fot. Ola Smoliga

Muzyka jest spotkaniem

Rozmowa z Mikołajem Kostką.

Karolina Król: W ostatnim czasie zespół Follow Dices, którego jesteś współzałożycielem, wydał płytę ,,Czułość”. To wasz drugi krążek. Czy mógłbyś opowiedzieć o tym, co zmieniło się w zespole przez pięć lat dzielących powstanie tych dwóch płyt?

Mikołaj Kostka: Płyta jest kontynuacją opowieści snutej od debiutanckiej płyty ,,Eternal Colors”, która ukazała się w 2018 roku, po dwóch latach wspólnego grania. To rezonuje z tym, w jaki sposób myślę o płytach – nie są początkiem, lecz pewnego rodzaju summą tego, co działo się w zespole przez dłuższą chwilę, a także zawierają credo artystyczne na tu i teraz. Nasz debiut podsumowywał pierwszy etap działalności zespołu. Był osnuty wokół wątków impresjonistycznych. Nazwę zainspirowały motywy wiążące się z wiecznością, pozostawianiem po sobie pewnego śladu, jak u Horacego. Bardzo ważne były dla nas brzmienia ze Skandynawii, a także polski folklor. Po tej płycie każdy z naszej kwartetowej czwórki rozpoczął własną, niezależną wędrówkę.

Franciszek Raczkowski i Adam Wajdzik zgłębiali meandry muzyki jazzowej, a później stali się rozchwytywanymi i rozpoznawalnymi muzykami. Jan Kołacki, kontrabasista, zanurzył się w granie filharmoniczne – obecnie pracuje w najbardziej prestiżowym miejscu w Polsce, a więc w Narodowym Forum Muzyki im. Witolda Lutosławskiego we Wrocławiu. Moja droga była chyba najbardziej nieoczywista, ponieważ zgłębiłem rejony, o których nigdy wcześniej bym nie pomyślał.

 

K.K.: Pewnie masz na myśli swoje zainteresowanie muzyką ludową?

M.K.: Tak. Pierwszym przełomem było poznanie na studiach zespołu Rube Świnie, który wykonuje śląską muzykę tradycyjną. Poznałem tych muzyków dzięki swojemu dobremu znajomemu ze studiów, klarneciście Patrykowi Peterssonowi. Któregoś dnia zaprosili mnie na próbę, a chwilę później nagraliśmy pierwszy utwór w nowym składzie: ,,Marzankę”, traktującą o ludowym rytuale topienia marzanny. Sama formacja istnieje od wielu lat, ja mam natomiast przyjemność być jej częścią trzeci rok. Co więcej, jesteśmy w trakcie miksowania debiutanckiej płyty.

 

Gra w Rubych Świniach pozwoliła mi na dość radykalny przełom związany z oczarowaniem nieznanymi mi wcześniej rejonami muzyki. Myślę, że jest ona w jakimś sensie na antypodach tego, czego uczyłem się przez wiele lat klasycznego kształcenia. Specyficzna barwa, estetyka dźwięku, a także pewna nonszalancja w samej czynności grania to znaki rozpoznawcze tradycji ludowej.

Z jednej strony początkowo byłem zszokowany, z drugiej jednak olśniło mnie to i zachwyciło do głębi. Owszem, wiedziałem, że taka muzyka istnieje, ale zakochałem się w niej dopiero po pierwszej próbie z Rubymi Świniami. Później nastał czas pandemii, ale gdy tylko pojawiła się możliwość koncertowania, a tak naprawdę muzycznego towarzyszenia tancerzom w trakcie ludowych potancówek, zrozumiałem, że muzyka jest spotkaniem, a nie quasi-teatralnym wydarzeniem, podczas którego jedna strona coś daje, a druga bierze. Tak naprawdę dają i jedni, i drudzy. Dotarło do mnie, że muzyka może być tak radykalnie sprzężona z człowiekiem i jego życiem.

 

K.K.: Rube Świnie nie są jedynym zespołem, który współtworzysz. Czy współpraca również z innymi artystami pomogła ci odkryć własną muzyczną drogę?

Mikołaj Kostka, fot. Ola Smoliga

Mikołaj Kostka, fot. Ola Smoliga

M.K.: Z pewnością. Drugim kamieniem milowym okazało się spotkanie akordeonisty Pawła Nowaka, który dziesięć lat temu założył zespół Klezmoret, wtedy jeszcze jako trio. Muzycy nagrali debiutancką płytę, a po czasie jeden z członków zespołu wyemigrował do Anglii, co spowodowało zawieszenie działalności zespołu. Spotkanie z Pawłem było dobrym impulsem, aby reaktywować zespół w nowym składzie.

 

Po dwóch latach wspólnego grania udało nam się w 2021 roku nagrać płytę ,,The Mystery of Light”, której głównym zamysłem jest przywrócenie pamięci o Żydach, nieobecnych i niejako wyrwanych z kolektywnej polskiej świadomości. Dotkliwa pustka po nich jest dla mnie wołaniem o uhonorowanie ich wkładu w polską tkankę społeczną i uszanowanie ważnej spuścizny intelektualnej, a przede wszystkim duchowej, którą zostawili na tych ziemiach.

Myślę, że te pięć lat milczenia Follow Dices pozwoliło odkryć mi skrzypce na nowo, każdy nowo poznany człowiek odsłaniał kolejny wszechświat, w którym ten instrument ma swoją wagę, specyficzne brzmienie i charakterystyczny idiom. Wydawało mi się, że skrzypce są związane z muzyką klasyczną. To oczywiście prawda, ale jednocześnie zrozumiałem, że mają one ciekawą tradycję w polskiej muzyce ludowej, klezmerskiej i wielu innych. Dotarło do mnie, jak wiele głosów i barw mogą mieć skrzypce.

Istotnym momentem był dla mnie także koncert w Piwnicy pod Baranami i poznanie podczas niego wspaniałych muzyków. Zacząłem grać z Agatą Ślazyk i Tomkiem Kmiecikiem, którzy do Piwnicy trafili jeszcze za czasów Agnieszki Osieckiej czy Haliny Wyrodek. Od tego momentu czuję, że obcuję z niesamowitym skarbcem, z którego czerpię nieskończone pokłady inspiracji. To niebywałe, żeby od sześćdziesięciu pięciu lat w niezmienionej formie kultywować tradycję piosenki literackiej. W Piwnicy pod Baranami gram od dwóch lat i każde wydarzenie jest właśnie takim spotkaniem, o którym wspominałem wcześniej. Rozmawiamy ze sobą na scenie i z publicznością za pośrednictwem dźwięków.

 

K.K.: Sporo mówisz o tym, czym jest dla ciebie muzyka. A jak odbierasz ciszę? Czym jest dla ciebie? W materiałach prasowych Follow Dices można znaleźć informację o tym, że nazwa zespołu jest w jakimś stopniu zainspirowana Cage’owskim rozumieniem ciszy i przypadkowości świata.

M.K.: Cisza jest dla mnie na tyle ważna, że postanowiłem wyprowadzić się z centrum jednego z najbardziej interesujących dla artystów miast w Polsce, a więc Krakowa. Obecnie mieszkam na wsi. To jedno rozumienie ciszy – moje prywatne, choć oczywiście cisza, jak zauważyłaś, pobrzmiewa w nazwie zespołu.

 

Swoją drogą, Follow Dices to pewna zabawa – nazywam się Kostka, a ,,Dices” to nieistniejące słowo, oznaczające liczbę mnogą, czyli kostki. W języku angielskim poprawna forma to oczywiście ,,dice”. Nazwa zespołu oznacza zatem ,,podążaj za kostkami”, właśnie w liczbie mnogiej.

Od samego początku zależało nam na tym, aby tworzyć zespół, a nie formację składającą się z lidera i pozostałych grających. Patronuje nam John Cage – jeden z najważniejszych awangardowych muzyków, który jest znany także z tego, że chciał doświadczyć absolutnej ciszy. Udał się do bezechowej komory, której zadaniem było wytłumienie wszystkich możliwych dźwięków. Okazało się jednak, że absolutna cisza nie jest możliwa – nadal słychać było dwa subtelne dźwięki pochodzące z ludzkiego ciała. Nawet po wyizolowaniu się od wszelkich dźwięków pozostajemy w obrębie własnej cielesności.

Myślę, że w tym kontekście warto przytoczyć myśl Stephena Jenkinsona, filozofa z Kanady, którego bardzo szanuję. Mówi on o tym, że często aby zrozumieć jakieś pojęcie, dobrze jest sięgnąć do jego pojęcia bliźniaczego. Najprościej zrozumieć to na prostym przykładzie: słowa ,,dzień” i ,,noc” są bliźniacze, ponieważ dzień jest tym, czym nie jest noc, a noc jest tym, czym nie jest dzień. Myślę, że podobnie jest z muzyką i ciszą. Każdy dźwięk prowadzi do ciszy, ale też i cisza rodzi dźwięk. Myślę, że największym szczęściem dla muzyka jest wyłapanie pewnego balansu między tymi dwiema sferami.

 

K.K.: Wspominałeś wcześniej o współpracy z rozmaitymi ludźmi. A jak wyglądały twoje muzyczne początki? Dorastałeś w Poznaniu – czy poznałeś tutaj osoby, które miały wpływ na twoją muzyczną edukację?

 

M.K.: Tak, oczywiście, choć pierwsze takie osoby poznałem jeszcze przed zamieszkaniem w Poznaniu. Moi rodzice pochodzą z województwa zachodniopomorskiego. Gdy miałem trzy lata, wiele czasu spędzałem u rodziców mojej mamy, którzy mieli pianino. Byłem nim absolutnie zafascynowany i nie mogłem się od niego oderwać. Później to pianino znalazło się w mieszkaniu rodziców.

 

Mikołaj Kostka, fot. Izabella Kędzierska

Mikołaj Kostka, fot. Izabella Kędzierska

Co ciekawe, na egzaminie do szkoły muzycznej wybrałem fortepian, a nie skrzypce, choć szybko nastąpiła zmiana decyzji. W kolejnych latach gry na fortepianie uczyła mnie Alina Stawicka. Równolegle uczyłem się grania na dwóch instrumentach, co nie było czymś oczywistym, bo zazwyczaj ten drugi instrument pojawia się dopiero w czwartym roku szkoły muzycznej.

Z ogromnym rozrzewnieniem wspominam także inną swoją nauczycielkę, Hannę Wesołowską. Bardzo ją polubiłem i była dla mnie niezwykle ważna. To nie tylko wspaniała nauczycielka, ale także niesamowicie życzliwa osoba. Później duży wpływ miał na mnie pan Jan Romanowski uczący w gimnazjum, znakomity skrzypek klasyczny. Gdy byłem już w Liceum św. Marii Magdaleny w Poznaniu, chodziłem do szkoły muzycznej mieszczącej się przy ulicy Głogowskiej, gdzie poznałem wspaniałych ludzi. Moim kolejnym wielkim mentorem był profesor Henryk Gembalski, pod którego opieką studiowałem na Akademii Muzycznej w Katowicach.

 

K.K.: Jakie masz dalsze plany? Czy planujesz jakiś koncert w Poznaniu?

M.K.: W najbliższym czasie ukażą się dwie płyty, nad którymi prace cały czas trwają. Pierwsza z nich to winyl Rubych Świń. Druga ukaże się pod nazwiskiem Magdy Pamuły i duetu Raczkowski/ Kostka Duo. Czy będę w Poznaniu? Szczęśliwie się składa, że tak – razem z Follow Dices będziemy w kwietniu koncertować w Centrum Kultury Zamek. Serdecznie zapraszam!

 

 

Mikołaj Kostka – skrzypek, kompozytor, współtwórca zespołu Raczkowski/Kostka Duo oraz współlider formacji Follow Dices. Nagrał sześć płyt z formacjami: Follow Dices („Eternal Colors”), Raczkowski / Kostka Duo („Duo”), Michał Salamon Quintet („Lion’s Gate”), Emiliano Sampaio Orchestra („We have a dream”), Klezmoret („The Mistery of Light”), Follow Dices („Czułość”). Koncertował na najważniejszych polskich festiwalach jazzowych (Jazz Jantar, Warsaw Summer Jazz Days, Letnia Akademia Jazzu, Enter Enea Festiwal, Singer Jazz Festiwal) oraz w Hiszpanii, Szwecji, Francji, Austrii, na Łotwie i Słowacji. 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
2
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0