fot. Materiały prasowe

Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #62

„Muzyka bezcenna w Wielkopolsce” to rekomendacje albumów z naszego regionu, których autorzy umożliwiają ich bezpłatne pobranie. W tym odcinku Su-Keen-Syn, Tymczasowy Brak Nazwy i _.

SU-KEEN-SYN
Demo?
wydanie własne, 2023

A to ci Su-Keen-Syn! 23 czerwca tego roku rozniósł w pył poznański klub CK Nowe Amore, ale kto tego wieczoru tam nie był, ten może teraz nadrobić, sięgając po płytę tych ekscentrycznych szarlatanów, którą choć sami określają jako demo, to tak naprawdę wcale demem nie jest. Albo inaczej – po prostu gdyby wszystkie kapele miały takie demówki jak oni…

 

W zamyśle ten krążek to manifestacja wszystkiego, co najgorsze mają do zaoferowania – nieprzyzwoite wyrazy, paskudne nawyki i jeszcze gorsze życiowe wybory. I naprawdę warto wejść w ten poraniony, paranoidalny i przez to zabawny świat, w którym łobuzerski punk wydaje się być punktem wyjścia do wszystkiego, co do głowy przyjdzie. To płyta, na której często klasyczny, niby niczym niewyróżniający się hard-rockowy riff potraktowany jest nagle tak postrzelonym refrenem, że faktycznie nie wiadomo, co o tym wszystkim myśleć.

„Postmodernistyczny (pre)tekstowy postpunk, oparty na surrealistycznym impresjonizmie sytuacyjnym” – piszą o swojej muzie chłopaki, co analizowane w trakcie lektury tego albumu może wywołać nasz niekontrolowany wybuch śmiechu.

 

I o to chyba w Su-Keen-Synie chodzi, bo jeśli wierzyć autorom „Demo?”, ta tajemnicza sztuka walki (o przetrwanie?) zakłada nie tylko „darcie mordy, no i rzecz jasna, browarki”, ale również stosowanie tajemnych technik wymagających nagromadzenia energii Chi przy użyciu choćby chipsów i powtarzania mantr z debilnych tekstów, a także oczyszczania ciała przy pomocy wymiocin, przez co całą tę farsę można śmiało mianować vomit punkiem.

Oj, ciężko w tym roku będzie to przebić…

 

TYMCZASOWY BRAK NAZWY
Życiorys
wydanie własne, 2023

Tymczasowy Brak Nazwy przypomniał mi swoje niedawne wertowanie arcyciekawej, choć osobliwej pozycji, jaką na polskim rynku jest „Narodowy spis zespołów” autorstwa Artura Sobieli i Tomasza Sikory, będący możliwie kompletnym alfabetycznym spisem funkcjonujących w Polsce w latach 1975-2022 grup, mogących być określane jako alternatywne.

 

Czego tam nie ma! W końcu nie jest tajemnicą, że choćby w czasach świetności festiwalu w Jarocinie nie tylko punkowe bandy wręcz ścigały się ze sobą na kuriozalne i słowotwórcze nazwy, czego Zbuntowany Kaloryfer czy Magister Z Wyciętą Przysadką Mózgową są tylko nieśmiałymi przykładami. I w tym miejscu cały na czarno, ćwiekami obleczony, wkracza Tymczasowy Brak Nazwy – stuprocentowo poznańskie trio, które choć swoje lata już ma, to niektórym z pewnością umknęło.

 

Jak opisują to panowie, na krótko przed wstąpieniem Polski w „objęcia nierządnicy europejskiej” postanowili założyć „zespół na miarę swoich możliwości”. Tak się złożyło, że wśród wielu gatunków, jakie mieli do wyboru, wybrali punk rock i „niewiele myśląc, ruszyli w świat pełen niebezpieczeństw, by niczym niewolnica Isaura, zręcznie manewrować w meandrach kulturowego szamba”.

 

Wieść gminna niesie (bo w sieci śladów brak), że wcześniej grali jako Peggy Sue, niewiele przed 2006 rokiem wydali debiut, a rok później zaczęły się koncerty i pierwsze demo jako TBN. Podobno – jak sami mówią – „w zespole i jego okolicach szerzy się pijaństwo i rozpusta”, co może tłumaczyć fakt, że pierwszy album pod tym szyldem ukazuje się dopiero teraz. Ale za to jaki! Bo choć Rataj, Krachu i Leo twierdzą, że „Życiorys” to kalifornijski punk, to niech ręka boska broni tego, kto pomyślał, że to pewnie jakieś krajowe popłuczyny po Green Dayu.

Jest zadzior, w ciemno brać!

_
L-systems
Wielu Nagrania, 2023

Dla jednych „podłoga”, dla drugich „podkreślnik”. Ważne, że to kolejny bohater w tej serii, który nie chce nazywać swojego projektu. Jednak w przeciwieństwie do kapeli opisywanej wcześniej, twórca „L-systems” – będący kolejnym intrygującym reprezentantem wielkopolskiego labelu Wielu Nagrania – stroni od gitar, jak i wszystkich innych analogowych instrumentów muzycznych. Rzuca nas w gąszcz czysto cyfrowego świata, w którym panuje chaos nie mniejszy niż ten, jaki można uzyskać, pociągając za struny.

 

„L-systems” to wyszukana, bardzo transparentna elektronika, prawdopodobnie nawiązująca do coraz bardziej ekspansywnej sztucznej inteligencji – to AI glitch podniesiony do potęgi entej.

Cyfrowe zakłócenia obserwujemy jak pod mikroskopem, a bity przebiegające przez nasze uszy wydają się konwertować z poczciwego 720p do 4k. „L-systems” to nie nieczytelny noise, gdzie wszystko zlewa się w bliżej nieokreśloną czarną masę – to świat rządzony przez futurystyczny hi-res, przypominający kuleczki rtęci z rozbitego termometru, które toczą się w nieładzie po wypolerowanym, laboratoryjnym blacie. Blacie, na którym znajdziemy zarówno chirurgiczne skalpele, jak i wszystko, co autor tego niekonwencjonalnego materiału zdążył wcisnąć na okładkę.

Dla koneserów tego typu rzeczy, ta płyta z pewnością znajdzie się pomiędzy tym, co już lata temu otrzymywaliśmy od Autechre, a tym, co później ofiarował nam dziś już tak znany w mainstreamie Oneohtrix Point Never. Jeśli ktoś chciałby zacząć przygodę z naprawdę eksperymentalną elektroniką z regionalnego podziemia, to mógłby śmiało rozpocząć właśnie od tej płyty.

Glitch improv już dawno nie był tak paradoksalnie łatwo przyswajalny.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
3
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0