Mała retencja szansą dla Wielkopolski
Opublikowano:
9 sierpnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Susza i Wielkopolska – to od dłuższego czasu dwa idące w parze elementy.
Stepowienie regionu zachodzi od dziesięcioleci. Jednak obecnie – w zastraszająco szybkim tempie – obserwujemy coraz częstsze okresowe susze hydrologiczne, a więc będące następstwem suszy atmosferycznej stany, w których dochodzi do spadku przepływu wody poniżej wieloletnich wartości średnich oraz zmniejszenia zasobów wód powierzchniowych i podziemnych.
Najwyraźniejszym efektem dwóch ostatnich zjawisk jest drastyczne wysychanie zbiorników wodnych, chociażby jezior i opadanie poziomu wód podziemnych, to zaś stanowi zagrożenie dla dostaw wody pitnej.
Konieczność retencji wody jest koniecznością. W ramach tego tekstu chciałbym odnieść się do dwóch rozwiązań, obu mających długą tradycję, lecz zaniedbywanych.
Śródpolne i śródleśne oczka wodne
Śródpolne i śródleśne oczka wodne to najczęściej zbiorniki o powierzchni nie większej niż jeden hektar i głębokości od jednego do trzech metrów. Powstają na dnie bezodpływowych i okresowo lub stale zalewanych obszarów. Wraz z roślinnością brzegową i otaczającymi je ekosystemami (leśnymi lub polnymi – mono i polikulturowymi) przyczyniają się do wzmocnienia potencjału ekologicznego, poprzez zwiększenie ilości zatrzymywanej wody, bycie siedliskami dla wielu gatunków roślin i zwierząt -zwłaszcza dla płazów, gadów i ptaków.
Nie bez znaczenia jest ich funkcja estetyczna – urozmaicają krajobraz i odpowiadają za jego różnorodność biologiczną.
Poza naturalnymi tego rodzaju zbiornikami, zwłaszcza w Wielkopolsce, spotkać można również sztuczne. Wiele z nich to również efekt pionierskiej działalności Dezyderego Chłapowskiego, który wespół z pasami zadrzewień śródpolnych i śródleśnych, nakazywał kopanie również małych oczek, dbał o utrzymanie już istniejących i kategorycznie zabraniał ich zasypywania. Odgrywały one również rolę zbiorników pożarowych, więc korzyści były wielorakie.
Dzisiaj wiele z tych, które sztucznie wykonano przed prawie dwoma stuleciami, jest stabilnymi ekosystemami, malowniczo wpisującymi się w wielkopolski krajobraz.
Zagrożeniem dla nich jest nadmierna ilość fosforanów stosowana w rolnictwie, która wraz z wodami opadowymi często dostaje się do oczek. Dla roślinności oznacza to przyśpieszony wzrost, jednak ostatecznie nadmierny rozrost biomasy powoduje zarastanie oczka, jego eutrofizację a ostatecznie zabagnienie i częste wysychanie.
Intensyfikacja rolnictwa wiąże się często z celowym zasypywaniem małych zbiorników, zwłaszcza znajdujących się w środku pół. Doraźna korzyść w postaci kilkudziesięciu czy kilkuset metrów dodatkowej powierzchni, w konsekwencji jest wyrządzeniem krzywdy przyrodzie i sobie samemu.
Z niewielkim odzewem spotykają się również idee tworzenia nowych oczek – w gruncie rzeczy jest on zerowy. Zasadnym i celowym jest stworzenie programów dofinansowywania tworzenia śródpolnych oczek wodnych, zwłaszcza na gruntach najsłabszych.
Nie jestem zwolennikiem przymusu w jakiejkolwiek dziedzinie, niemniej myślę, że nie byłoby złym rozwiązanie, gdyby w przypadku rolników pracujących na gruntach o określonej powierzchni, powiedzmy 30 hektarów, pojawił się obowiązek posiadania chociażby jednego śródpolnego oczka o określonych parametrach powierzchniowych. Takie zobligowanie wraz z bonifikatą lub zachętą finansową, mogłoby sprzyjać zwiększeniu ilości tego rodzaju zbiorników.
O wiele łatwiejszym natomiast byłoby wyegzekwowanie ochrony i tworzenia nowych oczek na terenach leśnych.
Tam problem jest dodatkowo istotny ze względu na zagrożenia pożarowe. Wielokrotnie w wielkopolskich lasach obserwowałem niewielkie oczka, które zasilane były kiedyś przez rowy biegnące przez lasy. Intensywna gospodarka leśna w ostatnich czasach skutkuje zasypywaniem tychże rowów i kanałów, które – jak pokazują chociażby zamieszczone tutaj ilustracje – były ważnym elementem odprowadzania wody i to w dużych ilościach, o czym świadczy ich głębokość.
Wody w parkach i ogrodach
Woda w założeniach sztucznych, jakimi były i są parki oraz ogrody, odgrywała kilka istotnych ról. Była ważnym elementem funkcjonowania tych miejsc, gdyż umożliwiała wegetację oraz była zalecanym akcentem kompozycyjnym i estetycznym. Warto przypomnieć, że większość parków i ogrodów zakładano w oparciu o istniejące naturalne drzewostany. Wiele z nich również miało cieki wodne.
W okresie reorganizacji ogrodów francuskich i ich przekształcania na krajobrazowe, angielskie, regulowano również cieki wodne – stawy, kanały i oczka wodne. Z czasem zyskiwały one naturalną równowagę.
Współcześnie – zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, zwłaszcza tych, w których znajdują się obiekty podworskie bez zarządzających nimi instytucji kultury – dostrzec można szereg problemów odnoszących się do systemów wodnych. Najpoważniejszym problemem są trwające nierzadko kilka dziesięcioleci zaniedbania w zakresie ich melioracji.
Doskonałym przykładem jest park podworski w Turwi. W jego obrębie znajdują się trzy stawy połączone kanałem, który łączy się ze stawem w środku wsi. Zbiorniki i ciek wewnątrzparkowe nie były meliorowane od co najmniej okresu powojennego (a być może ostatni raz przed 1939 rokiem). Nie pielęgnuje się również ich brzegów, w związku z czym stawy uległy zamuleniu, są pozarastane, a lustro wody w okresach wysokich temperatur, mocno spada. Jeden ze stawów okresowo wysycha. To zaś odsłania jego dno, od którego do krawędzi jest raptem niespełna 150 cm!
Ogromne ilości opadających liści i gnijącej biomasy, przyśpieszyły degradację zbiorników. Pozostawione w stawach i kanale przewrócone drzewa, gałęzie ten stan pogłębiają. Innym ważnym – a w kontekście Wielkopolski coraz poważniejszym problemem – są bobry, które niszczą parki podworskie. Obecne są również w Turwi.
Mimo możliwości ich odłowienia i przewiezienia w inne miejsce, nie podejmuje się żadnych działań, które uratowałyby park.
Owszem wiadomo, iż bobry mogą przyczynić się do spiętrzania wody i jej retencji, jednak w historycznych – wpisanych do rejestru zabytków! – parkach są szkodnikami. Tak też jest w Turwi. Nie ulega natomiast wątpliwości, że parkowe, ogrodowe zbiorniki wodne są ważnym ogniwem małej retencji wody. Dlatego też należy dołożyć wszelkich starań by tego typu obiekty były należycie utrzymane, stawy i kanały pogłębianie, regularnie koszone i kontrolowane w sposób, który zapewniłby zarówno istnienie zrównoważonego ekosystemu, a zarazem wydajnego systemu retencyjnego.
Dobrym tego przykładem są pogłębione i utrzymane stawy w nieodległym od Turwi parku w Racocie. Dwa stosunkowo duże zbiorniki – mimo większej ekspozycji na światło – gromadzą wodę i pozytywnie wpływają na wilgotność całego parku. Pozytywnymi przykładami utrzymania cieków wodnych, są stawy i kanały w parkach w Jankowicach, Plewiskach, Golinie czy Gołuchowie.
Kanały i rowy
Inną, lecz powiązaną z problemem retencji wody kwestią, jest fatalny stan kanałów melioracyjnych i rowów. Po centralizacji zarządzania wodami, zaobserwować można znaczne pogorszenie się standardu wspomnianych wyżej cieków.
Kanały nie są wykaszane, przez co stają się niedrożne, rowy nie są pogłębiane, w wielu przypadkach wręcz się je zasypuje.
Coraz gwałtowniejsze zmiany atmosferyczne, długie okresy suszy i gwałtowne opady, jak pokazuje codzienność, nie prowadzą do kompleksowych działań, które mogłyby zniwelować oba z wymienionych negatywnych czynników. A rozwiązania nie są wbrew pozorom najkosztowniejsze, ani nie wymagają odkrycia, co mam nadzieję pokazały przywołane wyżej przykłady i to, że sprawdzają się od prawie dwóch stuleci.