zastyga w koślawym dygnięciu. Wierni są zamrożeni we wstydliwej pozie – pomiędzy postawą na baczność a nabożnym pokłonem, jakby dopiero konstruowali ten właściwy, docelowy obraz. Żołnierz wojsk obrony terytorialnej sportretowany od dołu, pomnikowo, jego twarz już teraz wydaje się odlana z brązu, patrzy w dal jasnymi oczami pozbawionymi wątpliwości. Dwóch mężczyzn, rozdzielonych płotem biegnącym przez pole kukurydzy, szepcze sobie coś na ucho. Podczas jakiejś oficjalnej akademii wbity w garnitur działacz trzyma prawą dłoń trochę na sercu, trochę na wydętym brzuchu.
Obły głaz jest łbem jakiegoś pogańskiego bóstwa? A może cokołem komunistycznego pomnika, z którego usunięto tablicę z przeterminowanymi hasłami?
Wieniec dożynkowy zamyka jak w klatce kobietę, która weszła do środka i go stamtąd zdobi słomą.
Z kolejnymi stronami książki ikonografia narodowych mitów coraz bardziej stacza się w niedopowiedzenia. Na pierwszy plan wysuwa się dojmujący, osobisty komentarz, dla którego nie ma już większego znaczenia oryginalny sens zdarzeń zarejestrowanych na zdjęciach, ich lokalizacja i czas. Mgła i czarne nocne tło powracają jak refren. Oświetlone lampą błyskową rekwizyty układają się w klaustrofobiczną opowieść, jakbyśmy za ich pomocą obserwowali próbę stworzenia mapy labiryntu przez kogoś uwięzionego w środku. Groteska tych scen przeplata się z portretami ludzi złapanych w pułapkę, których osobiste relacje możemy przeczytać kilka stron dalej.
Nie jest zabawnie. Znika też bez śladu początkowy reporterski dystans, jaki pozwolił rozpocząć tę podróż i jaki stał za pozornie neutralnymi pytaniami o wartości, o tożsamości i patriotyzm.
Tak samo w zdjęciach, jak i w komentarzach Dyby staje się jasne – nie idzie tu o socjologiczny portret narodowego mitu, ale o próbę odnalezienia się w tej, coraz bardziej wrogiej, rzeczywistości.
Folklorystyczne szczegóły, z jakich ta opowieść jest zbudowana – orły, brzozy, pomniki, wieńce i ukłony – zaczynają się odrywać od swojej reporterskiej genezy i stają się teatralną oprawą o wiele bardziej uniwersalnego dramatu. I Dyba, i Adam Lachowie tkwią w potrzasku dokładnie tak samo, jak każdy z ich bohaterów. Tak samo jak oni są zmuszeni na własne potrzeby stworzyć jakąś prywatną strategię, która pozwoli odeprzeć napór ewangelistów nowej, agresywnej polskości.
Muszą znaleźć jakiś azyl.
I szukają go, pytając kolejno spotykanych ludzi: Jak sobie radzić? Jak zachować tożsamość, której nie sposób zmieścić w nowej, konstruowanej na naszych oczach, narodowej propagandzie?
I chyba właśnie tutaj, w autentycznym lęku, jakim ta opowieść jest podszyta, pojawia się uniwersalny przekaz, bardzo odległy od reporterskiej neutralności i o wiele bardziej od niej szczery.
Dyba & Lach „Rewizje”
fotografie: Adam Lach, teksty: Dyba Lach, edycja i sekwencja zdjęć: Rafał Milach, redakcja tekstów: Olga Gitkiewicz, korekta: Iwona Maciszewska, projekt książki: Ania Nałęcka-Milach
nakład: 350 PL + 200 ENG
wydawca: Adam Lach, Warszawa 2020