Pamięć i emocje straty, wystawa Michała Adamskiego
Opublikowano:
29 marca 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przez cały 2012 rok Michał Adamski dokumentował chorobę i powolne umieranie swoich rodziców. Wykonywał bardzo osobiste zdjęcia zdające sprawę ze skrajnie trudnych przeżyć. Powstała niewielka książka i wystawa, bezpośrednio relacjonujące ból i stratę. Po dziesięciu latach fotograf wrócił do tamtych zdarzeń. Przy okazji zakończonej właśnie wrocławskiej wystawy sprawdzał, jak czas wpłynął na pamięć i towarzyszące jej emocje. Z autorem „Przebrnąć przez chaos / Nie mogę przebrnąć przez chaos” rozmawia Michał Sita.
Przebrnąć przez chaos / Nie mogę przebrnąć przez chaos
Na wrocławskiej ekspozycji „Przebrnąć przez chaos / Nie mogę przebrnąć przez chaos” skonfrontowane były ze sobą dwie wystawy. Kuratorowane przez Filipa Ćwika i Łukasza Rusznicę opowieści stanowiły dwa niezależne spojrzenia na osobistą historię choroby, śmierci i straty. Jedna z nich, powstała tuż po śmierci rodziców fotografa, bardzo bezpośrednia, czarno-biała, intymna, relacjonowała historię z wnętrza zdarzeń. Druga to spojrzenie z dystansu dziesięciu lat.
„Co zmienia czas wobec tak granicznych doświadczeń? Co zmienia się w nas? Może być to zmiana pozornie niewielka, jak zniknięcie „nie mogę” z tytułu. Może przez ten czas ruszyliśmy się o centymetr, nic spektakularnego, ale pozwoliło nam to złapać oddech. Spróbujemy opowiedzieć o śmierci najbliższych. Nie jak o «chorobie» z której musimy się wyleczyć, tylko stracie, z którą musimy nauczyć się żyć” – pisał w swoim wprowadzeniu do ekspozycji Łukasz Rusznica.
Archiwum choroby i umierania
Michał Sita: Twoje zdjęcia to skrajnie osobiste archiwum – zapis zdarzeń i przeżyć, jakie towarzyszyły ci w czasie choroby rodziców. Mimo tego intymnego charakteru twojej pracy, kuratorom, z którymi współpracowałeś, pozostawiłeś ogromną swobodę działania. Filipowi Ćwikowi i Łukaszowi Rusznicy pozwoliłeś dość poważnie ingerować w twój zbiór obrazów. Stworzyli dwie różne opowieści, skonfrontowane ze sobą na wrocławskiej ekspozycji. Jaki sens miała dla ciebie ta współpraca?
Michał Adamski: W obu przypadkach było inaczej. Filip Ćwik od samego początku zaangażowany był w ten temat i w te fotografie. Na warsztatach, które były dla mnie początkiem fotograficznej pracy traktowanej poważnie, zadał mi temat dokumentowania mojej najbliższej rodziny. Fotografowałem mamę przez miesiąc. Zaczęła wtedy chorować. Po zakończeniu warsztatów pracowałem dalej, nadal konsultowałem zdjęcia z Filipem. Zachorował też tata. Rodzice kolejno umierali. Filip uczestniczył w całym tym procesie. Oglądał zdjęcia, dawał mi wskazówki. Wiedział, jak się czuję, potrafił się w te moje emocje wgryźć. Odegrał ważną rolę w edycji książki i pierwszej wystawy, podsumowujących tamten rok.
Dziesięć lat później, współpraca z Łukaszem Rusznicą była zupełnie inna. Kiedy zaproponował mi wspólną realizację wystawy, nie byłem pewien, czy chcę po raz kolejny przechodzić cały ten proces.
Ale byłem jednocześnie ciekaw, co on z tych moich zdjęć wyłowi, jak je odczyta? Jak się zmienią dziesięć lat po śmierci rodziców? Tak zbudował się sens drugiej wystawy – jest zrobiona z dystansem. Kiedy Łukasz oglądał kolejne fotografie, rozmawialiśmy już o czymś zupełnie innym niż wcześniej z Filipem Ćwikiem – konfrontowaliśmy to, co zauważył w samych zdjęciach, z ich oryginalnymi sensami i znaczeniami, jakie były dla mnie istotne przed laty. Pojawiały się nowe znaczenia, których ani w fotografiach, ani w moich przeżyciach wcześniej nie było.
Dzięki współpracy z Łukaszem uświadomiłem sobie dystans czasowy do tych sytuacji.
Mimo że emocje wracały, opowiadałem o tym, co się stało, dlaczego robiłem te zdjęcia – to nie było już rozdrapywanie ran. Może to zabrzmi za mocno, ale działo się to na chłodno. Cierpienie, w jakim tkwiłem, gdy fotografowałem, zmieniło się. Oswoiłem je. Muszę dalej żyć, nie mam wyjścia.
M.S.: W zbiorze tych samych zdjęć, na których pracował wcześniej Filip Ćwik, zaczynają się ujawniać inne właściwości. W tej części wystawy, za którą odpowiadał Łukasz Rusznica, to same fotografie wychodzą na pierwszy plan. Zdjęcia są wielkie, utrzymane w pastelowych kolorach, pojawiają się i ciągle powracają w nich promienie słońca. Są niemal dekoracyjne. Rzeczywiście, żeby tak rzeczowo i formalnie podejść do kolekcji fotografii zapisujących bardzo trudne przeżycia, trzeba dystansu.
M.A.: I tego właśnie szukałem, to mnie skłoniło do pracy z Łukaszem. Byłem bardzo ciekaw jego spojrzenia właśnie dlatego, że znajdował się totalnie z boku tej historii. Dokładnie odwrotnie niż Filip Ćwik, który nie tylko znał dobrze moje zdjęcia, ale uczestniczył też w całym procesie ich powstawania. Wiedział, które fotografie zrobiłem jako pierwsze, które zaczęły się pojawiać później. Jak się zmieniała moja sytuacja, moja perspektywa i to, co zauważyłem w różnych momentach. Łukasz z początku nic z tego nie mógł wiedzieć. Ciekawe było dla mnie, co zobaczy człowiek odcięty od całego tego kontekstu.
To Łukasz Rusznica zaproponował układ wystawy, która miała się składać z tych dwóch, samodzielnych części. Zdjęcia, które zauważył Łukasz, i które oglądamy jako pierwsze, są pełne światła.
Pojawiają się na nich chłodniejsze i bardziej wyblakłe emocje. Takie, które już nie bolą.
Wystawa konfrontuje te dwa spojrzenia – jedno z dystansu dziesięciu lat i drugie z wnętrza zdarzeń. Wchodzisz w pustkę. W pierwszej sali widzisz wielkie, spokojne zdjęcia, pojawiają się sprzęty kuchenne, wnętrza, uschły kwiat… i dopiero druga część wyjaśnia ci, co się stało. Dlaczego przed chwilą doświadczyłeś tego dziwnego spokoju i ciszy. Bezpieczna nostalgia się załamuje, kiedy wchodzisz do drugiej sali. Cofasz się o dziesięć lat, gdzie doświadczenia straty były bardzo surowe.
Opowieści o zdarzeniach i uczuciach
M.S.: Zestawienie tych dwóch różnych opowieści sprawia, że zaczynamy zwracać uwagę na rozbieżności między nimi. Staje się jasne, że nie o rodziców tu chodzi, ale zmianę w reakcji na śmierć i utratę. Z wystawy nie dowiadujemy się, jaką osobą była twoja mama. Nie wiemy, co było ważne dla twojego taty. Nie chodzi o ich portret. Nie ma tu elementów biografii. To raczej twoje cierpienie i jego zmiany w czasie, ewoluujące emocje wysuwają się na pierwszy plan.
M.A.: Od samego początku tak było. Również kiedy pracowałem nad książką siedem lat temu, myślałem o tym, że dotyczy ona jednego roku z mojego życia. Nie miała opowiadać o rodzicach. To, kim byli rodzice, co robili, jest całkowicie poboczne dla celu, jaki stawia sobie książka czy aktualna wystawa. Ta wiedza by przeszkadzała.
Jedna pani, oglądając wystawę, zapytała, czy jestem jedynakiem. Mówiła, że to widać. Gdyby pan miał rodzeństwo, mówiła, to pan by nie pokazał tych zdjęć. Brat albo siostra mogliby się nie godzić na to, jak prezentuje pan swoich rodziców… Mogliby czuć i myśleć inaczej. Coś w tym jest. Miałem totalną wolność budowania takiego obrazu choroby i śmierci rodziców, jaki był mi bliski. Z nikim nie musiałem tego uzgadniać. Opowieść była całkowicie podporządkowana moim przeżyciom.
M.S.: Rzeczywiście. Kiedy wyeksponowany jest sam proces rejestrowania i późniejszego oswajania emocji, każdy z nas może tę figurę rodziców wypełnić własnymi znaczeniami. Zamiast twoich wspomnień, historii z dzieciństwa i detali biografii, możemy utożsamić twoich rodziców z kimś bliskim nam samym. To, że niewiele dowiadujemy się ze zdjęć o tobie i o nich, sprawia, że proces umierania i zmieniającej się pamięci otwiera się na nasze przeżycia. Sami możemy się rozliczyć się z własnymi relacjami z bliskimi. Dlatego ta wystawa jest tak trudna dla odbiorców. Każdy wypełnia ją własnym przeżyciem straty, uświadamia sobie czas, który minął, i ból, jaki nam towarzyszył przed laty. Anonimowość rodziców w twoim projekcie umożliwia taki odbiór.
Jednak teraz, kiedy ekspozycja dobiegła już końca, możemy chyba porozmawiać o czymś, czego w niej nie ma – o tym, jaki wpływ na ciebie samego miała ta wystawa. Jak ty ją odczytujesz? Jak dzięki ponownej pracy nad tymi zdjęciami zmienił się twój własny obraz rodziców i zdarzeń sprzed dziesięciu lat?
M.A.: Mamy różne relacje z rodzicami. Nie mogę powiedzieć, że moje były złe. Nie były. Ale każda relacja ma swoje właściwości. Są rzeczy, których wzajemnie nie akceptujemy. Każdy chyba tak ma z rodzicami. Z czasem te zgrzyty nie są już tak ostre, pomału przestają być tak istotne, chociaż nadal są dostrzegalne. Nie wiem, czy to dlatego, że nie pojawiają się po prostu okazje do konfrontacji, kiedy rodziców już nie ma? Takie drzazgi w relacjach, które uwierały, przestały mieć znaczenie. Chociaż istniały, nie pojawiają się już okazje, by je rozdrapywać. To dziesięć lat daje dystans.
Rewizje
M.S.: Pojawiają się pastelowe, pełne światła wspomnienia, skonfrontowane z surowym cierpieniem sprzed kilku lat. Ale dzieje się tu coś jeszcze, co mnie bardzo porusza. Wracasz po latach do tego, co zostawili ci rodzice, patrzysz na ślad, jaki na tobie wywarli, oceniając ich już z całkiem innej pozycji.
M.A.: Filip Ćwik prowadził kiedyś spotkanie, na którym przedstawił mnie jako rolnika. Zwrócił uwagę na coś, co zawsze było mi kulą u nogi. Mówił: Michał dopiero niedawno stał się fotografem, wcześniej zajmował się uprawą ziemi. Unikałem tego tematu. Od tamtego zaplecza chciałem się odciąć. Dopiero teraz zacząłem dojrzewać do tego, żeby się zmierzyć z tym, co zostawili mi rodzice.
M.S.: Te osobiste szczegóły nie pojawiają się oczywiście na wystawie.
M.A.: Nie. To, o czym mówimy, to kolejny etap, on się dopiero zaczyna. Ziemia, od której uciekałem, ciąży mi coraz bardziej, im staję się starszy. Kilka pokoleń w mojej rodzinie na nią pracowało.
A ja od bardzo dawna wiem, że nie będę mógł żyć tak jak oni. Mam pełną świadomość, że to ja będę ostatni, właśnie ja przerwę grubą kreską tę ciągłość.
To temat, który jest nadal przede mną. Ale by sobie go uświadomić, trzeba było domknąć żałobę po rodzicach, musiał się pojawić w myśleniu o nich ten promień nadziei, jaki zauważył Łukasz Rusznica. Musiało minąć dziesięć lat. To, o czym mówisz, zmiana w podejściu do pamięci o rodzicach, następuje powoli. Odcinam się od ziemi, ale to wcale nie jest proste.
Inaczej to wygląda, gdy po śmierci najbliższych dzielisz dom, sprzedajesz go i wyjeżdżasz do innego miasta. Ale kiedy zostajesz w tym samym miejscu, z ziemią dookoła, którą widzę na co dzień – jest inaczej. Słyszę komentarze sąsiadów, że mi łąka zarosła. Że na polu przy drodze ktoś wyrzucił gałęzie. To kłuje w oczy tych, którzy znali rodziców.
Podtekst jest jasny: rozejrzyj się, do czego doprowadziłeś.
Z takim bagażem trzeba sobie poradzić, żeby dało się żyć normalnie. Dopiero teraz sprzedałem ciągniki i maszyny rolnicze. Cała stodoła stoi pusta. Przez ostatnie dwa miesiące zajmowałem się właśnie tym.
M.S.: Od ilu lat nie uprawiasz już ziemi?
M.A.: Od czterech.
M.S.: Przez ten czas maszyny czekały na twoją decyzję?
M.A.: Chyba dopiero teraz stałem się na to gotowy. Krążę wokół tego tematu od lat. Próbuję fotografować miejsca i ludzi, którzy należą do świata, jaki zostawiłem za sobą. Był jeden mały ciągnik z lat sześćdziesiątych, na którym się uczyłem jeździć. Miałem sześć lat, kiedy mnie na nim sadzali. Obfotografowałem go, zanim go sprzedałem, zrobiłem sobie w nim portret i nakręciłem film, kiedy człowiek, który go kupił, odjeżdżał. Nie jest łatwo przejść do porządku dziennego nad takimi zmianami. Cały czas zmagamy się z jakimiś duchami.
info
Przebrnąć przez chaos / Nie mogę przebrnąć przez chaos
27.01.2022 – 11.03.2022
Miejsce przy Miejscu 14, Wrocław
Kuratorzy: Filip Ćwik, Łukasz Rusznica
Michał Adamski – fotograf dokumentalista. Zajmuje się głównie realizacją długoterminowych projektów dokumentalnych. Skupia się na tworzeniu szczerych historii, ale naznaczonych autorską interpretacją rzeczywistości. W swojej fotografii porusza tematy społeczne, w których ważny jest człowiek i jego życie we współczesnym świecie. Współtworzy Fundację i Galerię Pix.House. Jest członkiem ZPAF oraz studentem Instytutu Twórczej Fotografii w Opawie. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 2017 roku oraz Marszałka Województwa Wielkopolskiego w 2015 roku. Autor książek fotograficznych „Nie mogę przebrnąć przez chaos” i „Two tailed dog”. Jego prace wystawiane były w wielu miejscach w Polsce oraz w USA, Portugalii, Niemczech i Litwie [biogram pochodzi z materiałów organizatora wystawy].