fot. materiały prasowe

Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #47

„Muzyka bezcenna w Wielkopolsce” to rekomendacje albumów z naszego regionu, których autorzy umożliwiają ich bezpłatne pobranie. W tym odcinku Deszcz, Mnoda i Signal Lost.

DESZCZ
Rain Keeps Falling
wydanie własne, 2014

Deszcz to żadna wiosenna mżawka – raczej grad ołowianych kul. Ta poznańska, wegetariańsko-antyfaszystowska kapela, od początku tworzona przez wokalistę i gitarzystę Jakuba, wspomagającego go wokalem basistę Wojtka i perkusistę Michała, już od prawie dziesięciu lat dzielnie walczy o prym na wielkopolskiej scenie muzyki hardcore.

 

I choć wiele dobrego można powiedzieć o jej ostatnim albumie zatytułowanym „III”, to na potrzeby niniejszego cyklu warto skupić się na ich dostępnym do bezpłatnego pobrania debiucie.

Zwłaszcza, że „Rain Keeps Falling” pokrzepi – i zwolenników starej szkoły łojenia spod znaku d-beatu, i fanów nowszych trendów, takich jak neocrust czy dark hardcore. Już po otwierającym „Afterlife” słychać, że wszystko się tu zgadza – wiosła potężnie rzężą, bębny łomoczą, ile fabryka dała, a pośród nich z hukiem wirują dwa głosy splecione w gordyjski węzeł.

Mimo że pierwszy krążek Deszczu to materiał przede wszystkim dla tych, którzy cenią sobie punkową wściekłość, to trzeba przyznać, że w wykonaniu chłopaków jest w nim i miejsce dla smutku, wyrażanego nawiązaniami zwłaszcza do estetyki sludge metalowej – echa Flippera, Dystopii czy Code Orange Kids słychać aż nadto.

Gdyby jednak chcieć zestawić „Rain Keeps Falling” najbardziej adekwatnie, wówczas trzeba by wspomnieć o neocrustowych protoplastach z Japonii, czyli Insane Youth i Bastard, a także o najmodniejszych dziś reprezentantach tego nurtu – Fall of Efrafa, Tragedy i Downfall of Gaia. I to właśnie jazda Kuby, Wojtka i Michała – bez trzymanki, ale i z mrokiem, smutkiem, żalem, wymuszającymi na nich melodie.

Ładnie napisane, brzydko zagrane – i tak powinno być!

 

MNODA
Dziękuję, źle
Koty Records, 2022

Czy to tylko punk, już post-punk, a może raczej zimna fala? Z zaklasyfikowaniem twórczości tej poznańskiej grupy lokalni dziennikarze zawsze mieli spory ból głowy.

 

Tym bardziej Mnody lepiej nie szufladkować, a po prostu posłuchać.

Zwłaszcza, że wzorem poprzednich materiałów – kuszącej awangardową psychodelią EP-ki „Wilda Archangielsk Tokyo” z 2013 roku czy wydanej sześć lat później, mocno garażowej płycie „Za późno” – również przy „Dziękuję, źle” w owej głowie może nam się nieźle zakręcić.

Łukasz Cholewicki (gitara i wokal), Jan Talaga (bas, sample) i Mateusz Siejkowski (bębny) dobrze wiedzą, jak ciągnąć kilka srok za ogon, by samemu nie zgubić piór. Kiedy grają łagodnie – nie tępią sobie pazurów, kiedy głośniej rykną – nigdy do utraty głosu. I chyba w tym tkwi sekret również ich najnowszego mini-albumu – chłopaki potrafią zadbać o balans, nie tylko gatunkowy, ale i emocjonalny, przez co również „Dziękuję, źle” to rzecz nie na jedno posiedzenie.

Tym razem, w przeciwieństwie do ostatniego, wspomnianego już „Za późno”, brzmieniowo i tekstowo trio wyrywa się z objęć starego Dezertera i TZN Xenna, pewnym krokiem ruszając w stronę zimnej fali. To jednak żadne sentymentalne westchnienia do Wieży Fabryk czy 1984, ale czysto zagraniczny trip, na którym przystankami są płyty Asylum Party, Lebanon Hanover i najnowszego w tym zestawie The Soft Moon. Jakby tego było mało, finalnie zaskakują wplecionym weń shoegaze’m, puszczając singlowym „A co u Ciebie?” oczko do fanów kultowego Slowdive.

„Dziękuję, źle” to płyta od everymanów dla everymanów. Bierz w ciemno, jeśli czasem też się nim czujesz!

 

SIGNAL LOST
Akt I
wydanie własne, 2022

Na wielkopolskiej mapie muzyki rockowej niedawno pojawił się nowy, dość obiecujący zespół. Słuchając debiutanckiego, wydanego na początku marca tego roku albumu Signal Lost, możemy być pewni, że jeśli panowie poprowadzą swój projekt dalej właśnie w tę stronę, to już niedługo będą cieszyć się nie tylko statusem gorących (oczywiście w lokalnej skali) newcomerów, ale…

 

I tu chyba lepiej się zatrzymać, bo wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ich wokalista.

Niestety, słuchając „Aktu I” – sporej i nawet smakowitej porcji mile radiowego post-rocka – nie sposób ulec wrażeniu, że sekcja instrumentalna wykonuje tu świetną, pełną pasji robotę, a Szymon Michalak zwyczajnie daje ciała – nie tylko wokalnie, ale i tekstowo. Maniera, w jaką celuje wydaje się dość drażniąca, a już na pewno nie klei się z gitarami Pawła Janeckiego i Marcina Giedrowicza.

Inna sprawa, że to teksty – dość infantylne.

 

„Unoszę się jak pióro na wietrze / zaczynam czuć swoją przestrzeń” („Niewidoczne”) – to tylko jeden z kwiatków, często dziwnie przeciąganych, a niekiedy i mocno trącących najzwyklejszym fałszem.

 

To wszystko sprawia, że odbiór „Aktu I” – poza dziwnie udanymi refrenami – jest co najmniej zaburzony. A szkoda, bo bez względu na fakt, że chłopaki celują w rock środka – komercyjny, choć z progresywnymi i alternatywnymi wstawkami – całość zamiast się bronić, irytuje. I to mimo równie usilnych starań producentów płyty – Huberta Torzewskiego i Przemysława Wejmanna. Cóż, pozostaje trzymać kciuki za dalsze poczynania chłopaków i liczyć, że na następnej płycie już żadnych wpadek nie będzie.

Potencjał jest spory – miejmy nadzieję, że go wykorzystają.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0