Trzydziestolatki mają głos
Opublikowano:
28 kwietnia 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zdziwiło mnie, że można mieć tak wszystko w sobie poukładane, wszystko już rozumieć i zawsze wyciągać wnioski ze swoich błędów i porażek. Wtedy rozejrzałam się dookoła siebie… – mówi Magda Nowicka Chomsk, redaktorka feministycznego zinu „Kontrafałda”.
KUBA WOJTASZCZYK: Gdzie zaginęły dziewczyny z pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków?
MAGDA NOWICKA CHOMSK: Nigdzie nie zaginęły, bo zaginąć nie mogą. Pamiętajmy, że jesteśmy z wyżu demograficznego. Rodziłyśmy się na szpitalnych korytarzach, chodziłyśmy na dwie zmiany do szkoły i musiałyśmy pokonać przynajmniej dziesięć osób, aby dostać się na wymarzony kierunek studiów. Jest nas naprawdę bardzo dużo, a jednak mam wrażenie, że ciągle poświęca nam się za mało uwagi.
Nie widzę zdecydowanych manifestów, definicji, obrazów pokolenia urodzonego w latach 80. Za mało mi tego w filmie, literaturze, sztuce.
Nawet socjologowie i marketingowcy mają z nami problem – raz wrzucają nas do jednego worka z milenialsami, innym razem stawiają w kącie z pokoleniem X.
I generacją Z…
Tak, tymczasem do głosu doszło pokolenie dwudziestolatek, które bardzo mocno i wyraźnie zaznaczają swoją obecność w przestrzeni publicznej, a takie hasło jak „dziewczyńskość” tylko ich pozycję umacnia. I to jest naprawdę super! Dziewczyny odważnie mówią o tematach, które dla nas były tabu, jak pierwszy seks, miesiączka czy dojrzewające ciało. Problem jest jednak w tym, że my nie do końca się już z tym tematami identyfikujemy, bo je dawno w sobie przerobiłyśmy. Dziewczyńskość zamieniłyśmy na kobiecość – i na tym obszarze próbujemy siebie definiować. Niestety znowu znaczniej ciszej i skromniej…
Postanowiłaś dać im głos, czego wynikiem jest zbiór wywiadów „Kontrafałda”. Jednak pytania, które zadałaś rozmówczyniom, już wcześniej ktoś postawił…
Zgadza się. Tworząc ten zin, restrykcyjnie trzymałam się kilku zasad. Jedną z nich było posługiwanie się wyłącznie pytaniami z wywiadów, które pojawiły się na łamach kolorowych pism lub lifestylowych portali, a odpowiadały na nie aktorki, piosenkarki czy panie z telewizji. I tu pojawia się druga zasada – pytania zawsze zadawane były kobietom.
Można powiedzieć, że dzięki tym dwóm zasadom pojawił się w ogóle pomysł na „Kontrafałdę”. Na co dzień pracuję w branży reklamowej i do moich częstych obowiązków należy przeglądanie treści lifestylowych. Przy którymś wywiadzie pojawił się przesyt podszyty niedowierzaniem, że tak może wyglądać czyjeś życie. Naprawdę zdziwiło mnie, że można mieć tak wszystko w sobie poukładane, wszystko już rozumieć i zawsze wyciągać wnioski ze swoich błędów i porażek. Wtedy rozejrzałam się dookoła siebie… i postanowiłam zrobić „Kontrafałdę”.
Jak szukałaś rozmówczyń?
Wszystkie rozmówczynie są moimi koleżankami. Jedne bliższymi, inne dalszymi. Poznawałam je w różnych momentach życia, ale od razu czułam, że łączy nas jakieś wewnętrzne porozumienie. Mam też do nich ogromny szacunek. Można powiedzieć, że wraz z pomysłem na zin od razu pojawiła się lista z ich imionami. Od początku wiedziałam, że ten projekt chcę zrealizować z osobami, które znam, i że trochę im się to wszystko należy – że to właśnie ich głos powinien zostać usłyszany.
Co więcej, rozmówczynie przyprowadziły do projektu ilustratorki, tak więc można powiedzieć, że wszystko odbywało się „po znajomości”. Ogromny wkład w projekt miały także graficzki: Agata Szulc, która wspaniale zaprojektowała cały layout „Kontrafałdy”, oraz Agnieszka Telega, obecna przy początkowej fazie pracy nad zinem.
Piszesz, że w przypadku wywiadów w kolorowych magazynach odpowiedzi na trudne i osobiste pytania często są szybkie i żadne. A być może to rozpoznawalność powoduje ten brak szczerości? Twoje bohaterki pozostają anonimowe…
Rzeczywiście bardzo zależało mi na tym, aby odpowiedzi moich bohaterek były maksymalnie szczere i pozbawione autocenzury. I na pewno anonimowość bardzo w tym pomogła. Zależało mi też na samym komforcie dziewczyn. Rozmowy były prowadzone w taki sposób, że często ja sama nie wiedziałam, kogo mam po drugiej stronie monitora. Pomogło mi też to w szukaniu takich pytań, które nie narzucałyby odpowiedzi i nie były podyktowane moimi własnymi opiniami na temat tej osoby. Ponadto myślę, że w tym przypadku czytelnik naprawdę nie potrzebuje informacji o pochodzeniu, stylu życia czy wykonywanym zawodzie bohaterek, aby poczuć z nimi jakieś punkty styku.
Czy w „Kontrafałdzie” możemy znaleźć jeden wspólny obraz pokolenia?
Szczerze mówiąc, ten obraz dostrzegam, ale nie jestem pewna, czy chcę swoje „interpretacje” narzucać czytelnikom. Może być tak, że jedni w „Kontrafałdzie” znajdą portret pokolenia, drudzy podobną do siebie bohaterkę, a jeszcze inni zdanie, które po prostu zostanie z nimi na dłużej.
„[…] porażka i jej akceptacja jest jakąś szansą, choćby na dokonanie wyboru zgodnie z naszymi oczekiwaniami, na zmianę ścieżki i kreatywne rozwiązanie problemu” – to słowa jednej z twoich bohaterek, ale chyba odnoszące się do całego pokolenia. Posiadamy luksus możliwości popełniania błędów?
No widzisz, a dla mnie te słowa są przede wszystkim o dojrzałości. A jeśli mnie pytasz, czy mamy luksus popełniania błędów, to myślę, że w pewnym sensie mamy, ale chyba często o tym zapominamy.
Wydaje mi się, że twoje rozmówczynie nie mają złudzeń, twardo stąpają po ziemi. Nawet gdy jedna bohaterka mówi o swojej nienawiści do siebie i innych, brzmi zdecydowanie. Czy ta pokoleniowa pewność siebie nie jest maską, wołaniem o pomoc?
Moim zdaniem pewność siebie to dla nas całkiem nowa rzecz i nabrałyśmy jej dopiero koło trzydziestki. I bardzo się cieszę, że ją dostrzegłeś, bo uważam, że jest naprawdę szczera i długo nad nią pracowałyśmy. Daleko jej jednak do arogancji, która może być wspomnianą przez ciebie maską.
Mam wrażenie, że dziewczyny z „Kontrafałdy” pokazują, że dzisiejsi trzydziestolatkowie są chyba pierwszym pokoleniem, dla którego przeszłość to głównie sentyment, a ich życie nie przystaje do życia rodziców. To my im przekazujemy teraz wiedzę o świecie?
Jest coś w tym, że teraz my przekazujemy rodzicom wiedzę o świecie… Uczymy ich obsługi smartfonów, tłumaczymy, że przed szefem nie trzeba się kłaniać i żartujemy z tego, że nadal płacą abonament telewizyjny, gdy można mieć Netfliksa… Mam jednak wrażenie, że my bardzo długo tych naszych rodziców słuchaliśmy. Jedna z rozmówczyń mówi: „Rodzice zawsze mi powtarzali, że moim obowiązkiem jest się uczyć, a jak już skończę, to powinnam iść na swoje. I tyle. Zrobiłam, jak mi mówili”. Zgodzę się z tymi słowami. Moi rodzice mówili, że mam się skupić na nauce, a jak skończę szkołę, to będę mogła być kimkolwiek. Więc studiowaliśmy… Ja kończyłam studia humanistyczne i nikt z mojej grupy nie pracował, totalną awangardą były wszelkie staże czy praktyki. I tak, po pięciu latach, okazało się, że bardzo dużo wiemy, ale nic nie umiemy, a rynek pracy jest dla nas bezlitosny. Wtedy rzeczywiście wielu z nas mogło po raz pierwszy poczuć, że świat rodziców nie przystaje już do naszego…
Jeśli natomiast chodzi o sentymentalne powroty do przeszłości, to nie będę tu obiektywna.
Jestem bardzo sentymentalna. Tak bardzo, że postanowiłam sięgnąć po medium z mojej nastoletniej młodości, czyli po zin [śmiech].
A czy „Kontrafałda” coś ci dała? Dowiedziałaś się czegoś o sobie?
Dała mi ogromną radość i… spokój.
CZYTAJ TAKŻE: Dziewczyny mówią, recenzja zinu „Kontrafałda”