Macewy w blasku słońca
Opublikowano:
10 lipca 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
W dostępnej na portalu rozmowie na temat jeziora Rusałka, Przemek Prasnowski stwierdził, że zmiana myślenia o tym istotnym dla poznaniaków miejscu w kontekście ostatnich związanych z nim odkryć jest konieczna. Trzeba podjąć działania, by móc pogodzić przeszłość tego miejsca z teraźniejszością.
Podobne intuicje miał zapewne artysta Robert Bartoszek, kiedy tworzył cykl prac poświęconych Rusałce. Odwołują się one zarówno do folkloru słowiańskiego i wywodzącej się stamtąd postaci rusałki, jak i do poznańskiego jeziora o tej nazwie, znanego nie tylko ze swej atrakcyjności rekreacyjnej, ale i mocno ostatnio wybrzmiewającej trudnej i tragicznej historii. Podsunięty przez artystę trop skojarzeniowy wydaje mi się w tym niesłychanie interesujący i znaczący.
Kim są rusałki?
Rusałki mogą kojarzyć się niewinnie chyba tylko w kontekście opowieści dla dzieci. W istocie to istoty tyleż urokliwe, co niebezpieczne. Chociaż wydawać się mogą niegroźnymi mieszkankami lasów i jezior, sprawiającymi ze śmiechem psoty leśnym wędrowcom, w rzeczywistości ludowych podań kusiły ich przecież, nawołując do zejścia z obranej ścieżki, by w efekcie puścić się z nimi w tan aż do zupełnego wyczerpania i śmierci niespodziewających się niebezpieczeństwa ofiar, bądź załaskotać je na śmierć.
Cały cykl malarski poświęcił im Jacek Malczewski. W jego przedstawieniu jest zarówno fizyczny urok, jak i śmierć, obłęd, groza spotkania z tymi postaciami – cała ich dwuznaczność.
Odwołanie się więc w przypadku dyskusji o poznańskiej Rusałce do tego skojarzenia udatnie oddaje też niejednoznaczność pojawiających się w tym kontekście faktów i myślowych tropów. Rusałka tyleż jest uroczym akwenem przyciągającym chcących odpocząć poznaniaków, co miejscem wzbudzającym niepokój z racji historii swego powstania i kryjącej tajemnice toni. Tej ambiwalencji nie da się już dzisiaj nie zauważać. Czy oznacza to jednak konieczność wyzbycia się przyjemności korzystania z uroku miejsca, czy może wymazania i niezauważania historii?
Jak pogodzić – będącą świadectwem okropności wieku XX – genezę jeziora z rolą jaką spełnia dzisiaj? Jak pogodzić dwie pamięci? Tę historyczną i tę indywidualną poznaniaków, spędzających nad Rusałką miłe chwile?
Wyzwanie, które teraz stoi przed mieszkańcami Poznania jest bardzo wymagające – stworzyć opowieść jednoczącą obydwa ciągi skojarzeń, pozwalającą na kultywowanie trudnej przecież pamięci i czerpanie przyjemności z obcowania z tym fragmentem poznańskiego krajobrazu. Nie da się tego uczynić od razu, jednym gestem. Sprawić, by stało się wyraźnym i oczywistym to, co dopiero domaga się przypomnienia.
Macewy w słońcu
Prace Roberta Bartoszka tworzą zręby takiej nowej opowieści i mogą być potraktowane jako szczególna próba zmierzenia się ze zmiennością znaczeń. Malarz wyznaje, że choć mieszka w Poznaniu od kilku już dziesiątek lat, nie wiedział przez długi czas nic o historii Rusałki i odsłonięcie śladów wydarzeń z nią związanych stanowiło impuls, by sprzeciwić się tej niepamięci i zobrazować historię na swój sposób.
A ten obraz jednocześnie jest pełen światła i wydobywa na wierzch świadectwa przeszłości. Na płótnach widoczne są skąpane w słońcu wynurzające się z tafli jeziora macewy.
Napięcie pomiędzy tymi dwoma – wydawałoby się sprzecznymi – żywiołami: niosącym życie słońcem i świadectwem okrutnej śmierci kamieniem, stanowi o sile przedstawień. Tytuły prac wydobywają na wierzch to napięcie: „Wygląda ładnie, a jest tak niespokojnie”, „Niby wygląda miło, a wcale tak nie jest”. Zaznaczają bolesny rozdźwięk.
Pamięć jest wydobyta z mroku, ale nie omracza wszystkiego wokół. Postawiona w świetle, teraz dopiero pozwala sobie być pamięcią, a nie marą senną, przychodzącym i nieuchwytnym koszmarem. Męczącym i nieustannie powracającym. Macewy w słońcu to ofiary w końcu dostrzeżone, mające szansę na ukojenie w godnej pamięci. To, co udźwignąć ciężko mowie, może ponieść malarstwo.
Cykl prac Roberta Bartoszka to też przy okazji kolejny komentarz do problemu pamięci zbiorowej. Słowa o nieznajomości faktycznych dziejów poznańskiej atrakcji mogłyby być wypowiedziane przez wielu mieszkańców Poznania.
Niepamięć nie likwiduje faktów, nie zmienia historii, zmienia za to jej odbiór i przeżywanie.
Zarządzanie zbiorową pamięcią to praktyka i pokusa władzy, jej poboczne, nieoficjalne obszary to przestrzeń możliwego oporu. Stały ruch pamięci, konieczność ustawicznej pracy nad nią – uciążliwa i bolesna często – odbijają się w życiu społecznym, także w sztuce. Jednocześnie są przez nie wywoływane. Poboczne wątki stają się głównymi, tematy poniechane powracają – domagają się przemyślenia i domknięcia. Sztuka stanowi przestrzeń osobną.
Dzieła sztuki – jeśli traktować je jako komentarze do doświadczenia, do rzeczywistości – nie mówią nic wprost, nie stanowią prostych ocen i diagnoz. Zwykle pozwalają wejrzeć w przestrzeń wieloznaczności, złożoności świata i zmierzyć się z nią.
Dyskusja wokół Rusałki toczy się od jakiegoś czasu i będzie obrastała w kolejne komentarze, próby zrozumienia i uporania się z dziedzictwem przeszłości. Do domknięcia jej daleko. Głos czy raczej malarski gest Roberta Bartoszka jest o tyle istotny, że przenosi tę konkretną przeszłość w tu i teraz kultury artystycznej/malarstwa po raz pierwszy chyba. W synergii z wszelkimi zapowiadanymi inicjatywami mającymi zmienić spojrzenie na Rusałkę tak, aby było pełniejsze, świadome tragicznej historii jej powstawania, ma szansę skutecznie oddziaływać. A o to chyba w sztuce także chodzi – by miała znaczenie i moc sprawczą.