Kopalnie, Sienkiewicz i wielka tragedia
Opublikowano:
6 maja 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przed ponad stuleciem, Władysław Taczanowski – dziedzic Choryni – podjął ryzykowną decyzję eksploatacji pokładów węgla brunatnego. Niepowodzenie tej odważnej i w pewien sposób pionierskiej w skali Wielkopolski inwestycji, doprowadziło do osobistej jego tragedii.
Nie tak dawno, głośno było o powrocie do pomysłu pozyskiwania węgla brunatnego w naszym regionie. W tym kontekście warto przypomnieć postać Taczanowskiego i wyjątkową historię, która w tle miała politykę kulturkampfu i nawiązanie do Henryka Sienkiewicza.
Kopalnia Taczanowskiego
Władysław Taczanowski (1872–1922) był synem gen. Edmunda, jednej z najważniejszych postaci XIX-wiecznej Wielkopolski, dowódcy w powstaniu styczniowym, uczestnika walk włoskich pod dowództwem Garibaldiego. Był zarazem ostatnim właścicielem dóbr choryńskich, niezbyt dużej majętności usytuowanej kilka kilometrów od Krzywinia i Kościana.
W 1904 roku podjął on decyzję o rozpoczęciu eksploatacji pokładów węgla brunatnego i torfu w okolicach Jerki i Bielewa.
Taczanowski polecił wykonanie 26 próbnych odwiertów. W związku z natrafieniem w 22 z nich na węgiel, w 1905 roku zlecił przygotowanie ekspertyz oceniających wartość złóż. Ich rezultaty opublikowane zostały w „Dzienniku Poznańskim”.
Rok później gwarectwo Adelhaid, mające swą siedzibę w Poznaniu, zaproponowało Taczanowskiemu kupno kopalni. Transakcja jednak nie doszła do skutku. W marcu 1906 roku potwierdzono sądowo prawa Taczanowskiego do kopalni węgla brunatnego.
Natomiast 5 czerwca 1907 roku działalność zainicjowała spółka mająca zająć się eksploatacją zasobów. Współtworzyli ją Taczanowski, dr Zygmunt Dziembowski, adwokat Adam Woliński, kupiec z Charlottenburga Salinger oraz Lilienfeld.
Wyemitowano 100 akcji po 2500 marek. 16 lutego 1905 roku Paul Kriebitz przedstawił analizę pt. „Pola kopalniane węgla brunatnego w Jerce. Sprawozdanie rzeczoznawcze.”
Wskazywał w nim, iż 21 odwiertów, którym nadano imiona z Quo vadis Sienkiewicza, posiadało dobrej jakości węgiel.
Potencjalny obszar jego eksploatacji miał obejmować około 18.000 mórg pruskich (w przybliżeniu 460 ha). Węgiel znajdował się na głębokości 88 m. Próbki poddano analizie w Królewskim Chemiczno-Technicznym Zakładzie Doświadczalnym w Charlottenburgu.
W opinii Kriebitza pokłady jereckie były niezwykle kaloryczne i należały do najlepszych na wschodzie kraju. Wydobyty surowiec miał w równej części służyć jako paliwo opałowe w kotłach parowych, jak i do produkcji brykietów. Geolog pisał:
„[…] pola węglowe pana Taczanowskiego należą bez zaprzeczenia do najlepszych, jakie spotykamy na całym wschodzie marchii. Nie wykluczonem nawet jest, iż one w ogólności są najlepszymi, jakie dotychczas odkryto. Uważam za rzecz pewną, że pola tutejsze pod względem ekonomicznym wielką odegrają rolę, tworząc bardzo zyskowne źródło dla tych, którzy podejmą się ich eksploatacji”.
Pokłady węgla obliczano na 1.490.000.000 hektolitrów. Zakładano roczne wydobycie na poziomie 3.000.000 hektolitrów.
Korzystne ekspertyzy
Drugą ekspertyzę wykonał Georg Butterlin, który uprzednio brał udział w niemal wszystkich odwiertach. 17 kwietnia 1905 roku przedstawił on ogólną charakterystykę złóż. Opracowanie uzupełnione zostało o część odnoszącą się do kalkulacji kosztów eksploatacji przedstawioną Taczanowskiemu 2 lipca 1905 roku.
Ekspert szacował, iż złoża znajdują się na głębokości 90 m i obejmują 2.340.000.000 hektolitrów węgla. Jednocześnie zakładał budowę czterech kopalni. Najpierw jednak miały powstać dwa szyby i fabryka brykietu, które kosztowałyby 1.630.000 marek. Obliczając wartość wszystkich pól Butterlin szacował, iż w wypadku ich sprzedaży Taczanowski mógłby otrzymać 7.088.000 marek.
Ostatnią ekspertyzę wykonał Julius Krisch kierujący kopalniami w Brunszwiku. Jej tekst bazował na opracowaniu Kriebitza. Autor wskazywał na zdecydowanie zawyżony wg niego koszt wydobycia jednego hektolitra, który powinien oscylować w okolicach połowy kwoty podanej przez Kriebitza.
Jednocześnie wskazywał na zasadność wydobywania rocznie do 6.000.000 hektolitrów. Oszacował on – całkowicie błędnie – iż eksploatacja złóż mogłaby trwać do 230 lat!
Taczanowski skuszony obiecującymi ekspertyzami, zaciągnął kredyty i rozpoczął eksploatację złóż. Szybko okazało się, że inwestycja jest całkowicie nietrafiona i przyniesie poważne straty.
Poprzez kancelarie prawne usiłowano wymusić na Taczanowskim spłatę zadłużenia wobec wierzycieli. Przypuszczając, iż nie będzie to możliwe, wierzono w możliwość sprzedania przez niego majątku.
Upadek
Prezydent Komisji Kolonizacyjnej w rozmowie z mecenasem Louisem Kronheimem z Poznania, w dniu 4 lipca 1904 roku otrzymał wiadomość, iż ten mógłby przedstawić Taczanowskiemu ofertę notarialną spłaty w ciągu sześciu miesięcy 6000 marek. Ostatecznie majątek miał trafić na subhastę, przymusową licytację.
Wobec ogromnych zabiegów Komisji Kolonizacyjnej, ziemiaństwo wielkopolskie postanowiło nie dopuścić do utraty majątku gen. Taczanowskiego na rzecz Niemców.
Wsparty poręczeniem finansowym Mieczysław Chłapowski z sąsiadującego z Chorynią Kopaszewa, postanowił nabyć zadłużony majątek.
Mimo iż doszło do umowy wstępnej, Taczanowski zerwał ją i sprzedał swe dobra księciu saksońsko-weimarskiemu, właścicielowi sąsiedniego Racotu. Dla Wielkopolski, ale i rodziny Taczanowskich był to ogromny cios, który skutkował publicznym wykluczeniem Władysława z rodziny oraz powszechnym ostracyzmem jego osoby.
Śmiała inwestycja związana z wydobyciem węgla brunatnego, okazała się przyczyną upadku Taczanowskiego. Na długie lata porzucono pomysł pozyskiwania tego surowca w południowej Wielkopolsce.
Węgiel brunatny w Wielkopolsce
Współcześnie w Polsce wyróżnianych jest osiem rejonów, gdzie występuje węgiel brunatny. Dwa z nich znajdują się w Wielkopolsce.
Pierwszy obejmuje złoża na linii Mosina, Czempiń, Krzywiń, Szamotuły, Gostyń, Góra, Oczkowice. Drugi to złoża w okolicach Konina: Pątnów, Adamów, Drzewce, Tomisławice, Mąkoszyn-Grochowiska, Dęby Szlacheckie, Piaski, Izbica Kujawska, Grochowy-Siąszyce.
Pierwszy z rejonów wspólnie z Legnickim i tzw. Zachodnim, należą do najzasobniejszych i stanowią 90% wszystkich pokładów węgla brunatnego.
Ilość tego paliwa kopalnianego występująca w kraju szacowana jest na 40 148,6 mln ton. 31 udokumentowanych złóż zlokalizowano na terenie Wielkopolski.
Największe z nich – Oczkowice w gminach Krobia i Miejska Górka – posiadają zasoby na poziomie 966 mln ton, z czego wartość energetyczna oceniana jest na 785 mln ton. W przypadku podjęcia eksploatacji tego złoża, możliwe byłoby pozyskiwanie w skali roku około 18 mln ton.
W ramach symulacji wydobycia przebadano korzyści, jak i koszty związane z uruchomieniem nowych odkrywek.
Najpoważniejszym zagrożeniem związanym z pracami ziemnymi, byłoby odwodnienie znacznej części gruntów do głębokości 250-300 metrów, co miałoby poważne konsekwencje dla całego regionu, zwłaszcza zaś dla samego Poznania.
Deficyt wody, stepowienie Wielkopolski, to zjawiska obserwowane od kilku dziesięcioleci. Budowa kopalni negatywne skutki tych zjawisk przyrodniczych jeszcze by wzmogła.
Dwie projektowane odkrywki „Czempiń” i „Mosina” okazały się nieekonomiczne, a wręcz szkodliwe, gdyż ich powstanie zagroziłoby zabezpieczeniu w wodę samego Poznania.
De facto na zniszczenie skazane zostałyby 52 miejscowości (w tym Lubiń z niemal 1000-letnim klasztorem, pomnikiem historii) czy znaczna część Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Obecnie szczęśliwie nie ma planów pozyskiwania węgla brunatnego, co związane jest ze zbyt dużą kosztochłonnością jego wydobycia oraz ogólnoeuropejską strategią zakładającą odejście od paliw kopalnianych, jako źródeł energii.
Przewiduje się, że do 2050 roku powinny zakończyć wydobywanie wszystkie kopalnie pozyskujące ten surowiec. Jako pierwsza wygaszona zostanie kopalnia Adamów. Konin w 2030, a Sieniawa w 2050 roku.
Przykład Taczanowskiego dobitnie pokazał, że pozyskiwanie węgla brunatnego okazało się na dłuższą metę fatalną decyzją. Nieco ponad sto lat po tamtych wydarzeniach, nad znaczną częścią Wielkopolski ponownie zawisło widmo ekologicznej katastrofy.
Koniec końców zamysł o wydobyciu węgla porzucono. Miejmy nadzieję, że najbliższe trzy dekady, w trakcie których wygaszone zostaną obecnie eksploatowane pokłady, wolne będą od podobnych pomysłów, a historia Taczanowskiego będzie wyłącznie ciekawą anegdotą i przestrogą.