Historia żyje w ciałach i umysłach
Opublikowano:
3 lutego 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Polski Teatr Tańca zamknął rok 2022 prezentacją nowego filmu choreograficznego „Bestia”, a przez najbliższe miesiące przygotowywać się będzie do jubileuszu. 12 września premierą nowego spektaklu otworzy 50. sezon teatralny. Rozmawiam z Iwoną Pasińską, dyrektor PTT.
Barbara Kowalewska: W poprzednim sezonie towarzyszyło wam hasło „Człowiek – zwierzę”. Zmiana kontekstu społeczno-politycznego poszerzyła znaczenie tego hasła, a wasz teatr zareagował na tę zmianę kontekstu. W filmie choreograficznym „Bestia” można domyślać się nawiązań do wojny w Ukrainie.
Iwona Pasińska: Program zaproponowaliśmy około dwa i pół roku temu. Już wtedy wydawało się, że idee człowiek – roślina i człowiek – zwierzę są ważne z różnych powodów. Od sierpnia 2021 pracowaliśmy nad premierami, m.in. nad „KoczkodanSe”. To, co się wydarzyło na świecie w tym czasie – pandemia i wojna w Ukrainie – upewniło mnie, że także my, jako dorośli ludzie, potrzebujemy tej bajki, zanurzenia w świat marzeń i cudowności. Próby do „KoczkodanSe” były wspaniałe, bo pozwalały nam rozładowywać trudne emocje pojawiające się w związku z tym kontekstem zewnętrznym. Premiera okazała się niezwykłym sukcesem.
Do tego stopnia, że rodzice, którzy przychodzą z dziećmi na to przedstawienie, stają się potem widzami naszych spektakli dla dorosłych.
„Bestię” natomiast zaplanowaliśmy półtora roku temu i miała pierwotnie odnosić się do Holocaustu. Po wybuchu wojny w Ukrainie mieliśmy już uruchomioną produkcję filmową i gdy te elementy montowaliśmy wiosną, uświadomiliśmy sobie, jak bardzo ma to związek także z wydarzeniami na terenie Ukrainy – nawet projektowana scena z zabytkową ciężarówką wojskową stała się podwójnie aktualna.
BK: To kolejna sytuacja, w której wasz spektakl wyprzedza wydarzenia rzeczywiste. Tak było z „Trucizną”.
IP: Jest coś gorszego. Boimy się, że my „wywołujemy” niejako to, co się potem dzieje w świecie rzeczywistym.
BK: W „Bestii” pojawia się motyw „tego dzikiego” i stada. Wydźwięk obrazu nie jest oczywisty. Wydajesz się bardziej stawiać pytanie, niż odpowiadać, kim jest i skąd przychodzi bestia.
IP: Chcieliśmy zbudować świat wielopłaszczyznowy, ale nie komplikować przekazu, żeby miało to wyraz uniwersalny. Gdzieś tam mieszka bestia i jest też świat niewinności, nazwijmy go „nieskażony żądzami i niskimi pobudkami”. Zdecydowałam, że robimy bajkę, żeby był morał jak w bajkach. Związek naszych spektakli i filmów z tym, co aktualne, wydaje się wynikać między innymi z wrażliwości tancerzy, która zabarwia każdą produkcję.
Rozmawialiśmy z Jurkiem Kaźmierczakiem grającym bestię, jak poprowadzić jego rolę, żeby nie było to zbyt oczywiste. W ostatniej scenie on także jest na ciężarówce wywożącej ofiary do rzeźni. Mówiłam mu: „Masz być, ale masz nie epatować swoją obecnością”. Okazuje się jednak, że tytułowej bestii należy szukać w nas, ludziach.
BK: Tancerze w sposób zaskakujący potrafili wydobyć coś, co moglibyśmy nazwać ruchem pierwotnym, reaktywnym, zwierzęcym. Ale oni tego nie grają, „są” w tym ruchu, reagują na bodziec, robią to, co inni członkowie „stada”.
IP: Po tylu latach współpracy tancerze już w lot chwytają, o co mi chodzi. Ja rzucam słowo, oni kończą zdanie. Dzięki temu te prace powstają szybko, nie musimy się rozpraszać, wyjaśniać szczegółów. Jedyną referencją, którą podałam tancerzom, było internetowe nagranie pasących się na łące owiec, które naszedł kot. Chciałam pokazać, jaki charakter ma grupa, jaki jest jej sposób poruszania. Gdy jedna owca się odsunęła, reszta zrobiła to samo, aż do momentu, gdy któraś podeszła, żeby zobaczyć, co z tym kotem. Inny rodzaj zachowań (obecny w projekcie) związany jest z naiwnością, ale w znaczeniu niewinności i wewnętrznej czystości.
BK: Powiedzmy o elementach o szczególnym znaczeniu: miejscu, w którym kręciliście, kolorystyce filmu i kostiumach, które mają szczególne znaczenie pozaartystyczne.
IP: Wiedzieliśmy, że adekwatną kolorystyką będzie czarno-biała. Andrzej Grabowski poszukiwał miejsca do realizacji filmu. Znalazł je w Wielkopolsce – łąki i starą owczarnię na terenie Dworu Komorowo. Chcieliśmy także, by kostium miał pewną wymowę uniwersalną, ale też wspierał ruch.
I Andrzej wymyślił zimowe kostiumy maskujące, które po realizacji oddaliśmy ukraińskiemu wojsku.
Dostaliśmy informację, że są już w Ukrainie. Z jednej strony cieszymy się, że im się przydały, z drugiej – to straszne, że są potrzebne, że rzeczywistość wojenna wciąż trwa. Ten kontekst jest w nas cały czas, tancerze sami zrzekali się niektórych honorariów, żeby wspierać Ukraińców. W teatrze jest też z nami pies Spiner z Ukrainy, który – gdy go wzięliśmy pod opiekę – był ledwo żywy. Teraz wygląda dużo lepiej, jest odkarmiony i właśnie szczeka, bo czuje się częścią zespołu i nas broni. Jest w wizualizacji idiomu na rok 2023.
Z kolei nośnikiem promocyjnym dla „Bestii” były wyliczanki.
Autorkę Krystynę Pisarkową odkrył nam Radek Wysocki (dramaturg „Koczkodansów”). Dzięki jej książce „Wyliczanki polskie” dowiedzieliśmy się, że pierwotną funkcją wyliczanek w różnych kulturach było wskazanie ofiary. Wykorzystaliśmy to – Radek Wysocki napisał rymowanki, których treści również ukierunkowują interpretację naszej „Bestii”.
BK: Podsumujmy, co się wydarzyło dla was ważnego w 2022 roku.
IP: Mimo tak okrutnego czasu – z wojną obok nas – dla teatru był to rok bardzo udany. To był jeden z najlepszych sezonów, jakie mieliśmy w historii. Po pierwsze musieliśmy nauczyć naszego widza, że jesteśmy w nowym miejscu. Nie było to łatwe. Inauguracja nowej siedziby odbyła się w warunkach dysfunkcji pandemicznej – sanepid uwięził na kwarantannie 70 proc. pracowników, w tym zespół artystyczny.
Z drugiej strony chcieliśmy tego dnia otwarcia, nawet jeśli miało być na tym otwarciu mało ludzi. Ten rok był szczególny – doszliśmy do wyniku przewyższającego sto procent zapełnienia sali, jesteśmy już utożsamiani z nowym adresem.
Ucieszyła nas nagroda dla „Kurki wodnej albo urojenia” na 46. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych w konkursie „Klasyka Żywa”. Wyróżnieniem było już to, że zostaliśmy zakwalifikowani do finału obok teatrów dramatycznych, a ta nagroda była zaskoczeniem. Doceniono mój duet z reżyserem Igorem Gorzkowskim – zostało zauważone, że współpraca choreografa i reżysera teatralnego ma sens. Wkład w ten sukces miał cały zespół.
Kolejną, prestiżową nagrodę Złotego Yoricka otrzymaliśmy w Gdańsku na 26. Festiwalu Szekspirowskim w konkursie na najlepszą inscenizację dzieł dramatycznych Williama Szekspira za „Romeos & Julias unplagued. Traumstadt” w choreografii Yoshiko Waki, przygotowany wspólnie z Bodytalk z Münster. Mieliśmy tam grać już po raz trzeci, więc nie wierzyliśmy, że przyjdzie liczna publiczność, a jednak znowu była pełna sala.
To była ciekawa historia, bo zadzwoniono do teatru z prośbą o przyjazd na galę, nie było komu pojechać, bo prawie wszyscy byli na urlopach, przełożyłam więc bardzo ważne spotkanie, żeby tam pojechać. I to było kompletne zaskoczenie, gdy okazało się, że przyznano nam nagrodę, zwłaszcza że znowu wybierano spośród spektakli dramatycznych.
BK: Co miało znaczenie dla jury?
IP: Chyba to, że spektakl przekazywał ogromną potrzebę miłości czy w ogóle kontaktu z drugim człowiekiem. Myślę, że udało nam się zrealizować tekst Szekspira na poziomie uniwersalnym, mimo wyraźnego kontekstu pandemicznego. Było to dla nas ważne także dlatego, że po raz pierwszy spektakle oceniało międzynarodowe jury, co oznacza, że ów przekaz był czytelny dla ludzi z różnych kultur.
Ten rok przyniósł też nagrody za nasze filmy choreograficzne. Nie będę ich nawet wymieniać, bo trudno je zliczyć. Ale najważniejsze z nich to nagrody publiczności. Uhonorowali nas nie tylko ludzie z branży, ale też widzowie. Wciąż mam poczucie, że nie dość się nacieszyliśmy tymi wszystkimi nagrodami, tak byliśmy zapracowani.
Nagrodzono też naszą inwestycję – renowację kamienicy, dokonaną z szacunkiem dla charakteru dzielnicy. Otrzymaliśmy Orła „Wprost” za udane połączenie historii z teraźniejszością. To też nas bardzo cieszy, że nowa siedziba jest miejscem, gdzie ludzie się dobrze czują. Po grudniowej premierze spektaklu dla najmłodszych widzowie nie wychodzili z teatru przez jakieś 40 minut. Mówili, że tu jest tak fajnie, że chcą jeszcze trochę u nas posiedzieć. To nas bardzo cieszy.
BK: Jakie hasło będzie wam towarzyszyło w 2023 roku i do czego zapraszacie widzów?
IP: Premiera 12 września otworzy 50. sezon PTT. Nie zaczynamy jeszcze obchodów, ale dajemy znaki, że wchodzimy w sezon jubileuszowy i przez pierwsze pół roku będziemy się do tego intensywnie przygotowywać. Mam nadzieję, że będzie to sezon wyjątkowy, chociaż jednocześnie boję się, że się nie wydarzy, jak już było z różnymi wydarzeniami w ostatnim czasie.
Przez kolejne dwa lata będzie nam towarzyszył idiom „Człowiek – żywa historia”. Te wszystkie zdarzenia związane z kontekstem społeczno-politycznym zapisują się w naszych ciałach i umysłach. Będzie też etiuda filmowa „Żywa historia”, nawiązująca do idiomu.
Do rocznicowych opowieści o przeszłości zaprosiliśmy Sławomira Pietrasa, który pracował z Drzewieckim. Przez dziesięć miesięcy będzie on w ramach naszych rozmównic przybliżać historię teatru, mówiąc także o sprawach, które nie są dopowiedziane w książkach.
Zamierzamy też wydać monografię jubileuszową ze świadectwami osób pamiętających różne etapy rozwoju teatru. Każdy pracownik dostał od nas zbiór obszarów, w których mógłby powiedzieć o tym, co pamięta – na przykład najlepszy moment w teatrze, najgorszy, najsmutniejszy, najpiękniejszy… A mamy jeszcze pracowników, którzy – jak Zuzanna Majewska – pamiętają czasy od Drzewieckiego.
Chcemy też w sposób szczególny oddać cześć Drzewieckiemu. Został już ogłoszony wynik konkursu na rzeźbę jemu poświęconą. Wygrał niezwykły projekt Tomasza i Jana Matusewiczów. To ruchoma rzeźba – ściana reliefowa, która może się obracać, będąc jednocześnie kurtyną, za którą jest źródło życia, czyli woda. Tę rzeźbę można kontemplować albo na niej tańczyć. Obiekt wymusza ruch i jednocześnie go „chwyta”. Każdy może manualnie zmienić jej wzór, przejść też, żeby zobaczyć świat poza tą kurtyną. Pomysł nawiązuje do starożytności – tak się zmieniały kiedyś dekoracje.
Będziemy też realizować projekt we współpracy z pałacem Dąbrowskiego z Winnej Góry, który zaproponował nam partnerstwo. Będziemy mieć w ramach tego projektu spektakl w Bramie Poznania, z którym będziemy potem jeździć szlakiem pracy organicznej.
BK: Ostatnie lata pokazały, że trudno jest planować, tak zaskakuje nas rzeczywistość. Jak sobie z tym radzicie jako instytucja? Czy to coś zmienia w twoim myśleniu o kierowaniu teatrem?
IP: Tak, bardzo. W tej chwili, gdy rozmawiamy, połowa ludzi jest na zwolnieniach. Choroby są dwojakiego rodzaju – te fizyczne, ale też zapaści psychiczne, bo trudno o nadzieję, gdy widzimy, co się wokół dzieje. A nadzieja jest przecież motorem napędowym do działania. Na wiele spraw nie mamy wpływu, a jest też dużo takich, na które mamy wpływ, a które też mogą się nie udać.
Ludzie wiedzą, że może się coś nie wydarzyć, bo przerabialiśmy odwoływania w czasie pandemii. To się odkłada w psychice. Przygotowujemy coś, co być może nie doczeka się ludzkiego oka, a przecież teatr potrzebuje widza. Ten obszar jest nie mniej ważny niż ten zarządczy – każde wydarzenie trzeba przygotowywać w dwóch wariantach – to zabezpieczenie na wypadek, gdy coś nie wyjdzie z przyczyn zewnętrznych.
Iwona Pasińska – choreograf, dramaturg ruchu, doktor teatrologii, współzałożycielka Movements Factory Foundation. Od 2016 roku dyrektor Polskiego Teatru Tańca, wieloletnia pierwsza solistka Polskiego Teatru Tańca – Baletu Poznańskiego. W 1998 roku została laureatką Medalu Leona Wójcikowskiego dla najwybitniejszego tancerza młodego pokolenia. Od 2002 roku zajmuje się kompozycją ruchu, dramaturgią ekspresji ciała oraz choreografią.