fot. Aleksandra Polerowicz

Czuła na dotyk

„Pomiędzy cząsteczkami kaolinu i skalenia jest coś jeszcze – wibrujące niematerialne cząsteczki będące budulcem świata, do którego tęsknię” – o procesie tworzenia mówi Anika Naporowska, laureatka 7. Studenckiego Biennale Małej Formy Rzeźbiarskiej.

 

 

Barbara Kowalewska: Jakie doświadczenia wpłynęły na to, że zdecydowała się pani podążać ścieżką sztuki?

Anika Naporowska: Być może po prostu się na niej narodziłam? Potrzeba tworzenia wynikała dla mnie wprost z warunków życia oraz sposobu przeżywania. Mając około trzech lat, podjęłam się narysowania domu, większość dzieci to robi. Powstał standardowy ludzki dom z czterech prostokątów różnej wielkości oraz jednego trójkąta, czyli z siedemnastu prostych linii. Narysowałam kolejne domy – pierwszy z linii falistych, drugi kanciastych, trzeci przerywanych.

 

fot. A. Polerowicz

fot. A. Polerowicz

To doświadczenie wydaje mi się interesujące, ponieważ może świadczyć o tym, że w domu z prostymi ścianami rozpoznałam abstrakcyjną wizję domu i dostrzegłam potencjał kształtowania nowych wizji w świecie zmysłowym, inaczej mówiąc  – doświadczyłam poszukiwania formy dla idei. Aktualnie właśnie tym się zajmuję. Myślę, że podążałam ścieżką artystyczną, zanim jeszcze podjęłam świadomą decyzję o wkroczeniu na nią. Na deklarację odważyłam się dopiero wówczas, kiedy zdezintegrowałam powszechny lęk, za którym stoi założenie, że na ścieżce artystycznej leży ryzyko, niepewność, a nawet cierpienie i bieda.

Tą deklaracją była decyzja o pójściu do liceum plastycznego. Kolejnym przykładem na to, że nie ja wybrałam ścieżkę artystyczną, lecz ona mnie, jest mój sposób na naukę rozpoznawania emocji i abstrahowania ich od siebie poprzez rysowanie. W szkole podstawowej często dzieliłam kartę na cztery części i na każdym polu przedstawiałam inną emocję. Te wczesne doświadczenia artystyczne pojawiały się w moim życiu naturalnie, były wynikiem mojej inicjatywy i inwencji. Zupełnie tak, jakby ten sposób działania i myślenia wynikał z konstrukcji mojego mózgu.

 

BK: A potem przyszedł czas na rzeźbienie. Co panią zafascynowało w tej dziedzinie sztuki?

AN: Przyciągnął mnie spokój i harmonia, której doświadczyłam podczas pierwszego w życiu rzeźbiarskiego studium portretowego. Było to w trzeciej klasie liceum plastycznego. Wcześniej, kiedy wykonywałam studia rysunkowe czy malarskie, w głowie miałam chaos nie do opanowania. Wydaje mi się, że wynikał on z trudu, który sprawiało mi przetwarzanie form trójwymiarowych na płaską iluzję przestrzeni. Rzeźba natomiast istnieje w tym samym świecie, w którym my żyjemy.  W tym doświadczeniu widać także to, że nieważne, po jakie media sięgałam, zawsze pozostawałam oddana nie kolorowi, nie światłocieniowi, a formie. Najbardziej oddaną zgłębianiu formy dziedziną sztuki jest rzeźba.

 

BK: Ma pani swoją ulubioną materię, z której pani tworzy?

AN: Glina jest dla mnie materią doskonałą, ponieważ posiada nieskończony potencjał. 

 

fot. A. Polerowicz

fot. A. Polerowicz

Stawia minimalny opór, jest czuła na dotyk. Im delikatniej uczę się ją traktować, tym większe spektrum wymiarów, głębokości odsłania przede mną. Nie mogę przekonać się do drewna, kamienia, ponieważ wymagają skrajnie innego podejścia niż glina.

Mają zazwyczaj określone, zamknięte formy, które stawiają opór przed ingerencją w nie, zupełnie jakby były gotowymi  rzeźbami, a nie tworzywem mogącym stać się przedłużeniem umysłu artysty.

 

BK: Jak pani wspomina wspólny z Anną Myszkowiak projekt w Arsenale, 6. edycję Biegunów.  Dialogów młodych? Czym było dla pani spotkanie z innymi artystkami?

AN: To był ważny przystanek na mojej drodze artystycznej, ponieważ po raz pierwszy werbalnie wyraziłam duchową treść moich prac. Najpierw, na spotkaniach konsultacyjnych, które co około miesiąc przeprowadzałyśmy w stałym gronie – ja, Anna Myszkowiak, Martyna Pająk, Ewa Kulesza oraz Bogna Błażewicz.

 

fot. A. Polerowicz

fot. A. Polerowicz

Otwarte uczestniczenie w moim procesie oraz wspieranie na duchu co do ważności podejmowanego tematu, które dostałam ze strony wszystkich pań uczestniczących w projekcie, dodawało mi odwagi, by być w mojej pracy szczerą do granicy możliwości. Potrzebowałam tego, gdyż tematyka, nad którą pracowałam, była mistyczna, przez co krucha i wrażliwa na podważenie. Skóra nie została narażona na stwardnienie przed ukończeniem projektu, więc mogłam podzielić się z widzem czymś bardzo świeżym, niewinnym, zapraszającym do współtworzenia jego treści.

Skóra nie stwardniała mi także po konfrontacji z widzami, ponieważ nie było ku temu powodów, praca została odebrana bardzo ciepło. Dziś uważam, że sztuka jest idealną przestrzenią do realizowania duchowych potrzeb człowieka. Myślę tak, ponieważ sztuka jest przede wszystkim sposobem na autoekspresję jednostki. Detonuje to zagrożenie przekształcenia duchowości w system religijny. Artyści raczej nie chcą nikogo przekonywać, że ich doświadczenie indywidualne jest prawdą uniwersalną. W sztuce zajmujemy się prawdą wewnętrzną, nie zewnętrzną.

 

BK: Wspominając wasze spotkanie w Arsenale, Anna Myszkowiak porównywała wasze  uzupełniające się podejścia do procesu artystycznego. Ona posługuje się językiem z pogranicza figuracji i abstrakcji, żeby mówić o ciele, a pani używa przedstawień cielesnych dla zobrazowania idei. Jak pani to widzi?

AN: Pamiętam, że obserwacja Ani była trafna w kontekście naszych procesów twórczych, w które uzyskiwałyśmy wgląd podczas spotkań. Dla mnie impulsem do rozpoczęcia nowego projektu jest myśl, zagadnienie, które szczególnie mnie nurtuje.

 

fot. A. Polerowicz

fot. A. Polerowicz

Z czasem zaczyna objawiać się w umyśle w formie obrazu, na którego bazie tworzę szkic lub zaczynam właściwą rzeźbę. Te obrazy są takie zmysłowe, jakbym je czuła, stąd może ich forma związana jest z ciałem człowieka. Im dłużej zastanawiam się nad początkową myślą, drążąc wszystkie założenia, które się za nią kryją, tym bardziej cielesna staje się materia.

Czasem wydaje mi się, że docieram w ten sposób nie tylko do prawdy osobistej, ale też uniwersalnej, ale to zweryfikuje czas.

 

BK: Jak pani widzi swój dalszy rozwój?

AN: Mam wielki znak zapytania, jeśli chodzi o przyszłość. Czasem chciałabym się zatopić w świecie, innym razem pragnę się zanurzyć w ludzi, by dzielić się z nimi tym, co tworzę. Aktualnie jestem w bezruchu między tymi ścieżkami, może czekam na wołanie z którejś strony. Jestem także unieruchomiona dosłownie, złamałam kość śródstopia podczas krótkiego tańca na domówce. Ciekawe jest to, że jestem w trakcie tworzenia rzeźby przedstawiającej baletnicę, która styka się z podłożem tylko czubkiem stopy, a resztą ciała próbuje się oderwać od podłoża, wzlecieć do góry, oczywiście w iluzoryczny, umowny sposób. Zostałam sprowadzona tym złamaniem na ziemię, więc plany na dalszy rozwój wiążę ze znalezieniem przestrzeni, w której będę mogła tworzyć po studiach. Impulsem są moje eksploracje wewnętrzne, a jedyne, czego potrzebuję, by je uzewnętrzniać, to miejsce i materia. Chyba chciałabym po prostu osiągnąć równowagę między dawaniem a braniem w relacji ze światem.

 

Anika Naporowska – studentka ostatniego roku Wydziału Rzeźby Uniwersytetu Artystycznego im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, absolwentka Liceum Plastycznego im. Józefa Szermentowskiego w Kielcach, laureatka XLII Olimpiady Artystycznej, współtwórczyni wystawy wieńczącej projekt Bieguny. Dialogi młodych: INNY – edycja 6. w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, laureatka 6. i 7. Studenckiego Biennale Małej Formy Rzeźbiarskiej, podróżniczka po światach wewnętrznych.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
3
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0