Na życie patrzysz bez czułości?
Opublikowano:
13 listopada 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Warto doświadczać pozytywnych emocji, jakie niesie sztuka. Zwłaszcza w obecności innych ludzi, których być może jeszcze nie znasz, ale z którymi wspólnie przeżywasz to doświadczenie. To absolutnie wyjątkowy moment.
12 października br. odbył się wernisaż 23. Prezentacji organizowanych przez Miejskie Biuro Wystaw Artystycznych w Lesznie. Ich tematem przewodnim była czułość. Takie wydarzenie jest doskonałą płaszczyzną nie tylko do zachwytu, ale i rozmów, wymiany myśli, integracji.
Odnoszę wrażenie, że przy okazji wernisażu zrozumiałem syndrom Stendhala.
Nie tylko ze względu na niesamowite prace. Wpływ miał również fakt, iż na ograniczonej przestrzeni znajdowało się mnóstwo osób (artystek i artystów biorących udział), z którymi pragnąłem porozmawiać, które pragnąłem poznać.
Bogna Karpińska-Witczak
Mateusz Gołembka: Leszno jest twoim miastem rodzinnym, natomiast od wielu lat twoje miejsce do życia i tworzenia to Poznań. Stąd moje pytanie: jak się masz w Lesznie?
Bogna Karpińska-Witczak: Jestem zachwycona Lesznem i po dwunastu latach mieszkania w Poznaniu zamierzam do niego wrócić. Jego położenie pomiędzy takimi ośrodkami jak Poznań i Wrocław jest bardzo wygodne. Dojazd na dane wydarzenia czy eventy nie stanowi żadnego problemu. W samym Lesznie także sporo się dzieje, czego dowodzi choćby wernisaż Prezentacji.
MG: W twoim życiorysie są także Ateny…
BK-W: Tak, łącznie spędziłam tam ponad rok. Najpierw na Erasmusie, a potem na kilkumiesięcznym workation. Pracowałam wówczas jako dizajnerka i graficzka, więc mogłam to robić z każdego miejsca. Dodatkowo kocham sztukę antyczną, a szczególnie rzeźbę. Starożytna Grecja bardzo mnie inspiruje. Podczas pobytu sporo czasu spędziłam w studiu artystycznym u malarki Alexandry Bari.
MG: Jak tam trafiłaś?
BK-W: Poszukiwałam miejsca, w którym mogę się rozwinąć. Znalazłam studio, które znajdowało się stosunkowo blisko mojego miejsca zamieszkania w Atenach. Poznałam środowisko lokalnych artystów i coraz bardziej fascynowało mnie malarstwo.
MG: Do tego stopnia, że…
BK-W: Pokochałam malarstwo i powróciłam do poznańskiego UAP (dawnego ASP), którego jestem absolwentką. W 2015 roku obroniłam tutaj dyplom licencjacki na wzornictwie w Pracowni Designu Interdyscyplinarnego, a dwa lata później dyplom magisterski w I Pracowni Projektowania Produktu. W tym roku ukończyłam studia podyplomowe z malarstwa.
MG: Serdeczne gratulacje! W 2020 roku debiutowałaś na leszczyńskich Prezentacjach. Otrzymałaś wyróżnienie „Promocja Młodych”. W 2022 roku nie brałaś udziału w tym wydarzeniu. Dlaczego?
BK-W: Właśnie w tym czasie byłam w Atenach.
MG: Czy dostrzegasz różnice w Prezentacjach na przestrzeni tych czterech lat?
BK-W: Rok 2020 był bardzo specyficzny ze względu na pandemię. Wszyscy uczestnicy pojawili się w maseczkach, towarzyszyło nam wiele ograniczeń. Dlatego bardzo się cieszę, że dziś możemy spotkać się w takim gronie, podziwiać swoje prace. Wiele z nich jest naprawdę niesamowitych.
MG: A co zmieniło się u ciebie na przestrzeni tych czterech lat?
BK-W: Rozwinęłam się zawodowo. Pracuje jako Art Director w agencji zajmującej się Experiential Marketingiem, a dokładniej należę do zespołu zajmującego się przygotowaniem interaktywnych treści i immersyjnych doświadczeń na potrzeby wystaw.
MG: Czyli?
BK-W: Na przykład animacje na cyfrowych rzeźbach, ścianach czy sufitach, hologramy lub instalacje wykorzystujące rozszerzoną rzeczywistość.
MG: I dla równowagi pojawiło się wspomniane wcześniej malarstwo?
BK-W: Tak bardzo zagłębiłam się w cyfrowym świecie, że zaczęło brakować mi sztuki w jej tradycyjnej formie.
MG: Cyfryzacja nie zabierze nam sztuki tradycyjnej?
BK-W: Wierzę, że AI stanowi dodatkowe narzędzie dla kreatywnego umysłu. W swojej pracy zawodowej wykorzystuję również sztuczną inteligencję – m.in. w programie Photoshop, gdzie wbudowana AI mocna przyspiesza żmudną, niekreatywną pracę.
Warto zwrócić uwagę, iż obecnie, w roku 2024 boryka się ona z pewnymi problemami choćby natury anatomicznej. Na przykład wygenerowane przez AI dłonie mają wiele niedoskonałości.
Tu nawiązuję do swojej pracy „Kompozycja z dłoni”, która, w skrócie mówiąc, odnosi się zarówno do rzeźby antycznej (dłonie z marmuru), jak i właśnie do AI. Na pierwszy rzut oka z dłońmi wydaje się wszystko w porządku, ale po przyjrzeniu się widać nieprawidłową liczbę palców czy też dziwne wygięcia.
MG: Hasło tegorocznych Prezentacji to czułość. Czy czułość jest w kryzysie?
BK-W: Trudno odpowiedzieć. Na pewno żyjemy w czasach nadmiarów i niedoborów, i być może właśnie czułość – wobec siebie i świata – jest potrzebnym remedium. Ja podeszłam do tego zagadnienia w sposób dosłowny, łącząc czułość z pojęciem światłoczułości.
Stąd wybór cyjanotopii w mojej pracy, z jej prześwietleniami i niedoświetleniami. Oglądając inne prace na wystawie, zauważyłam, że nie tylko ja pomyślałam o światłoczułości. Piękne jest to, jak różne są podejścia do hasła tegorocznych Prezentacji. Dużą przyjemność sprawiło mi oglądanie wielu, tak różnych interpretacji czułości.
Hanna Białas
Mateusz Gołembka: Od dwudziestu lat prowadzisz Szkołę Językową Eurolink. Mimo tego podjęłaś studia artystyczne na wrocławskiej ASP, ukończone w 2015 roku. Co cię zmotywowało?
Hanna Białas: Od kiedy pamiętam, lubiłam malować. Chciałam też tworzyć kulturę. O ASP myślałam dość długo, aż przyszedł moment, kiedy postanowiłam: teraz albo nigdy!
MG: I?
HB: I ukończyłam studia na kierunku malarstwo. Zapoznałam się również z rysunkiem i wideomontażem. Te umiejętności pomagają mi w pracy zawodowej. Poznałam także cudowny klimat ASP. Te wszystkie czynniki pobudziły moją kreatywność.
MG: To pewnie nie pozostało bez wpływu na fakt, iż w ramach Szkoły Językowej założyłaś również Pracownię Kreatywną?
HB: Bardzo chciałam prowadzić zajęcia z malarstwa dla dzieci, nieść pomoc w rozwoju talentu, zaoferować magiczną przygodę.
MG: A co skłoniło cię, aby wysłać zgłoszenie do Prezentacji w MBWA i zadebiutować w wydarzeniu?
HB: Mój tata długo mnie namawiał. Nastąpiła u mnie jednak pewna przerwa związana z malowaniem. I właściwie, podobnie jak w przypadku podjęcia studiów na ASP, zapadła decyzja o wyjściu ze strefy komfortu.
MG: Czy pojawiły się jakieś trudności?
HB: Na krótko przed terminem złożenia prac dopadła mnie choroba. Sił było coraz mniej, ale wiedziałam, że będę żałować, jeśli teraz, praktycznie na ostatnim etapie się poddam.
MG: I twoja determinacja na to nie pozwoliła?
HB: Udało się ukończyć pracę. Stworzyłam tryptyk, na który składają się obrazy: „Tchnienie”, czyli metafora początku życia, gdzie czułość odgrywa ważną rolę w radosnym rozwoju. „Kochanie”, czas, w którym miłość i czułość przenikają się nawzajem, tworząc silne, gorące uczucie. Bez miłości nie ma prawdziwej czułości. Oraz „Starość”, czyli okres, w którym czułość jest kluczowa. Dzięki czułości każdy etap życia może być piękny i pełen nadziei. Niestety ograniczenia wynikające z metrażu przestrzeni, w której eksponowano prace, pozwoliły na zaprezentowanie tylko tej trzeciej części.
MG: Pozostaje ufać, iż będzie jeszcze okazja do obejrzenia kompletnego tryptyku. Chciałbym zapytać jeszcze o tytułową czułość. Przeżywa kryzys?
HB: Odnoszę wrażenie, iż czułość, szczególnie u ludzi młodych, bywa odbierana jako słabość. Staliśmy się też egocentryczni. Warto się czasem na moment zatrzymać i okazać czułość wobec siebie, ale przede wszystkim względem innych.
Dagmara Angier-Sroka
Mateusz Gołembka: W ostatnim czasie jesteś bardzo zapracowana. Realizujesz projekt wokół twórczości Wisławy Szymborskiej w gminie Przemęt, o którym z pewnością będzie jeszcze okazja porozmawiać. W czerwcu natomiast zakończyłaś prace związane z nowym muralem. Zaprasza on do muzeum. Jak doszło do jego powstania?
Dagmara Angier-Sroka: Pani Kamila Szymańska, dyrektor Muzeum Okręgowego w Lesznie zaproponowała mi realizację muralu, skierowanego głównie do dzieci. Miał być kolorowy i nawiązywać do rodu Sułkowskich.
MG: To chyba nie było łatwe wyzwanie?
DA-S: Twarze dla mnie osobiście odpadały z racji charakteru budynku. To ściana szczytowa dwóch garaży. Gdy oglądałam obrazy w muzeum, moje oczy zabłysły na widok czarnych trzewików z czerwonymi obcasami na portretach Sułkowskich.
Usłyszałam również od pracowników ciekawostki, także dotyczące wspomnianego obuwia, i wiedziałam, iż jest to temat dla mnie. Do tego lokalizacja przy ruchliwym skrzyżowaniu, w sąsiedztwie często użytkowanych chodników i boiska do koszykówki.
MG: I wtedy pojawił się projekt?
DA-S: Powiem szczerze, iż miałam obawy, jak do tego podejdzie dyrekcja muzeum. Sztuki współczesnej tam nie ma. Z drugiej strony znali moją twórczość, sami zaproponowali… i odważyłam się, argumentując kontekstami jego inspiracji.
MG: Hasło muralu to…
DA-S: „Wdepnij do nas” – to takie wielkopolskie powiedzenie funkcjonujące w mowie potocznej. Lubię je. Kojarzy mi się z odwiedzinami bez zapowiedzi. Spontanicznymi. Obecnie to takie rzadkie. Wszędzie się spieszymy i odwiedzamy się, wcześniej zapowiadając przybycie. Dajmy sobie trochę przestrzeni na coś więcej niż szybkie tempo życia. Idźmy zobaczyć obrazy, dawne stroje, rekwizyty minionych lat. Łapiemy wtedy dystans do życia i zwalniamy.
MG: To nie jest jedyny napis, jaki się pojawił.
DA-S: Nawiązanie do cytatu z Sienkiewicza, podesłanego przez panią Martę Małkus z muzeum, którym posługiwać się mieli Sułkowscy, zainspirowało mnie do zabawy słownej. W ten sposób powstało „Sztuka uwalniania duszy i ciała”.
MG: Natomiast absolutną niespodzianką, także dla ciebie, był trzeci napis?
DA-S: Podczas trzeciego dnia pracy nad muralem przed ścianą pojawiła się koparka z operatorem. Projekt był już gotów, wszystko dokładnie zaplanowane. I okazało się, że przed elewacją stanie szafka elektryczna, a właściwie to szafa, przesłaniająca blisko jedną trzecią drugiej części ściany.
MG: I co zrobiłaś?
DA-S: W tym momencie artysta dostaje kolejne wyzwanie. W jaki sposób wkomponować coś, co tam będzie stało i nie zniknie? Namalowałam w lekkim powiększeniu tę szafę na ścianie, dopisując „Omiń przeszkody”. Teraz mural ma jeszcze większy przekaz.
Jako ludzie zmagamy się z przeszkodami zewnętrznymi, jak np.: pogoda, daleko, wyprawa, dojazd, godziny, oraz wewnętrznymi, np.: nie rozumiem sztuki, nie chce mi się, nie potrzebuję, boję się, że mnie o coś zapytają, a ja nie wiem.
Więc powstało zawołanie:
„Omiń przeszkody i wdepnij do nas. Sztuka uwalniania duszy i ciała. Muzeum Okręgowe w Lesznie”.
MG: W ostatni weekend sierpnia prowadziłaś warsztaty artystyczne podczas Leszczyńskiego Ulicznego Festiwalu Artystycznego. Na czym polegała twoja rola?
DA-S: Warsztaty to jedna z najciekawszych części tego szeroko zakrojonego wydarzenia. W tym miejscu to odbiorcy stają się uczestnikami, zaangażowanymi i dającymi coś od siebie. Tu nie ma bierności. Jest działanie twórcze, eksperymenty i testowanie różnych materiałów, narzędzi.
Praca z drugim człowiekiem i dla niego jest dla mnie bardzo wartościowa i inspirująca.
Miałam przyjemność prowadzić warsztaty np. z block printu, czyli odbijania stempli kreatywnych, z motywami zwierząt, roślin czy liter. Korzystaliśmy z odzieży używanej, przyniesionej przez uczestników bądź pozyskanej ze Stowarzyszenia Echo. Malowaliśmy też dużą ścianę z kartonów, co z kolei staje się tradycją festiwalu Lufa. Firma Werner-Kenkel i miasto Leszno współpracują już od lat i widać duże zaangażowanie producenta kartonowych opakowań.
MG: Twoje zadanie nie ograniczyło się jedynie do prowadzenia warsztatów?
DA-S: Po raz drugi zostałam zaproszona do koordynowania strefą warsztatów podczas festiwalu. Odpowiadałam za organizację, zaproszenie artystów, proponując rodzaje warsztatów, realizowałam niezbędne zakupy. Takie wyzwania także lubię. To kreatywne i pobudzające wyobraźnię, co zaproponować dla tak dużej i różnorodnej grupy odbiorców. Cały proces rozpoczął się w styczniu, a warsztaty to były dwa bardzo intensywne dni.
MG: Wspomniałaś o koordynacji warsztatowej. Kogo zaprosiłaś do współpracy?
DA-S: Zaprosiłam Małgorzatę Maternik – ceramiczkę, Jagodę Kowalewską – modystkę, Bartłomieja Srokę – ceramika, Adama Makowczenko – grafika i Katarzynę Menke – tkaczkę gobelinów. Wsparły nas moje córki, prowadząc warsztat kreatywny z drewnianych klocków. Razem tworzyliśmy team podczas warsztatów twórczych. Inną strefą animacji dla najmłodszych zajmowała się Jagoda Data-Roszak. Razem byłyśmy odpowiedzialne za strefę warsztatów w Parku Kościuszki przez wspomniane dwa dni.
MG: Zapytam też o Prezentacje. Uczestniczyłaś już w nich, zdobywając nagrody i wyróżnienia. Czym różniła się ta edycja od pozostałych?
DA-S: Nie ma znaczących różnic w ostatnich edycjach. Wcześniej przegląd opierał się na zgłoszeniu swoich prac, a od paru lat pojawia się temat przewodni. Ta forma bardzo mi odpowiada, bo jest pretekstem do rozmów w konkretnym temacie. Do poszczególnych przeglądów przygotowuję się indywidualnie.
Jest temat, analizuję go i wtedy przychodzą pomysły, wizje. Tym razem było kilka pomysłów na fotografię i zestawienie człowieka z rośliną. Jednak powstało coś innego, o innym wyrazie, ale także mówiącym o czułości, a bardziej jej braku, czyli konsekwencjach deficytu.
MG: To pewnie bardzo osobista praca?
DA-S: Praca „Pozory” była odpowiedzią na czas i okoliczności, w jakich ją tworzyłam. Zmagałam się ze szpilkami i trudnościami w życiu osobistym i zawodowym. To powstało w te wakacje, gdy byłam na wysokich obrotach i jednocześnie z wieloma kłodami pod nogami. To mnie mocno dotknęło, pojawiła się niezgoda i to był mój manifest w kontekście braku wrażliwości na drugiego człowieka.
Analizowałam też siebie i swoje wnętrze. Co i ile jest we mnie. Żyjemy w czasach, gdy wiele osób patrzy tylko na siebie, nie zważając na innych. I też zdaję sobie sprawę, że wiele ludzi nie kocha siebie samego. Nie zna miłości. I wtedy także sami sobie wbijają przysłowiowe szpilki, raniąc swoją wrażliwość, nie wierząc w siebie.
Moje trzy drewniane skrzynki z twarzami namalowanymi w nieco abstrakcyjny sposób, wraz z naklejonymi oczami, nosami i ustami wyciętymi z kolorowych gazet – to radosny, miły wyraz ludzi. Natomiast w ich wnętrzach (wewnątrz kufra) jest kilka albo kilkanaście szpilek, wierteł, klamerek, a nawet dziadek do orzechów świadczący o zgniataniu (siebie czy innych w sposób psychiczny).
MG: Czy czułość – temat przewodni tych Prezentacji – jest w kryzysie?
DA-S: To złożona sytuacja. Dla mnie kryzys czułości to długotrwały proces. Myślę, że każde pokolenie zmagało i zmaga się z tym problemem (mniej lub bardziej świadomym, zbadanym, nazwanym). Żyjemy w czasach nadprodukcji, a wcześniej doświadczaliśmy kryzysu, pustych półek w sklepie.
Wiele osób zapewne wychowuje potomstwo, dając nadmiar, rekompensując własne deficyty z dzieciństwa. Okres dziecięcy rzutuje na nasze późniejsze życie. Odwołujemy się do zaczerpniętych wzorców, dających (bądź nie): poczucie bezpieczeństwa, równowagi, troski, szacunku, miłości, bezwarunkowości.
Obecnie często brak nam umiaru i refleksji nad własnym życiem, co skutkuje m.in. brakiem troski o przyrodę i zasoby naturalne. Z drugiej strony, mówiąc o kryzysie, zdajemy sobie sprawę, że coś nam doskwiera. A korzystając z pomocy, można kryzys pokonać.
Często czuję się wolna za sprawą kilku aspektów: wybaczania w sercu i pielęgnowania wdzięczności do innych, przyrody, Boga. Ważne jest, by być świadomym i w razie konieczności otwartym na pomoc.
Skrajny, ale coraz bardziej powszechny temat związany jest z tragediami ludzkimi – odbieraniem sobie życia. To jest zatrważające. Jeżeli ktoś z czytających zmaga się z kryzysem, to apeluję: zaopiekuj się sobą i swoim wnętrzem. Poszukaj pomocy u specjalisty – to ma sens! Można żyć w zgodzie ze sobą i światem, cieszyć się każdym drobiazgiem.