Nie bójmy się być widoczne!
Opublikowano:
3 września 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Kobiety tak długo były tłamszone przez całą strukturę patriarchalnego społeczeństwa, że dopiero teraz, bardzo powoli, odzyskują swoją siłę jako grupa, a nie tylko poszczególne jednostki" – mówi Natalia Rejszel, jedna z tegorocznych stypendystek Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury, której najnowszy projekt „Hexen” będzie kolekcją unowocześnionych wersji ubiorów spalonych na stosie prababek poznańskich Bambrów.
Sebastian Gabryel: Jakie znaczenie ma słowo „hexen”?
Natalia Rejszel*: To słowo nawiązuje do rodzimej ziemi bamberczyków, pierwszych przybyszów z Bambergu. Nawiązuje poprzez język, w którym jest pisane – niemiecki, jak i słowo, które oznacza – czarownice. W moim przekonaniu to bardzo istotne połączenie dla przodkiń Bambrów, ponieważ to właśnie w Bambergu, niecałe sto lat przed przybyciem do Polski pierwszych osadników, doszło do największych pogromów czarownic w Europie.
SG: Projekt, jaki realizujesz w ramach stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury, będzie kolekcją unowocześnionych wersji ubiorów spalonych na stosie prababek poznańskich Bambrów. Co na pewno warto powiedzieć o tym ponurym i wstydliwym fragmencie naszej historii?
NR: Warto spróbować rozważyć różne teorie, które mają odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to przede wszystkim kobiety samotne, a zarazem samodzielne, stały się celem oprawców. Dlaczego obraz kobiety, która radzi sobie w pojedynkę, jest samowystarczalna i żyje w alternatywny sposób do reszty społeczeństwa, zaczął być określany jako pejoratywny i stanowiący zagrożenie dla społeczności miasteczka, w którym mieszka.
Należy też wspomnieć o wyjątkowo mizoginistycznej literaturze, która stoi u początku kobietobójstwa, czyli „Młocie na czarownice”.
To lektura, która wprost podpowiada jedyny słuszny obraz kobiety spełnionej – tej, która trwa w cieniu mężczyzny i wychowuje ich wspólne potomstwo. Myślę, że właśnie ta męska wizja kobiety, w połączeniu z niezwykłą przemocą, jaką stosowano w owym czasie, stoi u podstaw utrwalanego do dziś obrazu samopoświęcającej się żony i matki jako jedynej i słusznej samorealizacji kobiety. Palenie mieszkanek średniowiecznego Bambergu jest historią, ale niestety, współcześnie wciąż spotyka się z palenie na stosach osób oskarżonych o czary w krajach Trzeciego Świata, o czym możemy przeczytać w raporcie WHRIN z 2016 roku. Mówi on o 398 ofiarach procesów o czary, głównie w Afryce i Azji.
SG: Kiedyś kobiety płonęły na stosie za rzekome popsucie piwa. Dziś również płoną – ze złości, z bezsilności i poczucia niesprawiedliwości, wciąż walcząc o swoje prawa. Pod jakimi względami obecna sytuacja polskich kobiet może nam przypominać o dramatycznych wydarzeniach z XVI wieku?
NR: W tamtych czasach w naprawdę niewielu przypadkach udało się udowodnić jakiekolwiek przewinienie, o które zostały pomówione. Oczywiście nie zapominajmy, że na stosie palono również mężczyzn, choć stanowili oni mniejszość – szacuje się, że było ich 15–20%.
Mężczyźni, którzy uprawiali magię, częściej określani byli jako alchemicy i z reguły dostawali pouczenia.
Jednak mam nadzieję, że na to pytanie pełniej odpowie moja praca, która światło dzienne ujrzy na przełomie listopada i grudnia. Proszę nie spodziewać się analizy naukowej tej kwestii, jednak wydaje mi się, że pewne zachowania, które miały miejsce w stosunku do kobiet w epoce średniowiecza, nie odbiegają daleko od dzisiejszych. Kiedyś za zły czyn kobiety karano jej męża, jako tego, który nie upilnował swojej własności. Dziś publiczna debata, która rozważa, czy oddać czy nie w ręce kobiet prawo do decydowania o sobie, nazbyt wyraźnie przypomina te średniowieczne sytuacje.
SG: Czy można powiedzieć, że twój „Hexen” to swego rodzaju protest pisany językiem mody? Jeśli tak, to co chciałabyś nam przez niego powiedzieć?
NR: „Hexen” to po prostu moja obserwacja i interpretacja współczesności. Ten projekt nie jest protestem sam w sobie – raczej próbą dodania odwagi, wsparciem, a przede wszystkim hołdem dla postaw kobiet, które nie boją się być widoczne. Wzajemna inspiracja jest dla nas jednym z najsilniejszych napędów do działania, to bardzo pozytywna motywacja. Kobiety tak długo były tłamszone przez całą strukturę patriarchalnego społeczeństwa, że dopiero teraz, bardzo powoli, odzyskują swoją siłę jako grupa, a nie tylko poszczególne jednostki. W mojej pracy ta kwestia jest bardzo istotna – wsparcie i wiara w siebie nawzajem.
SG: Jak estetykę strojów bamberskich można przekuć we współczesną modę? Jakie ich elementy zdają się mieć tu największy potencjał?
NR: Stroje bamberskie składały się z niezwykłej liczby elementów. Na pewno inspirujące są kornety, czyli skomplikowane, wysokie i zmieniające się na przestrzeni czasu konstrukcje z kwiatów i wstążek, osadzone na tekturowej podstawie, które nosiły na głowach bamberskie panienki.
Na szczególną uwagę zasługuje też watówka – wypełniona watą jedna z siedmiu warstw bamberskiej spódnicy o grubości kołdry.
To element, który dziś inspiruje do skupienia się na jego – moim zdaniem – możliwej funkcjonalności. Jednak głównym powodem moich poszukiwań inspiracji wśród pierwszych poznańskich Bamberek była duma, z jaką prezentowały się w swoich strojach na procesjach religijnych i uroczystościach miejskich, tym samym eksponując swoją kobiecą siłę i piękno, mimo świadomości niedawnego kobietobójstwa, jakie przeszło przez Europę.
SG: Z tego, co wiem, to obecnie znajdujesz się na półmetku prac. Co udało się już zrealizować i co jeszcze przed tobą?
NR: Podczas pracy nad tym projektem najistotniejszy był etap poszukiwań, badań tematu i dokładna analiza elementów, które powinny zostać odzwierciedlone w mojej kolekcji. Ten proces sprawił, że pomysły na realizacje pojawiły się same. Po wyszukaniu odpowiednich tkanin i stworzeniu kilku własnych z wykorzystaniem zastanych materiałów powstały wykroje poszczególnych elementów ubioru. A więc cały proces przygotowań jest już za mną. Kolejny etap to wykonanie. To element kluczowy dla pomyślności całego projektu, stąd ogromny lęk, który towarzyszy mi w trakcie przechodzenia z fazy projektowej do wykonawczej.
SG: W jaki sposób zamierzasz zaprezentować swoje stroje? W świecie mody forma prezentacji kolekcji to czasem niemal osobna sztuka!
NR: Rzeczywiście, to osobna sztuka, dlatego do prezentacji mojej pracy zaproszę innych artystów, przede wszystkim fotografki mody i aktorki. Dzięki ich pomocy stworzymy sesję zdjęciową, która zostanie opublikowana w naszych mediach społecznościowych.
Później moja kolekcja będzie już żyć własnym życiem.
Zostanie oddana w ręce stylistów i fotografów, którzy tworzą własne projekty modowe, a ja z utęsknieniem będę oczekiwać na ich reinterpretacje moich ubiorów. Dane mi już było doświadczyć radości z oglądania swoich prac w różnych magazynach w kraju i na świecie, i to wyłącznie zasługa właśnie stylistów i fotografów, z którymi podjęłam współpracę.
*Natalia Rejszel – absolwentka projektowania ubioru Uniwersytetu Artystycznego oraz filozofii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Swoją działalność artystyczną skupia głównie wokół materii teatralnej i filmowej – tkaniny, kostiumu oraz scenografii. Jej dyplom magisterski został nominowany do 36. Konkursu na najlepszą pracę dyplomową im. M. Dokowicz oraz został okrzyknięty Najlepszym dyplomem magisterskim 2016 roku w kategorii Moda według magazynu „Font nie czcionka!”. Artystka współpracowała jako kostiumograf choćby z Pawłem i Katarzyną Wolakami przy spektaklu „Wierna Wataha” w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy oraz Lechem Raczakiem, współtworząc spektakl „Diabeł Łańcucki” w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Jako drugi kostiumograf współtworzyła uhonorowany ośmioma statuetkami na gdyńskim festiwalu filmowym film Magnusa Von Horna „Sweat” oraz film „Po miłość” w reżyserii A. Mańkowskiego, którego premierę zaplanowano na jesień. Prace artystki były publikowane w takich polskich i zagranicznych magazynach jak „Desire Homme”, „Vanity Fair”, „L’Officiel Baltics”, „Newonce Paper” czy „K Mag Magazine”.