Na swoich zasadach
Opublikowano:
9 listopada 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Czasem tak się zdarza, że o czymś marzysz, a potem okazuje się, że to wcale nie twoje marzenie. Przerosła mnie presja, z jaką wiąże się ten świat, przestałam dźwigać najmniejszy telefon i kontakt. Kontakty z ludźmi zaczęły mnie wypalać. Tak się nie da. Poddałam się. I doszłam do wniosku, że jeśli mam jeszcze wejść do muzyki, to na zupełnie innych zasadach – swoich własnych” – mówi poznańska wokalistka i kompozytorka Maja Koman, która po dłuższej przerwie wydała swoją nową płytę.
Sebastian Gabryel: „Chyba czas odpocząć, nabrać dystansu, zaczerpnąć inspiracji, a potem – jak to się mówi – wrócić »z buta«. Chyba każdy muzyk miał na swoim koncie dłuższą przerwę, więc nie jestem w żaden sposób oryginalna” – powiedziałaś mi pod koniec 2019 roku, kiedy postanowiłaś odpocząć od muzyki. Co robiłaś przez ten czas?
Maja Koman*: To była przerwa bardziej od biznesu dookoła muzyki niż jej samej. Kocham śpiewać, komponować i grać, ale musiałam odpocząć od walki o koncerty i współpracy z ludźmi.
Branża muzyczna i show-biznes to ciężki kawałek chleba.
Kocham muzykę, ale do niego to się nie nadaję… Mam za słabą konstrukcję psychiczną. Po podjęciu decyzji o przerwie zaczęłam robić klipy dla innych artystów, ale chwilę później nastała pandemia i cała branża stanęła. Musiałam szybko coś wymyślić i założyłam firmę. To nic ciekawego, ale dzięki niej udało mi się przetrwać ten najcięższy dla wszystkich okres. W tym czasie moja młodsza córka dostała się na fortepian do szkoły muzycznej, co zmusiło mnie do zakupu pianina, na którym zaczęłam grać po długiej przerwie. Owocem tego jest „Double Skin”.
SG: No właśnie, na początku lutego tego roku wydałaś nowy album i to faktycznie powrót „z buta”. Kiedy ogłosiłaś tę płytę, zastanawiałem się, czy podczas jej realizacji nie miałaś czasem takiego podprogowego lęku, że będzie jak z „Monsterem”. Tymczasem zamiast muzycznej niepewności otrzymujemy siłę. Ciężko było ci się na nią zdobyć?
MK: „Monster” był moją wpadką. Bez promocji, reklamy, wsparcia wytwórni i managera, wpadasz w kompot zwany YouTube i znikasz. Bo jeśli za singlem nie idzie trasa i promowanie, to nic z tego nie masz. Więc zagrałam kilka koncertów i zniknęłam. Myślę, że pomyliłam marzenia. Czasem tak się zdarza, że o czymś marzysz, a potem okazuje się, że to wcale nie twoje marzenie.
Przerosła mnie presja, z jaką wiąże się ten świat, przestałam dźwigać najmniejszy telefon.
Kontakty z ludźmi zaczęły mnie wypalać. Tak się nie da. Poddałam się. I doszłam do wniosku, że jeśli mam jeszcze wejść do muzyki, to na zupełnie innych zasadach – swoich własnych. Coraz częściej siadałam do pianina, gitary, i tak od utworu do utworu powstała płyta, której nawet nie planowałam. Nie chciało mi się wchodzić w to gniazdo szerszeni, więc stwierdziłam, że zupełnie bez ciśnienia, bez żadnych wielkich oczekiwań wydam płytę na swoich zasadach. Sama ją wytłoczyłam, sama sprzedawałam albo rozdawałam – i to tylko wiernym fanom. Choć oczywiście jest też dostępna na Spotify i innych. Teksty na albumie są po angielsku, bo jakoś pasowało mi to do tych kompozycji.
W międzyczasie wpadłam w wir normalnej, „nieartystycznej” pracy w swojej firmie, która była i wciąż jest na pierwszym planie.
Bo realne pieniądze pojawiają się w muzyce dopiero, kiedy dużo koncertujesz. I dużo sprzedajesz. A to nie mój przypadek, więc nie chcę zawalić czegoś, co daje mi chleb. Mam dzieci, a czasy są niepewne, więc zaczęłam to traktować już wyłącznie jako pasję.
SG: Wielu powie, że w dzisiejszych czasach dobrze jest mieć grubą skórę. A co daje skóra podwójna?
MK: Double skin to rodzaj podwójnej fasady w architekturze i do tego odnosi się tytuł tego utworu. Jednak jest on na tyle wieloznaczny, że jest też tytułem płyty. No właśnie ja nie mam podwójnej skóry. Toksyczne zachowania ludzi, zazdrość, hejt, interesowność, nieszczerość – to wszystko nie spływa po mnie jak po kaczce i odbija się na moim zdrowiu. Kiedy słyszę, kiedy ktoś mówi w wywiadzie, że „aby przeżyć w tej branży musisz mieć twardy tyłek”, to ja wiem, że to nie jest pusty frazes. Nie mam dwóch skór, ale mam za to dwie twarze. Tę druga dopiero odsłonię…
SG: A czym dla ciebie – jako piosenkarki, tekściarki – jest „Double Skin”? Co myślisz o tym krążku po ponad pół roku od jego wydania, ale i w kontekście swoich poprzednich albumów?
MK: Co ciekawe, ja nigdy nie czułam się piosenkarką. Kiedy ktoś pyta, czym się zajmuję, to mówię, że komponuję, bo nawiasem mówiąc, to właśnie komponowanie zajmuje mi najwięcej czasu. A wracając do twojego pytania – myślę, że to moja najlepsza płyta. Najdojrzalsza, najspójniejsza, najlepiej zaaranżowana i skomponowana.
I z najlepszą jakością brzmienia, za sprawą Bartka Napieralskiego, który jest genialnym dźwiękowcem.
Dobrze czuł, co chcę uzyskać. Nie walczył z moimi pomysłami, tylko chciał, by wybrzmiały najlepiej. I myślę, że to słychać. Jakkolwiek nieskromnie to nie brzmi – a rzadko chwalę swoje rzeczy – to właśnie tą płytą chwalę się najbardziej. „Mirror” jest na drugim miejscu.
SG: Porozmawiajmy o „Gdzie są te dzieci” – jednej z twoich nowszych piosenek, która jednak nie znalazła się na płycie. Mam takie wrażenie, że ten numer to wyraz tego, że coś bardzo się w tobie przelało…
MK: „Gdzie są te dzieci” mi się przyśniły. Zobaczyłam te wszystkie billboardy w całej Polsce i ulało mi się absurdem. I postanowiłam zrobić tak samo absurdalny klip. Pewnego dnia obudziłam się i poczułam taki ścisk w żołądku, że pomyślałam: „O kurde, będzie się działo…”. Pierwotnie w tej piosence miałam być w duecie z pewnym raperem, ale wycofał się na dzień przed wejściem do studia. Więc musiałam dopisać drugą połowę tekstu, miałam na to jeden dzień. Okazał się najmocniejszym, jaki kiedykolwiek napisałam.
SG: Swoją drogą, ten utwór, podobnie jak teledysk, skojarzył mi się z „Смерти Больше Нет” („Nigdy więcej śmierci)” IC3PEAK – kontrowersyjnego, rosyjskiego duetu od początku stojącego w radykalnej kontrze do polityki Putina. Jak duży jest twój sprzeciw wobec naszej obecnej władzy? Wiele osób podkreśla, ze choć nigdy jej nie sprzyjało, to w przypadku sytuacji na Ukrainie zachowała się dobrze…
MK: Tak, nie jesteś pierwszym, który dostrzega to podobieństwo. Uwielbiam ten zespół, jest bardzo odważny, zwłaszcza w takim kraju jak Rosja. Z tego co wiem, mają zakaz koncertowania na terenie swojego kraju. A co do polityki, to nie wchodzę w debaty na jej temat. Ja po prostu jestem niezadowolonym obywatelem i chciałam powiedzieć to głośno. Ten klip od początku był trudny. Aktor, który grał w nim polityka, finalnie wystąpił w masce, bo bał się, że pobiją go na ulicy. Połowa statystów i jeszcze kilka innych osób nie chciała być wspomniana w napisach.
Do tego rozpętało się piekło na Facebooku – rozlał się hejt, rozgorzały jakieś debaty… Niektórzy zaczęli dopisywać do tego jakieś spiskowe teorie, że sponsoruje mnie jakaś partia albo…Stany.
No działy się cuda. Z czasem przestałam czytać te komentarze, bo po co się stresować. Włożyłam kij w mrowisko i schowałam się za krzakiem. Po raz pierwszy w historii swojej muzyki się bałam. Klip ciągle był zgłaszany, że niby coś narusza, musieliśmy się odwoływać… Aż poczułam, że muszę wejść do studia z nowym numerem, bo z tym to zrobiło się już za dużo zamieszania.
SG: Jaki będzie twój kolejny ruch? Tylko błagam, nie mów mi, że teraz znów zapadniesz się pod ziemię…
MK: Tak jak powiedziałam – niedawno byłam w studiu i nagrałam kolejny utwór. Nazywa się „Syndrom Sztokholmski”. Jest już prawie gotowy. Przy produkcji znów pomógł mi Bartek Napieralski z C2studio. Mam nadzieję, że zdążymy z nim do Mikołajek.
Teraz teksty po polsku zaczęły mi się sypać z rękawa, czasami tak jest… Wiem, że wielu moich fanów długo na to czekało, zwłaszcza ci, którzy pokochali mnie za „Babcia mówi” czy „Jestem”.
Wiem, że każdy mój nowy utwór będzie na jakiś temat społeczny. Mam już dość ballad o miłości. Miłość już mam, więc teraz mogę pisać coś bardziej zaangażowanego, jak moje pierwsze teksty. Zwłaszcza, że czuję, że trochę brakuje u nas takiej muzyki. Także czekajcie na „Syndrom Sztokholmski”. Gwarantuję, że obrazek do niego będzie równie mocny (śmiech).
*Maja Koman – poznańska artystka wielu twarzy. Łączy mocne brzmienia z muzyką filmową. Gra, komponuje, śpiewa, pisze teksty w języku polskim, angielskim i francuskim. Wszystko to dopełniają nietuzinkowe klipy jej autorstwa. Wydała cztery autorskie płyty, z czego pierwsza „Pourquoi pas” została nominowana do Fryderyka w kategorii Fonograficzny Debiut Roku 2015. W swojej filmowej karierze również została zauważona. Debiutancka animacja „Summa” była nominowana do Grand Prix – Super Kreator w ramach V edycji Screen & Sound Festival 2017. W tej chwili wraca do pisania po polsku, a zapowiedzią tego jest kontrowersyjny singiel „Gdzie są te dzieci”.