Dostęp do innych opowieści
Opublikowano:
17 listopada 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Mimo przeszkód pandemicznych tegoroczny Festiwal Ale Kino! ruszy 28 listopada w formie hybrydowej. Dzięki dofinansowaniu Marszałka Województwa Wielkopolskiego już od wielu lat w wydarzeniu uczestniczą dzieci z całego regionu – z organizatorami wydarzenia rozmawia Barbara Kowalewska.
Barbara Kowalewska: Jaka jest ranga Festiwalu Ale Kino! – w Europie i na świecie, w Polsce? Z czego ta ranga wynika?
Jerzy Moszkowicz: Festiwal jest od lat dobrze znany i ceniony wszędzie tam, gdzie pojawia się zainteresowanie promowaniem ciekawego i odbiegającego od mainstreamu kina dla młodych widzów. Mamy znakomitą i niezwykle długą, sięgającą początku lat sześćdziesiątych historię. Ale Kino! jest drugim najstarszym festiwalem dla dzieci i młodzieży w Europie, a co zatem idzie zapewne i na świecie, po czeskim Zlinie. Jesteśmy także drugim najstarszym festiwalem filmowym w Polsce, po Krakowskim Festiwalu Filmowym. A od obu tych festiwali dzieli nas tylko rok.
Ale rangi festiwalu nie da się zbudować tylko na historii. Mamy bardzo dobrze postrzegany, wysokiej jakości, szeroko zakrojony repertuar. Jesteśmy więcej niż porządnie zorganizowani, jak to w Wielkopolsce być powinno. Jesteśmy wiarygodnym partnerem dla producentów, dystrybutorów czy samych filmowców, bo nie zdarzają się nam jakieś istotne wpadki czy konflikty w relacjach z nimi. Dbamy o to. I wreszcie – last but not least – na naszym festiwalu panuje znakomita, ciepła atmosfera, chwilami prawie że domowa, co nie jest regułą na tak dużych imprezach.
Jesteśmy z całego serca gościnni, a zasada „klient nasz pan” mogłaby stanowić nasze motto. Współpracujemy i przyjaźnimy się z wieloma europejskimi festiwalami dziecięcymi i jesteśmy dumni, że nie odbiegamy jakością od tych najważniejszych. Mogę śmiało powiedzieć, że Ale Kino! jest w tej chwili dobrze rozpoznawalną i szacowaną marką i że dla wielu stanowimy ciekawe źródło inspiracji.
BK: W jaki sposób funkcjonuje jako marka w regionie wielkopolskim?
JM: Festiwal dzieje się w stolicy Wielkopolski, tutaj też najwięcej się o nim mówi. A dzięki wsparciu Marszałka Województwa Wielkopolskiego już od wielu lat w wydarzeniu uczestniczą dzieci z całego regionu, przyjeżdżające na Ale Kino! w ramach akcji Ale Autobus! W skrócie polega ona na tym, że szkoły z regionu mogą otrzymać dofinansowanie na przyjazd autokarem na Festiwal. Jego marka jest zaś tak dobrze w regionie postrzegana, że chętnych mamy więcej niż możliwości finansowych.
BK: Jak działa i do kogo trafia Wędrujące Ale Kino!? Jaki jest jego oddźwięk w Wielkopolsce?
Paulina Tomasik: Wędrujące Ale Kino! powstało z myślą młodej widowni, która ze względu na miejsce zamieszkania ma utrudniony dostęp do kina i wydarzeń kulturalnych pokazujących repertuar wypełniony nie tylko mainstreamowymi propozycjami. Podróżujemy zatem w odległe zakątki Polski np. do Hajnówki, Teremisek, Gołdapi, Rydułtów czy Cisnej.
W Wielkopolsce również staramy się szukać takich miejsc i od kilku dobrych lat współpracujemy z Fundacją Gębiczyn i tam, w okolicznych wsiach i w Czarnkowie, wyświetlamy najlepsze filmy z Festiwalu Ale Kino!. Drugą taką zaprzyjaźnioną wielkopolską miejscowością jest Zbąszyń. Tutaj zaprosiła nas wspaniała nauczycielka p. Maria Leśnik, która od lat odwiedza Ale Kino! w Poznaniu i koniecznie chciała się nim podzielić z uczniami swojej szkoły.
BK: Trochę anegdotycznie: w czym wasz Festiwal jest lepszy od Facebooka, Netflixa? Co konkurencyjnego otrzymuje tutaj młody człowiek?
JM: Ponieważ pytanie jest anegdotyczne, w odpowiedzi też anegdota. Na którymś z festiwalowych pokazów wyświetlany był jakiś archiwalny film, czarno-biały. Na samym początku projekcji podbiegł do mnie bardzo mały, rozemocjonowany chłopczyk i powiedział: Proszę pana, proszę pana, coś się wam zepsuło, nie ma koloru… . Nie mnie oceniać, czy jesteśmy lepsi od Netflixa, a już tym bardziej od mediów społecznościowych. Jesteśmy inni, u nas można zobaczyć coś, czego w dużej mierze tam się nie znajdzie. Nasi widzowie mogą, uczestnicząc w Festiwalu, poszerzyć swój obraz, zarówno kina jak i świata, o którym to kino opowiada. Różnorodność przekazu w mainstreamowej kinematografii jest dość pozorna. Także kinem dziecięcym rządzą w niej często stereotypy i dość jednorodny punkt widzenia. Tym bardziej wydaje się ważne, aby młodzi ludzie mieli dostęp do innych, niż te dostępne na co dzień, opowieści. I tu pokazuje się rola festiwali takich jak nasz.
BK: Jaka myśl przewodnia towarzyszyła Wam przy tworzeniu tegorocznego programu?
JM: Praca nad Festiwalem trwa w zasadzie cały rok, a na różnych jej etapach pojawiają się różne „cząstkowe” cele. Ale w tym roku tak naprawdę od samego początku towarzyszyła nam myśl „ oby tylko się udało”, przyświecająca wszystkim działaniom, mającym na celu przeprowadzenie Festiwalu w formie dopasowanej do uwarunkowań wynikających z epidemii.
To dlatego festiwal jest hybrydowy. Ale niepokój o jego przebieg, o możliwe restrykcje, co do których decyzje zwykły zapadać prawie z dnia na dzień, będzie nam towarzyszył aż do chwili otwarcia 28 listopada. A właściwie to do ostatniej projekcji online 12 grudnia.
BK: Jakimi kierowaliście się kryteriami, tworząc tegoroczny program festiwalu?
Marta Jodko: Nasze kryteria zasadniczo pozostają niezmienne. Chcemy pokazywać najlepsze filmy z całego świata, przede wszystkim najnowsze, powstałe w ostatnich dwóch latach. Dobry film dla młodego widza to taki, który traktuje go poważnie, zarówno na poziomie formy, jak i treści. Taki, który ogląda się z przyjemnością, a następnie ma się ochotę o nim rozmawiać, zadawać na jego temat pytania – mamie, tacie, nauczycielowi, przyjaciołom, sobie samemu. Staramy się, aby nasz program był różnorodny i odzwierciedlał to, co dzieje się w kinie dziecięcym i młodzieżowym. Chętnie pokazujemy filmy z odległych zakątków świata, które prawdopodobnie nie trafią do kinowej dystrybucji w Polsce, mimo że reprezentują bardzo wysoki poziom – w tym roku cztery spośród filmów, które polską premierę będą miały na naszym Festiwalu, zostały wytypowane przez swoje kraje do wyścigu po Oscara.
BK: Czy i w jaki sposób „wielkie tematy” współczesności (pandemia, kryzys klimatyczny, populizm i wzrost agresji wobec różnych mniejszości, zachwianie demokracji) odzwierciedlają się w filmach dla dzieci/młodzieży?
MJ: Świat dziecięcych bohaterów skupia się zazwyczaj wokół tego, co młodzi widzowie dobrze znają i z czym łatwo im się utożsamić: to dom rodzinny, sąsiedztwo, szkoła. Ale nawet w to najbliższe otoczenie wkraczają wielkie tematy. Mortimer, główny bohater norweskiego filmu „Jak ocalić smoka” Katariny Launing, w domu najbliższych sąsiadów spotyka uciekającą przed deportacją Sarę oraz małego, zagubionego smoka. Dziewczynka czuje, że podobnie jak fantastyczne zwierzę, nie przynależy do otaczającego ją świata. To piękna opowieść o niezwykle aktualnym, również w polskim kontekście, problemie uchodźstwa, będąca brawurowym połączeniem kina przygodowego ze społecznie zaangażowanym. Podobny temat, choć w zupełnie inny sposób, podejmuje „Przeprawa”, przepiękna pełnometrażowa animacja Florence Miailhe. To historia rodziny uciekającej przed pogromem etnicznym, która dzięki oszałamiającej warstwie wizualnej filmu i wykorzystaniu w nim poetyki baśni nabiera uniwersalnego wymiaru.
O wyzwaniach życia mniejszości opowiada prezentowana przez nas w konkursie młodzieżowym „Valentina” w reżyserii Cássio Pereiry dos Santos. Główną bohaterką jest transpłciowa dziewczyna, która właśnie przeprowadziła się do nowego miasta, aby w nowym środowisku, w którym nikt nie zna jej historii, zacząć życie zwyczajnej nastolatki. To ważny film, ukazujący jak bardzo stereotypy i brak otwartości mogą wpływać na życie drugiej osoby. Budujące, optymistyczne zakończenie filmu pokazuje, że to w młodych ludziach drzemie siła, aby zmieniać taki krzywdzący sposób myślenia.
Także wątki ekologiczne pojawiają się coraz częściej w kinie dziecięcym. W tym roku zgłoszono kilka filmów pełnometrażowych, w których dziecięcy bohaterowie walczyli o ocalenie lasu przed wyschnięciem lub demaskowali firmę produkującą trujący nawóz. W oryginalny sposób motyw ten wplata również w swój nowy film, „Republikę dzieci”, Jan Jakub Kolski. Każdy z tych filmów operuje inną poetyką, ale mają one wspólną cechę: ich bohaterowie mają głos i sprawczość, stają po stronie wspólnego dobra, nie interesuje ich wielka polityka czy interesy korporacji. To bardzo odświeżający sposób myślenia w zalewającym nas pesymizmie związanym z kryzysem klimatycznym.
BK: Jakie jeszcze problematyka pojawia się w prezentowanych obrazach?
MJ: Ale Kino! to także podróże w dalsze zakątki świata i poznawanie młodych bohaterów z innym doświadczeniem historycznym i kulturowym. Bohaterka „Bulado”, 11-letnia Kenza, mieszka na karaibskiej wyspie Curacao, która do dziś jest terytorium zależnym od Holandii. Dorastająca bez matki dziewczynka szuka swojej drogi między zanurzonym w duchową kulturę rdzennych przodków dziadkiem, a ojcem, który reprezentuje nowy, racjonalniejszy porządek. Z kolei Yuni, tytułowa bohaterka filmu Kamili Andini, indonezyjskiego kandydata do Oscara, to mądra i ambitna 16-latka, która właśnie kończy liceum i marzy o tym, aby pójść na studia. Aby to osiągnąć, musi sprzeciwić się woli rodziny oraz naciskom społeczności swojego miasteczka i odrzucić propozycje małżeństwa. „Yuni” to poruszający i momentami bardzo poetycki film o sile woli i odwadze do walki o siebie w opresyjnej kulturze.
Filmowe podróże nabrały szczególnego znaczenia w dobie pandemii. Świat wielu ludzi diametralnie się zmienił. Ci, którzy mieli szczęście, mogli sobie pozwolić na moment zatrzymania się i skupienia na życiu rodzinnym, tak jak w filmie „Mój tata jest kiełbaską” Anouk Fortunier, gdzie tata rzuca nudną pracę w banku i spędza 2 tygodnie ze swoją 12-letnią córką Zoe, co bardzo zbliża ich do siebie i scala całą rodzinę. Odnoszę wrażenie, że wszystkim nam potrzeba obecnie czułości i pozytywnego spojrzenia w przyszłość, które niesie kino dla młodego widza.
BK: To już drugie „podejście” do festiwalu w sytuacji rozwiniętej pandemii. W jaki sposób reagujecie w tym roku na tę sytuację, jeśli chodzi o kontakt z publicznością? Czym różni się organizacja widowni w stosunku do ubiegłego roku?
Marta Maksimowicz: W tym roku organizujemy właściwie dwie widownie. Podobnie jak w zeszłym roku, zapraszamy na filmy online widzów, którzy z różnych względów nie przyjdą do kin. Są to widzowie spoza Poznania, a także ci, którzy w wersji online znajdą czas na obejrzenie większej liczby tytułów i ci, którzy ze względów pandemicznych obawiają się lub nie mogą przyjść do kina. Z ogromną radością wracamy też do wieloletniej tradycji oglądania filmów na dużych, kinowych ekranach. I tutaj pojawia się temat bezpieczeństwa widzów w kinach. Na tym temacie skupiamy się mocno, chcemy, aby widzowie wiedzieli, co ich spotka w kinach pod względem organizacyjnym, a także o jakie zachowania my będziemy prosić.
BK: Jakie są trudności, ale i zalety wersji online?
MM: Jedną z cech Festiwalu jest poczucie odświętności. Tłumy widzów w salach kinowych, wspólny śmiech i spontaniczne reakcje na zwroty akcji, rozmowy w korytarzach, a nawet zapach popcornu. To wszystko tworzy tzw. klimat i atmosferę festiwalową. To, że przeżywamy historie wspólnie z innymi ludźmi.
A także duży ekran, świetne nagłośnienie – pozwalają nam zagłębić się w świat ukazany w filmie. W wersji online to spotkanie z drugim człowiekiem i wspólne przeżywanie ograniczone jest tylko do grona najbliższych ludzi. W domu, na kanapie, pomiędzy zadaniem domowym, a kolacją trudniej o tę odświętność i celebrację – choć wiemy od widzów, że nie jest to niemożliwe. Jednak festiwal online ma wiele zalet – odległości nie są w nim problemem, w zeszłym roku mieliśmy widzów z różnych, często odległych części Polski.
Widzowie mogą obejrzeć o wiele więcej filmów, jest to łatwiejsze pod względem logistycznym – nie trzeba wychodzić z domu i można oglądać filmy pod kocem, na leżąco, z ulubionymi przytulankami, na kolanach u dorosłych – tak jak się chce.
BK: Jaka może być przyszłość Festiwalu po zmianach, jakie zaszły w wyniku pandemii i wymogów obecnych czasów?
JM: Na to pytanie nie mam jednoznacznej odpowiedzi, tak jak i sama perspektywa post pandemiczna jest trudna do uchwycenia. Kiedy w grudniu 2019 snuliśmy wizje, jaki będzie Festiwal za rok, nie przewidywaliśmy, że wszystkie kina i szkoły zostaną zamknięte, a impreza będzie zmuszona przenieść się do Internetu.
Kłaniają się strony „Mistrza i Małgorzaty”: planujemy coś na niezbyt jasną przyszłość, gdy tymczasem Annuszka może już rozlała olej. Ale to tylko takie filozofowanie, a ja jestem menadżerem kultury. Z tej perspektywy wydaje się, że częściowe wejście festiwali filmowych do Internetu jest w pewnej mierze nieodwracalne, bo tą drogą są w stanie znacząco powiększyć krąg odbiorców swojego repertuaru. Czy nie odciągnie to ludzi od kina?
Moim zdaniem nie, tak jak nie zrobiły tego wielkie portale filmowe, a wcześniej telewizja. Kino nadal cieszy się powodzeniem, a Internet jest ciekawą alternatywą. Oby tylko nie był koniecznością…