fot. M. Adamczewska

Biblioteki niezwykłe – Archiwum Państwowe – część 2

Jedno jest pewne – wsie Rgielsko z jeziorem, Straszewo, Panigrodz i karczma w Łeknie nie należą już do cystersów, czyli klątwa musiała kogoś dopaść. I to jaka klątwa! Piekło go żywcem pochłonęło, bo się nie opamiętał! Jest na to dokument i znajduje się w Poznaniu. Dokument tak istotny, że został wpisany na Krajową Listę UNESCO – Pamięć świata. I od niego zacznę, choć to nie jedyny dokument z Archiwum Poznańskiego, który znalazł się na liście UNESCO, i nie ostatni, który miejmy nadzieję się na niej znajdzie.

 

Klątwa została rzucona!

To zapis fundacyjny klasztoru cysterskiego w Łeknie, spisany po łacinie w obecności świadków, na pergaminie w roku Pańskim 1153. Opatrzony wspaniałą pieczęcią przedstawiającą siedzącego na tronie arcybiskupa gnieźnieńskiego Jana, trzymającego w rękach pastorał i księgę. I zaświadcza, że niejaki Zbilut Pałuka, obywatel Polski, zakłada klasztor w Łeknie koło Wągrowca.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Przekazuje na ten cel swoją posiadłość wraz z kilkoma wsiami i karczmą. Fundację tę tworzy w obecności Mieszka III Starego, księcia wielkopolskiego i innych świadków: Radwana kanclerza, Wilhelma kustosza, mistrzów Folberta i Stefana, a także komesów Stresona, Pakosława Przedwoja, Brodzisława, Dzierżykraja, Dobrogosta, Jana, Gerwarda, Boguszy, Mieszka Pomirskiego, Przecława i Tomasza. Nie mogłam sobie odmówić przywołania tak niezwykłych imion, tak jak i zamierzam zacytować tzw. Sankcję negatywną, którą ów dokument został opatrzony.

Mianowicie zapisano w nim niezwykłą groźbę ukarania kogokolwiek, kto by się spróbował przeciwstawić postanowieniom tegoż dokumentu. Otóż Zbilut obwieszcza, iż:

 

„od obu biskupów, wobec licznych obecnych i głosami wszystkich współcieszących się ze mną, uzyskałem zatwierdzenie tego (postanowienia) zabezpieczone karą wieczystej klątwy; gdyby ktoś teraz lub w przyszłości sprzeniewierzył się temu zapisowi i rozmyślnie przekroczył prawo, spadnie na niego bez miłosierdzia wyrok najwyższego sędziego, piekło go żywcem pochłonie, jeśli się nie opamięta”.

 

Niezwykły to zapis i klątwa okrutna. Jako że losy samej wsi Łekno były dość burzliwe, a i klasztoru dość zmienne, znaczy, że jakoś zadziałać musiała.

Klasztor w Łeknie pobudowano, ale z różnych przyczyn cystersi jeszcze w średniowieczu przenieśli się do Wągrowca, a na samo Łekno napadano wielokrotnie, raz nawet dokonano zbrojnego najazdu, tak po sąsiedzku.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Co ciekawe, klasztor nie przetrwał, a dokument, który niedługo będzie sobie liczył dziewięćset lat, nadal zadziwia, epatując podniosłością wydarzenia i ciesząc wzrok pięknym pismem. Dalej jest również przedmiotem zainteresowania historyków.

Ci dociekają, którego dokładnie dnia go napisano, zgadują, kto był kim wśród wymienionych postaci, lub pieczołowicie badają kąt nachylenia literek, załamania laseczek, by dowiedzieć się, z jakiej to szkoły wywodził się skryba, który tęże umowę spisał w formie czterdziestu jeden rymujących się wierszy.   

Pamięć Świata

Dokument fundacyjny Zbiluta wpisany został na listę krajową UNESCO w projekcie Pamięć Świata. Jest jeszcze lista międzynarodowa i na niej znalazł się inny zbór archiwaliów z poznańskiego Archiwum Państwowego. Wspomniany projekt UNESCO ma za zadanie zachować, chronić, ratować – rękopisy, dokumenty, druki, inskrypcje, nagrania, filmy o światowym znaczeniu historycznym i cywilizacyjnym.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Na liście międzynarodowej znajdują się takie dokumenty jak dzienniki wyprawy Jamesa Cooka, kolekcje papirusów, rejestr niewolników z Karaibów, Zapiski Wielkiego Sekretariatu dynastii Qing z Chin, Kanon medycyny Żółtego Cesarza, rękopisy Andersena, Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z Francji, filmy braci Lumière, Rygweda – święta księga hinduizmu, stella z alfabetem fenickim i wiele innych.

Polskę reprezentuje autograf dzieła Mikołaja Kopernika „De revolutionibus”, kolekcja dzieł Chopina, podziemne archiwum getta warszawskiego, 21 postulatów Solidarności, Archiwum Komisji Edukacji Narodowej, Księga henrykowska, Akt Unii Lubelskiej i… przechowywane w naszym Archiwum poznańskim, a także w Bibliotece Kórnickiej i Bibliotece Raczyńskich – Akta i biblioteka braci czeskich. O umieszczeniu tych akt zadecydował międzynarodowy Komitet UNESCO obradujący w Abu Dhabi w 2015 roku, dołączając poznański zbiór do dokumentów, których wartość:

 

„wykracza poza miejsce i czas ich wytworzenia i dowodzi znacznego wpływu na losy świata”.

Bracia z Komeńskim

Bracia czescy to ruch religijno-społeczny, który rozwinął się w połowie XV w. w Czechach. Propagowali oni życie na wzór pierwszych chrześcijan, krzewili kult pracy fizycznej, przestrzegali zakazu posiadania dóbr, piastowania urzędów państwowych i uczestniczenia w wojnach. Prześladowani przez sprawujących władzę w Czechach Habsburgów, schronili się wówczas m.in. Wielkopolsce, znajdując protektorat wśród bogatej szlachty. Zachował się przepiękny akt dokumentujący ten fakt. Obwieszcza on, że niejaka

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

 

„Eliszka z Lichtenburgu i dziedziczka Trzebnicy zakupiła dom i przekazała go gminie braterskiej”. Poza tym zapisała jeszcze „dwa metry żyta, jeden metr owsa oraz piwo na każdy rok, zobowiązując swych potomków, a przede wszystkim syna swego Emila Osowskiego z Dąbrowic, aby ten zapis przestrzegano”.

 

Dokument opatrzono kilkoma zachowanymi pieczęciami.

Przywódcą tej gminy był swego czasu Amos Komeński, który w XVI wieku tworzył podręczniki do nauki łaciny , ale przede wszystkimi nawoływał do nauczania bez względu na płeć i pochodzenie, a do tego w językach ojczystych, tak „aby wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkim”. Szkoda, że na taką możliwość trzeba było czekać w Polsce prawie pięćset lat, ale dobrze wiedzieć, że postulowano to od tak dawna. Akta i biblioteka braci czeskich to ponad czternaście metrów bieżących akt. Zbiór od roku 1507 do 1961. Są to księgi rachunkowe, korespondencja, akta sądowe, kroniki, diariusze. Dokumenty papierowe i pergaminy. Świadczą one o tolerancji religijnej w I Rzeczypospolitej i współistnieniu różnych narodowości i wyznań w Wielkopolsce, a także o wymianie myśli w ówczesnej Europie.

Księga zastępcy króla

W Archiwum jest jeszcze wiele wspaniałych dokumentów, które może w przyszłości trafią na listę UNESCO. Mnie zachwyciła nieprawdopodobnie oryginalna pozycja. Cienka i wąska księga, tak zwana dudka, czyli taka, którą można było wziąć pod pachę. Sam jej format jest niezwykły, ale tytuł jeszcze ciekawszy i z powodzeniem mógłby stać się tytułem wspaniałej powieści historyczno-awanturniczej. To „Księga zastępcy króla” z 1444 roku. Ta średniowieczna księga związana jest z wyjątkowym w historii Polski zjawiskiem, jakim było powołanie namiestników królewskich o kompetencjach szerszych niż posiadali starostowie i wielkorządcy. Ten wyjątkowy urząd zaistniał na początku 1440 r., gdy młody, szesnastoletni król Polski Władysław III, syn Władysława II Jagiełły, otrzymał ofertę objęcia także tronu węgierskiego.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Przed wyjazdem na Węgry powołał na czas swej nieobecności zastępców, po jednym dla każdej z dwóch wielkich prowincji Królestwa. Zostali nimi kasztelan krakowski Jan Czyżowski dla ziem małopolskich i ruskich oraz wojewoda łęczycki Wojciech Malski dla ziem wielkopolskich. W poznańskiej księdze widać jak na dłoni, co zastępca króla zapisywał, a co wykreślał zamaszystym gestem. Wspaniały materiał badawczy dla historyków, a ja mam nadzieję, że kiedyś stanie się inspiracją dla autora powieści historycznych. Bo jakże to wspaniale brzmi… zastępca króla.

Niewpisane na listę UNESCO, ale niezwykle ciekawe dla historii miasta Poznania jest potwierdzenie z 1732 roku. To bogato zdobiony dokument, podpisany przez samego Augusta II, króla Polski, potwierdzający statut cechów stolarzy, tokarzy, szyfterów, organistów i szklarzy. O zamożności tutejszego mieszczaństwa i wyjątkowości samego dokumentu świadczy nie tylko to, że ma królewski podpis (Augustus Rex), jest oprawiony w skórę, opatrzony pieczęcią władcy, a pierwsze dwie strony napisane są niezwykle ozdobnym pismem – litery bowiem są pozłacane, z kolorowymi inicjałami i równie barwnym herbem miasta Poznania.

Wyjątkowe jest również to, że do zapisanych sześciu kart pergaminowych…  dołożono dwie puste! Nieprawdopodobna rozrzutność. Pergamin był bardzo drogim materiałem. Z reguły pieczołowicie zszywano wybrakowane kartki, a jeśli gdzieś zdarzała się dziura, to ją omijano, zapisując całość od brzegu do brzegu, by zapełnić w całości cenne stronice (co można zobaczyć na zdjęciach i przeczytać w artykule poświęconym Bibliotece Raczyńskich). Rzadko ktoś dokładał czyste kartki, choć być może chciano coś kiedyś tam dopisać?  

Zapytałam o to Julię Wesołowską, kierowniczkę Oddziału popularyzacji zasobu archiwalnego.

Joanna Jodełka: Czy istnieje taka możliwość, że nie zostawiono pustych pergaminowych kartek bez powodu?

Julia Wesołowska: To bardzo trafne pytanie. Rzeczywiście, puste kartki w XVIII wieku nie były przypadkowe, a świadczyły o prestiżu posiadaczy dokumentu.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Teraz może się wydawać to zabawne – w czasach, kiedy dziennie produkujemy tysiące jednostronnie zadrukowanych kartek. Kilka stuleci temu zarówno pergamin, jak i papier były kosztowne. Przygotowanie takiego dokumentu jak ten wystawiony przez króla Augusta II Saskiego musiało kosztować małą fortunę. Nic dziwnego, że była to wspólna inicjatywa cechu skupiającego kilka profesji.

Można się domyślić, że ten dokument budził w dawnych czasach taki sam zachwyt jak teraz.

 

JJ: Jakie inne dokumenty z naszego Archiwum mają jeszcze szansę znaleźć się na światowej liście UNESCO?

JW: Z perspektywy nas, archiwistów, którzy dobrze znamy wartość tych materiałów, każda jednostka archiwalna zasługuje na wpisanie na tę listę.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Każdy ma też swój ulubiony dokument, który w jego mniemaniu zasługuje na pierwszeństwo zgłoszenia. Staramy się przede wszystkim, aby były to dokumenty unikatowe w skali kraju i świata, prezentujące całościowo ciekawe historie z dziejów Polski i regionu: powstanie wielkopolskie czy nieznaną kartę rządów króla Władysława Warneńczyka.

W przyszłości na pewno jeszcze będziemy zgłaszać nasze materiały na listę UNESCO, ponieważ jest to doskonała forma informowania szerokiego grona odbiorców, także zagranicznych, o zasobie poznańskiego Archiwum.

 

JJ: Archiwum Państwowe zwiedzają i dzieci i dorośli. Kto częściej próbuje dotknąć archiwaliów?

JW: Wbrew pozorom częściej nie mogą się powstrzymać dorośli i seniorzy! Dla dzieci wizyta w Archiwum to często wkroczenie do zupełnie nieznanej, nowej, czasem nawet magicznej krainy, do której mają wielki szacunek.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Dorośli z kolei czują ogromną więź z materiałami przechowywanymi w naszych magazynach i magnetyzm, który utrudnia opanowanie się i każe wodzić palcem po księgach, kartach i zeszytach. Doskonale to rozumiemy! Staramy się, aby dla uczestników lekcji archiwalnych przygotować specjalne bawełniane rękawiczki, które chronią nasze archiwalia, a pozwalają na bezpieczny kontakt z oryginałem pod okiem specjalistów.

Zachęcamy też do angażowania innych zmysłów niż dotyk podczas zwiedzania Archiwum. Mamy na przykład wycieczkę „Poczuj historię”, podczas której szczególnie skupiamy uwagę na wdychaniu zapachów poszczególnych pomieszczeń. Magazyn ksiąg staropolskich, materiałów z czasów zaboru pruskiego i Pracownia konserwacji to trzy zupełnie inne gamy zapachowe. Archiwa to nie tylko zapach kurzu.

 

JJ: Dowiedziałam się, że archiwiści mają swojego „konika” i kolekcjonują coś co, nie do końca jest typowym zbiorem archiwalnym…

JW: Tak, pomimo że przechowujemy teoretycznie podobny zasób dokumentów, w każdym archiwum państwowym znajdziemy wyjątkowe skarby. Dla nas jest to zbiór stempli i tłoków pieczętnych, które od lat kolekcjonujemy.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Klejnotem w tym zbiorze jest tłok pieczętny miasta Poznania z pierwszej połowy XIV wieku, wykonany z mosiądzu i złota. Kopię tego tłoku wręcza zasłużonym dla Poznania osobom prezydent miasta. Co ciekawe, tłok ma uszkodzoną rękojeść. Możemy sobie wyobrazić, że z wielką siłą był niegdyś używany.

Kolekcja zawiera ponad 700 tłoków, w tym tłoki królewskie (między innymi Augusta III Saskiego i Fryderyka Wilhelma IV, króla pruskiego), urzędnicze, kościelne, cechowe, miejskie i wiejskie. Staramy się prezentować nasze skarby przy okazji różnego rodzaju wystaw i wydarzeń w Archiwum, wydaliśmy je też w formie katalogu „Zbiór tłoków i stempli pieczętnych” ze szczegółowym opisem każdego egzemplarza i wspaniałymi fotografiami.

 

JJ: Jak się dba o skarby?

JW: Staramy się z największą dbałością podchodzić do naszego zasobu i wszystkich skarbów. Magazyny są odpowiednio zabezpieczone i chronione przed czynnikami, które mogłyby je uszkodzić (temperatura, wilgotność, światło słoneczne, ale też woda, ogień), codziennie staramy się wykonywać setki skanów, aby nie udostępniać nadmiernie oryginałów, a kopie cyfrowe, z których przyjemnie korzysta się użytkownikom nawet z zacisza własnego domu.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

W naszym Archiwum działa od 1959 roku Pracownia konserwacji, która zajmuje się nawet najbardziej beznadziejnymi przypadkami uszkodzenia archiwaliów. Jednocześnie nieustannie staramy się przybliżać wszystkim zainteresowanym osobom historię zaklętą w dokumentach, organizujemy wydarzenia, lekcje, warsztaty, dni otwarte i wystawy.

Chcielibyśmy, aby każdy czuł się u nas dobrze, otoczony przez przeszłość, ale także aby miał świadomość, że wspólnie musimy o tę przeszłość dbać.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
3
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0