Zmanipulować czas
Opublikowano:
30 kwietnia 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„To co szczególnie interesuje mnie w instrumentach ludowych – w dudach – to właśnie ten dystans znaczeniowy i kontekstowy, który otrzymujemy zestawiając je z nowymi strukturami dźwiękowymi. Użycie instrumentu z wielowiekową tradycją i wrzucenie go do obszaru dzisiejszej elektroniki, w której wykorzystuje się współczesne narzędzia już na poziomie decyzji twórczej, jest inspirujące i przybiera formę jakiejś «gry z czasem»” – mówi Sebastian Dembski, stypendysta Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury.
Sebastian Gabryel: W ramach otrzymanego stypendium zrealizujesz cykl utworów elektronicznych z użyciem wielkopolskich dud. Co takie w sobie mają, że właśnie po nie postanowiłeś sięgnąć?
Sebastian Dembski*: W ostatnich latach jednym z moich zainteresowań twórczych są poszukiwania w zakresie barwy dźwięku – nie tylko samego brzmienia, ale również związanych z tym możliwości formotwórczych. W szczególności lubię zestawiać dźwięki realizowane przy pomocy syntezatorów lub technik cyfrowych z instrumentami, które nie są zbyt często wykorzystywane w dzisiejszej muzyce nowej i elektronicznej – np. z fisharmonią czy instrumentarium tradycyjnym. W tym obszarze od jakiegoś czasu interesuje mnie duduk, czyli pochodzący z Armenii flet, w swoich różnych odmianach występujący w krajach Kaukazu Południowego oraz Bliskiego Wschodu.
W instrumentach dętych zauważam przede wszystkim wyjątkowy potencjał w łączeniu ich z materią syntetyczną, z którego można stworzyć szerokie oraz bogate barwy muzyczne o nieregularnym charakterze.
Zawsze intrygowała mnie siła powietrza – jako początku, jako źródła powstawania dźwięku. No i właśnie od eksperymentów z nieregularnym kalikowaniem, czyli wprawianiem w ruch pedałów, które tłoczą powietrze do miecha na fisharmonii, zacząłem wykorzystywać również inne aerofony. W ten sposób natrafiłem na dudy wielkopolskie.
SG: A jak wdzięcznym są one instrumentem w kontekście przenoszenia ich w tak odległe rejony? A może tak naprawdę, paradoksalnie, jest im do tych rejonów bliżej, niż się z pozoru wydaje?
SD: To co szczególnie interesuje mnie w instrumentach ludowych – w dudach – to właśnie ten dystans znaczeniowy i kontekstowy, który otrzymujemy, zestawiając je z nowymi strukturami dźwiękowymi. Użycie instrumentu z wielowiekową tradycją i wrzucenie go do obszaru dzisiejszej elektroniki, w której wykorzystuje się współczesne narzędzia już na poziomie decyzji twórczej, jest inspirujące i przybiera formę jakiejś „gry z czasem”. Dudy mają niesamowicie bogatą barwę oraz potencjał techniczny, który umożliwia realizację tak zwanych rozszerzonych technik wykonawczych – niekonwencjonalnych sposobów gry na instrumencie.
Z pewnością jest to przydatne w łączeniu z elektroniką, która obecnie ma w zasadzie nieograniczone możliwości w tworzeniu i przetwarzaniu dźwięku.
Jest również coś interesującego w wykorzystaniu tego typu instrumentarium, które historycznie oraz zwyczajowo związane jest z obrzędem. Na potrzeby poszukiwań w zakresie swojego języka muzycznego często lubię posługiwać się koncepcją „nowego rytuału”. Rozumiem go jako tworzenie muzyki, która wytwarza silny poziom skupienia i emocji. W pewnym sensie mogą to być jakości zbliżone do transu, które zwłaszcza współcześnie można wiązać z niektórymi nurtami tanecznej elektroniki.
SG: Jak sam przyznajesz, w muzyce najbardziej interesuje cię manipulacja czasem. Gdybyś miał powiedzieć o tym coś więcej, co podkreśliłbyś przede wszystkim?
SD: W czasie studiów kompozytorskich interesowałem się magnetofonami szpulowymi i często wykorzystywałem je w utworach jako pełnoprawne instrumenty posiadające konkretny zapis swojej partii w partyturze. Poszukiwałem rozszerzonych technik wykonawczych, dla których fundamentem – z uwagi na charakter samego narzędzia – były zmiany tempa odtwarzania materiału nagranego bądź przetwarzanego na żywo. Polegały one głównie na zmianach prędkości przesuwu taśmy, które wpływają na charakter brzmieniowy sygnału – bazując przede wszystkim na nietypowych transpozycjach materiału dźwiękowego.
Każdorazowa zmiana parametru odtwarzania taśmy wpływa nie tylko na soniczny charakter materiału głównego, ale również ma przełożenie na część wizualną, w postaci zauważalnego zwalniania lub przyspieszania obrotów szpuli.
Stąd właśnie wzięła się „manipulacja czasem”. Samo określenie pochodzi od realizatorek i realizatorów Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, w którym stosowano różne techniki przetwarzania dźwięku. Dzisiaj to pojęcie mógłbym opisać znacznie szerzej i w pewnej mierze właśnie wykorzystanie instrumentarium tradycyjnego, odległego historycznie, przetwarzanego przy użyciu dzisiejszych technik cyfrowych czy komputerowych, jest dla mnie formą takiej „manipulacji czasem”.
SG: „Poszukiwania nowych środków wyrazu umożliwiających krytyczne spojrzenie na rzeczywistość” – dziś wiele osób twierdzi, że tak naprawdę już wszystko odkryto, że teraz można już tylko odtwarzać i stosować jedynie nowe kombinacje tego, co jest już znane. W czym upatrujesz prawdziwą nowość – w muzyce, ale również w innych, pokrewnych jej sztukach? To sztuczna inteligencja, rozwój VR, czy coś zupełnie innego?
SD: To przytoczone przez ciebie zdanie odnosi się do mojej twórczości związanej z działaniami performatywnymi oraz teatralnymi, w której muzyka i dźwięk są nadrzędnym składnikiem całości. W ramach tego rodzaju form poszukuję strategii oraz muzycznych środków wyrazu o zaangażowanym charakterze – takich, które mogą nieść potencjał krytyczny. W ostatnich latach szczególnie interesowało mnie przenoszenie koncepcji oraz treści związanych z krytyką późnego kapitalizmu, wywodzących się od autorek oraz autorów z nurtu nowej humanistyki, choćby takich jak Shoshana Zuboff, Judith Butler, Mark Fisher czy Bernard Lahire.
W ten sposób powstała „Retrotopia”, zajmująca się kwestią zwrotu ku przeszłości i „globalnej epidemii postępu” czy „Somnium” o śnieniu w czasach późnego kapitalizmu.
Jeśli chodzi o ten aspekt nowości w działaniach artystycznych, to potencjał widzę w łączeniu czy zestawianiu odległych sobie obszarów i tematów w niestandardowy sposób – wykraczający poza konwencjonalne rozumienia konkretnej dziedziny czy narzędzi i środków wyrazu z nimi związanych. Oczywiście, ciężko już dzisiaj stwierdzić, co jest naprawdę nowe i sam nie mam takich potrzeb. Rozwój sztuki na każdym jej polu przebiega na tyle intensywnie i w tylu różnych miejscach, że rzetelne podążanie za każdym zjawiskiem, nurtem, a nawet programami poszczególnych podmiotów czy instytucji jest niemożliwe. Przynajmniej dla mnie – w tej nasyconej informacją i nieustanną produkcją idei rzeczywistości.
SG: Dla jednych mistrzami elektroakustyki będą Karlheinz Stockhausen i Iannis Xenakis, dla drugich – Fennesz i Tim Hecker. Kim są twoi? Kto miał największy wpływ, kiedy stawiałeś w niej pierwsze kroki?
SD: Wszyscy z przytoczonych przez ciebie twórców w jakimś stopniu na mnie wpłynęli, ale każdy w inny sposób. Chociażby Stockhausen i jego muzyka rytualna czy teatr muzyczny i cykl operowy „Licht”. Z kolei muzyka Heckera to dla mnie świetne miksowanie ciekawych barw dźwięku i sprawne budowanie z nich napięć – to podejście, które aktualnie w tworzeniu autonomicznej muzyki elektronicznej jest mi najbliższe. Do dziś mam w pamięci jego koncert sprzed ponad dziesięciu lat w jednym z londyńskich kościołów. Jednak nie potrafiłbym wskazać jednej twórczyni czy twórcy, którzy mieli na mnie największy wpływ. Tych inspiracji zawsze miałem wiele i przychodziły również z miejsc i od osób niezwiązanych z muzyką elektroniczną.
Tymczasem tymi najbardziej formującymi była scena detroit techno oraz brytyjska elektronika taneczna i plądrofoniczna, związana chociażby z nieistniejącym już londyńskim klubem The Plastic People.
To też wielu kompozytorów muzyki współczesnej, w szczególności Witold Lutosławski i Paweł Szymański. Zaś w samym obszarze nietanecznej muzyki elektronicznej i tej zwyczajowo nazywanej „eksperymentalną”, to na pewno takie osoby jak Eliane Radigue, William Basinski, Daniel Lopatin i wspomniany wcześniej Tim Hecker.
SG: Kiedy odbędzie się premiera twojego projektu?
SD: Przede wszystkim w jego ramach powstanie album z utworami, który zostanie wydany jesienią tego roku. Oczywiście w planach są również koncerty. Jeśli wszystko dobrze się potoczy, to być może jeszcze w tym roku materiał będzie można usłyszeć na żywo.
*Sebastian Dembski – kompozytor, artysta dźwiękowy, twórca działań interdyscyplinarnych. Tworzy muzykę do spektakli teatralnych, filmów oraz realizuje działania performatywne, w których dźwięk jest nadrzędnym składnikiem dramaturgicznym. W swojej pracy często posługuje się magnetofonami szpulowymi, które poza funkcją rejestrującą przyjmują rolę preparacyjną dla źródeł dźwiękowych wykorzystywanych w utworach. Przy pracy nad rejestracją materiału wyjściowego dla owych źródeł poszukuje nietypowych punktów w przestrzeni w celu uzyskania pożądanej „odpowiedzi akustycznej”. W muzyce interesuje go manipulacja czasem i wpływ późnego kapitalizmu i technologii na bycie-w-świecie.