Kobieta też potrafi!
Opublikowano:
7 kwietnia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Jej imię nosi Aeroklub Poznański. Na poznańskim Fabianowie ma swoją ulicę. Wanda Modlibowska była nieprzeciętną osobą, wybitnie zdolną i dzielną. Udowodniła to w obłokach – i podczas okupacji.
Do maja 1937 roku rekord Polski w długości lotu na szybowcu należał do mężczyzny, Ryszarda Dyrgałły. Wynosił 22 godziny i 15 minut. Stracił ważność w dniach 13–14 maja nad Bezmiechową (wsią i szybowiskiem w Bieszczadach) za sprawą… kobiety. Niespełna 28-letnia wówczas Wanda Modlibowska pobiła go w spektakularnym stylu, wisząc w powietrzu na szybowcu Komar bis SP-422 ponad dobę! Jej nowy rekord szokował: 24 godziny 14 minut i 27 sekund!
Zapomniała nakręcić zegarek
„Tym razem głównym motorem mojej decyzji i mojej wytrwałości była chęć… dopieczenia kolegom. Dać im bobu tak, żeby popamiętali, że kobieta też coś potrafi!”
– wspominała później autorka rekordu.
Wystartowała na komarze 13 maja 1937 roku za dwadzieścia dziewiąta, początkowo lot przebiegał bez żadnych sensacji.
„Kłopoty zaczęły się po zapadnięciu zmroku”
– relacjonowała Modlibowska.
„Osłabł wiatr i mnie jednocześnie też sił zaczynało brakować. Trzeba było przetrwać kryzys prądów wznoszących, a także własnego organizmu. (…) Bałam się zderzenia w ciemności z wierzchołkami wyższych drzew, a jednocześnie tylko nad partiami lasu jeszcze można się było utrzymać w locie bez opadania”.
Najtrudniejszy jednak okazał się świt:
„(…) Całą uwagę skupiłam na pokonaniu rosnącego zmęczenia. A senność najtrudniej przecież opanować właśnie przed samym świtem. Wreszcie zaczęło szarzeć i jednocześnie nastąpiła poprawa warunków lotu. Odczułam znowu pojawiające się prądy wznoszące. Miałam już zdrętwiałe nogi, zmarznięte ręce i twarz. Kilkakrotnie zapadałam w drzemkę i z przerażeniem budziłam się. Czas było lądować”.
Na szczycie zobaczyła grupę radośnie pokrzykujących kolegów:
„Cieszyłam się razem z nimi, choć dokładnie nie wiedziałam, jak długo przebywałam w powietrzu, bo podczas lotu zapomniałam po prostu nakręcić zegarek. Lądowałam tuż przed godziną dziewiątą i nawet nie stąpnęłam na ziemi, gdyż szalejący z radości koledzy wyjęli mnie skostniałą z kabiny i ponieśli na rękach”.
Rekord Modlibowskiej został zatwierdzony jako krajowy kobiecy i ogólny w klasie D szybowców oraz jako międzynarodowy w klasie D w kategorii czasu lotu kobiet. Był też pierwszym i jedynym przed II wojną światową rekordem międzynarodowym ustanowionym przez Polkę czy Polaka w szybownictwie.
Sport to dopiero początek
Rok 1937 był bodaj najwybitniejszy w jej sportowo-lotniczym życiu. Urodzona w 1909 roku w podgostyńskim Czachorowie, zdążyła już przebyć niesamowicie intensywną drogę od kursu kandydackiego, poprzez licencję pilota, zdobytą w Aeroklubie Poznańskim pod okiem instruktora Edmunda Hołodyńskiego, stanowisko prezeski Sekcji Szybowcowej Pań przy tymże aeroklubie (pierwszej w Polsce!), po dyplom pilota szybowcowego kategorii A.
W 1937 roku ukończyła także studia, broniąc pracę magisterską z chemii nieorganicznej. Tego roku zdobyła w sumie 6 rekordów Polski i jeden rekord świata. W pamięci koleżanek (pilotek w Aeroklubie Poznańskim było wówczas osiem) i kolegów zapisała się też rekordem z 6 maja 1937 roku. Lecąc na swoim ukochanym komarze z Bezmiechowej do Jedlicz koło Krosna pokonała dystans 59,7 km, ustanawiając kobiecy rekord Polski w odległości przelotu w linii prostej.
W tamtym czasie Modlibowska należała do ścisłej czołówki polskich pilotów i pilotek szybowcowych. Polska prasa rozpisywała się o niej równie często, jak o Marii Younga czy o córce marszałka Józefa Piłsudskiego, Jadwidze Piłsudskiej.
Pierwsza kurierka i szyfrantka
Gdy wybuchła wojna, otrzymała przydział pilota łącznikowego do Eskadry Łącznikowej Sztabu Głównego Wojska Polskiego w Warszawie. Jako podporucznik pilot dostarczała do dowódców walczących ugrupowań rozkazy i meldunki. W pierwszy kurs poleciała jako pilot RWD-13 z oficerem łącznikowym do Dęblina. „Starałam się przemykać nisko, by nie dopadł mnie jakiś hitlerowski myśliwiec. Gdzieś ostrzelała omyłkowo moją awionetkę nasza artyleria. Ostatecznie wylądowałam w Ułężu, bo główne lotnisko w Szkole Orląt było już zbombardowane. Po wykonaniu zadania wróciliśmy szczęśliwie” – wspominała.
Do historii Polski przeszła jednak nie tylko, a może nie przede wszystkim jako pilotka. Po przegranej kampanii przez Rumunię dostała się do Francji. Szef rządu polskiego na emigracji, gen. Władysław Sikorski powierzył jej zadanie kurierki. Miała wrócić do okupowanej Polski jako skoczek spadochronowy.
Zgodziła się, przeszła szkolenie, którego elementem była również trudna sztuka szyfrowania tajnych informacji. Była pierwszą emisariuszką i szyfrantką wysłaną z Francji. Działała w Delegaturze Rządu RP na Kraj. Do jesieni 1941 r. aż sześć razy przekraczała nielegalnie dawną polską granicę, docierając w charakterze kuriera dyplomatycznego do Budapesztu.
Trzymała nitki konspiracji
Kolejne zadanie było jeszcze ważniejsze: jako kierowniczka sekretariatu biura Delegatury Rządu RP na Kraj i zastępczyni dyrektora Biura Prezydialnego Delegatury odpowiadała za kontakt pomiędzy władzami Polski na emigracji a jej organami w okupowanej Polsce. Wspierała Delegata Rządu na Kraj Cyryla Ratajskiego, organizując mu zaplecze lokalowe oraz dokumenty niezbędne do jego misji. Kierowała sekretariatem i tajną komórką szyfrów, utrzymującą łączność ze Związkiem Walki Zbrojnej, a potem Armią Krajową.
„Wszyscy, którzy ją znali, szanowali ją, cenili i kochali. Miała też szczególną zdolność widzenia jasno niektórych konfliktowych sytuacji, a jej sposób bycia, podsunięcie właściwego rozwiązania, pomagały wybrnąć z wielu trudnych sytuacji, tak politycznych, jak i życiowych ludzi, z którymi się pracowało”
– wspominała Janina Czaplińska, łączniczka Delegatury Rządu RP na Kraj.
Modlibowska walczyła w powstaniu warszawskim. Po klęsce przeszła przez obóz w Pruszkowie. 4 marca 1945 r. została aresztowana przez nowych okupantów z NKWD. Śledztwo i przesłuchania były brutalne, a jednak nie zdradziła powierzonych jej tajemnic ani nie ujawniła konspiracyjnych szyfrów. Za karę zesłano ja do Berezówki na Uralu, do ciężkiej fizycznej pracy przy wyrębie lasu.
Zwolniona jesienią 1945 r., via Brześć trafiła do Frankfurtu nad Odrą. W ten sposób ukryła swoją wojenną przeszłość – i zesłanie na Ural. Do Warszawy mogła wrócić jako… Polka wracająca z wywózki do Niemiec.
Niezłomna
Zatrudnienie znalazła w Aeroklubie Poznańskim. W 1946 r. pracowała jako instruktor szybowcowy, do 1948 roku była też pilotem doświadczalnym w Instytucie Szybownictwa koło Bielska-Białej.
Swój ostatni lot wykonała we wrześniu 1948 roku – przeprowadzona przez władze komunistycznej Polski weryfikacja polityczna członków aeroklubów uniemożliwiła jej dalszą pracę w lotnictwie. Wróciła do Poznania, gdzie znalazła pracę na Uniwersytecie Poznańskim, w Zakładzie Chemii Analitycznej. Aresztowana ponownie w 1949 r. pod zmistyfikowanym zarzutem nielegalnego przekroczenia granicy państwowej w Świnoujściu, kolejne półtora roku przesiedziała w komunistycznym więzieniu. Później stale znajdowała się pod nadzorem funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.
Dopiero po odwilży 1956 roku znalazła pracę – w Urzędzie Patentowym w Warszawie. Została też członkinią Warszawskiego Klubu Seniorów Lotnictwa. Zmarła 11 lipca 2001 roku w Domu Opieki Społecznej w Łężeczkach. Spoczywa w rodzinnej kaplicy Modlibowskich w Gostyniu.
W 2003 roku jej imię nadano tak bliskiemu jej sercu Aeroklubowi Poznańskiemu.
*Piotr Bojarski – pisarz i publicysta, autor m.in. powieści „Coraz ciemniej w Wartheland” i biografii „Fiedler. Głód świata”.