Liczy się bycie, nie posiadanie
Opublikowano:
20 lipca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Przyroda stała się moją nauczycielką. Podziwiam ją i staram się zgłębiać jej tajniki. W końcu jestem jej częścią, zatem można powiedzieć, że w ten sposób lepiej poznaję siebie. Zamiast łykać kolejne tabletki, uciekać w używki czy chodzić do psychoanalityka, polecam każdemu pobyć dłużej w samotności na łonie natury. Łąki i lasy to hojne apteki” – mówi poetka Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska, jedna z tegorocznych stypendystek Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury.
Sebastian Gabryel: Relacje osobiste i społeczne, rozterki egzystencjalne, związki człowieka z przyrodą – to wszystko znajdziemy w twojej nowej, nadchodzącej książce poetyckiej pt. „Taniec wariata”, której wydanie umożliwi ci niedawno otrzymane stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury. Kieruję się jedynie intuicją, ale mam takie wrażenie, że proces jej powstawania był dla ciebie czymś więcej niż aktem twórczym… Mam rację?
Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska*: Gratuluję intuicji. Każda moja książka – pomijam utwory dla dzieci – to coś więcej niż sam proces twórczy czy kreacja. Często sięgam do toczącego się wokoło życia, świata namacalnego, przemawiającego przez przedmioty, historię miejsca, zdarzenia, „przypadki”. Wsłuchuję się, rejestruję, przetwarzam, a pod wpływem któregoś z impulsów otwiera się wewnętrzne. I wtedy pozwalam mu wypłynąć. Niekiedy dorzucam akcent emocjonalny, ubarwiam doznanie, innym razem podaję to „coś” na surowo. I tak też było z utworami, które znajdą się w najnowszej książce „Taniec wariata”. Powstawały przez okres ostatnich dwóch lat, w wyniku obserwacji, przeżyć, poznawania nowego, czyli w tym przypadku Wielkopolski.
SG: Choć nie jestem poetą, to czuję, że bez intymności, bez momentów, w których odruchowo chcielibyśmy się zakryć, a tego nie robimy, nie ma poezji, a jest jedynie jej reprezentacja. Zwłaszcza, kiedy porusza się ważne i uniwersalne tematy. Czy w pewnym sensie „Taniec wariata” był dla ciebie próbą odwagi?
AWC: Przy siódmej czy ósmej książce poetyckiej nie myślisz już tymi kategoriami. Po prostu robisz swoje. Ale masz rację, bez intymności, elementu osobistego, poezja traci wiarygodność, staje się słowami bez ładunku.
Co prawda wiersz to nie reportaż, nie jest przeniesieniem jeden do jeden, niemniej stanowi wchodzenie w coś głębszego, na co nie każdy jest gotowy.
Oczywiście „Taniec wariata” jest swego rodzaju próbą, ale bardziej próbą uchwycenia dystansu i szerszego spojrzenia na pewne zagadnienia, nie z pozycji uczestnika, a obserwatora. Zajrzeniem w strefy obce, przeciwne systemy wartości. I nie pogodzeniem, bo pewnych rzeczy nie powinno się ze sobą godzić, natomiast warto podjąć próbę ich zrozumienia. Zauważenie, że istnieje inne, i to inne ma prawo istnieć, staje się krokiem ku czemuś lepszemu, takie przynajmniej mam wrażenie.
SG: „Taniec wariata” to książka poetycka „z Wielkopolską w tle”. Od jak wielu stron wplatasz w nią nasz region?
AWC: Praktycznie wszystkie wiersze, poza pojedynczymi przypadkami, dotyczą Wielkopolski. Jeśli nie przez bezpośrednie nawiązanie do miejsc, ludzi, wydarzeń, przeżyć, to przez miejsce powstania.
Kilka wierszy dotyczy samego Poznania.
Pojawia się także prowincja, tak odmienna od stolicy województwa – senna, stonowana, wręcz sielska, lecz też hermetyczna, łaknąca sensacji, zamknięta na nowe. Na przykład w „Cyklu na P” – krótkich formach, gdzie każdy tytuł rozpoczyna się literą „P” i przedstawia uniwersalne zjawiska – uważny czytelnik odnajdzie lokalne ślady. Jestem bardzo ciekawa, czy idea przyświecająca mi w trakcie jego tworzenia została wystarczająco uwydatniona i przebije się przez treść.
SG: W swojej twórczości wiele miejsca poświęcasz przyrodzie. To może banalne pytanie, ale z czego to wynika?
AWC: Odpowiedź również zabrzmi banalnie, ale cóż poradzić… z miłości. Mam słabość do przyrody. Jako dziecko sporo czasu spędzałam na wsi. Lasy, pola, jeziorka – krajobraz zbliżony do tego, co oferuje swoim mieszkańcom Wielkopolska. Proszę, zwróć uwagę na słowo „natura” – natura, naturalność, czyli coś prawdziwego, prawidłowego. Gdy tego podstawowego pierwiastka zaczyna w twojej codzienności brakować, to zaczynasz się miotać. Dosłownie „tracisz grunt pod nogami”.
Przyroda stała się moją nauczycielką. Podziwiam ją i staram się zgłębiać jej tajniki.
W końcu jestem jej częścią, zatem można powiedzieć, że w ten sposób lepiej poznaję siebie. Zamiast łykać kolejne tabletki, uciekać w używki czy chodzić do psychoanalityka, polecam każdemu pobyć dłużej w samotności na łonie natury. Łąki i lasy to hojne apteki. Osobiście przytulam się do drzew, traktuję z czułością owady, zbieram kamienie, o ziołach i ich właściwościach mogłabym mówić bez końca, więc nie byłabym sobą, gdyby nie pojawiały się one w moich wierszach.
SG: Wracając do miasta, a konkretnie do Poznania. Czy wiersze mu poświęcone również są „słodko-gorzkie”, czyli takie, jak opisujesz całą książkę? Pytam, bo wiele osób mówi, że to miasto można kochać i nienawidzić jednocześnie (śmiech).
AWC: O tak! Doskonałe podsumowanie. Bez wątpienia Poznań to współczesne europejskie miasto – prężne, przedsiębiorcze, o zdecydowanym głosie, przy czym nie dla każdego, czy też nie zawsze ten głos okazuje się przyjemny.
Wieczny pośpiech, konieczność zarabiania, wydawania, ciągłe bywanie gdzieś, udowadnianie, że ja też mam, też mogę, czyli niekończąca się aktywność, zdobywanie, konkurowanie, dążenie do czegoś… Uff, aż zmęczyłam się od samego wymieniania.
To normalne, że przy takim tempie następuje przebodźcowanie, a więc to, co wcześniej cię cieszyło, zaczyna męczyć i powodować awersję. I pewnie stąd bierze się dysonans. „Kochać” i „nienawidzić” jednocześnie, zamiast znajdować się na przeciwnych biegunach, zderza się w jednym punkcie. Na szczęście są w Poznaniu i okolicach miejsca, które dają wytchnienie. Dla mnie to te związane z przyroda lub sztuką: Muzeum Narodowe w Poznaniu, pałac i park w Rogalinie, park Dębina, CK Zamek, rezerwat Meteoryt Morasko, ale również zaskakująca kunsztem i finezją architektura niektórych kamienic. A odpowiadając na twoje pytanie – tak, będzie „słodko-gorzko”. I chociaż nie jest to wyłącznie specyfiką Wielkopolski – a może jest, pozostawiam to bez odpowiedzi – chcę, aby w tych tekstach wybrzmiało, że liczy się bycie, nie posiadanie, a czasem mniej znaczy więcej.
SG: Pod koniec ubiegłego roku poprowadziłaś warsztaty poetyckie dla dzieci i młodzieży pod tytułem „Poezja to żaden obciach”. Właściwie jak to się stało, że do takich rzeczach w ogóle trzeba przekonywać? Dlaczego poezja to dla wielu – zwłaszcza młodych ludzi – wciąż, może coraz bardziej, synonim „siary”?
AWC: Tytuł miał być nieco prowokacyjny, ale rzeczywiście większości osób – a dzieci uczą się od dorosłych – poezja kojarzy się z czymś niedostępnym, górnolotnym, wysublimowanym. A na dobrą sprawę wszystko może stać się poezją lub posłużyć do jej uchwycenia.
Napisanie wiersza nie jest wyłącznie kwestią talentu, umiejętności czy oczytania, a pewnej wrażliwości i sposobu postrzegania świata.
Napisanie dobrego wiersza wymaga natomiast konkretnych narzędzi, które są dostępne dla wszystkich, i to właśnie staram się przekazać uczestnikom na warsztatach. Wierzę w sztukę, w jej dobroczynny wpływ, wierzę, że każdy jest w stanie tworzyć. Niekoniecznie musi to być literatura, bo istnieje szeroki wachlarz dziedzin artystycznych, jak choćby malarstwo, aktorstwo, rękodzieło, fotografia, taniec, śpiew, nawet ogrodnictwo czy gotowanie z pasją może stać się sztuką, a wśród takiego wyboru każdy ma szansę odnaleźć najodpowiedniejszy dla siebie sposób ekspresji.
SG: Podejrzewam, że premiera „Tańca wariata” odbędzie się niedługo po wakacjach. Kiedy będzie można zapoznać się z twoją książką?
AWC: Przyznam szczerze, że nie znam daty premiery. Pierwotnie zakładałam, że „Taniec wariata” ukaże się w WBPiCAK w Poznaniu.
Niestety, ze względu na napięty terminarz wydawniczy aktualnie nie jest to możliwe.
W tej sytuacji zrezygnowałam z szukania w pośpiechu wydawcy, a skupiłam się na dojrzewaniu słów i pomysłów. Szczególnie, że powstało kilka nowych wierszy, które wymagają „leżakowania” i prawdę mówiąc, nie czuję, aby książka była gotowa. Z doświadczenia wiem, że niedosyt wskazuje, że coś jeszcze wymaga uwzględnienia, poprawy lub opowiedzenia. Zakończenie procesu następuje, gdy pojawia się tzw. „pstryk” – coś zaskakuje, odczuwasz ulgę i zadowolenie. „Taniec wariata” ukaże się do końca 2021 roku. Mam też nadzieję, że w międzyczasie uda się zorganizować jedno lub dwa spotkania autorskie, na które już dzisiaj gorąco zapraszam.
SG: Czy możemy liczyć na przedpremierowe zapoznanie się z wybranymi utworami?
AWC: Oczywiście, z ogromną przyjemnością.
Zapalnik. świeże ślady
Morze ludzkich głów z transparentami
na placu Wolności. bicepsy napięte
pod drzwiami zamkniętych kościołów.
racja turla się między szczelinami
różnolitej kostki brukowej, węszy
skrajności, podnosi ciśnienie.
jedno, a jakby dwa miasta.
Czerwiec w promieniach
Pod kopułą czeremchy pszczoły,
zieleń w śnieżnych płatkach.
już nie biegnę, nie szukam.
czym jest istnienie? kim we mnie
ten, co w swoim niespełnieniu
zwie się wiecznym tułaczem?
w miękkość traw zapadam.
podziemne strumienie szemrzą.
och, jak dobrze, jak cicho.
*Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska – poetka, pisarka, scenarzystka, redaktorka, absolwentka Studium Literacko-Artystycznego na Wydziale Polonistyki UJ w Krakowie oraz Wytwórni Scenariuszy przy WFDiF w Warszawie. Autorka siedmiu książek poetyckich oraz zbioru opowiadań „Dzielnica (bez) cudów”. Twórczyni scenariuszy, sztuk teatralnych, słuchowisk „Historia dla dzieci” (historiadladzieci.pl). Redaktorka Babińca Literackiego, portalu promującego poezję tworzoną przez kobiety. Stypendystka UMWW i MKiDN.