Biustonosz na penisa
Opublikowano:
19 lipca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Za każdym razem, gdy wychodzę z domu, podchodzę do ubrania jak do kostiumu. Zastanawiam się, jaką osobą się staję w momencie przebierania się, nawet takiego na ostatnią chwilę, przed klubem, gdy nerwowo grzebię w ciuchach, bo nie mam w co się ubrać!” – mówi Tomek Dutka, projektant i kostiumograf.
Jakub Wojtaszczyk: Czy modzie potrzebna jest płeć?
Tomek Dutka: Dla mnie ubrania nie mają płci. Nie widzę sensu, by dzielić to, co zaprojektuję, na męski i damskie. Oczywiście projekty od siebie trochę się różnią, bo na przykład majtki dla osób z penisami mają więcej miejsca z przodu.
W marce bielizny Luka hot couture, którą tworzę z przyjaciółmi, nie dzielimy bielizny na męską czy damską.
Patrząc na zdjęcia, możesz zdecydować, które majtki ci pasują. Nie interesuje mnie, co masz w spodniach.
JW: Myślisz, że ten podział na męskie i damskie jest po prostu nam wtłoczony?
TD: My, to znaczy ja czy ty, żyjemy w bańce. Pewnie ludzie poza, np. społecznością LGBTQ+, w ogóle się nad tym nie zastanawiają. Wchodzą do sieciówki, idą na dział męski lub damski i stamtąd wybierają rzeczy. Przez myśl im nie przejdzie, że w basicowym T-shircie czy dżinsach będą wyglądać dokładnie tak samo. Dlatego dzisiejsza moda mainstreamowa jest już jak najbardziej unisexowa.
JW: Czy w przypadku kiecek pojawiają się schody?
TD: Szyję też kiecki dla facetów i tutaj naprawdę pojawiają się schody! Jeżeli facet może nosić sukienkę, to kto zabroni nosić mu białą podkoszulkę z „niewłaściwego” działu? Skończyłem projektowanie ubioru na School of Form i choć na dyplomie ostatecznie stworzyłem kolekcję męską, to nie jest to kolekcja tylko dla mężczyzn.
JW: Co to znaczy?
TD: Uważam, że ciuchy można podzielić na masculine i feminine, co jest trudne do przetłumaczenia na polski, bo nie chodzi o męskie i damskie, tylko o rodzaj vibe’u, klimatu. Biorąc pod uwagę mój dyplom, zaliczam go do masculine collection, bo osoby go noszące, według mnie, wyglądałyby „męsko”.
Zastanawiałem się, czym jest męskość/kobiecość, przeprowadziłem wywiady z osobami z polskiego ballroomu, nikt nie był mi w stanie wprost odpowiedzieć na to pytanie.
Ostateczny wygląd kolekcji to moja interpretacja, czym jest męskość lub czym tak naprawdę mogłaby być. Ale wiesz, nie jestem wyrocznią, dla każdego może to znaczyć coś innego i o to właśnie chodzi. U mnie znajdziesz elementy takie, jak gorset czy kolory pudrowy róż, czy baby blue, które stereotypowo nie kojarzą się z ubraniami dla facetów. W przypadku tej kolekcji skupiłem się na jej przeznaczeniu, czyli dla osób z vogue’owego ballroomu, gdzie wybieg daje możliwość naginania społecznie przyjętych norm.
JW: W twoim dyplomie analizowałeś współczesną męskość przez pryzmat renesansowej mody. Skąd zainteresowanie akurat tą epoką?
TD: W pracy, opierając się na analizie Judith Butler, zastanawiałem się, czym jest płeć kulturowa. Okazuje się, że jest to szereg gestów i stylu bycia – taki jakby język performatywny, który wszyscy podświadomie rozumiemy, ale nie potrafimy wytłumaczyć, jakie są jego zasady. To był też czas, kiedy jarałem się historyzmem. Interesowało mnie, że faceci nosili obcisłe rajtuzy, spodnie nie wyglądały tak jak dzisiaj, składały się z dwóch nogawek niczym ze sobą niepołączonych, a krocze zakrywano mieszkiem, takim jakby biustonoszkiem. Tak, jak teraz kobiety uwydatniają piersi, tak wtedy mężczyźni podkreślali swojego penisa. Z mody damskiej wziąłem gorset, który też świetnie sprawdził się w zacieraniu archetypów płci.
JW: Jak dekonstruowałeś ubrania?
TD: Najbardziej inspiruje mnie technika, czyli konstrukcja, sposoby szycia, manipulacji materiału i wykończeń. Kiedy poznaję taki nowy sposób, od razu muszę go przetestować i sprawdzić, jak leży w moich dłoniach.
Wtedy, zaczynając dyplom, miałem fazę na dublety, czyli renesansowe marynarki.
Czego na projektach może nie widać, ale z perspektywy płaskiego wykroju już tak – mocno różnią się one od współczesnych ubrań: mają rękawy podcięte bardzo wysoko pod pachą, co teraz pewnie byłoby uważane za niewygodne; były uszyte, jakbyś miał zgiętą rękę, co z kolei powodowało, że przy jej wyprostowaniu rękaw się marszczył. Później takie techniczne rzeczy odtwarzam w bardziej nowoczesny sposób, do tego dodaję wpływy klubowego życia, czyli na przykład chcę, by ubrania były wyzywające.
JW: Co jest charakterystyczną cechą twoich projektów?
TD: Idąc na studia, nie miałem pojęcia, jak funkcjonuje maszyna do szycia, a jednym z pierwszym zadań było uszycie białej koszuli z kołnierzem, mankietami i zaawansowanymi wykończeniami szwów. Ten skok na głęboką wodę bardzo mi się przydał, bo maszynę pokochałem. Do dziś, wykańczając ciuchy, staram się robić to w perfekcyjny sposób, wszystko, byleby nie overlock!
JW: A kolory?
TD: Też, wspomniałem już o różu i niebieskim, chociaż jeszcze nie tak dawno nie sądziłem, że one są tym wyróżnikiem. Zaproponowano mi zorganizowanie pokazu moich ubrań w Contenedor Cultural – miejscu promującym kulturę prowadzonym przez Uniwersytet w Maladze, ale prawie się na niego nie zdecydowałem…
JW: Dlaczego?!
TD: Stwierdziłem, że moich projektów, które powstawały na zamówienia tancerzy_rek i performerów_ek dragowych, nie łączy ze sobą nic, poza tym, że wyszły spod mojej ręki. Na szczęście zacząłem im się coraz bliżej przyglądać, ustawiałem jeden ciuch obok drugiego i zauważyłem, że uwielbiam… kicz, ha, ha.
Większość z ubrań była utrzymana w pastelowych kolorach, bo lubiłem się nimi bawić już na studiach.
Robiłem to na przekór tendencji bycia alternatywnym za wszelką cenę, co głównie polegało na szyciu wszystkiego w czerni lub bieli. Skutkowało to tym, że ubrania wyglądały tak samo – nudno. W końcu powstał pokaz „Gender as a Performance”, podczas którego modelami_kami były osoby z hiszpańskiego Kiki House of Crown. To wydarzenie było podsumowaniem mojej działalności podczas studiowania, a zarazem prologiem do mojego dyplomu.
JW: Oryginalności dodaje życie klubowe czy może bardziej osadzenie w społeczności LGBTQ+?
TD: Myślę, że jedno i drugie. Na pewno ważny był ten aspekt performatywności. Za każdym razem, gdy wychodzę z domu, podchodzę do ubrania jak do kostiumu. Zastanawiam się, jaką osobą się staję w momencie przebierania się, nawet takiego na ostatnią chwilę, przed klubem, gdy nerwowo grzebię w ciuchach, bo nie mam w co się ubrać! Może to przez to, że zadaję się z performerami_kami i dragowymi i też chcę żyć „in the fantasy”.
JW: Skoro o osobach w dragu mowa… Twoje projektowanie ściśle związane jest z szyciem właśnie dla nich.
TD: Tak, i towarzyszy mi od początków kształtowania się poznańskiej społeczności LGBTQ+ takiej, jaką znamy teraz, czyli z klubami typu Lokum Stonewall czy powszechnymi drag showami.
Najpierw szyłem dla drag queen Gelejzy, którą poznałem mniej więcej na początku jej kariery, tuż po zgarnięciu tytułu Królowej Wielkopolski.
Pozwoliła mi poszaleć, a ja uczyłem się szycia ubrań, które mają dobrze prezentować się na scenie. Duża część tego co robię jest też osadzona jest w ballroomie. Często tworzę dla moich braci i sióstr z House of Army, dzięki temu moje rzeczy często pojawiają się na najważniejszych balach w Europie. Szycie dla osób z tych społeczności to tworzenie fantazji, dlatego nie muszę się ograniczać; tego co jest dozwolone na wybiegu/scenie raczej nie założylibyśmy na niedzielny spacer.
JW: Szyjesz też dla Shady Lady i Ali Urwał. Dla tej drugiej stworzyłeś kiecę na tegoroczny Marsz Równości w Poznaniu. Możesz opowiedzieć o tym projekcie?
TD: Tak, dwa tygodnie przed paradą zadzwoniła do mnie Ala z pomysłem. Chciała być ucieleśnieniem słowa „trans” jako „umbrella term”, pod którym znajdują się różne identyfikacje płciowe. Wiedziałem, że ma pojawić się parasolka. Zastanawiałem się, co będzie pod spodem.
Wymyśliłem sukienkę w kolorach flagi osób transpłciowych. Ala poprosiła, żeby dodać także kolory flagi non-binary.
Ciężko znaleźć jeden rodzaj tkaniny w tylu konkretnych kolorach, dlatego wpadłem na pomysł patchworku z bandanek. Można je kupić we wszystkich kolorach tęczy, dodatkowo dla mnie było to nawiązanie do „hanky code”, tajemnego sposobu komunikowania fetyszy i pozycji seksualnych w gejowskiej kulturze cruisingu.
JW: Czy rodzaje dragowych kostiumów są uzależnione od trendów?
TD: Nie lubię wyrażenia „trendy”, bo w modzie to bardzo brzydkie słowo. „Trendy” teraz trwają najwyżej miesiąc i dodają jedynie paliwa do rozwoju fast fashion – mody z sieciówek, które rzadko są etyczne i nie są dobre dla naszej planety. Tak czy inaczej uważam, że drag i ballroom są bardzo ściśle związane z modą, ale to właśnie ludzie z marginalizowanych społeczności wpływają na to, co widzimy na wybiegach. Te osoby tworzą społeczną rewolucję, która napędza zmiany kulturowe, w tym między innymi modę.
JW: Myślisz, że moda pójdzie w kierunku unisex, a płeć przestanie mieć takie znaczenie?
TD: Pojawia się coraz więcej marek modowych, które stawiają na ubrania z „feminine vibe’em” dla facetów. Wcześniej ta moda była bardzo nudna – marynarka, koszula, spodnie, z czasem na wybiegach wychodziły bluzy i T-shirty – co było wtedy uważane za rewolucję, ha, ha.
Na szczęście pojawiają się tacy projektanci, jak Ludovic de Saint Sernin albo Alejandro Gómez Palomo, którzy eksperymentują z modą męską i redefiniują męską sensualność.
John Galliano w Maison Margiela przestał dzielić kolekcje na męskie i damskie, tylko stworzył jedną – co-ed. Jeżeli takie rzeczy pojawiają się na światowych wybiegach, to prędzej czy później trafią też do mainstreamu. I bardzo dobrze! Każdy, nieważne jak się identyfikuje, może nosić, co mu się żywnie podoba. Nikt go nie powinien oceniać.
Tomek Dutka – projektant mody oraz kostiumograf. Współtwórca eksperymentalnej przestrzeni wystawienniczej w Poznaniu – Galeria Luka oraz subbrandu z nią związanego Luka hot couture. Członek poznańskiej queerowej przestrzeni oraz pierwszego domu vogue’owego w Polsce – House of Army. W swojej pracy próbuje redefiniować tożsamość queerową, współpracując z tancerzami i tancerkami ballroomowymi oraz z performerami i performerkami dragowymi.