Franciszek Paszyk z Szamotuł
Opublikowano:
29 grudnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zdarza się, że nawet w małym mieście – a do takich zaliczają się Szamotuły – niekiedy trudno zdobyć informacje o dawnych mieszkańcach. Wśród licznych regionalnych publikacji powtarzają się wciąż te same nazwiska.
Znalezienie wiadomości o „zwykłym Kowalskim” (a w zasadzie należałoby powiedzieć Nowaku, czy Kaczmarku, bo to dwa najpopularniejsze nazwiska w powiecie szamotulskim) to jeszcze trudniejsze zadanie.
Pocztówka dla Seniora
Na szczęście co pewien czas udaje się zrekonstruować historię kolejnego szamotulanina. Może się wydawać, że to zwyczajne, niczym nie wyróżniające się życiorysy, a jednak warto słuchać, dopytywać i przechowywać te historie.
Kilka lat temu wymyśliłam projekt „Pocztówka dla Seniora” – na pierwsze spotkanie w marcu 2013 roku przyszło kilkanaście osób, ostatecznie została grupa sześciu pasjonatów. Nigdy jednak nie pomyślałam, że dla tak kameralnego grona nie warto robić tego typu zajęć. Wręcz przeciwnie.
Moi Kochani Seniorzy – bo tak pozwalam sobie o Nich myśleć – przez te wszystkie lata opowiedzieli mi wiele fantastycznych historii, pokazali swoje rodzinne archiwa, poznali z innymi mieszkańcami, pomogli przy organizacji wystaw (tu wielkie ukłony dla Pana Piotra Badziąga) i obdarowali muzeum cennymi pamiątkami.
Niestety nie ma już wśród nas Pana Leonarda Brzezińskiego, który zmarł w styczniu 2018 roku. Zabrakło naszych spotkań, gdy wybuchła pandemia, choć podjęliśmy próbę ich reaktywowania niedawno w listopadzie.
Dlaczego o tym wszystkim opowiadam? Jedną z uczestniczek zajęć jest 88-letnia szamotulanka Pani Zosia Kriger, która ostatnio podarowała do zbiorów muzeum wiele ciekawych obiektów. Wśród nich są nie tylko dokumenty czy fotografie, ale też dawna tabliczka szkolna, temperówka na żyletkę oraz szklane pióro – zwyczajne przedmioty z ciekawymi historiami.
Pani Zosia – ciepła, dowcipna i życzliwa, częstuje uczestników spotkań słodyczami, z wielkim entuzjazmem ogląda prezentowane fotografie i opowiada przecudne historie oraz urokliwie wspomina dawne czasy.
Franciszek Paszyk
Dzisiejsza opowieść będzie poświęcona Jej ojcu – Franciszkowi Paszykowi – drukarzowi i miłośnikowi motoryzacji. Franciszek urodził się w 1905 roku w Szamotułach.
W 1920 roku przy ówczesnej ulicy Obrzyckiej 11 (obecnie Powstańców Wielkopolskich) zamieszkała rodzina Józefa Kawalera, który w styczniu następnego roku otworzył drukarnię. Któregoś dnia odwiedził Paszyków, mieszkających w sąsiedztwie i zaproponował, aby jeden z synów przyszedł do niego terminować.
Naukę podjął szesnastoletni Franciszek, który po czterech lata w 1925 roku zdał egzamin czeladniczy. W drukarni zdobył specjalizację zecer maszynowy typografista.
Do pracy często jeździł motocyklem. O wypadku, który mu się przytrafił doniosła Gazeta Szamotulska pisząc, że w sierpniową sobotę 1928 roku robotnik szosowy na ulicy Obrzyckiej posypał nieumiejętnie drogę żwirem, w którym były „kamienie wielkości pięści”. Paszyk najechał na jeden z nich, przewrócił się i skaleczył dotkliwie w rękę, co stało się przyczyną jego trzytygodniowej nieobecności w pracy.
Niestety kryzys dotknął i drukarnię. Pod koniec 1930 roku Franciszek zmuszony był szukać nowego zajęcia. Ponieważ zawsze interesowała go motoryzacja wpadł na pomysł, aby świadczyć usługi przewozowe. Już rok wcześniej, wraz ze szwagrem Władysławem Krusickim, otworzyli wypożyczalnię samochodów „ze specjalnym rabatem dla lekarzy”.
W 1932 roku Franciszek ożenił się z piękną panną ze Słomowa – Elżbietą Strzykałą.
Ślub odbył się w kościele w Parkowie. Młodzi zamieszkali w Szamotułach, najpierw na Placu Sienkiewicza w domu państwa Karpińskich, potem przenieśli się na ulicę Poznańską, do kamienicy notariusza Kierskiego – Franciszek wielokrotnie woził go do klientów.
Jego „auto dorożka” (tak wtedy nazywano taksówki) czekała na chętnych najczęściej przy hotelu Metropol. Mankamentem mieszkania nieco dalej od centrum była trudność pozyskania klienta. Stąd zapadła decyzja, aby przenieść się na Rynek. Paszykowie wynajęli więc mieszkanie – pokój z kuchnią u państwa Gieremków. Zamieszkali nad restauracją i tu spędzili dwa lata ciesząc się życiem rodzinnym i córkami Zosią oraz Ludmiłą. Dziećmi zajmowała się niepracująca zawodowo mama.
Franz
Pani Zosia wspomina, że mieli pieska, który szczekał na klientów lokalu i wychodził przez okno po dachu, aby zakraść się do kuchni państwa Gersmannów – właścicieli sąsiedniej posesji. Dzieci odnosiły przyniesione przez niego przedmioty i przepraszały za psoty.
To pełne ciepła i miłości życie przerwała wojna.
Niemcy zabrali Franciszkowi samochód, a on stracił pracę. Co prawda później auto mu zwrócono, ale było zepsute. Otrzymał skierowanie do meblarni. Tutaj podlegał Niemcowi Erdmannowi Hebischowi szefowi stolarzy ręcznych– w Szamotułach mówiono o nim „polski Niemiec” bo mieszkał tu jeszcze przed wojną, a jego brat prowadził zakład krawiecki przy Placu Sienkiewicza.
Wiosną 1940 roku Hebisch opuścił Szamotuły i przeniósł się do Rogoźna, aby przejąć tam fabrykę mebli Konstantego Sztuby – wyjeżdżając zabrał ze sobą wielu wykwalifikowanych pracowników – Elsnera (brata witrażysty), Nowackiego, Sosińskiego, Sobkowiaka – Pani Zosia wspomina, że w efekcie ci, którzy poszli tam jako kawalerowie, do Szamotuł wrócili z żonami rogoźniankami.
Hebisch zdecydował, że do Rogoźna pojedzie też Franz – bo tak się zwracał do Paszyka.
Odkupił od niego samochód i powierzył mu pracę w warsztacie. Rodzina Paszyków zamieszkała przy ulicy Czarnkowskiej w domu Państwa Smogurów i tu spędziła pięć wojennych lat. Szczęśliwie udało im się przetrwać wojnę i wiosną 1945 roku wrócili do Szamotuł – zamieszkali u państwa Kawalerów – teraz na ulicy Bohaterów 11, bo tak przemianowano dawną ulicę Obrzycką.
Franciszek zatrudnił się ponownie w drukarni i tu pracował do 1955 roku. W międzyczasie rozpoczął budowę domu przy ulicy Bocznej, gdzie wprowadzili się w 1959 roku. Z drukarni przeniósł się do spółdzielni „Jedność”, gdzie pracował jako kierowca. Kiedy jednak raz odmówił wyjazdu na delegację – chorował poważnie na żołądek – kierownik Ograbek zwolnił go.
W tej sytuacji nie pozostawało mu nic innego, jak pójść do pracy sezonowej – akurat rozpoczynała się kampania w szamotulskiej cukrowni.
Ponieważ przy zakładzie powstawała straż pożarna i potrzebowano zawodowych kierowców, skorzystał z szansy zatrudnienia. Wkrótce przeszedł do straży pożarnej przy ulicy Garncarskiej. Ostatnim miejscem pracy Franciszka Paszyka było pogotowie ratunkowe – tu pracował aż do nabycia świadczeń emerytalnych.
Franciszek był przekonany, że skoro jego ojciec dożył 90 lat, to i jemu pisane jest długie życie, tymczasem zmarł dzień po swoich 70 urodzinach.
Zosia
Jego córka – Zosia urodziła się w marcu 1933 roku, jak mawia:
„w domu przy ulicy Poznańskiej, u Kierskiego, naprzeciw Sundmanów” .
Kiedy po wojnie wrócili do Szamotuł, mała Zosia wraz z siostrą poszła do szkoły. Pani Nowicka kierująca placówką zdecydowała, że dziewczynki rozpoczną naukę od razu w klasie trzeciej. Przez wiele lat dorosła już Zosia utrzymywała kontakt korespondencyjny z jedną z nauczycielek tejże szkoły – panią Stefanią Jońcówną. Po zakończeniu edukacji w Szkole Handlowej w Poznaniu Zosia podjęła pracę w Gminnej Spółdzielni, a kiedy przeniesiono punkt kasowy do Banku Spółdzielczego pracowała tam aż do urodzenia dzieci.
W 1954 roku wyszła bowiem za mąż za szamotulanina Wiktora Krigera, pracownika telekomunikacji.
Wkrótce przyszła na świat córka, potem urodziły się bliźniaczki. Po kilkuletniej przerwie związanej z opieką nad dziećmi, wróciła do pracy do PZGS, dojeżdżając codziennie rowerem – najpierw na ulicę Dworcową, a potem na Chrobrego. W 1986 roku zmarł mąż Zosi.
Kiedy córki wyfrunęły z domu, ona zaangażowała się w działalność kombatancką. Dbała o porządek w papierach i organizację uroczystości. Szamotulanie kojarzą jej obecność w czasie ceremonii rocznicowych, gdy składała kwiaty pod pomnikami upamiętniającymi ofiary II wojny światowej.
Pani Zosia mówi o sobie, że najbardziej lubi rozwiązywać krzyżówki, a wielką radość do niedawna sprawiały jej podróże – zarówno te bliższe, jak i dalsze. Często wyjeżdżała nad morze. Pytana, czy odziedziczyła po ojcu gen motoryzacji odpowiada, że dopóki mogła to poruszała się rowerem, a teraz wyprawiając się do miasta korzysta z komunikacji miejskiej, bądź uprzejmości sąsiadów.
Jestem przekonana, że moja praca byłaby niepełna bez spotkań z Szamotulanami. A moim Kochanym Seniorom zawdzięczam niejedną inspirację i moc radości z wykonywanej pracy. To również dzięki spotkaniom z Nimi uwielbiam swoje miasto i jego historię. Wierzę też, że dzięki pomocy Szamotulan uda mi się odkryć jeszcze wiele zapomnianych opowieści.