fot. Natalia Kalina

Człowiekowi niewiele potrzeba do szczęścia

O literacko-teatralnej pracy, planach na przyszłość i nadchodzących książkach z Maliką Tomkiel rozmawia Oskar Czapiewski.

Oskar Czapiewski: Twoja droga wiedzie od Słupska przez Poznań do Białegostoku. O ile Słupsk jest twoim rodzinnym miastem, to jak to się stało, że związałaś się akurat z tymi pozostałymi dwoma miejscami? Co dało ci doświadczenie migracji pomiędzy nimi?

Malika Tomkiel: Nie zapominajmy, że miałam jeszcze epizod warszawski i wspominam go całkiem dobrze! Ale od początku: Poznań był dla mnie prostym wyborem – studiował tam mój ówczesny partner, więc naturalne było to, że do niego dołączyłam. Nie sądziłam, że tak bardzo pokocham Poznań, ale finalnie skończyłam tam studia dziennikarskie, wiele staży, potem rozwijałam się jako redaktorka prowadząca i naczelna w cudzych wydawnictwach, by wreszcie założyć swoje. Piękne, ale i intensywne doświadczenie!

 

O.Cz.: A Warszawa?

M.T.: Warszawa była chyba kotwicą. Z jednej strony wydawnictwo Kraft rozwijało się na tyle, że fizyczne bycie w stolicy było sporą pomocą. Mój chłopak, obecnie mąż, jest z Białegostoku, więc uznaliśmy, że warto spotkać się gdzieś w połowie. Padło na Warszawę i uroki tego, co dawała jej kultura i możliwości. Jednak nie potrwało to długo. Totalnie przepadłam, gdy zobaczyłam podlaski folk i naturę…

 

O.Cz.: O swojej wierze wspominasz m.in. w książce „Twój wewnętrzny głos”. Praktykę medytacji polecasz jako sposób na wyciszenie i zbudowanie przyjaznej więzi ze światem. Jak to jest być buddystką w katolickim państwie?

Malika Tomkiel, fot. Natalia Kalina (@studio.tulum, @kalina_)

Malika Tomkiel, fot. Natalia Kalina (@studio.tulum, @kalina_)

M.T.: To nie do końca jest tak. Urodziłam się w małym mieście w rodzinie wyznającej Hare Kriszna i wydaje mi się, że chyba od tego wszystko się zaczęło.

 

Medytacja, siła mantr, w ogóle „bardziej duchowe podejście” dosłownie wyssałam chyba z mlekiem matki. Tak czuję.

Nie wiem też, czy stwierdzenie, że jestem buddystką, jest prawidłowe. Jasne, zdecydowanie blisko mi do buddyjskich wartości, praktyk buddyzmu Therawady, no i jogi – jestem bowiem nauczycielką jogi – ale dziś wiem, że człowiek nie musi się określać. Może, ale nie musi.

A jak to jest w naszym państwie? Codziennie inaczej. Widzę jednak to, że to człowiek wybiera, mniej lub bardziej świadomie, swoje relacje i ludzi dookoła siebie. Można więc znaleźć ośrodki buddyjskie, odosobnienia, literaturę i po prostu… robić swoje.

 

O.Cz.: W Grupie Wolność zajmujesz się opieką literacką. Na czym dokładnie polega twoje zadanie?

M.T.: Czasami sama chciałabym wiedzieć! Mówię o tym z uśmiechem, bo Grupa Wolność, czyli grupa teatralna, którą założyliśmy z mężem i przyjacielem (Marcin Tomkiel i Karol Smaczny), to totalnie żywy i organiczny twór. Jako że zawodowo piszę, redaguję książki, ale i je wydaję, to po prostu: opieka literacka pisze, szuka inspiracji, skraca, dopisuje, usuwa, myśli, nie myśli, odpuszcza. Chodzi chyba o to, że opieka literacka opiekuje się tym, by treść i obraz stanowiły pełną całość – nawet jeśli korzysta się z inspiracji już powstałych i nie jest to nowy tekst. Da się zrozumieć?

 

Nagroda Kryształowej Pestki 2023 za spektakl „Syn” (Grupa Wolność) na festiwalu PESTKA, fot. Tomasz Raczynski

Nagroda Kryształowej Pestki 2023 za spektakl „Syn” (Grupa Wolność) na festiwalu PESTKA, fot. Tomasz Raczynski

O.Cz.: Nagrodzony podczas Festiwalu PESTKA w Jeleniej Górze spektakl „Syn” czerpie z niesamowitej prozy Mirosława Miniszewskiego, pisanej z perspektywy osoby mieszkającej na Podlasiu właśnie. Czy w przyszłości również, jako grupa, planujecie interpretować jego lub inne literackie utwory?

M.T.: Możemy tylko zdradzić, że możliwe, że proza genialnego Mirosława Miniszewskiego zagości w naszym serduszku na dłużej. Mirek jest genialny i trudno mu dorównać w kontekście jego ucha i wyobraźni, gdy ma bezpośredni kontakt z tym, co dzieje się „w przygranicznym mroku”. A czy planujemy? Tak. W tym roku czekają nas dwie premiery teatralne, na które już teraz serdecznie zapraszamy. Obie z nich czerpać będą z kanonów literatury (zupełnie skrajnej!), ale i z mojej poezji. Będzie… kontrowersyjnie.

 

O.Cz.: Czytając twój debiut „Biel kości”, miałem wrażenie, że jednostajna tekstualna kompozycja książki ci nie wystarcza – do publikacji dołączone są grafiki, wiersze, wywiady. Czy tego rodzaju wielomedialną formę zamierzasz również przemycać do innych książek?

M.T.: Nie wydaje mi się. Znaczy, nie wiem tego na dziś. Dwie moje książki, które wyjdą w tym roku, będą bardziej klarowne w treści i przekazie. „Biel kości” była pewnego rodzaju eksperymentem – opowieść to za mało, a skoro mam umiejętności dziennikarskie, to czemu nie dodać do tego wywiadu? Przewidywania okazały się słuszne: otrzymuję masę wiadomości, że ludzie dziękują za tę książkę i… każdy dziękuje za coś innego. O to chodzi, by każdy znalazł coś dla siebie.

 

Okładka książki „Biel kości” Maliki Tomkiel

Okładka książki „Biel kości” Maliki Tomkiel

O.Cz.: W debiucie wspominasz m.in. o Oscarze Wildzie, Szymborskiej. Co lubisz czytać w wolnych chwilach?

M.T.: Ostatnio zakochałam się w Virginii Woolf, a dokładniej w „Pani Dalloway”. Wynika to z tego, że uwielbiam brytyjską kulturę i gdy czytam o zapoconym Londynie, to zaczynam odczuwać to na własnej skórze.

 

Lubię, gdy w literaturze jest parno, a ja po lekturze mam potrzebę zaszycia się w samotni i przemyślenia pewnych kwestii.

Drugi biegun jest taki, że od nastoletnich lat czytam o neurobiologii, mózgu, jelitach i wszystkich tych bardziej naukowych rzeczach, których nie widać gołym okiem. Łączą się z jogą i zrozumieniem ciała. Myślisz, że to zdrowa relacja z książkami, czy już pewien rodzaj literackiej schizofrenii?

 

O.Cz.: Myślę, że literatury skłaniającej do myślenia, przebudowy poglądów czy poszerzenia empatii nigdy za wiele. Virginia Woolf niejako matronuje feministycznym czytelniczkom i czytelnikom, pisarkom i pisarzom. Czy pisząc i współtworząc teatr, myślisz o działalności emancypacyjnej? O pewnej misji? A może proces twórczy jest dla ciebie czymś wyłącznie spontanicznym, w czym bardziej liczy się estetyczne uchwycenie pewnych wydarzeń?

M.T.: Wiesz co, to ciekawe, że o to pytasz, bo wielokrotnie w ubiegłym roku zadawałam sobie pytanie „po co”. Sięgałam do Sontag, do O’Connor, do Dukaja, by utwierdzać się w tym, że pisanie ma siłę pomagania innym Ludziom. Nie bagatelizuję tu roli rozrywkowej, która również jest ważna i wiedzie prym w branży książki, ale… to po prostu nie dla mnie.

 

Książka „Twój wewnętrzny głos”

Książka „Twój wewnętrzny głos”

Książki od czasów starożytnych były pewnego rodzaju komentarzem społecznym i zawsze będą.

Nie myślę o działalności emancypacyjnej – wiem, że można to wyciągnąć ze wspomnianej Woolf, ale czerpię z niej raczej podróż po zakamarkach ludzkiego umysłu i próbuję to uchwycić. Wydaje mi się, że fajnie, gdy działaniom przyświeca pewna misja. Moją, a właściwie naszą, jest niesienie pomocy, a to, jak ta pomoc zostanie opakowana… Czasem może ona być podana tak, że ktoś odczuje tego skutki po latach, bo zadziała na poziomie podświadomym. Co do uchwycenia: piszę szybko. 

 

O.Cz.: Czy planujesz publikację książki poetyckiej? Książka „Biel kości” pełna jest wierszy twojego autorstwa. Czy pisanie poezji to dla ciebie jeden ze sposobów na autoterapię?

M.T.: Tak i tak. Druga z moich książek w tym roku będzie właśnie wyczekiwanym tomem poetyckim. Zaszyjecie się w koce i istnieje ryzyko, że ludzie po premierze będą na mnie patrzeć spod byka – społeczeństwu należy się pewien komentarz.

 

O.Cz.: Zdradzisz trochę więcej? Na ile krytyczny będzie to komentarz?

Komentarz to komentarz. To, czy jest on krytyczny, zależy od tego, w którym miejscu siedzieć będzie odbiorca i na ile ma otwartą głowę.

 

O.Cz.: Podkreślasz ważność terapii w walce o zdrowie, co jednak, jeśli kogoś nie stać na regularne wizyty u psychoterapeuty, a państwo nie oferuje wystarczającej pomocy? Czy można wyjść z anoreksji bez odpowiednich funduszy?

Malika Tomkiel, fot. Natalia Kalina (@studio.tulum, @kalina_)

Malika Tomkiel, fot. Natalia Kalina (@studio.tulum, @kalina_)

M.T.: Państwo i człowiek powinny działać w symbiozie – tak byłoby w utopijnym świecie.

 

Państwo oferuje pomoc potrzebującym, ale prawdą jest, że by ją otrzymać, trzeba się naprawdę nagimnastykować i mieć na to siłę. Osoba chora bądź osoby wspierające mogą jej zwyczajnie nie mieć. Znam przypadki, że ludzie są bezsilni i po prostu odpuszczają.

Są jednak grupy wsparcia, terapie otwarte, można również otrzymać dofinansowanie bądź postawić zbiórkę na leczenie (ja taką miałam, by dostać się do prywatnego ośrodka), ale do tego potrzebna jest siła i wsparcie otoczenia. Ważne jest również, by nauczyć się prosić o pomoc. Żadne pieniądze nie pomogą ani możliwości dużych miast, jeśli nie zdamy sobie sprawy z problemu.

 

O.Cz.: Co uważasz o Poznaniu jako mieście dla osób twórczych? Czy to miasto pomogło ci się rozwinąć?

Zdecydowanie! Dużo wtedy pisałam, mało spałam i dostałam po dupie, ale nie żałuję tego. Myślę, że Poznań to świetne miejsce dla młodych ludzi, którzy szukają siebie.

 

O.Cz.: Jakie są twoje plany na przyszłość?

Las. Przenosimy się z mężem do puszczy i tam planujemy życie, dalszy rozwój i powiększenie naszej rodziny. Czas jeszcze mocniej się ukorzenić i głębiej odetchnąć. Okazuje się, że człowiekowi naprawdę niewiele potrzeba do szczęścia. Prostota.

 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
8
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0