fot. M. Sypniewski

Ósmy wymiar elektroniki

To ósma kompilacja wydana pod egidą konińskiej galerii Wieża Ciśnień, prezentująca artystów, którzy albo już tam wystąpili, albo wystąpić mają. Należy więc uznać, że inicjatywa ta przyjęła się – i bardzo dobrze!

Technologia i epidemia

O koncertach odbywających się w Wieży Ciśnień, których kuratorem jest Robert Brzęcki, pisałem tutaj nie raz. Na przestrzeni lat zaprezentowało się tam szerokie grono artystów z takich obszarów jak muzyka elektroniczna czy elektroakustyczna, improwizowana, noise, ambient.

 

Składanki są zarazem uzupełnieniem, jak i rozwinięciem tego, co wydarza się w konińskiej galerii.

Tym razem Brzęcki zaprosił do wspólnego skompilowania płyty Rafała Iwańskiego, muzyka znanego z takich składów jak Hati czy Kapital. To właśnie z utworu tego drugiego, z albumu „Flux”, zaczerpnięto tytuł „Zona Electronica”. W tekście wprowadzającym znajdziemy refleksję nad znaczeniem muzyki elektronicznej i technologii w ogóle we współczesnym świecie, z odwołaniami do Stanisława Lema. „Technologia nie jest zaraźliwa, ale rozprzestrzenia się szybciej od epidemii” – ta jego myśl, jakże wieloznacznie obecnie wybrzmiewająca, posłużyła za motto.

 

Abstrahując od podbudowy teoretycznej, wydawnictwo to zawiera czternaście utworów, co szczególnie cenne, wcześniej niepublikowanych, nagranych w 2021 roku. Co równie istotne, jest to bardzo zróżnicowany zestaw, ale dzięki przemyślanemu, czasem zaskakującemu układowi, działa jako całość. Co ważne dla mnie, panuje tu równowaga między nazwiskami bardziej i mniej znanymi, a to zawsze obiecujący sygnał, zwiastujący szansę odkryć i zaskoczeń.

Ptasie śpiewy, szumy, struny…

Zaczyna D I D, czyli Hania Piosik, która pod tym szyldem wydała album w Dym Records. Jej kompozycja to intrygujące przywołanie formuły triphopowej, kojarzące się nieco z Portishead. O ile tam bity są dość wycofane, to w kolejnym utworze napierają już bardziej zdecydowanie. Clinamen, czyli duet Krzysztofa „Freeze” Ostrowskiego i Kuby Ziołka, partnera Iwańskiego z Kapital, który po zamknięciu rozdziału Stara Rzeka coraz śmielej zapuszcza się w rejony klubowo-elektroniczne, pokazuje tutaj, jak należy budować napięcie i tworzyć przestrzeń.

W jeszcze bardziej mroczne, tajemniczo zamglone rejony zabiera nas Kompozyt (Piotr i Michał Żuralscy). Po nich, na zasadzie kontrastu, ciekawie działa Pin Park (Maciek Bączyk i Maciek Polak) z eleganckimi, ale niewypolerowanymi brzmieniami retro, odwołującymi się do klasycznego elektro. Aquavoice (Tadeusz Łuczejko) chyba swoim utworem chciał udowodnić, że nazwa projektu nie jest przypadkowa. Mamy tutaj przetworzony głos zatopiony w odgłosach wodnych, wszystko ładne i miękkie, aż chce się w tym zanurzyć.

Ten przyjemny nastrój kontynuuje z początku Hubert Heathertoes, którego kompozycję otwierają ptasie śpiewy. Ale wkrótce zostają one przysłonięte przez poszum (samochodowy?) i zakłócenia (radiowe), do tego dochodzą niepokojące niskie przesuwy, stopniowo nawarstwiane.

 

Zona Electronica, Wieża Ciśnień Centrum Kultury i Sztuki w Koninie, fot. M. Sypniewski

Zona Electronica, Wieża Ciśnień Centrum Kultury i Sztuki w Koninie, fot. M. Sypniewski

U Jeffa Gburka też jest raczej mrocznie, sporo chrobotów i bulgotów, jakiś głos, brzmienia niczym granie na strunach fortepianu. Można się nie zorientować, kiedy zaczyna się utwór Fischerle, bo nadal pozostajemy w strefie mroku, ale potem przechodzimy w rejony transowe, nieco retro, co przywodzi na myśl Pin Park. Za nazwą Mammoth Ulthana kryją się Jacek Doroszenko i Rafał Kołacki z Hati, którego estetyka się tutaj przypomina z racji obecności gongów.

W drugiej połowie w tle pojawia się basowa elektronika, która z czasem zagarnia dla siebie coraz więcej miejsca. Propozycja Ab Intra (Radosław Kamiński) jest jak na mój gust zbyt pompatyczna, choć doceniam umiejętne zagospodarowanie przestrzeni. W kontrze do niej stoi ćwiczenie z redukcjonizmu przygotowane przez Mike’a Majkowskiego. Muzyka tego śledzę od lat, zarówno w jego przedsięwzięciach solowych, jak i współpracach (choćby Lotto), cenię go za grę na kontrabasie i za poszukiwania elektroakustyczne z wykorzystaniem syntezatorów analogowych. Zgaduję, że to właśnie syntezator słyszymy w tym nagraniu, które kojarzy się z początkami muzyki elektronicznej, a przez barwy i powolne zmiany szczególnie z twórczością Eliane Radigue.

Rafał Iwański jest również obecny jako muzyk, z projektem Voice of the Cosmos (współtworzonym z Wojciechem Ziębą). Znów robi się złowrogo, za sprawą uderzeń, szklistych zgrzytów, mgławic i mruczących trąb. Stonowanie i wycofanie proponuje Kamil Kowalczyk we frapującym utworze złożonym z niskich brzmień i szumów.

Z kolei po wysokie tony sięga Joanna John, czym tworzy wręcz obsesyjny klimat, z którym korespondują powolne bity, jakby pogrążające się w czymś, oraz modulacje brzmień syntetycznych (znów przypomina się Pin Park, bo to też wypada trochę retro, ale w fajny sposób).

Męskie granie?

Trudno podsumować tak różnorodny zbiór, ale to w zasadzie pokazuje siłę tej kompilacji. Choć nie daje się znaleźć wspólnego mianownika dla tak wielu koncepcji estetycznych, to płyty słucha się świetnie właśnie jako całości. Wtedy stanowi ona podróż z różnymi przystankami, z których każdy ma swoją specyfikę. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że na kolejnym wydawnictwie znajdzie się więcej muzyki tworzonej przez kobiety i nie będą one, tak jak tutaj, jedynie klamrą dla męskiego grania.

 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
7
Świetne
Świetne
2
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0