fot. Archiwum artysty

„Uprawianie sztuki to eksperyment”

Z artystą intermedialnym i performatywnym, adiunktem na Wydziale Edukacji Artystycznej i Kuratorstwa UAP Ramanem Tratsiukiem rozmawia Oskar Czapiewski.

Oskar Czapiewski: Przeszło rok temu rozmawiałem na łamach tego portalu z Wojciechem Bąkowskim, podobnie jak pan, wykładającym artystą i absolwentem poznańskiego ASP (dziś UAP). Jego zdaniem sztuka nie jest odpowiednim narzędziem do politycznej zmiany. Czy na artystach postulujących w swoich pracach polityczne reorientacje nie ciąży niekiedy zarzut o przekonywanie przekonanych?

Raman Tratsiuk: Bardzo cenię mojego kolegę Wojtka – z którym pracowałem na Wydziale Intermediów – i jego głęboko poetyckie prace odnoszące się do kondycji współczesnego człowieka. Ja jednak wierzę, że sztuka może wykraczać poza granice osobistych refleksji i wpływać na myślenie i sposób postępowania innych ludzi. Możliwe, że to przekonanie wynika poniekąd z moich doświadczeń performatywnych.

 

Podczas performance’ów artyści nie odgrywają ról, nie imitują działań czy przeżyć, ale naprawdę działają; doświadczają, włączając ludzi wokół w sferę fizycznych zależności i energetycznej wymiany. Często dochodzi do interakcji i niezaplanowanego rozwoju wydarzeń. Dlatego dla mnie uprawianie sztuki to eksperyment, w którym artysta jest tylko jednym z wielu czynników.

Dokumentacja wystawy „Permanentne odbicia”, archiwum artysty

Dokumentacja wystawy „Permanentne odbicia”, archiwum artysty

Poza tym dziś obszar oddziaływania sztuki nie ogranicza się do galerii. Poprzez media i krytykę artystyczna oraz praktyki partycypacyjne, dyskusje wywołane przez artystów mogą funkcjonować bez przeszkód geograficznych w bardzo szerokim kontekście.

Gdyby sztuka nie miała swojej sprawczości, pewnie reżimy totalitarne i autorytarne w XXI wieku nie tworzyłyby skomplikowanych mechanizmów cenzury i nie prześladowałyby artystów, czego świadkami niestety wszyscy jesteśmy. Paweł Leszkowicz w swoim tekście kuratorskim do wystawy „Sierpy” nazwał moje najnowsze prace abstrakcjami politycznymi. Ten pozornie przewrotny termin celnie wskazuje obszary moich zainteresowań.

 

O.Cz.: Jako jedno z narzędzi popularyzacji sztuki wymienił pan media. Sam chętnie korzysta pan w twórczości z metamedium, jakim jest Internet. W instalacji „Anonimowe autoportrety” wykorzystał pan na przykład zdjęcia dostępne na portalach randkowych, a przy tworzeniu projektu „Permanentne odbicia” posłużył się odbiciami widocznymi w lustrach wystawianych na sprzedaż na portalach aukcyjnych. W tekście kuratorskim do wystawy „Wesele suprematyczne” czytamy, że supremy (charakterystyczne dla suprematyzmu figury geometryczne) tworzyć może każda osoba zaznajomiona z działaniem smartfonów. Dziś za pomocą aplikacji można tworzyć glitch art, a obrazy tworzone przez sztuczną inteligencję z rozmachem wchodzą na rynek sztuki. Czy uważa pan, że to ruch w dobrą stronę?

R.T.: Jeżeli chodzi o rodzaj wykorzystywanych narzędzi, to moim zdaniem w sztuce nie ma ruchu w dobrą czy złą stronę.

 

Dokumentacja wystawy „Permanentne odbicia”, archiwum artysty

Dokumentacja wystawy „Permanentne odbicia”, archiwum artysty

Nie uważam, że algorytmy i interfejsy oduczą nas myśleć kreatywnie. Wręcz przeciwnie, myślę, że technologie te mogą służyć jako narzędzia wspomagające proces twórczy, dając artystom szansę na eksperymentowanie i odkrywanie nowych możliwości w sztuce.

Ważne jest, aby twórcy potrafili zachować równowagę między wykorzystaniem technologii a zachowaniem własnej wizji i dobierali odpowiednie do wypowiedzi medium.

Początki mojej działalności artystycznej zbiegły się z pojawieniem się masowego dostępu do Internetu. Z fascynacji zaobserwowanymi w sieci zjawiskami dotyczącymi funkcjonowania i przetwarzania fotografii powstały „Anonimowe autoportrety” i „Permanentne odbicia”. Obecnie pracujemy nad projektem grupy Bergamot z wykorzystaniem sztucznej inteligencji.

O.Cz.: No właśnie… Wraz z Volhą Maslouską tworzy pan performatywną grupę Bergamot. W ramach „Pracy organicznej” ogłosiliście konkurs na pomysł na performance, by później realizować nadesłane koncepcje. Co okazało się najtrudniejszą częścią tego projektu?

R.T.: Koniecznym warunkiem przy zgłoszeniu była wykonalność pomysłu. Z kilkuset zebranych scenariuszy na razie zrealizowaliśmy zaledwie kilkanaście, niektóre są jeszcze w trakcie realizacji. Najtrudniejsza okazała się organizacja konkursu i zachęcenie ludzi do wzięcia w nim udziału. Realizacja samych scenariuszy to już przyjemność…

 

O.Cz.: W wielu projektach posiłkuje się pan aktywnością internautów, a konkretnie ich zdjęciami sprzedawanych przedmiotów (lustra, suknie ślubne). Umiejscowienie tych praktyk w obrębie sztuki wydaje mi się ciekawą taktyką antykapitalistyczną. W końcu przemyca pan kapitalistyczne strategie i narzędzia (komodyfikacja, wolnorynkowy handel) do obszaru twórczości artystycznej.

„Suprematyczne wesele”, archiwum artysty

„Suprematyczne wesele”, archiwum artysty

R.T.: W tych projektach chodzi o zwrócenie uwagi na nieuświadomione i niewidoczne na pierwszy rzut oka obszary otaczającego nas świata, między innymi nowe masowe i konsumenckie praktyki przejawiające się w aktywnościach użytkowników Internetu. W „Permanentnych odbiciach” ulegamy przekonaniu, że to obiekty dzielą się z odbiorcami swoim nie-ludzkim widzeniem przestrzeni. Wchodzimy niejako w świat narracji obiektów, zapisane w lustrze kadry to fragmenty pamięci miejsc, przedmiotów, zwierząt i ludzi, widzianych w odbiciu nie-ludzkiego.

 

W „Weselu suprematycznym” dochodzi do depersonalizacji realizowanej za pomocą symboli suprematyzmu.

W tym projekcie ujawnia się postmedialność, w obszarze której pewne zachowania, cechy lub całe media ulegają zatarciu – przestają być traktowane i postrzegane jako coś osobnego wobec rzeczywistości.

 

O.Cz.: W jednym z pana artystycznych projektów („Wandalizm odwrócony”) zachęca pan do naklejania gum na repliki znanych dzieł sztuki (np. Wenus z Milo). Czemu służyć ma tego rodzaju działanie?

Instalacja „Wandalizm odwrócony”, archiwum artysty

Instalacja „Wandalizm odwrócony”, archiwum artysty

R.T.: Popiersie Wenus z Milo wykonane z gipsu, betonu, a czasem i marmuru bez problemu można kupić w różnych sklepach internetowych, odkupić od kogoś za pośrednictwem serwisów aukcyjnych lub nawet zamówić niezliczoną ilość egzemplarzy u producentów tanich dekoracji domowych.

Sam wizerunek Wenus w świadomości zbiorowej konsumentów niewiele ma wspólnego ze swoim antycznym pierwowzorem, a jest raczej emblematem procesu przywłaszczania, konsumowania, trawienia, przetwarzania, wydalania i inkorporowania w obręb wielowektorowych układów pokarmowych współczesnej kultury.

 

Będąc wielokrotnie nieświadomie powielany, cytowany i włączany w obręb innych form współczesnej komunikacji wizualnej, stał się po prostu dziełem niczyim, paradoksalnie pozbawionym patetycznej antycznej anonimowości. Stał się po prostu ikoną konsumpcji.

W swojej pracy postanowiłem sięgnąć właśnie do tego procesu i w sposób bezpośredni go ujawnić i zwizualizować. Finalny obiekt powstał w czasie spotkania towarzyskiego, zaproszeni goście otrzymali możliwość ingerowania w gipsowe popiersie Wenus, naklejając na nie przeżute kolorowe gumy do żucia. Całe popiersie pokryte zostało warstwą kolorowych gum – będących efektem odpadu po procesie konsumpcji i zawierających ślady śliny umożliwiającej biologiczną identyfikację uczestników. W ten sposób proces przechodzenia klasycznych wizerunków do podświadomości zbiorowej, ciągłego ich deformowania w procesie konsumpcji, trawienia i wypluwania stał się zwykłym doświadczeniem.

 

O.Cz.: Bardzo spodobał mi się pański cykl „Obiekty elektryczne”. Przedmioty, takie jak tasaki, sierpy czy piły ustawione naprzeciw siebie, poddane działaniu elektrycznemu, to dla mnie – nieco przewrotnie w stosunku do wcześniej wspomnianej tezy Pawła Leszkowicza – abstrakcje uprzedmiotowione; zawsze niedosiężne, umiejscowione na granicy, skazane na niespójność. Te obiekty są tak sugestywne, że trudno myśleć w ich kontekście o jednej prawidłowej interpretacji. Mogą przecież symbolizować niemożliwość komunikacyjnego porozumienia. Ktoś mógłby zaproponować wykładnię psychoanalityczną: obiekty nie dotykają się, tak jak i my nigdy nie jesteśmy w stanie osiągnąć ostatecznego spełnienia. No i jeszcze oczywiście spięcia, te graniczne, od razu przewodzą na myśl sytuację na białoruskiej granicy z Polską.

Dokumentacja wystawy „Every Day Art”. Solidarity. Resistance” ‚Mystetskyi Arsenal” National Cultural and Art and Museum Combplex 2021

Dokumentacja wystawy „Every Day Art”. Solidarity. Resistance” ‚Mystetskyi Arsenal” National Cultural and Art and Museum Combplex 2021

R.T.: „Obiekty elektryczne” to seria prac, w których wykorzystuję przedmioty odnalezione i poddaję je technologicznym modyfikacjom. Stare narzędzia, noszące znaczne ślady ciężkiej fizycznej pracy, zużycia i upływu czasu – takie jak sierpy, piły, tasaki – zestawiłem w pary, eksponując je w gablotach. Pomiędzy nimi co jakiś czas następuje elektryczne wyładowanie. W pracach tych eksploruję symbolikę nawiązującą do modernizmu, zarówno w wymiarze artystycznym, jak i projektu społecznego. Obiekty te są także procesualną krytyczną analizą znaków i ikon będących istotnymi elementami kultury Europy Środkowej i Wschodniej.

 

W tym sensie moja praca jest artystyczną wypowiedzią w obrębie post-Soviet studies, wizualną dekonstrukcją systemów totalitarnych, ale także próbą wskazania na złożoność i energetyczność – potencjalną siłę przekształceń społecznych, w tym sytuacji w Białorusi.

W „Obiektach elektrycznych” istotny jest także kontekst posthumanistyczny – za pomocą wysokiego napięcia jakby ożywiam te przedmioty. Przebiega między nimi iskra elektryczna, w związku z czym obiekty wydają dźwięk i generują światło. To rozładowanie może być z jednej strony symbolem, z drugiej można je literalnie traktować jako uwalnianie pewnego rodzaju energii. Możemy mówić o energii elektrycznej, ale może ona również być odczytywana jako symbol olśnienia, odczytania informacji, która jest zawarta w tych przedmiotach i która w ten niesamowity sposób się ujawnia, materializuje.

 

O.Cz.: Większość ze wspomnianych prac została zrealizowana w Poznaniu. Czy to dobre miejsce na studia artystyczne?

R.T.: Poznań to wspaniałe miasto posiadające prężne środowisko artystyczne. Przyjechałem do Polski w 1999 roku na studia do najbardziej progresywnej na tamten moment uczelni artystycznej – ASP w Poznaniu. To była pierwsza uczelnia w Polsce, w której powstał Wydział Intermediów. Interesował mnie performance, sztuka nowych mediów, więc tutaj postanowiłem realizować swoje zainteresowania. Obecnie trwa reforma szkolnictwa wyższego, ograniczająca mechanizmy demokratyczne na uczelniach, przeciwko której protestuje wiele środowisk akademickich. To uświadamia nam, że nie ma rzeczy, które są dane raz na zawsze; aby utrzymać wysoki poziom edukacji, konieczne jest ciągłe aktualizowanie stanu wiedzy i umiejętności oraz aktywne pielęgnowanie sytuacji otwartości i demokracji na co dzień. W obecnej sytuacji niestety nie jest to łatwe…

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
14
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0