fot. materiały prasowe serialu „Rozterki Fleishmana”

Oglądać, nie oglądać

W tym miesiącu ruszamy do Nowego Jorku, by poznać niedawno rozwiedzionego ojca z neurozami, oraz przyglądamy się, jak w przyszłości ludzkość nadal (nie) radzi sobie z globalnym ociepleniem.

Marzec to czas rozruchu. Nie tylko wiosennego, ale też serialowego. Na streamingach coraz częściej pojawiają się ciekawe propozycje; jedne kuszą gwiazdorską obsadą, kolejne to ekranizacje głośnych książek, inne to perełki czekające na odkrycie. Czasami… wszystko naraz. W tym miesiącu piszę o powolnym rozpadzie małżeństwa uprzywilejowanej nowojorskiej pary, a także o rozgrzanej do czerwoności Ziemi i jej mieszkańcach. Któremu serialowi warto dać szansę? Podpowiadam.

 

„Rozterki Fleishmana” (Disney+)

„Rozterki Fleishmana”, fot. materiały prasowe

Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek napiszę nazwisko oskarżonego o molestowanie Woody’ego Allena, ale muszę to niestety zrobić – „Rozterkom Fleishmana”, ze swoimi rozgadaniem, neurozami, uprzywilejowaną częścią Nowego Jorku, a nawet żydowskością, najbliżej jest właśnie do filmów tego amerykańskiego reżysera, ale tych ze średniej półki.

 

Oparty na książce „Pan i pani Fleishman” Taffy Brodesser-Akner z 2019 roku serial opowiada o 41-letnim doktorze Tobym (Jesse Eisenberg), który niedawno rozwiódł się ze swoją żoną Rachel (Claire Danes).

Zamieszkał pośród nadal nierozpakowanych pudeł w apartamencie, jak na aspirujących nowojorczyków klasy średniej, nie za dużym (według Rachel, bo dla Toby’ego wystarczającym). Na półkach obok bibelotów ułożył niechęć do eksżony, jej wyborów życiowych i zawodowych, a także do konsumpcyjnych ciągot, których na pewnym etapie nie dało się już – według niego – skutecznie kontrolować.

 

Pewnie frustracja Toby’ego z miesiąca na miesiąc byłaby mniejsza, gdyby nie dzieci.

Razem z Rachel naprzemiennie wychowują 11-letnią Hannah (Meara Mahoney Gross) oraz 9-letniego Solly’ego (Maxim Swinton). Doktor Fleishman kocha swoje dzieci, lubi spędzać z nimi czas. Tym bardziej, że może w taki sposób zamanifestować swoją rodzicielską przewagę nad Rachel, która na swoim koncie ma notoryczne przedkładanie pracy nad wychowanie. Toby kocha też aplikacje randkowe. Odkrył je stosunkowo niedawno, a wraz z nimi swój seksapil (kobiet, które chcą z nim sypiać, jest naprawdę sporo). Pewnego dnia jednak Rachel podrzuca dzieci niepostrzeżenie, bo o 4:00 nad ranem, gdy jej były mąż smacznie śpi, śniąc o zbliżającej się randce. Mija jeden dzień, drugi, trzeci… Kobieta nadal nie odbiera dzieciaków. Zdaje się, że nikt nie ma z nią kontaktu.

 

„Rozterki Fleishmana”, fot. materiały prasowe

Rodzi się pytanie: Gdzie jest Rachel?

Spokojnie, to nie kryminał z kolejną martwą kobietą znalezioną w Central Parku. Sprawa zaginięcia nie jest właściwie kluczowa. „Rozterki Fleishmana” to sprawny komediodramat o powolnym rozkładzie relacji, która na początku wydawała się tak silna, jak to tylko możliwe, by z czasem przerodzić się w więzienie resentymentów. Rozpad małżeństwa przedstawiony jest w retrospekcjach. To, co na początku mogło nam się wydawać, czyli moralna przewaga Toby’ego nad Rachel, szybko zostaje zburzone. We flashbackach, jak i w głównej narracji, poznajemy też przyjaciół głównego bohatera: Elizabeth (Lizzy Caplan) i Setha (Adam Brody). Głos tej pierwszy towarzyszy nam z również z offu, objaśnia i wiąże fabułę. Postaci te też skutecznie odsłaniają egoizm Toby’ego. Serial „Rozterki Fleishmana” z odcinka na odcinek konfrontuje się z wyobrażeniami  bohaterów i bohaterek o swoim życiu, tymi z przeszłości, jak i teraźniejszości, jak również wyobrażeniami widowni o tychże bohaterach i bohaterkach. Łyżką dziegciu niech będzie irytujący główny bohater, który jest dużo mniej zajmującą postacią niż jego żona, a także – a raczej przede wszystkim – Elizabeth.

Mimo to warto dać szansę „Rozterkom Fleishmana”.

„Ekstrapolacje” (Apple TV+)

„Ekstrapolacje”, fot. materiały prasowe

Na początku swojego najnowszego stand-upu „Z marazmu w mrok” (HBO Max), Marc Maron przedstawia widowni pomysł na monodram „Głosy z przyszłości”, w którym rozwija myśl: „Nie chcę być pesymistą, ale nic już nigdy się nie polepszy”. W charakterystycznym dla siebie marudnym tonie mówi o braku nadziei na polepszenie się stanu Ziemi. Komik oddaje głos przypadkowym osobom z niedalekiej przyszłości (wszystkie gra on sam). Wypowiadają pierwsze lepsze zdania, między innymi: „Jak blisko są pożary?”, „Czy siódma dawka pokona szczep Zephyr?”, „Co? Czyli nie ma więcej wody?”… W ciągu zaledwie kilku minut Maronowi udaje się powiedzieć więcej (i bardziej naturalnie) o zmianach klimatu i globalnym ociepleniu niż „Ekstrapolacjom”, nowemu, gwiazdorsko przeładowanemu miniserialowi od Apple TV+.

 

W ośmiu, blisko godzinnych odcinkach przemierzamy Ziemię od 2037 do 2070 roku (w każdym przeskakujemy o około 10 lat do przodu).

W założeniu serial ma pokazywać, jak skutki zmian klimatu oddziałują na codzienne życie bohaterek i bohaterów, miłość, wiarę, pracę, a także wybory, których trzeba dokonać, gdy planeta zmienia się szybciej niż populacja. Szkoda tylko, że opis nijak się ma do fabuły. Co prawda topnieją lodowce, wymierają ostatnie gatunki zwierząt, pożary niszczą ogromne połacie lasów, a coraz to bardziej zaawansowana technologia nie może nic na to zaradzić. Co odcinek jednak poznajemy awatarów ludzi, którzy tak naprawdę nie żyją, ale zamartwiają się Ziemią. Nie ma sceny, w których rozmowy, nawet te najbardziej błahe, nie prowadziłyby do tematu przewodniego serialu. Dla przykładu umierająca na raka bohaterka grana przez Meryl Streep (która notabene podkłada też głos wielorybowi [sic!]) powie do badającej ostatnie gatunki zwierząt córki (parafrazując): „Nie martw się mną. Człowiek nie wymiera, a wilki tak”.

 

„Ekstrapolacje”, fot. materiały prasowe

W serialu mamy mało życia w życiu.

Wprawdzie pojawiają się „ulepszenia”, jak szklane tablety czy bezosobowe samoloty, które nie emitują CO2, ale za każdym razem ponownie służą, aby opowiedzieć o tym, że Ziemia „JUŻ ZARAZ” umrze. Zresztą postaci działają na rzecz zmiany klimatu na lepsze. Lecz muszą robić to nieudolnie, skoro w każdym kolejnym odcinku planeta jest w gorszym stanie. Jeśli więc wiemy, że gra z góry skazana jest na porażkę, fabuła przestaje nas interesować.

 

Mimo że „Ekstrapolacje” mówią o realnych możliwościach nieprzemyślanych działań ludzkości, są serialem futurystycznym.

„Ekstrapolacje”, fot. materiały prasowe

Jednak na każdym kroku twórcy Scottowi Z. Burnsowi brakuje wyobraźni. Bohaterowie i bohaterki są żywcem przeniesieni z dzisiaj. Nikt nie pokusił się o stworzenie nowej generacji (na przykład jedna z nastolatek z roku 2047 jest typową zetką), pokazanie, jak wyglądają filmy, muzyka, literatura (czy w 2059 ludzie naprawdę nadal cytowaliby Hemingwaya? Trudno mi w to uwierzyć). Nie pomagają też efekty specjalne, które bardziej przypominają kolejny spin-off „Star Treka” niż prestiżową produkcję Apple TV+. Przy telewizorze mają nas zatem utrzymać gwiazdy. Tych, jak wspomniałem, jest na pęczki. Prócz Streep, występuje między innymi Sienna Miller, Kit Harington, Daveed Diggs, Edward Norton, Diane Lane, Marion Cotillard, Forest Whitaker, Matthew Rhys, Gemma Chan, David Schwimmer czy Cherry Jones i Judd Hirsch. To i tak nie wszyscy. Nikt producentom nie powiedział, że co za dużo, to niezdrowo?

 

Przecież o przesycie „Ekstrapolacje” również miały mówić.

„Ekstrapolacje”, fot. materiały prasowe

Dziś, gdy świat targany jest przez wojny i trzęsienia ziemi, lodowce topnieją, kraje nawiedzane są przez huragany, a zwierzęta wymierają, my nadal rozmawiamy o tym, co obejrzymy wieczorem, co zjemy, dokąd pojedziemy na wakacje, co kupimy na Zalando. Egoizm? Niekoniecznie. Dlatego nowy serial Apple TV+ wypada tak sztucznie, jakby gwiazdy chciały nam uwodnić, że biorąc w nim udział, troszczą się o Ziemię. Nie robią tego za darmo, nie zapominajmy o tym.

„Eksploracje”  zdecydowanie warto pominąć.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0