W domowych pieleszach praca idzie sprawniej, cz. II
Opublikowano:
12 października 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Domie powstaje w wynajmowanym od miasta lokalu przy ul. Św. Marcin 53 A, gdzie od lat 50. niemalże do końca lat 80. ubiegłego stulecia mieściła się siedziba sławnego poznańskiego fotoplastykonu. W Domie będzie się przede wszystkim pomieszkiwać, gadać o sztuce, rzeczach ważnych i nie.
Zanim lokal przeszedł w ręce miasta, stanowił własność rodziny Rutów. Warto przy okazji wspomnieć, że Antoni Rut, wieloletni opiekun fotoplastykonu, jest nie tylko zasłużonym poznańskim fotografem, ale także członkiem EkoArt-u, jednego z najstarszych artystyczno-ekologicznych stowarzyszeń w Polsce.
O RZECZACH WAŻNYCH I PIERDOŁACH
Domie wyrasta na jednym z najstarszych posthumanistycznych mitów założycielskich. Dziewczyny zauważają, że będąc sprawcą pierwszej instalacji, utalentowany grzyb, Fungus Frustratis,który powstał w wyniku nieszczelnego dachu, dorównuje pracom samej Magdaleny Abakanowicz czy Piotra Łakomego. Chociaż czarna dziura w poszyciu w zasadzie odzwierciedla potwierdzony przez kolejne spotkania z urzędnikami status niebytu tego miejsca na mapie Poznania (odkąd przestało ono być siedzibą fotoplastykonu), Katarzyna i Martyna wolą traktować je w duchu nowego materializmu, a zatem jak żywy organizm. „Zabawy fekaliami”, modne ostatnio za sprawą promocji wystaw w Miejskiej Galerii Arsenał w prawicowych mediach, tu nadal stanowią twarde realia – dziewczyny pracują nad miejscem, które cieszy się reputacją publicznego wychodka.
Gdy tylko dach zostanie naprawiony, w Domie będzie się przede wszystkim bywać, zamieszkiwać, pomieszkiwać, jadać, polegiwać, gadać o sztuce, rzeczach ważnych i pierdołach.
NADZIEJA NA WŁASNE M?
W pierwszym etapie działalności artystki postawiły na wymianę międzynarodową. Na rezydencje zaproszone zostały kobiety o złożonym pochodzeniu kulturowym, których sztuka odzwierciedla przekonanie, że biologicznie rozumiana rodzina przechodzi obecnie kryzys.
Patricia Sall Lam Toro, Afroamerykanka mieszkająca w Portugalii, wykonała performans o tematyce tożsamości w kontekście konfliktów geopolitycznych. Mor Efrony, współautorka muzycznych kolektywów i artystka izraelskiego pochodzenia mieszkająca w Oslo, pokazała projekt wideoperformatywny na temat pozycji kobiet w świecie sztuki, zrobiony wspólnie z Katarzyną i Martyną.
Przyjaciółkami Domie staną się również Norweżka, Line Larsen, która traktuje swoje mieszkanie jako medium artystyczne, do czego odnosi się jej projekt „Stay at Home Studio”, oraz Jasmina Metwaly, artystka o polsko-egipskich korzeniach, zajmująca się konfliktami politycznymi i medialnymi aspektami protestów. W ramach projektu kuchni konfliktu Adelina Cimochowicz, autorka znana z projektu „Tymczasowe muzeum nerwicy”, dotyczącego fobii naszych powszechnych, związanych z wyłączaniem żelazka czy zakręcaniem gazu, zorganizuje z kolei kolektywne dokarmianie. Zachęci uczestników do aktywności poza konsumpcją.
Jako guest curator w ramach programu rezydencji pojawi się również Tomek Pawłowski, niedawno nominowany do nagrody w konkursie Talenty Trójki w kategorii sztuki wizualne. Tomek jest nie tylko współautorem Muzealnego Biura Wycieczkowego, queerującego poznańskie salony sztuki, ale także niepokornym ap-artowcem, który wraz z artystą Rafałem Żarskim przez trzy lata – trochę z poczucia niedostatku sposobności wyżycia się w ramach lokalnych studiów kuratorskich – z pasją realizował w mieszkaniu wynajmowanym przy ul. Madalińskiego 4/4 program „Cykl”. Z mieszkania zrobili „pensjonat, pracownię, przestrzeń nawiązywania i pielęgnowania przyjaźni, współdzielonej i zakrywanej intymności, przepływu długów i pomysłów”. Rezydencja Tomka będzie kontynuacją tego projektu, który z premedytacją nie wiązał się z potrzebą stworzenia archiwum, a obecnie przeszedł w fazę artystycznegoresearchu na temat ap-artu. Tomek mówi, że zamierza „zapraszać osoby z innych miast z Polski i zagranicy, praktykujące tego rodzaju działalność i zastanawiać się nad tym, co ona znaczy w kontekście konstruowania bezpieczniejszej przestrzeni, budowania środowisk czy instytucjonalizacji prywatności”.
Domie to eksperymentalny proces środowiskotwórczego zamieszkiwania przestrzeni, adresowany do wszystkich – prekariuszy, freelancerów, profesorów, poszukującej młodzieży, zwierząt, roślin i grzybów, o ile nie będą chciały dominować; szczególnie do tych wszystkich osób, z którymi wspólnie będzie można kształtować umiejętności związane z ponadjednostkową samoorganizacją oraz oporem wobec zastanych struktur instytucjonalnych.
Ci, którzy pogrzebali już nadzieje na własne M, mogą liczyć na Domie, ale Domie liczy również na nas. Ktokolwiek w jakikolwiek sposób chciałby wesprzeć tę inicjatywę, może pisać pod adres: stowarzyszeniekomplet@gmail.com.
ARTEL: NIEZALEŻNOŚĆ W MIKROSKALI
W carskiej Rosji i Związku Radzieckim artele były spółdzielczymi stowarzyszeniami ludzi o tym samym celu (np. transport drewna z jednej części kraju do drugiej, karczowanie lasu, rąbanie lodu na rzece). Członkowie arteli mieszkali z dala od domów i często razem w formie komun. Nawiązując do tej tradycji, Dominika i Szymon asekuracyjnie podkreślają jednak, że poza związkiem z artelem każdy z członków był wolnym człowiekiem i decydował sam o sobie. Ta dobrowolność zaangażowania wydaje się dla twórców Artela przy Św. Marcin 49. A tak samo ważna, jak kwestia zaufania, którego brak odczuwany jest dziś w skali globalnej. Stąd inspirująca w ramach tradycji arteli stała się również reguła zawierania wszystkich umów ustnie.
PROSTOTA I KONSENSUALNOŚĆ
Artel powstał w miejscu, w którym wcześniej był sklep z ciastkami oraz wózkarnia. Pomieszczenie następnie przeszło w ręce miasta i od jakiegoś czasu stało puste. Wynajmując lokal od poznańskiego ZKZL, Dominika i Szymon chcieli przeznaczyć go na pracownię, w której okazjonalnie organizowano by wystawy. Z czasem jednak proporcje się odwróciły na korzyść niezależnej przestrzeni przeznaczonej na performowanie publicznych eventów, czemu sprzyjał fakt załapania się Dominiki do europejskiego programu Culture Backstage,realizowanego w ramach funduszy europejskich przez pięć partnerskich instytucji w różnych krajach.
Do fanów Artelu od początku należy Ryszard Czapara, redaktor naczelny „Czasu Kultury”, a kibicowanie z pewnością dodaje otuchy, gdy organizuje się wydarzenia bez dofinansowania z publicznych środków.
Dominika i Szymon wyznaczyli sobie dwa cele. Z jednej strony, korzystając z nawiązanych już znajomości, chcą pokazywać sztukę artystów, którzy nie cieszą się jeszcze takim uznaniem jak ci, których prace wystawiane są w pobliskiej galerii SKALA, z drugiej chodzi o to, aby promować obiecujących artystów z Poznania poza granicami Polski. Programowa relacyjność Artelu podyktowana jest zresztą warunkami przestrzennymi tego miejsca – z jego ograniczenia organizatorzy chcą zatem uczynić atut.
Artel zainaugurowano premierą nowej książki Andrzeja Szpindlera, autora „Oko chce bardziej, niż chce tego wątroba”,związanego z krakowską korporacją ha!art. Szpindler, znany z performatywnych czytanek i koncertów, pokazał, że najlepiej czuje się w scenerii przygotowanej przez siebie instalacji, z pewnością skandalizującej dla zwolenników racjonalnego postrzegania świata. W formie przypomina ona ołtarzyk, złożony z różnych rzeźbiarskich form nawiązujących konwencją do wotów, fetyszy i totemów, niedających się przetłumaczyć na język narracji. Można powiedzieć, że artysta wystąpił w roli wędrowca, który stworzył niezależną przestrzeń dla ekspresji par excellence. Ta przestrzeń stała się oprawą dla jego nowomaterialistycznej prozy. Jest ona ciekawym zjawiskiem – bardziej nadającym się do trawienia, niż przyswajania za pomocą intelektu, wręcz ośmieszanego przez niego w ekscesywnych występach.
EUROPA NA PODWÓRKU
W jednej ze swoich książek Przemysław Czapliński, zaniepokojony zbyt słabym ukorzenieniem Polski w Europie, pyta „Gdzie leży Polska?”. Obserwując, jak młodzi ludzie przejmują inicjatywę i w czasach naszego rozchybotanego dziś funkcjonowania w strukturach europejskich skracają dystans między Polską a Europą, z nadzieją zauważam, że „poruszona mapa” (tytuł wspomnianej książki Czaplińskiego) jest w nas i nie będzie łatwo odebrać nam świeżości perspektyw i wolności, jakie dają otwarte granice, możliwość studiowania, pracy i kulturowej wymiany w innych krajach.
To, że Europa jest w nas, oznacza odpowiedzialność za stwarzanie poczucia kulturowego bezpieczeństwa. Autorki i autor nowych miejsc sztuki w Poznaniu twierdzą, że decyzja o powrocie do Polski wiązała się dla nich z potrzebą podzielenia się zdobytymi doświadczeniami i relacjami. Wspominają również, że budowanie wspólnych gniazd stanowić ma remedium na poczucie obcości i wykorzenienia. Trzymam za nich kciuki. Domie i Artel to miejsca, w których spotyka się mikro i makroskala najważniejszych teraz dla nas wszystkich procesów społecznych.
CZYTAJ TAKŻE: W domowych pieleszach praca idzie sprawniej, część I
CZYTAJ TAKŻE: Stół z powyłamywanymi nogami
CZYTAJ TAKŻE: Nie interesuje mnie narracja mistrzowska, lecz ludzka. Rozmowa z Mithu Sen