Dla volksdeutschów i akowców
Opublikowano:
18 sierpnia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Obozem przy ulicy Grunwaldzkiej zarządzało NKWD. Choć przeznaczony był dla Niemców i volksdeutschów, przebywali w nim również żołnierze Armii Krajowej i innych polskich organizacji niepodległościowych.
W listopadzie 1944 roku Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, przejmujący stopniowo tereny, z których wyparto Niemców, wydał dekret w sprawie volksdeutschów, którzy pozostali na odzyskanych przez nową władzę ziemiach. Dekret stanowił, że osoby takie – uważane za zdrajców narodu polskiego – należy zatrzymać i umieścić w obozach. Ich majątek podlegać miał „zabezpieczeniu” – z reguły formuła ta oznaczała jednak konfiskatę majątku przez państwo.
Za organizację obozów i dostarczenie do nich „czarnych owiec” odpowiadali funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, milicji i żołnierze Armii Czerwonej, a niejednokrotnie również funkcjonariusze NKWD.
Epidemie i wysoka śmiertelność
W 1942 roku na terenie tzw. Gospody Targowej – na działce przy Grunwaldzkiej 86 – Niemcy postawili (według różnych relacji) od 35 do 43 drewnianych baraków. Miały służyć okupantom jako miejsca hotelowe. W lutym 1945 roku, po zdobyciu miasta przez oddziały radzieckie, obiektami tymi zainteresowali się Sowieci. Otoczyli teren płotem z drutu kolczastego i postawili wokół wieże strażnicze. Wiosną 1945 roku za druty trafiły tysiące cywilnej ludności niemieckiej i osób, które podczas niemieckiej okupacji podpisały niemiecką listę narodowościową.
Jak podaje Krzysztof Stryjkowski w książce „Poznań ’45. Ostatni rok wojny i pierwszy rok odbudowy”, w obozie przy Grunwaldzkiej trzymano początkowo niemieckich jeńców wojennych. Pierwsi cywile – około 600 reichsdeutschów (osób z obywatelstwem niemieckim zamieszkujących Rzeszę) i volksdeutschów z Poznania i okolicznych powiatów – zostali tam uwięzieni na przełomie lutego i marca 1945 roku, a więc tuż po zakończeniu walk o Poznań. Wśród więźniów byli m.in. inwalidzi. Od czerwca 1945 roku liczba uwięzionych osób z volkslisty gwałtownie urosła. Więźniowie obozu zostali podzieleni na kompanie i plutony, wielu z nich wykorzystywano do pracy na terenie miasta (np. przy odgruzowaniu) bez wynagrodzenia. Nie mogli też kontaktować się z rodzinami.
Jeden z więźniów, z grupy ponad tysiąca Polaków z Bydgoszczy, aresztowanych za przynależność do niemieckiej listy narodowościowej (wszyscy zostali wywiezieni na roboty do ZSRR), relacjonował: „W obozie poznańskim sypialnie były w pokojach bez łóżek. Spanie odbywało się na podłodze”– opisywał. „Wyżywienie raz dziennie ok. 1/2 litra zupy z małą kromką chleba”.
Główne wejście do obozu dla Niemców i volksdeutschów mieściło się od ulicy Sowińskiego. Wyżywienie przygotowywano w kuchni zainstalowanej w Gospodzie Targowej. Warunki w obozie na Grunwaldzkiej były trudne. W pierwszym okresie istnienia obozu wybuchały w nim epidemie, a śmiertelność była wysoka. Zmarłych grzebano najprawdopodobniej na pobliskim cmentarzu parafii ewangelickiej św. Pawła.
Na wschód
Obozy zbiorcze w Poznaniu kierowały zatrzymanych w nich Niemców i volksdeutschów najczęściej na Ukrainę, na tereny położone na południe od Charkowa – m.in. do Dniepropietrowska i na Zaporoże. Ale wielu z nich miało gorzej – trafiali do pracy przy wyrębie tajgi na Syberii albo do obozów pracy w obwodzie swierdłowskim: w Wierchoturii, Czarnej Rzeczce, Borowlance, Bieriezowce, Pierwym Poście czy Stupinie. Pierwsze transporty do Swierdłowska wyruszyły z obozu na Grunwaldzkiej w marcu 1945 roku. Wśród nich znalazła się grupa ośmiuset kobiet i mężczyzn – niemieckich mieszkańców Świebodzina.
„Transport na miejsce przeznaczenia trwał 28 dni, a już w trakcie drogi umierało codziennie od kilku do kilkunastu więźniów. U kresu drogi z transportu liczącego sześćdziesiąt wagonów towarowych, po czterdziestu więźniów w każdym, czyli razem około 2400 osób, zmarło z głodu i wyczerpania około trzystu więźniów” – pisze Stryjkowski we wzmiankowanej wyżej książce.
Warunki transportu więźniów na Wschód poprawiły się latem 1945 roku. Czas podróży skrócono do dwóch tygodni, racje żywnościowe zwiększono do 500 gramów chleba i tłustej zupy raz dziennie. Według relacji jednego z niemieckich jeńców, do kwietnia 1945 roku z obozu na Grunwaldzkiej wywieziono na Wschód w siedmiu transportach ponad 14 tysięcy osób.
Dla przeciwników politycznych
Nie jest tajemnicą, że w obozie wraz z Niemcami trzymano też Polaków. Aby znaleźć się w nim pod zarzutem podpisania volkslisty, wystarczyło mieć pecha: zostać ewakuowanym wraz z Niemcami lub ich przedsiębiorstwami zimą 1945 roku. Albo – co nie należało do rzadkości – zostać zadenuncjowanym w ramach osobistych porachunków.
Feliks Widy-Wirski, ówczesny wicewojewoda poznański, relacjonował jesienią 1945 roku: „Nasze władze bezpieczeństwa przejęły również obóz, w którym znajdowało się ok. 3 tys. ludzi z różnych organizacji, których później pozwalniano”. Po likwidacji obozu zwolniono w sumie 189 więźniów, pozostałych 838 planowano przekazać do więzienia w Rawiczu. Wśród nich było wielu żołnierzy Armii Krajowej oraz innych polskich organizacji niepodległościowych – przeciwników politycznych nowej władzy.
W obozie na Grunwaldzkiej przetrzymywano m.in. wcześniejszych więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych: np. więźnia Gross Rosen Antoniego Dyzmana czy rotmistrza 15. Pułku Ułanów Poznańskich Michała Kwaliaszwilego (pseudonim „Bohun”), którego aresztowano jako „obywatela Rosji” (bo był z pochodzenia Gruzinem). Ten drugi, oficer poznańskiej konspiracji, został zesłany na Syberię. Wrócił z niej w 1957 roku – po 11 latach przymusowej pracy za Uralem.
Obóz na Grunwaldzkiej zlikwidowany został w ostatnim kwartale 1945 roku.
Piotr Bojarski – pisarz i publicysta, autor biografii „Fiedler. Głód świata” oraz powieści „Na całego”, „Cwaniaki” i „Juni”.