Język w działaniu
Opublikowano:
26 kwietnia 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Głównym naszym zmysłem jest wzrok. Wokół siebie dostrzegamy bezlik różnych rzeczy, których doświadczać możemy i innymi zmysłami. W ten sposób świat nabiera kształtu, ciężaru, smaku i woni.
Bezpośredniość doznań zmysłowych przesłania fakt, że wspólnotę doświadczenia rzeczywistości budujemy z innymi ludźmi w dużej mierze poprzez język. To w nim określamy barwy, faktury, subtelne odcienie smaków i zapachów.
Nie tylko przecież – oceniamy rzeczy podług różnych walorów, hierarchizujemy, stopniujemy: uznajemy coś za ładne (bądź ładniejsze) albo za brzydkie (i brzydsze czasami), przyjemne bądź wstrętne. To już nasza własna nakładka na świat – w rzeczach nic z tego nie ma, one są, istnieją po prostu.
Zmiany w języku, zmiany w świecie
Świat jednak to nie tylko rzeczy żywe i martwe. To także procesy i działania – je również nazywamy. To wreszcie idee, za pomocą których porządkujemy rzeczywistość, opisujemy ją i próbujemy interpretować. W każdym przypadku istotnie wpływają one na sposób postrzegania świata. Każda kultura z licznie zapełniających Ziemię jest tego świadectwem.
Jesteśmy świadkami dynamicznych zmian w języku. Odbijają one i wzmacniają jednocześnie zmiany w kulturze i społeczeństwie. Stają się zarzewiem sporów, bo pewne określenia, sposoby wyrażania są odbierane jako zbyt oceniające, umniejszające albo wzmacniające i uprzywilejowujące.
Przykładem niedawna dyskusja wokół feminatywów. Jesteśmy w stanie zgodzić się z opinią, że słowa mają znaczenie, a jednocześnie w użyciu języka wiele jest inercji. Być może koniecznej dla utrzymania komunikacyjnej ciągłości (całkowita i momentalna zmiana języka nie pozwoliłaby na porozumienie), w dużej mierze wynikającej z nawyku i niedostrzegania różnych wymiarów języka. Zmieniający się świat potrzebuje i wymaga odpowiednich słów do jego opisu.
Wojna
Nasza rzeczywistość w ostatnim czasie uległa nieoczekiwanej zmianie. Wojna w Ukrainie wywołała ruchy dużych grup ludności opuszczających ją, by ocalić zagrożone życie. Zbiorowy wysiłek wszystkich pomagających uchodźcom jest godny podziwu, ale tkwi w tym też wiele problemów wprost związanych z językiem. Nie tylko ze znajomością języka polskiego wśród Ukraińców czy ukraińskiego względnie rosyjskiego wśród Polaków. Idzie o sposób opisu samej sytuacji i procesów z nią się łączących.
Ta okoliczność sprowokowała zespół Centrum Badań Migracyjnych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu do przygotowania praktycznego poradnika pt. „Jak mówić o uchodźcach?”. W umieszczonych tam radach odzwierciedla się przekonanie o wadze używanych słów i propozycje zmian.
Niektóre już się zresztą dokonują. Do niedawna zwykliśmy byli mówić „na Ukrainie”, dzisiaj coraz częściej słychać „w Ukrainie”. I chociaż językoznawcy uznają dopuszczalność obu form, ta zyskująca popularność oddaje roszczenia samych Ukraińców do podmiotowości i politycznej niezależności. A że są one podważane systematycznie przez władze Rosji, tym bardziej zasługują na wsparcie.
Zgodnie bowiem z powszechnym uzusem przyimek „na” związany jest z określaniem obszarów będących częściami większych całości (państw) – „na Mazowszu”, „na Podhalu”. Nie ma tu wyraźnej konsekwencji, bo mówimy także „w Wielkopolsce”, ale jednocześnie rezygnacja z „na” na rzecz „w” w przypadku Ukrainy symbolicznie przynamniej uwalnia od skojarzeń zakotwiczonych w historii wzajemnych relacji. Tempo tej zmiany jest bezprecedensowe.
To jak mówić o uchodźcach?
Natalia Bloch, Izabella Main i Robert Rydzewski w poradniku „Jak mówić o uchodźcach?” uwzględniają siedem zespołów wyrażeń, komentując jednocześnie podstawy sugestii zmian. Generalnie problemem jest ciąg skojarzeń kreujących kontekst, w którym uchodźcy są rozpoznawani, a także sposoby interpretowania ich obecności, sytuacji i działań.
Jeżeli mówimy „konflikt ukraiński”, nie tylko umniejszamy wagę tego, co się zdarza (co cały czas robi rosyjska propaganda dla swoich celów), co jest wojną czy przynajmniej wtargnięciem jednego państwa na teren drugiego, ale też wskazujemy jednego tylko aktora – i to niebędącego głównym sprawcą wypadków.
Dlatego też rada jest prosta – aby konsekwentnie mówić o „agresji Rosji na Ukrainę”, „inwazji na Ukrainę”, „wojnie w Ukrainie”.
Podobnie istotne jest określenie samego procesu uchodźczego. Narzucają się sformułowania „fala uchodźców”, „zalew uchodźców”. Ta wodna metaforyka, obrazująca skalę zdarzeń, odsyła faktycznie do skojarzeń z klęską powodzi, z żywiołem zagrażającym życiu. Uchodźcy mieliby więc nam zagrażać (i tak to często przedstawiano w innych przypadkach). Alternatywą dla tego sposobu opisu jest uszczegółowienie – mówienie o osobach, grupach, rodzinach.
W kontekście nieprzewidywalności wojny – jej skutków i konsekwencji – najważniejsza wydaje mi się jedna propozycja. Wszystko wskazuje na to, że nawet gdyby uchodźcy chcieli wrócić do swoich domów jak najszybciej, długo nie będą w stanie tego zamiaru zrealizować. Zanim odbuduje się budynki mieszkalne, całą infrastrukturę niezbędną do egzystencji, zostaną z nami. Niektórzy może na zawsze. W związku z tym trzeba podejmować liczne działania ułatwiające im zorientowanie się w nowej rzeczywistości, oswojenie się z nią.
Do czego to ma doprowadzić? Najczęściej wspomina się o asymilacji. To oznacza jednak przymus dostosowania się do standardów gospodarzy i wskazuje na jednokierunkowość komunikacji – uchodźcy są w sytuacji nauczanych, my uczących.
Stawiając sprawę w pewnym wyostrzeniu, asymilacja wymagałaby wyrzeczenia się własnej tożsamości, zamiany na inną. Nie tylko jest to niemożliwe, może też powodować szereg problemów i doprowadzać do niepotrzebnych konfliktów.
Zamiast tego warto mówić o integracji. Kieruje to w stronę myślenia o łączeniu, wzajemnej wymianie. Pozwala uchodźcom zachować w nowej rzeczywistości to, co dla nich cenne, i dzielić się tym. Nam zaś pozwala uczyć się od innych i wzbogacić tym samych siebie.
Nauczyć się mówić
Inicjatywa Centrum Badań Migracyjnych odsyła do innych podobnych przedsięwzięć i na niezwykle istotnym, choć niematerialnym poziomie uzupełnia wszystkie wysiłki pomocy uchodźcom.
Chcąc pomagać lepiej i skuteczniej, musimy nauczyć się inaczej mówić.
To tym ważniejsze, że przy dobrze znanych problemach systemów zdrowia, czy edukacji, uchodźcy mogą nam je rozwiązać. Nie tylko my im pomagamy. I oni wiele mogą nam dać. Demograficzne prognozy naukowców wskazują na systematyczne zmniejszanie się populacji naszego kraju. Odpowiedzią rządu są anachroniczne i ideologiczne projekty odwrócenia trendów.
Tymczasem obecność ukraińskich rodzin – dobrze się u nas czujących, chcących się zadomowić – jest dla nas szansą. Jest w naszym żywotnym interesie.