Ósmy wymiar elektroniki
Opublikowano:
22 sierpnia 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
To ósma kompilacja wydana pod egidą konińskiej galerii Wieża Ciśnień, prezentująca artystów, którzy albo już tam wystąpili, albo wystąpić mają. Należy więc uznać, że inicjatywa ta przyjęła się – i bardzo dobrze!
Technologia i epidemia
O koncertach odbywających się w Wieży Ciśnień, których kuratorem jest Robert Brzęcki, pisałem tutaj nie raz. Na przestrzeni lat zaprezentowało się tam szerokie grono artystów z takich obszarów jak muzyka elektroniczna czy elektroakustyczna, improwizowana, noise, ambient.
Składanki są zarazem uzupełnieniem, jak i rozwinięciem tego, co wydarza się w konińskiej galerii.
Tym razem Brzęcki zaprosił do wspólnego skompilowania płyty Rafała Iwańskiego, muzyka znanego z takich składów jak Hati czy Kapital. To właśnie z utworu tego drugiego, z albumu „Flux”, zaczerpnięto tytuł „Zona Electronica”. W tekście wprowadzającym znajdziemy refleksję nad znaczeniem muzyki elektronicznej i technologii w ogóle we współczesnym świecie, z odwołaniami do Stanisława Lema. „Technologia nie jest zaraźliwa, ale rozprzestrzenia się szybciej od epidemii” – ta jego myśl, jakże wieloznacznie obecnie wybrzmiewająca, posłużyła za motto.
Abstrahując od podbudowy teoretycznej, wydawnictwo to zawiera czternaście utworów, co szczególnie cenne, wcześniej niepublikowanych, nagranych w 2021 roku. Co równie istotne, jest to bardzo zróżnicowany zestaw, ale dzięki przemyślanemu, czasem zaskakującemu układowi, działa jako całość. Co ważne dla mnie, panuje tu równowaga między nazwiskami bardziej i mniej znanymi, a to zawsze obiecujący sygnał, zwiastujący szansę odkryć i zaskoczeń.
Ptasie śpiewy, szumy, struny…
Zaczyna D I D, czyli Hania Piosik, która pod tym szyldem wydała album w Dym Records. Jej kompozycja to intrygujące przywołanie formuły triphopowej, kojarzące się nieco z Portishead. O ile tam bity są dość wycofane, to w kolejnym utworze napierają już bardziej zdecydowanie. Clinamen, czyli duet Krzysztofa „Freeze” Ostrowskiego i Kuby Ziołka, partnera Iwańskiego z Kapital, który po zamknięciu rozdziału Stara Rzeka coraz śmielej zapuszcza się w rejony klubowo-elektroniczne, pokazuje tutaj, jak należy budować napięcie i tworzyć przestrzeń.
W jeszcze bardziej mroczne, tajemniczo zamglone rejony zabiera nas Kompozyt (Piotr i Michał Żuralscy). Po nich, na zasadzie kontrastu, ciekawie działa Pin Park (Maciek Bączyk i Maciek Polak) z eleganckimi, ale niewypolerowanymi brzmieniami retro, odwołującymi się do klasycznego elektro. Aquavoice (Tadeusz Łuczejko) chyba swoim utworem chciał udowodnić, że nazwa projektu nie jest przypadkowa. Mamy tutaj przetworzony głos zatopiony w odgłosach wodnych, wszystko ładne i miękkie, aż chce się w tym zanurzyć.
Ten przyjemny nastrój kontynuuje z początku Hubert Heathertoes, którego kompozycję otwierają ptasie śpiewy. Ale wkrótce zostają one przysłonięte przez poszum (samochodowy?) i zakłócenia (radiowe), do tego dochodzą niepokojące niskie przesuwy, stopniowo nawarstwiane.
U Jeffa Gburka też jest raczej mrocznie, sporo chrobotów i bulgotów, jakiś głos, brzmienia niczym granie na strunach fortepianu. Można się nie zorientować, kiedy zaczyna się utwór Fischerle, bo nadal pozostajemy w strefie mroku, ale potem przechodzimy w rejony transowe, nieco retro, co przywodzi na myśl Pin Park. Za nazwą Mammoth Ulthana kryją się Jacek Doroszenko i Rafał Kołacki z Hati, którego estetyka się tutaj przypomina z racji obecności gongów.
W drugiej połowie w tle pojawia się basowa elektronika, która z czasem zagarnia dla siebie coraz więcej miejsca. Propozycja Ab Intra (Radosław Kamiński) jest jak na mój gust zbyt pompatyczna, choć doceniam umiejętne zagospodarowanie przestrzeni. W kontrze do niej stoi ćwiczenie z redukcjonizmu przygotowane przez Mike’a Majkowskiego. Muzyka tego śledzę od lat, zarówno w jego przedsięwzięciach solowych, jak i współpracach (choćby Lotto), cenię go za grę na kontrabasie i za poszukiwania elektroakustyczne z wykorzystaniem syntezatorów analogowych. Zgaduję, że to właśnie syntezator słyszymy w tym nagraniu, które kojarzy się z początkami muzyki elektronicznej, a przez barwy i powolne zmiany szczególnie z twórczością Eliane Radigue.
Rafał Iwański jest również obecny jako muzyk, z projektem Voice of the Cosmos (współtworzonym z Wojciechem Ziębą). Znów robi się złowrogo, za sprawą uderzeń, szklistych zgrzytów, mgławic i mruczących trąb. Stonowanie i wycofanie proponuje Kamil Kowalczyk we frapującym utworze złożonym z niskich brzmień i szumów.
Z kolei po wysokie tony sięga Joanna John, czym tworzy wręcz obsesyjny klimat, z którym korespondują powolne bity, jakby pogrążające się w czymś, oraz modulacje brzmień syntetycznych (znów przypomina się Pin Park, bo to też wypada trochę retro, ale w fajny sposób).
Męskie granie?
Trudno podsumować tak różnorodny zbiór, ale to w zasadzie pokazuje siłę tej kompilacji. Choć nie daje się znaleźć wspólnego mianownika dla tak wielu koncepcji estetycznych, to płyty słucha się świetnie właśnie jako całości. Wtedy stanowi ona podróż z różnymi przystankami, z których każdy ma swoją specyfikę. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że na kolejnym wydawnictwie znajdzie się więcej muzyki tworzonej przez kobiety i nie będą one, tak jak tutaj, jedynie klamrą dla męskiego grania.