fot. Maciej Domagalski

M jak Mimoza, Maciej, Miasto

Zgodnie z listą przygotowaną przez Instytut Pamięci Narodowej w Powstaniu Warszawskim walczyło około tysiąca osób z Wielkopolski. Na pewno wielu Wielkopolan było mieszkańcami stolicy w trakcie wybuchu Powstania, tak jak kaliski dziadek mojego męża.

Wiele się obecnie mówi o odmienności doświadczeń wojennych w Generalnej Guberni oraz na terenach włączonych do Rzeszy Niemieckiej. Badacze zwracają uwagę, że wizję historii zdominowało doświadczenie warszawskie, które ukształtowane zostało przede wszystkim przez dwa powstania, zagładę miasta i wypędzenia. Lecz przecież trudno je tak całkowicie rozgraniczyć. Przez wiele lat jeżdżąc pociągiem na trasie Poznań–Warszawa, mijałam napis na pruszkowskim betonowym murze – „Tędy przeszła Warszawa”. Nie tylko Warszawa – tędy, razem z ludnością cywilną wyszedł dziadek. Zawsze mnie ten napis wzruszał – skrótowo oddawał sens wiersza Herberta „Raport z oblężonego miasta”:

 

i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto.

Dwojakość litery W

Drewniana, niewielka litera W, która stoi na scenie, jest jednym z niewielu rekwizytów w spektaklu „Mimoza”. Wydaje się od początku, że wiadomo, co „W” sygnalizuje – hasło „godzina W” stało się synonimem wybuchu powstania warszawskiego, podobnie jak D-Day dla lądowania aliantów w Normandii.

 

fot. M. Domagalski

Lecz to tylko jeden, wcale nie najważniejszy poziom znaczenia tego rekwizytu. Laura Leish, czyli Ewa Kaczmarek-Domagalska, poznańska artystka, współtwórczyni Teatru Usta Usta  Republika, pod koniec spektaklu odwraca ją do góry nogami i zamienia w literę M, która niesie całkiem nowe znaczenia.

Ewa Kaczmarek przygotowała lub współrealizowała kilka spektakli, w których mierzyła się z postaciami historycznymi z okresu II wojny światowej. Dotąd były to przedstawienia mówiące o losach Wielkopolan: m.in. w „Ewa i ja” – o pochodzącej ze Środy Wielkopolskiej imienniczce kochanki Hitlera, Ewie Braun; „Tymczasem pa, kochany Skarbunieczku!” inspirowany rysunkami, jakie dla Piotra Korduby rysował w trakcie wysiedlenia jego ojciec; „Gdzieś daleko stąd” o wojennych wysiedleniach z Poznańskiego.

 

Co sprawiło, iż tym razem Ewa Kaczmarek sięgnęła po historię spoza tak ważnego dla niej dziedzictwa? Tytułowa Mimoza to babcia jej męża – Stanisława Domagalska.

Litera, która przez cały spektakl widoczna jest dla widzów jako W ze wszystkimi jej tropami: godzina W, Warszawa, wojna, pod koniec spektaklu zamienia się w M – Mimoza, Miasto, ale też Miłość, bo jakby wbrew czasom, o jakich mówi to przedstawienie, jest w nim bardzo dużo miłości.

Teatralne ujęcie Mimozy

Ten spektakl ma właściwie czworo bohaterów: Mimozę, która ustami Ewy Kaczmarek opowiada o swoich wojennych losach, Macieja – jej wnuka, męża Ewy, którego słowami aktorka opowiada o babci – tej, jaką znał, a nie o bohaterskiej sanitariuszce. Kolejną jest sama Ewa, która zastanawia się, jak i po co złożyć z zapisków narrację o młodej kobiecie-konspiratorce, powstańcu. Ostatnim bohaterem jest Warszawa – ta, której już nie ma, a którą przedstawia nam Stanisława.

 

fot. M. Domagalski

Punktem wyjścia dla przedstawienia są zapiski, jakie już po wojnie prowadziła Mimoza. Nie chciała swoim bliskim opowiadać o tym, co przeżyła. Zamiast tego wolała pisać i zostawić świadectwo, do którego w każdej chwili będzie można wrócić.

Ten dokumentujący charakter spisanych wspomnień powoduje, iż słowa, jakie padają ze sceny, pozbawione są niemal opisów emocji. Strach, niepewność są nie tyle wypowiedziane wprost, co oddane przez to, jak konkretyzuje je w swojej opowieści aktorka. W tych scenach, kiedy „jest” Mimozą, wybiera ilustracyjny sposób przekazywania narracji, odgrywa to, o czym mówi, np. odtwarza dźwięki, jakie wydawały podkute wojskowe buty. Mimoza zyskuje swoją sceniczną obecność dzięki naturalistycznej grze aktorskiej i spisanym przez nią samą słowom. Kiedy jednak Ewa Kaczmarek – twórczyni mówi o swoim własnym doświadczeniu tworzenia spektaklu, niejako wychodzi z roli. Staje przed nami jako aktorka, mówi wprost do widzów, jakby szukała u nich potwierdzenia dla własnych refleksji. Wprost do nas zwraca się też, kiedy relacjonuje to, co o Mimozie mówi jej wnuk. Każdy z takich fragmentów rozpoczyna się od zwrotu: „Maciek mówi:…”. Tu jednak aktorka już nie odgrywa jego opowieści, relacjonuje ją w taki sposób, jakby chciała widzów włączyć w proces budowania postaci. Opowieści wnuka nie tyle dotyczą zdarzeń, co są charakterystyką Mimozy, jej cech, emocji.

 

fot. M. Domagalski

Zdarzenia, jakie tu przywołuje, są tak uformowane, że są opowieścią o babci – takiej normalnej, z którą człowiek jako dziecko bawi się, a którą jako dorosły czasem musi się zaopiekować.

Taka jest historia o jego własnych urodzinach, które przypadają pierwszego sierpnia, kiedy w trakcie rodzinnych przyjęć babcia na dźwięk syren odpływała do innego świata i płakała po tych, których kiedyś znała.

Powracająca Warszawa

W tych powrotach do „wtedy” pojawia się ostatni z bohaterów tego przedstawienia – Warszawa. Dla mnie tamta Warszawa jest elementem, który pomagał mi się identyfikować z doświadczeniami Mimozy, a także z postacią Ewy-aktorki. W pierwszej scenie spektaklu, tej opowiadającej o wrześniu 1939 roku, pojawiają się nazwy konkretnych miejsc: katedra św. Floriana, most Kierbedzia, ulica Wileńska. Też dla mnie są ważne. Moja rodzina w czasie wojny mieszkała kilkaset metrów od domu Mimozy – wystarczyło tylko przejść na drugą stronę torów.

 

fot. M. Domagalski

Ona – tak jak ja – pochodziła ze Szmulek, tej części Warszawy, która jako jedno z niewielu miejsc ocalała po powstaniu, zachowując swój kształt autentycznego miejsca.

Równocześnie jest to dzielnica, która aż do teraz nie cieszy się dobrą sławą. O tym też jest w spektaklu. Pojawia się tam zdanie, które często powtarzała moja babcia, a teraz moja mama: „Tu są uczciwi złodzieje, swoich nie ruszają”. W ten przedziwny sposób Mimoza spotyka się tu z moją babcią, której opowieści o wojnie bardzo silnie zapadły mi w pamięć.

„Mimoza” – opowieść o dawnych/obecnych bohaterach

Spektakl oglądałam w warszawskim Muzeum Powstania Warszawskiego, został tam zagrany w rocznicę upadku powstania. Na widowni siedzieli warszawiacy, potomkowie powstańców.

 

Opowieść o Mimozie przypomina, że dawni bohaterowie to czyjeś babcie, dziadkowie, krewni, ludzie tacy jak my, których los postawił w tragicznej sytuacji.

Poznańska premiera „Mimozy” odbyła się 20 września. Liczę, że ten spektakl będzie można też zobaczyć w innych wielkopolskich miastach. Odmienne – to z GG czy Warthegau – doświadczenia wojenne nie powinny stanąć na przeszkodzie w przyjęciu i przejęciu się historią zwykłej młodej dziewczyny, której dzięki serii cudów udało się przeżyć wojnę.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0