Biblioteka Uniwersytecka, czyli jak łatwo przenieść się w czasie
Opublikowano:
17 lutego 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zamek Cesarski w Poznaniu nie jest już zamkiem, w budynku Ziemstwa Kredytowego kredytów się nie przydziela, teatr stał się operą, a Arkadia sklepem, wszystko się zmienia, a może nie wszystko… Ponadstuletnia biblioteka w Poznaniu ciągle jest biblioteką i prowadzi swą działalność nieprzerwanie od 1902 roku. Ma inną nazwę, inaczej nazywa się ulica, przy której stoi, ale tu ciągle przechowuje się, wypożycza i czyta książki.
Od pierwszego wejrzenia
W bibliotece tej zakochałam się od pierwszego wejrzenia… do jej czytelni. Uczucie rozkwitło na studiach i trwa do dziś. Spędziłam w niej wiele godzin i zawsze czułam się tam wyjątkowo. Wielkie okna, dookoła książki na dwa piętra, galeria ze schodkami na jednej ze ścian, rzędy drewnianych biurek i te lampki – mosiężne z zielonymi kloszami.
I ta cisza przerywana niespiesznymi krokami, skrzypnięciem drzwi, szelestem kartek.
Kaiser-Wilhelm-Bibliothek przy Ritterstrasse, czyli dla mnie Biblioteka Uniwersytecka przy Ratajczaka, praktycznie nie zmieniła się do dziś. Architektem odpowiedzialnym za projekt był Karl Hinckeldeyn. Dostał on zadanie stworzenia dużej biblioteki, mogącej pomieścić imponującą liczbę książek. Stało się tak na skutek odezwy wystosowanej do:
„wszystkich Niemców, w szczególności do zarządów i właścicieli bibliotek, do uczonych, pisarzy, wydawców, antykwariuszy, uniwersytetów, akademii i innych towarzystw… aby zechcieli wspomóc założenie biblioteki w Poznaniu”.
Efekt był taki, że nim wbito pierwsze łopaty pod budowę tego gmachu, zgromadzono już zbiór liczący ponad sto tysięcy woluminów.
Od podłogi do sufitu
Do połowy XIX wieku w bibliotekach publicznych czy prywatnych książki ustawiane były przy ścianach na regałach. Regały te pięły się pod sam sufit. W tych największych ustawiano drabiny, ganki i antresole, ale zawsze była to sala, w której dostęp do publikacji był swobodny, a stoły i biurka do pracy stały w tym samym pomieszczeniu. Wyglądały zazwyczaj spektakularnie, ale miały jedną wadę, którą znają właściciele pokaźnych bibliotek domowych. Ściany mają swoje ograniczenia i w miarę rozrastających się zbiorów zaczyna brakować miejsca.
Dlatego pierwotne placówki zostały zastąpione przez tak zwane biblioteki magazynowe, czyli takie, jakie znamy dziś, gdzie większość zbiorów jest w pomieszczeniach zaprojektowanych tak, by mogły pomieścić jak największą liczbę woluminów. Dotrzeć do nich można, przeglądając katalogi i cierpliwie czekając na realizację zamówienia.
Kaiser-Wilhelm-Bibliothek, stylizowana na późnorenesansowy włoski pałac, była niezwykle nowoczesna jak na swoje czasy. Posiadała dobre oświetlenie, windę towarową dostarczającą książki w sposób niewidoczny dla postronnych użytkowników oraz… pocztę pneumatyczną. Wiadomo z archiwalnych zapisów, że otwierając ukryte w boazerii drzwiczki, „umieszczano rewersy w metalowych kapsułkach, te popychane podmuchem powietrza wędrowały szczelnym systemem przewodów do punktu realizacji w magazynie”. Wypożyczalnia natomiast była głównym pomieszczeniem w bibliotece i tam też w „magiczny” sposób pojawiały się książki wyciągane z drzwiczek w ścianie. Znajdowały się tam, wjeżdżając windą towarową z magazynów.
Biblioteka w moich książkach
Biblioteka Uniwersytecka pojawiła się w moich książkach dwukrotnie. Pierwszy raz w „Rektorskim czeku”. Tam wspominani są twórcy Uniwersytetu Poznańskiego, którzy w 1919 przejmują budynki publiczne od niemieckich zaborców. Zbierając materiały, natrafiłam na niezwykłą autobiografię profesora Józefa Kostrzewskiego, który wspomina, jak to za młodu, buńczucznie, z grupką kolegów zajmował kolejne gmachy pod rodzącą się w Poznaniu uczelnię. Działo się to radośnie i bez zbytnich ceregieli.
Józef Kostrzewski, późniejszy odkrywca Biskupina, wchodził do wielu budynków i oznajmiał, że od teraz są one własnością polskiego uniwersytetu, brał klucze, nie zważając na łzy w oczach niemieckich zarządców, zostawiał własne straże i starał się zatrzymać zdobycz za wszelką cenę. Wiedział, że musi się uwijać, bo chrapkę na niektóre obiekty mieli również urzędnicy powstającego państwa polskiego i, jak zwykle, bankowcy. Z Zamkiem Cesarskim nie do końca mu się udało, jedno piętro musiano oddać urzędowi miasta.
O bibliotekę na szczęście obawiać się nie musiał. Jeszcze w trakcie powstania wielkopolskiego Wydział Wykonawczy Rady Robotników i Żołnierzy upoważnił Antoniego Bandurskiego, dyrektora Biblioteki Raczyńskich, do kontroli nad wszystkimi bibliotekami w Poznaniu. Instytucja przy ul. Ratajczaka była biblioteką z prawdziwego zdarzenia, poza tym w 1919 roku znajdowało się w niej już dwieście pięćdziesiąt tysięcy książek.
Problemem było to, że większość w języku niemieckim; miano to wkrótce zmienić, wystosowując kolejną odezwę, tym razem do narodu polskiego.
Drugi raz biblioteka pojawia się w „Córce nieboszczyka”. Ojciec głównej bohaterki jest bibliotekarzem pracującym w Pracowni Zbiorów Masońskich Biblioteki Uniwersyteckiej. O zbiorach tych w innym odcinku, bo ich niezwykła historia zasłużyła na oddzielny artykuł, poza tym znajdują się ona obecnie w innym gmachu.
Znalazłam jednak miejsce, by ustami konserwatorki zabytków opowiedzieć o moich wrażeniach po przekroczeniu progu prowadzącego do tej wyjątkowej biblioteki.
Bohaterom kazałam zatrzymać się przed wejściem i radzę to każdemu, kto znajdzie się w pobliżu. Dekoracje, jakimi ozdobiono fasadę, są skromne, ale nieprzypadkowe. Od samych drzwi sygnalizują, że zaraz wkroczymy do innego świata.
Sowa, klepsydra, ul…
Wystarczy znać znaczenie kilku przedstawień, by zrozumieć, że za chwilę wejdzie się do świątyni… świątyni wiedzy. Wszystko jest tu przemyślane. Nie bez powodu nad drzwiami w kartuszu znajduje się wizerunek sowy, poniżej klepsydra i ul, z którego wylatują pszczoły.
Dla większości jasne jest, że sowa symbolizuje mądrość, ale to jedno z jej znaczeń. Sowa to również samotność, milczenie, wiedza racjonalna i śmierć. Klepsydra, w której przesypuje się piasek, sugeruje upływ czasu i nieuchronny koniec. Ul to symbol organizacji, zespołowego działania, instynktownego porządku, a w wielu kulturach pszczoły są również symbolem śmierci i nieśmiertelności. Dla starożytnych pszczoły umierały zimą i powracały do życia wiosną.
Wszystko tu czytelnie nawiązuje do vanitas, marności i przemijania. Wejście do biblioteki to przekroczenie granicy dwóch światów: profanum i sacrum. Na zewnątrz jest marność, teraźniejszość, chaos, a wewnątrz nieśmiertelność, bezczasowość i porządek świata. Królestwo ducha i wartości ponadmaterialnych.
Przyglądając się fasadzie, można zobaczyć dwie płyty z ornamentem roślinnym. Na jednej gałąź dębu, na drugiej drzewa oliwnego. Tu również nie ma przypadku. Już w Księdze Rodzaju jest mowa o drzewie życia i drzewie poznania. Dąb natomiast symbolizuje potęgę, długowieczność, tryumf i nieśmiertelność. W wielu kulturach to święte drzewo, które łączy niebo z ziemią.
Oliwka jest za to siłą żywotną, energią i zgodą. Jako laur przyznawana zwycięzcom i autorytetom. Często też symbolizuje pracę pisarza jako tego, który spędzał dużo czasu przy lampce oliwnej.
Poniżej na frontowej ścianie Biblioteki Uniwersyteckiej widzimy głowę lwa z groźnie rozwartą paszczą i nie ma w tym nic dziwnego, bo lwy zawsze strzegą wejścia do świątyni. Tak jak wypełzające węże, które można dostrzec, zadzierając głowę i spoglądając na ozdobne wazy umieszczone nad balustradą balkonu zawieszonego nad wejściem.
To wszystko jest na widoku, wystarczy chwilę postać na ulicy Ratajczaka.
Potem proponuję popatrzeć na tłum pospiesznie przemykających ludzi, zdążających w tę i we w tę, na przeciskające się samochody i tramwaje mijające się nieopodal, a następnie wejść do środka biblioteki. Znaleźć się w zupełnie innej przestrzeni i zobaczyć, jak wszystko nieruchomieje, cichnie, kroki zwalniają, a myśli płyną spokojniej.
W tym miejscu bez trudu można przenieść się w czasie i dowiedzieć, o czym myślał ktoś trzy tysiące lat temu, trzysta lat wcześniej albo trzy.
Biblioteka to imago mundi, czyli obraz świata.
Rozmawiam z panią Joanną Fechner, kustoszem Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu.
Joanna Jodełka: W 1919 roku w ówczesnej Kaiser-Wilhelm-Bibliothek znajdowało się 250 tysięcy egzemplarzy książek. W 1939 było ich już pół miliona. A ile jest dzisiaj? I w jaki sposób to się zlicza?
Joanna Fechner: Dzisiaj BUP posiada ponad 4 mln woluminów. Nasze zbiory (książki, czasopisma) nabywamy drogą kupna, wymiany, darów, a także dzięki egzemplarzowi obowiązkowemu. Wiele tytułów kupujemy przy współpracy z czytelnikami, dążymy bowiem do celowości zakupów. Stąd wprowadzenie w 2010 roku usługi „Zaproponuj kupno książki”, umożliwiającej wszystkim zainteresowanym składanie zamówienia poprzez formularz zamieszczony na stronie biblioteki. Stan księgozbioru znamy dzięki wpisom w księgach inwentarzowych, w których zapisana jest każda pozycja włączana do naszych zbiorów.
JJ: W bibliotece znajduje się dział zbiorów specjalnych i starodruków. Wiem, że są tam listy z kancelarii królewskich, podpisywane przez Jana III Sobieskiego i Augusta Poniatowskiego, rękopisy średniowieczne i niezwykle rzadkie wydania Biblii i dzieł Mikołaja Kopernika. Co jest najstarsze, a co najcenniejsze?
JF: Oddział Zbiorów Specjalnych mieści się na III piętrze w tzw. nowym budynku biblioteki. Za pierwszym razem niełatwo do niego trafić, ale pracownicy punktu informacyjnego w holu głównym i każdy inny pracownik służą zawsze wskazówkami i pomocą. Na oddział składa się dziewięć różnych pracowni, sprawujących pieczę nad najstarszymi, najcenniejszymi i w dużej części zabytkowymi zbiorami: Pracownia Starych Druków, Pracownia Rękopisów, Pracownia Zbiorów Muzycznych, Pracownia Zbiorów Ikonograficznych, Pracownia Zbiorów Kartograficznych, Pracownia Zbiorów Masońskich, Pracownia Dokumentów Życia Społecznego, Pracownia Komiksu (od 2018), Pracownia Regionalnego Zasobu Bibliotecznego (od 2019). Zbiory specjalne udostępnia się w Czytelni Zbiorów Specjalnych i Regionalnych na specjalnych zasadach. Szczegółowe informacje o obiektach i kolekcjach gromadzonych przez poszczególne pracownie można znaleźć na naszej stronie. Pyta pani, co jest najstarsze, a co najcenniejsze w zbiorach specjalnych BUP…
To najbardziej kłopotliwe pytanie, jakie można zadać kustoszowi zbiorów specjalnych… Najstarszym kompletnym obiektem jest rękopis z pierwszej połowy XIII wieku, spisany na pergaminie (czyli na skórze) w bliżej nieokreślonym skryptorium południowej Francji bądź północnej Italii. Teksty zawarte w tym kodeksie (tak określa się rękopiśmienną książkę średniowieczną), spisane oczywiście w języku łacińskim, dotyczą sprawowania sakramentów.
Poza tym mamy kilka fragmentów rękopisów pergaminowych z przełomu IX/X w. oraz z XI i XII wieku. I tu dochodzimy do pytania o „najcenniejsze”. Dla mediewisty właśnie te fragmenty oraz kodeksy średniowieczne mają największą wartość. Ale dla kartografa, historyka sztuki czy literatury polskiej już nie…
Dlatego zawsze uczulamy naszych gości, czytelników, że „najcenniejsze” jest określeniem względnym, relatywnym, co powoduje, że nie można dać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o najcenniejszy obiekt w naszych zbiorach.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że nasz zbiór 46 średniowiecznych kodeksów rękopiśmiennych został decyzją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego wpisany w 2016 roku na ogólnopolską listę narodowego zasobu bibliotecznego, co oznacza formalne potwierdzenie szczególnej wartości kulturowej i historycznej tych obiektów. Wszystkie kodeksy zostały zdigitalizowane i są dostępne w wersji elektronicznej na stronie Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej w ramach kolekcji „Rękopisy średniowieczne BU”.
JJ: Gdzie znajdują się te skarby?
JF: W wydzielonym magazynie zbiorów specjalnych, w którym działa alarm i klimatyzacja zapewniająca odpowiednią temperaturę przechowywania (ok. 17 stopni Celsjusza).
JJ: Swego czasu korzystałam z Czytelni Zbiorów Specjalnych i to niezwykłe uczucie. Szukałam niderlandzkich grafik, które mogły posłużyć za wzór polichromii w kapitularzu gnieźnieńskim. Znalazłam w siedemnastym tomie, ale oglądanie pozostałych szesnastu nie nudziło mnie ani przez chwilę. Miałam świadomość, że ilustracje te oglądano już przede mną sto, dwieście i trzysta lat wcześniej. I zapewne odczytywano ich symbolikę z większą wiedzą niż moja. Wtedy byłam studentką, a czy dziś każdy może korzystać ze specjalnych zbiorów bibliotecznych?
JF: Zbiory specjalne, wszystkie kategorie, które się do nich zaliczają, czyli rękopisy, stare druki, ikonografia, kartografia (zabytkowe mapy, atlasy) etc., udostępniane są przede wszystkim do celów badawczych, ale w praktyce skorzystać może z nich każdy, kto uzyska formalną zgodę Dyrekcji Biblioteki, uzasadniając taką potrzebę.
JJ: Mam wielki sentyment do tych małych szufladek w katalogu. Czy staną się one tylko retrodekoracją w zdigitalizowanych bibliotekach?
JF: Zmiany związane z komputeryzacją zakończyły w 1999 roku tworzenie tradycyjnego katalogu kartkowego. Od tamtej pory wszystkie wpływające do biblioteki publikacje wprowadzane są do katalogu elektronicznego, a równocześnie cały czas prowadzimy retrokonwersję zbiorów (czyli opracowywanie starszych pozycji poprzez wprowadzanie ich do systemu bibliotecznego, w którym są widoczne w katalogu online). Obecnie opracowane komputerowo jest prawie 35% naszych zbiorów.
Dodatkowo cały katalog kartkowy w latach 2012–2013 został zeskanowany i można z niego korzystać zdalnie, z domu. Są jednak miłośnicy naszych „kapsułek”, którzy wolą przyjść do biblioteki i popracować w zabytkowym wnętrzu, jakim jest przecież nasz katalog.
JJ: Nie dziwi mnie to. Biblioteka Uniwersytecka jest jedną z 17 bibliotek w Polsce, do której ma trafiać egzemplarz obowiązkowy. Czy każdej wydanej książki?
JF: W teorii – każdej publikacji wydanej w nakładzie powyżej 100 egzemplarzy. Jednak w ramach przyjętych i realizowanych zasad gromadzenia nie wszystko, co otrzymujemy, wprowadzamy do zbiorów. Wraz z bibliotekami jednostek organizacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu gromadzimy piśmiennictwo odpowiadające wszystkim dyscyplinom naukowym i kierunkom kształcenia realizowanym w UAM. Księgozbiór BUP zawiera przede wszystkim literaturę z zakresu nauk humanistycznych i społecznych, nie obejmuje dziedzin technicznych, medycznych ani rolniczych. Publikacje, które nie są włączane do naszych zbiorów, przekazujemy do innych poznańskich bibliotek na mocy zawartych z nimi porozumień.
JJ: Czy można zwiedzić wnętrze biblioteki? Na co dzień magazyny to niedostępne przestrzenie?
JF: Dla czytelników dostępna jest praktycznie cała przestrzeń biblioteki poza magazynami. Choć nawet te otwierają swoje podwoje w czasie organizowanych przez BUP imprez cyklicznych, takich jak Tydzień Bibliotek, Noc Muzeów czy Poznański Festiwal Nauki i Sztuki.
JJ: Serdecznie więc wszystkich zapraszam i dziękuję za rozmowę.