Czytanie ptaków
Opublikowano:
16 września 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z Maciejem Gierszewskim spotykamy się nad Jeziorem Maltańskim w Poznaniu. Malta to noclegowisko dla mew oraz krukowatych, zimują tu śmieszki, latem wieczorami pojawiają się rybitwy. Niektóre z nich noszą „biżuterię”, czyli ornitologiczne znaczniki. To one nas tu zwabiły.
Zmierzcha, niebo zalewa pomarańcz i czerwień. Przynoszę kawę i dopytuję Macieja, czy nie kusi go jednak klasyczne twitchowanie, czyli pogoń za rzadkim ptakiem po to, by odhaczyć go na życiowej liście. Przecież wiem, że na przykład szlamca długodziobego chciałby zobaczyć, czy nie?
Oczywiście – odpowiada – chętnie zobaczę nowy gatunek, którego wcześniej nie widziałem, ale musi być w miarę blisko Poznania (tak do 100 km) i muszę mieć jakąś możliwość dotarcia tam rowerem, pociągiem lub ostatecznie samochodem, niespecjalnie burząc cały swój życiowy grafik. Może gdyby siedziała gdzieś tam daleko, po drugiej stronie Polski, orlica z czerwonym plastikiem i byłaby tam drugi dzień z rzędu – może bym pojechał na twitch, może.
Fiński „korek”
Zaglądam na blog Macieja i przekonuję się, że „czytacze” obrączek to cierpliwi „wariaci”.
Bazyli Polednia zrobił sto pięćdziesiąt zdjęć kormoranowi – „korkowi”, żeby z jednej fotografii odczytać numer metalowej obrączki.
Czyhanie na dobre światło, wschód słońca, na to, aż ptak się przesunie, aż ustawi się tak, że „blachę” będzie widać dokładnie – tak Bazylemu mijają dwie godziny w porcie na Bałtykiem. Wynik pracy – kormoran przyleciał z Finlandii. W linii prostej pokonał ponad 800 kilometrów. Co sprawia, że ptasiarze tak bardzo się angażują, co daje im pogoń za obrączkami?
Ptaki były ze mną cały czas – mówi Maciej. – Kilka lat temu dostałem w prezencie mały atlas ptaków, jakieś niemieckie tłumaczenie, kiepskie, ale zacząłem chodzić z nim w teren i uczyć się rozpoznawać gatunki. Później był Collins [klasyczny i kultowy atlas ornitologiczny – przyp. aut.] oraz dobra lornetka, jeszcze bardziej się zaangażowałem. Potem przyszedł czas na aparat, bo nie wszystkie ptaki da się zidentyfikować, mając w ręku Collinsa i śledząc je wzrokiem. Jednak prawdziwe ptasiarstwo zaczyna się w dniu, w którym kupujesz lunetę.
Hajstra i Śmiecha
W sezonie letnim tuż za ICHOT-em, w Poznaniu pojawia się niemal legendarny bocian czarny, piękna „hajstra”. Przelatuje czasem nad naszymi głowami, kiedy przemieszczamy się Wartostradą. Być może to ten sam, którego w kwietniu tego roku „odczytał” i opisał na blogu Maciej.
Bocian urodził się dziesięć lat temu w okolicach Lgowa w Wielkopolsce. W marcu bieżącego roku odnotowano go nieopodal Szydłowca Śląskiego.
Jeśli ktoś machnie ręką na dziesięć lat bocianiego życia, to niech pomyśli o śmieszce (zwanej roboczo „śmiechą”), odczytanej w jednej z wielkopolskich mewich kolonii. Zaobrączkowano ją jako dwulatkę w Barcelonie w 2013 roku. Dziś jest więc dziewięciolatką, a w skrzydłach ma pewnie ze dwa tysiące kilometrów – z samej Barcelony pokonała ich 1663.
Bywała w Pobiedziskach i na poznańskich Szachtach, w Dolinie Cybiny i nad Jeziorem Maltańskim.
Z mojego punktu widzenia czytanie znaczników ornitologicznych – bo to niekoniecznie musi być obrączka, może być znacznik skrzydłowy, dziobowy, obroża – jest dokładaniem małej (pojedynczej) cegiełki do nauki – tłumaczy „Giera” – obrączki zakłada się po to, żeby poznać ptaki, lepiej je zrozumieć, ale z naszego ludzkiego punktu widzenia. Nie zakłada się obrączek dla widzimisię, to nie jest hobby. Założenie obrączki to nadanie konkretnemu ptakowi swoistego „dowodu osobistego”, bo numer na obrączce jest niepowtarzalny. Znakuje się ptaki, szczególnie kolorowymi obrączkami, w ramach określonych projektów naukowych. W Akcji Bałtyckiej czy Akcji Siemianówka projekt naukowy polega na mierzeniu intensywności przelotów, badaniu, jaki jest stosunek ptaków dorosłych do młodocianych. W ten sposób oblicza się wielkość populacji, spadek, regres, przemieszczenie. To w perspektywie globalnej, a także europejskiej czy polskiej ma na pewno znaczenie.
Dane, które zbierają Maciej i jemu podobni, przekazywane są do centrali obrączkarskiej w Gdańsku. To tam zdeponowana jest historia wszystkich zaobrączkowanych i „odczytanych” w Polsce ptaków.
Życie kulika
Czy ptakom można pomóc dzięki pozyskanej wiedzy? Co o świecie mówią nam ptasie wędrówki? Znacznikiem zmian stają choćby się gęsi. W ich przypadku czytanie obrączek to obserwowanie ścieżek dalekich ptasich migracji. Lub właśnie skracania szlaków, bo jest cieplej, bo monokultury kukurydzy zapewniają im pożywienie. Problem antropopresji i zmiany klimatu widać tu jak na dłoni.
Dzięki obrączkowaniu kulików wielkich naukowcy dowiedzieli się, że polskie ptaki, które chroni się u nas z wielkim pietyzmem, są zabijane we Francji – opowiada Maciej – tam się na nie poluje, bo są gatunkiem łownym. Mając tę wiedzę, możemy występować do komisji europejskich, żeby wymóc zakaz odstrzału ptaków. Czasem się uda, czasem nie. Natomiast dzięki obrączkowaniu bocianów okazało się, że gdzieś na granicy rumuńsko-węgierskiej są nieuziemione linie energetyczne, które masowo zabijają ptaki z polskiej populacji.
Uważni obserwatorzy
Nurtuje mnie pytanie: czy obrączki to dla ptaków dopust?
Najważniejsze chyba jest to, że im nie przeszkadzają i nie szkodzą – zastanawia się „Giera” – kwestia estetyczna jest najmniej ważna. Coraz częściej zakłada się ptakom nadajniki. W ten sposób łatwiej jest zweryfikować trasy migracyjne. Ale przy pomocy nadajnika nie uzyska się informacji, czy ptak, który „siedzi” np. na stawach w Kiszkowie, gniazduje, czy jest przelotem. Jeśli pojedzie tam „czytacz”, to dopisze informacje, czy ptak był w grupie dwustu żurawi, czy sam. Zanotuje, że jest to noclegowisko, zobaczy, czy ptak jest w parze, czy ma potomstwo. Dzięki temu czytanie obrączek jest jakby szersze, dostarcza innych informacji niż nadajnik.
To też pozwala spojrzeć na ptasie środowisko dokładniej – na stan wód, na zmieniające się tereny lęgowe. Jednym słowem na wszystko to, co może mieć wpływ na ptasie życie.
Nad nami krążą stada kawek i gawronów, szykujących się do spania w okolicznych koronach drzew. Mewy dryfują na spokojnych falach jeziora, ostatnie w tym sezonie rybitwy rzeczne przysiadły opodal. Obserwujemy je przez lunetę. Tym razem żadna nie ma „blaszki”. Dopijamy kawę, robi się ciemno, czas migrować na nocleg.