fot. M. Zakrzewski

Sztuka i okolice: Literalizm i Szekspir

Olga Tokarczuk zdefiniowała literalizm jako tendencję do dosłowności, brak zdolności do rozumienia ironii i metafory. Co jakiś czas do tego wracam, bo zastraszająco szybko – w moim odczuciu – rozprzestrzenia się on w życiu społecznym i coraz bardziej utrudnia porozumienie, zwłaszcza wtedy, gdy jednocześnie musi mu towarzyszyć pokonywanie granic generacyjnych.

Nie rozumiemy się pokoleniowo. Nie puszczamy do siebie „tego samego oka”, nie deszyfrujemy tak samo przytaczanych skrótów, nie bawią nas te same żarty, nie rozpoznajemy cytatów, bo nie są osadzone w czytelnym dla obu stron kontekście, nie łączy nas wspólnota lektur czy doświadczeń. W metaforach ćwiczyliśmy się na lekcjach języka polskiego, roztrząsając nie tylko „co autor miał na myśli”, ale i jakich używał środków artystycznego wyrazu. No, a dziś słabo u nas z poezją – „w ogóle i w szczególe”. Karykatura, groteska niezbyt łatwo dają się rozpoznawać współczesnemu społeczeństwu. Chyba że dodatkowo – albo zastępczo – zostaną opatrzone nazwą bardziej przyswajalną: „kabaret”.

 

No więc zakorzenia się literalizm, a wraz z nim niezbędne tłumaczenie, że żart jest żartem, a gdzie indziej mamy do czynienia  – powiedzmy – z sarkazmem. Inaczej towarzyszy temu awantura, obrażanie ocierające się o hejt i w efekcie zamrożenie kontaktów. Może łatwiej by było na żywo? Pewnie tak. Mową ciała można dopowiedzieć „niewyrażalne”, zaznaczyć, że w wypowiadanych zdaniach jest jakieś drugie dno, że nie trzeba wszystkiego brać całkiem dosłownie.

Literalizm – czy tego chcemy, czy nie i chociaż wiemy, że jest zły sam w sobie – powolutku się jednak rozlewa, jak z przeciekającego kranu kałuża w ogrodzie.

Jedną z jego odmian, jak sądzę, może być też „zabetonowanie się” w konwencji, czego przejawem staje się na przykład dostrzeganie w komedii wyłącznie komedii i niczego więcej. Salwy śmiechu zagłuszają każdą myśl niekomediową. Może być komedia omyłek, komedia sytuacyjna, słowna, romantyczna, czarna, sentymentalna, a „Sen nocy letniej” jest komedią weselną, jak ją nazywają badacze literatury, o pożądaniu i miłości, choć w ostatnim scenicznym czytaniu (w Poznaniu) groteskowo przerysowaną – być może po to, by jeszcze bardziej móc śmiać się z natury i zmienności ludzkich uczuć.

Niemniej mam wrażenie, że choć literalizmowi Jan Klata z całą pewnością nie uległ, to jednak nieco przeszarżował i pogubił proporcje, przygotowując to przedstawienie: tak mu się spodobała zabawa, w którą wyruszył z zespołem, że nie wybrzmiało to, co pod powierzchnią – te wszystkie dramatyczne rozpoznania Szekspira dotyczące zachowań człowieka, także w przestrzeni ślubnych i nieślubnych związków. To bardzo smutna komedia, jeśli się w nią wczytać lepiej. Hipolita, Helena, Hermia – postaci wręcz tragiczne. Wszystkie zgwałcone, upokorzone. Jedna, królowa Amazonek, „ujarzmiona” przez władcę Aten, pozbawiona określających jej jestestwo niezależności i wolności, przymuszona do zaślubin; druga, krzycząca do gardzącego nią mężczyzny, że „chce być jego psem”, godząca się na najpodlejsze traktowanie; trzecia poniżona wulgarnie, choć nie wie o tym, śpiąc … Śmiejąc się ze Spodka zamienionego w Osła, nie zastanawiamy się nad jego śmiercią, bo nie mamy na to czasu. Ten pędzi na scenie jak szalony, w rytmie techno, w światłach stroboskopowych. Komedia ma być komedią – tak zostało zakwalifikowane dzieło Stratfordczyka i nie wnikamy w nie głębiej. Ale zakwalifikowano je także jako pierwszą jego wielką sztukę. Nie z powodu dowcipu przecież…

 

Plakat spertaklu "Sen nocy letniej", Teatr Nowy im. T. Łomnickiego w Poznaniu

Plakat do spertaklu „Sen nocy letniej”, Teatr Nowy im. T. Łomnickiego w Poznaniu

Literalizm… Co się stanie, jeśli stanie się rzeczywiście powszechny? Jak będziemy czytać wielką literaturę, w której zwykle podtekst jest równie ważny (a czasami ważniejszy) jak opowiadana w pierwszym planie historia? Wszystko będziemy opatrywać didaskaliami albo emotikonami jak posty na Facebooku?

A wracając do Klaty… Być może ta moja pierwsza refleksja jest błędna! Być może w „Śnie nocy letniej” wcale nie przeszarżował, jak napisałam wyżej. Bo co, jeśli to po prostu wnikliwa diagnoza świata, obraz naszego w nim funkcjonowania, obraz pośpiechu i braku czasu na inny niż powierzchowny jego odbiór? Co, jeśli reżyser mówi, że zagubiliśmy gotowość do głębszej refleksji, umiejętność dłuższego skupienia uwagi, chęć do jakiejkolwiek analizy? Jeśli tylko konwencja kabaretu rodem z dawnego NRD do nas przemawia? Wulgarny śmiech? Kultura disco polo? Wtedy owo muskanie (zaledwie!) myśli tkanej tak precyzyjnie przez Szekspira jak pajęcza sieć ma sens tym głębszy, im głębsza jest niewiara w naszą zdolność do jej dostrzeżenia. Spektakl staje się więc jednocześnie pułapką… I przypowieścią o głupiejącym świecie.

Nie wiem. Sama nie wiem, jak to interpretować. Mam poczucie, że znaleźliśmy się w czasie jakiejś intelektualnej transformacji, jeszcze w rozkroku między dwoma światami: zastanowień i bezmyślności. Ale doświadczenie uczy, że wygrywa to, co wymaga mniej trudu. Chciałabym się mylić. Na razie uparcie pielęgnuję resztki optymizmu.

Od problemu literalizmu nie uciekniemy: jest coraz większym zagrożeniem dla kulturowej komunikacji. Co robić, by chociaż go osłabić, by próbować nie dać mu się wessać? Może częściej bywać w teatrze, bo jednak dobre spektakle buduje się najczęściej piętrowo? Może wrócić do czytania poezji? Może nie rozleniwiać głowy? A może wystarczy mniej rozmawiać via internet i uwierzyć w życie w realu raz jeszcze? Życie w realu ma sens nie tylko w związku z literalizmem i nie tylko w związku z Szekspirem, choć i jego czytanie  zyska na tym szczególnie wiele.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
2
Świetne
Świetne
5
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0