Jak każdy, kto się rodzi, tak ja idę do grobu…
Opublikowano:
30 grudnia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Wydawałoby się, że rytuał pogrzebowy wyrażający potrzebę pożegnania zmarłej osoby jest jednym z podstawowych, uniwersalnych doświadczeń ludzkich i - że jako tak istotny - nie może zaniknąć.
A jednak w ciągu ostatnich kilku dekad można obserwować ograniczanie i skracanie form, które niegdyś pomagały w przeżyciu owego pożegnania.
Dzieje się tak już nie tylko w mieście, gdzie zazwyczaj obrzędowość tradycyjna traci na wyrazistości, ale również na wsi, którą uważa się za skarbnicę dawnych tradycji.
Także tu, role które dawniej pełnili sąsiedzi i krewni, coraz częściej przejmowane są przez szereg specjalistycznych przedsiębiorstw oraz kościelnych lub świeckich urzędników.
Żyją jednak jeszcze ludzie, którzy pamiętają, jak żegnało się swoich bliskich i sąsiadów w ich rodzinnym domu podczas trwającego kilka dni (i nocy) obrzędu, w którym czynnie uczestniczyła cała lokalna społeczność.
Dzięki programowi „Kultura w drodze” miałyśmy szansę spotkać się z osobami, dla których owe formy obrzędu pogrzebowego były bliskie, naturalne i na tyle ważne, że gotowe były się tym doświadczeniem z nami podzielić.
Nasza inicjatywa śpiewacza o nazwie „60 zwrotek/godzinę” istnieje już prawie dziesięć lat. Śpiewamy różne pieśni tradycyjne z całej Polski, ale szczególnie cenimy sobie pieśni pogrzebowe i o rzeczach ostatecznych.
Zdarza się, że śpiewamy przy pogrzebach lub zapraszamy do wspólnego śpiewania w listopadowe, okołozaduszkowe wieczory.
Staramy się poszerzać nasz repertuar podczas warsztatów i badań terenowych. I takie właśnie badania terenowe zapragnęliśmy przeprowadzić, gdy poznałyśmy mistrzynie tradycji: Helenę Szych, Janinę Plichtę i Halinę Łaskę z okolic Kalisza.
Czempisz, Pieczyska oraz Piegonisko Wieś
Gmina Brzeziny, umiejscowiona na południe od Kalisza, bardzo aktywnie wspiera lokalne grupy folklorystyczne. W jej obrębie znajdują się wsie, z których pochodzą odwiedzone przez nas depozytariuszki tradycji: Czempisz, Pieczyska oraz Piegonisko Wieś.
Zanim same pojechałyśmy w teren, wiedziałyśmy, że została tu już wykonana spora praca etnograficzna.
Utrwalono wiele melodii w wykonaniu miejscowych muzykantów i śpiewaczek. Zebrano repertuar związany z weselem, pracami rolnymi, cyklem roku czy też tzw. pieśni przygodne – obecnie materiał ten jako element folkloru jest wykorzystywany szczególnie do występów scenicznych, na przeglądach i biesiadach.
Śpiewaczki, z którymi się spotykaliśmy były świadome wartości śpiewaczych tradycji, które reprezentują. Ale repertuar pieśni pogrzebowych nie cieszy się aż takim zainteresowaniem. Trudno znaleźć dla niego zastosowanie sceniczne.
Oczywiste jest, że wchodząc w temat pieśni pogrzebowych, wchodzi się w pewien intymny dialog z osobą, która przekazuje repertuar. Nie da się tu pominąć odniesień do osobistych odczuć, wspomnień czy bolesnych wydarzeń. Na zebranie i nauczenie się tych pieśni potrzeba czasu, gdyż potrzeba go na nawiązanie pewnej więzi i zaufania.
Spotkania, nie badania
Badanie pieśni pogrzebowych nie jest więc dla nas czysto etnograficznym zajęciem; wymaga od badającej i jej rozmówczyni wspólnego przekonania o ważności i wartości tego repertuaru, nie tyle dla nauki czy tradycji, co dla nas, jako ludzi doświadczających śmierci bliskich osób.
Dlatego te wspólne chwile wolimy nazywać spotkaniami niż badaniami, bo oprócz pieśni i opowieści, doznałyśmy też wiele ciepła i zrozumienia, wykraczających daleko poza ramy konwencjonalnej gościnności.
Jesteśmy przede wszystkim pod wrażeniem troski o to, by należycie przekazać następnym pokoleniom tę ważną a zanikającą umiejętność, jaką jest towarzyszenie zmarłym i żywym w tym ostatnim pożegnaniu.
Mówi się „co wieś to inna pieśń” i tak samo sprawa ma się z pieśniami pogrzebowymi, które przekazały nam nasze mistrzynie. Parę kilometrów tylko dzieli od siebie ich miejsca zamieszkania, a jednak melodie pieśni bywają zupełnie inne, różnią się stylem i dynamiką wykonania.
Zdarzały się też swoiste warianty scenariusza pogrzebu – oddające zapewne specyfikę wieloletniego doświadczenia tej konkretnej społeczność. Ale każdy wariant obrzędu – choć w różny sposób – realizował pewną podstawową wiedzę o tym, jak zatroszczyć się o społeczność sąsiedzką i poszczególne osoby tracące swoich bliskich.
Wiodącą rolę w obrzędzie pełniły grupy śpiewaków, którym przewodzili ci najbardziej doświadczeni, mający uznanie i zaufanie społeczności. Ich zadaniem było przewodzenie nocnym czuwaniom w domu, w którym wystawione było ciało zmarłego – a znajdowało się tam ono przez cały czas aż do wyprowadzenia trumny na cmentarz.
Były pieśni na rozpoczęcie czuwania (np. w Piegonisku rozpoczynano śpiewanie zawsze od pieśni „Kto się w opiekę odda Panu swemu”), wiadomo też było, które są dobre na drogę, które przeznaczone dla młodych, a które dla starszych.
Śpiewacy pogrzebowi mieli także pieśni przygotowane dla tych rodzin, w których występował konflikt.
Śpiewano wtedy ku refleksji, przestrodze, pogodzeniu. Sam zmarły był w trakcie obrzędu przywoływany w pieśniach jako czynny uczestnik. W pieśniach istnieje wiele bezpośrednich zwrotów do niego (np. „Zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy…”), jak również wyraża się on poprzez pieśni w pierwszej osobie (np. „Żegnam cię, mój świecie wesoły”, „Przeto nie płaczcie rodzice…”, „Dziękuję ci…”), dopełniając w ten sposób, za pośrednictwem śpiewaków, pożegnania i rozliczenia się z poszczególnymi osobami rodziny.
Ów czas oczekiwania na pogrzeb był jednocześnie przygotowaniem do ostatecznego pożegnania się ze zmarłym, ostatnim czasem spędzanym razem, ostatnią okazją do powiedzenia sobie najważniejszych słów. Teksty pieśni były przewodnikiem w tym trudnym dialogu, a zadaniem śpiewaków było pozwolić im wybrzmieć. Jak opowiada pani Helena Szych z Piegoniska Wsi:
„jak zmarły zmarł, to na wieczór się szło do domu, dwa wieczory były śpiewane, chyba że księdzu nie pasowało z pochówkiem, wtedy się czekało. Zmarły w domu przebywał, leżał w trumnie w tym domu, w którym zmarł, bo nie było w tamtych latach, jak ja byłam młoda, nie było kaplic przedpogrzebowych […] Były stoły ustawione dwa, białymi obrusami okryte, no i trumna stała, obok trumny były świece postawione, a najczęściej to gromnica jeszcze do tego i były ustawione czy kwiaty w wazonie czy doniczki ziela, takie które w tym domu przebywały, jak były ładne to się ustawiło. No i śpiewaliśmy. Był drugi pokój, to dobrze, to się szło do drugiego pokoju śpiewać, a nie, to nieraz się człowiek o trumnę opierał plecami i żeśmy śpiewali…”
Być może świadomość wagi owej misji pośredniczenia między światem żywych i zmarłych ukształtowały przekonanie, że pieśni, nawet jeśli były długie, powinny być zawsze wykonane w całości. Nasze mistrzynie nawet jeśli nie miały już siły dośpiewać nam którejś pieśni do końca, starały się ją nam chociaż odczytać lub opowiedzieć, by dany wątek był jasny i dokończony.
Długie pieśni posiadają ponadto ten walor, że wprowadzają w stan medytacji i pogłębionej refleksji.
Treści tych pieśni mogą dziś wydawać nam się trochę zbyt dosłowne, często opisują wprost stan ciała po śmierci, a także w sposób mocny mówią o losie duszy, o piekle i osamotnieniu. Jednocześnie jednak wpisują życie zmarłego w pewien naturalny cykl, ukazują je w perspektywie uniwersalnych, ponadczasowych wartości, zmuszają żywych do przygotowania się do własnej śmierci.
Ksiądz wkraczał później…
Niezależnie od waloru estetycznego, na które składają się piękne melodie i poetyckie teksty, pieśni pogrzebowe są przede wszystkim wyrazem samodzielności i mądrości, z jaką społeczność radziła sobie z doświadczeniem śmierci.
Świadomość wagi tego doświadczenia i potrzeby wzajemnego wspierania się w nim przejawiała się w trosce o detale – o kolejność pieśni właśnie, o sposób traktowania ról poszczególnych osób uczestniczących w czuwaniu przy zmarłym, o uwzględnienie sytuacji konkretnej rodziny.
O znaczeniu tego repertuaru dla społeczności świadczy szczególna dbałość o śpiewniki. Pieśni spisywane były w osobnych, tylko do tego celu przeznaczonych zeszytach, które miały ręcznie numerowane karty oraz starannie sporządzony spis treści. Zeszyty te były pięknie kaligrafowane, utrzymane starannie. Nasze mistrzynie posiadają zeszyty własne, a także przechowują śpiewniki po swoich rodzicach lub innych śpiewakach.
Należy przy tym podkreślić, że ksiądz wkraczał w obrzęd pogrzebowy dopiero po przyprowadzeniu trumny z ciałem na cmentarz. Organizacja całego czasu poprzedzającego ten moment należała do społeczności – rodziny, sąsiadów.
Dlatego też pieśni pogrzebowe, choć często o wyraźnym zabarwieniu religijnym, nie dają się sklasyfikować jako pieśni kościelne. Są to śpiewy nabożne, ale kultywowane przez osoby świeckie, wykonywane były wyłącznie w domu i w drodze na cmentarz.
Śpiewaczki, które dzieliły się z nami tym doświadczeniem, mówiły, że nigdy nie śpiewało się tych pieśni w kościele. Od momentu, gdy w rytuał wkraczał ksiądz, śpiewacy ustępowali.
Warto należycie docenić domowy charakter tego obrzędu oraz poczucie osobistej odpowiedzialności za jego przebieg, warto uczyć się go, póki mamy jeszcze od kogo.
Współcześnie następuje wypieranie wielu aspektów tego obrzędu poza obręb oswojonej przestrzeni codziennego życia. Najważniejsze momenty żegnania bliskich zmarłych odbywają się coraz częściej w przestrzeni zewnętrznej, obcej, emocjonalnie obojętnej.
Zanika także umiejętność towarzyszenia sobie w tym trudnym doświadczeniu.
Tymczasem mądrości zawartej w tradycjach pogrzebowych nie przechowa dla nas ani opis naukowy ani kościelne archiwa – to mądrość bycia razem w trudnych momentach życia. Depozytariuszem tej zanikającej tradycji możemy być tylko my sami – potencjalni żałobnicy.
Odbywszy w ramach programu „Kultura w drodze” szereg wyjazdów, zdążyłyśmy czynnie przyswoić około 30 nowych dla nas pieśni. Zdigitalizowałyśmy udostępnione nam zeszyty z pieśniami i śpiewniki oraz zgromadziłyśmy nagrania różnych wykonań poszczególnych pieśni.
Dzięki pomocy Koła Gospodyń Wiejskich z Czempisza poznałyśmy tradycje pogrzebowe regionu. Pozostało do zarchiwizowania i przyswojenia jeszcze wiele pieśni pogrzebowych – co, żywimy nadzieję, zdążymy jeszcze uczynić.
Panie znają też wiele melodii pieśni maryjnych, dziś już prawie zapomnianych, którymi warto byłoby się zainteresować.
Mamy nadzieję, że jak najszybciej uda nam się wrócić do naszych mistrzyń, by uczyć się od nich pieśni, a także pogody ducha i nadziei.
Być może komuś wyda się niezrozumiałe, że można interesować się pieśniami pogrzebowymi i czerpać pewną satysfakcję z ich odtwarzania. Ale my, tradycję wypracowywaną przez wiele pokoleń śpiewaków pogrzebowych postrzegamy jako bezcenny zasób, który jest w stanie wspierać nas w mądrym przeżywaniu czasu żałoby a po tym trudnym okresie – przywracać nas życiu.
Naszym pragnieniem jest by nie zanikła, byśmy nadal umieli się nią dzielić, żeby… pozostała żywa.
Aleksandra Zabel i Ewelina Chatłas za możliwość zrealizowania spotkań śpiewaczych wokół pieśni pogrzebowych dziękują śpiewaczkom Helenie Szych oraz Halinie Łasce oraz ich rodzinom, Żanecie Baś i Kołu Gospodyń Wiejskich z Czempisza, członkiniom inicjatywy śpiewaczej 60 zwrotek/godzinę, w szczególności Aleksandrze Woś oraz Marcie Wnukiewicz.
Spotkania śpiewacze wokół pieśni pogrzebowych regionu kaliskiego zostały zrealizowane w ramach programu „Kultura w drodze” przygotowanego przez Departament Kultury Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego. Założeniem programu było, żeby artyści i animatorzy kultury realizowali projekty artystyczne i edukacyjne, adresowane do mieszkańców tych miejscowości regionu, które oddalone są od wielkomiejskich centrów kultury.
O innych projektach „Kultury w drodze” przeczytasz: tutaj