Fotograficzni partyzanci
Opublikowano:
17 października 2017
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Fotograficzna partyzantka polega na tym, że trzeba radzić sobie w trudnym i często nieprzyjaznym otoczeniu. Choćby po to, by wytworzyć własne sposoby przetrwania w świecie, który akurat nam nie do końca odpowiada – mówią Bogusław Biegowski, Witold Jagiełłowicz i Przemysław Loba z Kolektywu Fotograficznego „Świetlica” i Ośrodka Myśli i Działań Fotograficznych „Ciemnica”.
SEBASTIAN GABRYEL: „Nie istnieją reguły opisujące dobrą fotografię, są tylko dobre fotografie” – powiedział w jednym z wywiadów dawny mistrz fotografii, Ansel Adams. Panowie podpisaliby się pod tym stwierdzeniem?
BOGUSŁAW BIEGOWSKI: Ja nie.
Dlaczego?
BB: Bo istnieje też mnóstwo złych fotografii. Jest ich chyba nawet więcej. Cała ta „kultura selfie”…
A takie „reguły” mają sens?
BB: Tego też nie powiedziałem [śmiech]. Przecież żyjemy w świecie bez reguł. Każdy myśli, że wszystko wie najlepiej. Nie ma i nigdy nie było estetyki normatywnej i uniwersalnej. Każda epoka wykształcała swój własny styl. I zawsze liczy się tylko to, kto narzuci swoje reguły innym.
Jakie idee przyświecały powstaniu Kolektywu Fotograficznego „Świetlica” oraz Ośrodka Myśli i Działań Fotograficznych „Ciemnica”?
BB: Równość, wolność, braterstwo, współpraca. Twórczość.
PRZEMYSŁAW LOBA: Wsparcie i integracja fotografików.
Co to znaczy, że większość działań „Świetlicy” ma charakter radykalny i partyzancki?
BB: Partyzantka polega na tym, że trzeba radzić sobie w trudnym i często nieprzyjaznym otoczeniu. Trzeba, choćby i po to, by móc wytworzyć swoje własne sposoby przetrwania w świecie, który akurat nam nie do końca odpowiada. On jest uniformizowany, homogenizowany, utrwala niewłaściwie schematy oraz wzorce działania. W rezultacie, musieliśmy zejść do podziemia, choć tak naprawdę nigdy go nie opuściliśmy. Osobiście tkwię w nim już od trzydziestu lat, więc bycie takim „fotograficznym partyzantem” jest dla mnie czymś zupełnie naturalnym.
Na stronie internetowej „Świetlicy” przeczytałem, że chcecie prowadzić twórczy dialog z heretycką pasją i z fotograficzną ortodoksją. Niektórzy sądzą, że z fanatykami się nie rozmawia…
BB: Dlaczego? Przecież rozmawiamy! [śmiech]
Ale kim są ci heretycy i ortodoksi w kontekście fotografii?
BB: Ortodoksją jest to, „co było kiedyś” – co ma swoją tradycję i pewną ciągłość. To tak, jak z Kościołem Wschodnim, który uważał, że jest tym jedynym właściwym, a to wszystko, co stało się po schizmie jest tylko zwykłą herezją. Tak samo jest w fotografii. Mówiąc o jej ortodoksji, mamy na myśli tradycyjną fotografię srebrową, która naszym zdaniem – w przeciwieństwie do całej reszty – nie jest herezją.
Jednym z założeń „Świetlicy” jest zajmowanie się recyklingiem fotograficznych idei i technologii. O jakich konkretnie mowa?
BB: To pojęcie recyklingu na pewno nie zakłada używania przez nas archaicznych i zabytkowych technologii na zasadzie historycznej rekonstrukcji. Zresztą, osobiście jestem nastawiony do jej idei dosyć sceptycznie.
Dlaczego?
BB: Bo uważam, że pieniądze społeczne, zwłaszcza w takiej ilości, nie powinny być marnotrawione na coś, o czym możemy przeczytać w książkach. Nigdy nie chcieliśmy, aby używanie przez nas starych technologii było tak postrzegane, bo my staramy się zaimplementować je we współczesności. To oczywiście bardzo trudne, wymaga dużo wysiłku, ale jak się okazuje, jest możliwe.
Co jest w tym najtrudniejsze?
BB: To, aby darząc te technologie zaufaniem, móc nimi wytworzyć fotografie, dialogujące z tą współczesnością. Nie jesteśmy konserwatorami zabytków, więc te dawne narzędzia fotograficzne nie są dla nas eksponatami. Chcemy wykorzystywać je w sposób jak najbardziej współczesny. Oczywiście, to czasem się udaje, a czasem nie…
Częściej wiąże się to z porażką czy sukcesem?
BB: Trudno powiedzieć. Pozostawiamy to ocenie odbiorców, bo przecież ocenianie swoich prac nie ma żadnego sensu.
W „Ciemnicy” prowadzone są różnorodne zajęcia z fotografii analogowej. Co Panów zdaniem jest jej największą siłą?
BB: Też trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Motywacje są różne…
WITOLD JAGIEŁŁOWICZ: To trochę skomplikowane, bo proszę pamiętać, że cała nasza trójka należy do pokolenia, które wychowało się na takiej fotografii. Jest dla nas naturalna…
BB: …jak oddychanie.
WJ: Dlatego też cały czas przy niej pozostajemy. Nigdy nie było takiego momentu, w którym uleglibyśmy jakiejś modzie.
A była taka pokusa?
BB: Pokusa jest cały czas!
WJ: Oczywiście. Bo można zrobić coś szybciej, łatwiej…
Fotografia cyfrowa jest jak fast food?
BB: Chyba trochę tak. Z drugiej strony, sam na pewno nie jestem takim ortodoksem, który w zalewie tego fast foodu nie potrafi dostrzec rzeczy wyjątkowych. Opieranie naszej działalności na prostackim podziale „analog – cyfra” byłoby absurdem. Nie tu leży granica.
A gdzie?
BB: Myślę, że przede wszystkim w głowie. Najważniejsze jest to, co ma się tym aparatem do powiedzenia.
Man Ray, amerykański fotografik i jeden z najważniejszych twórców surrealizmu, zwrócił kiedyś uwagę, że fotografom zbyt często zadaje się pytanie „jak?”, zamiast „dlaczego?”.
BB: Widziałem wybitne realizacje autorów, którzy używają nośnika cyfrowego i widziałem beznadziejne zdjęcia, wykonane przez osoby, które przywiązują nadmierną wagę do procesu wykonania fotografii analogowej. Często nie potrafiących go nawet odpowiednio przeprowadzić…
WJ: Warto podkreślić, że ludzie stosujący techniki archaiczne, czasem wpadają w pułapkę. Jest nią koncentrowanie się na samym fakcie ich użycia.
To przypomina fetysz.
WJ: No właśnie. Z drugiej strony, w taką samą pułapkę wpadają ci autorzy, którzy robią wszystko, by wykonana przez nich fotografia cyfrowa jak najbardziej przypominała analogową [śmiech].
BB: To prawda, niektórzy mają kompleksy. Chociaż zauważyłem, że nie ma ich już młode pokolenie, czyli ci, którzy dopiero wchodzą na rynek. To dotyczy bardziej naszej generacji, która gdzieś z tyłu głowy wciąż ma przekonanie, że jak coś będzie wyglądać na analogowe, to będzie po prostu lepsze.
Zdaniem panów, sprzęt tak naprawdę nie ma wielkiego znaczenia?
BB: Moim zdaniem ma znaczenie podstawowe. Sami wytwarzamy swój sprzęt, sami budujemy swoje aparaty…
WJ: Bo chodzi o to, by dostosować sprzęt do swoich potrzeb. Wraz z pomysłem, to on tworzy całość.
BB: Przede wszystkim, sprzęt nie może być obiektem wspomnianego już wcześniej fetyszu.
Ani kolekcjonerskim obiektem?
BB: Osobiście czuję się kolekcjonerem.
Czyli, w jakimś stopniu, ten fetysz w panu jest…
BB: Nie, ponieważ dla mnie aparaty pełnią funkcję czysto użytkową – wszystkie działają i wszystkich używam.
WJ: Aparat powinien żyć. Zbieranie sprzętu dla samego zbierania i trzymanie go za witrynką, zupełnie nas nie interesuje. Posiadam kilka bardzo starych aparatów i każdym z nich jakieś zdjęcie zrobiłem.
W połowie października rozpocznie się wspólna wystawa „Świetlicy” i „Ciemnicy” w Jeżyckim Centrum Kultury. Jaka jest jej idea?
PL: Wystawa zrodziła się ze swego rodzaju oburzenia. Oburzenia, że po 20 latach zrezygnowano z organizowania Biennale Fotografii w Poznaniu. W mieście, w którym jesień zawsze kojarzyła się z wydarzeniami, związanymi z fotografią. Niestety, w tym roku ich nie ma. Drugi impuls to moment, w którym dotarło do nas, że okręg wielkopolski Związku Polskich Artystów Fotografików nie organizuje żadnej wystawy z okazji 70-lecia. Nie wiem nawet, jak do tego doszło – może po prostu uznano, że ta rocznica nie jest aż tak ważna… [śmiech]
W efekcie, znowu czegoś zabrakło. Aby nie demonizować – owszem miały miejsce wystawy członków ZPAF-u, chociażby te, w ramach akcji „Kulturalny Stary Rynek”. Jednakże po rozmowach przy kawie z Andrzejem Rutyną, prezesem Dolnośląskiego Okręgu i Andrzejem Dudkiem-Durerem, legendą wrocławskiego środowiska artystycznego, a także po wędrówce po galeriach wrocławskich (gdzie uczczono rocznicę ZPAF-u), jeszcze bardziej utwierdziliśmy się w przekonaniu, że warto byłoby coś zrobić.
Kim są tytułowi „Buntownicy i marzyciele”?
PL: Na początku zamysł był taki, aby wystawę zrobić we własnym gronie. Zwłaszcza, że pracami osób związanych ze Świetlicą i Ciemnicą bylibyśmy w stanie zapełnić całą przestrzeń galerii. Jednak z czasem pojawił się pomysł, żeby zaprosić artystów nie tylko z Poznania, ale z całej Wielkopolski, a nawet spoza województwa – choćby z Warszawy czy Gdańska. Są to fotograficy zarówno należący do ZPAF-u, jak również autorzy niezrzeszeni, które mają teraz okazję zaprezentować jakąś część swojej twórczości.
Dlaczego warto ją zobaczyć?
BB: Choćby ze względu na różnorodność. Myślę, że ta wystawa w dużej mierze będzie przedstawieniem takiej surowej energii fotografii. Takiej, która nie jest wyrachowana i nie jest podporządkowana kulturze projektu. To będzie prezentacja sztuki spontanicznej, indywidualnej…
A przez to bardziej nieprzewidywalnej?
BB: Tak. Myślę, że warto przyjść i zobaczyć fotografie, których nie sposób przyłączyć do jakiegokolwiek nurtu, koncepcji czy kliki towarzyskiej. To będzie konstelacja, która już nigdy więcej się nie powtórzy.
BOGUSŁAW BIEGOWSKI – fotograf, w latach 1994-1998 prowadził pracownię Antropologii Fotografii w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM w Poznaniu. Jest prezesem Nadnoteckiej Fundacji Artystycznej. W latach 2008-2012 organizował działalność „Świetlicy – Kolektyw Fotograficzny”, a od 2014 roku, wspólnie z synem Nikodemem, prowadzi Wytwórnię Fotografii Tradycyjnej T.L.Ciemnica w Poznaniu, zajmując się propagowaniem fotografii analogowej, rozumianej jako niematerialne dziedzictwo kulturowe. Do najwybitniejszych jego osiągnięć zaliczamy sfotografowanie zabytkowej architektury przemysłowej miasta Poznania oraz projekty realizowane w ramach Kolektywu Fotograficznego „Świetlica” i „Ciemnica”.
WITOLD JAGIEŁŁOWICZ – fotograf, współzałożyciel „Foto Klubu MC”, wiceprezes Nadnoteckiej Fundacji Artystycznej. Wraz z Bogusławem Biegowskim i Pawłem Kosickim jest współinicjatorem powstania w październiku 2008 roku Kolektywu Fotograficznego „Świetlica”. Obecnie zaangażowany w realizację kolektywnych i indywidualnych projektów „Świetlicy”.
PRZEMYSŁAW LOBA – fotograf, dokumentuje przestrzeń i życie Poznania. Ukończył Wielkopolską Szkołę Fotografii, a od 2008 roku jest aktywnym uczestnikiem działań Kolektywu Fotograficznego „Świetlica”.
Wystawa „Buntownicy i marzyciele” w Jeżyckim Centrum Kultury (ul. Jackowskiego 5-7) czynna jest do 25 października. Jej organizatorem jest Kolektyw Fotograficzny „Świetlica” oraz Ośrodek Myśli i Działań Fotograficznych „Ciemnica” (przy wsparciu WBPiCAK w Poznaniu), potrwa w Jeżyckim Centrum Kultury (ul. Jackowskiego 5-7).